Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Przed polskimi bankami lata tłuste i nudne

Polskie banki, podobnie jak czeskie i słowackie, czekają dwa, trzy lata łatwego i nudnego ciułania wciąż większych i większych pieniędzy – jeśli oczywiście powolne ożywienie w strefie euro się utrzyma i uniknie ona deflacji oraz recesji. Ciekawie będzie na południu naszego regionu – w Słowenii, Chorwacji, Rumunii, Bułgarii i na Węgrzech. Tam nadejdzie czas na fuzje.
Przed polskimi bankami lata tłuste i nudne

W Słowenii po lokalnym przeglądzie aktywów okazało się, że straty niemal całkowicie pochłonęły kapitały banków. Na zdjęciu Miro Cerar, premier Słowenii (CC-BY-SA Nebojša Tejić / STA)

W ciągu kilku lat, które nastąpiły po kryzysie finansowym, region Europy Środkowej i Wschodniej, postrzegany wcześniej jako całość, wyraźnie rozpadł się na dwie części – północ i południe. Zarówno pod względem sytuacji gospodarczej, jak i przede wszystkim jakości aktywów sektora finansowego.

Pęknięcie w regionie

Wszystkie wskaźniki pokazują dwa całkowicie inne obrazy. Przeciętna rentowność kapitałów (ROE) banków w Polsce, Czechach i na Słowacji wynosiła w 2013 roku 10,8 proc. W badanych przez Deloitte krajach południa regionu, czyli w Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, Słowenii i na Węgrzech wyniosła ona na koniec zeszłego roku minus 8,4 proc. Był to też trzeci rok z rzędu, kiedy sektory w tych krajach notowały nieprzerwane straty, a Deloitte prognozuje, że bieżący rok będzie czwartym z kolei.

Najgorsza sytuacja była w Słowenii, gdzie po lokalnym przeglądzie aktywów w 2013 roku okazało się, że straty niemal całkowicie pochłonęły kapitały banków, a ROE spadł do minus 96,9 proc. Pod koniec zeszłego roku rząd Słowenii powołał spółkę do zarządzania wierzytelnościami bankowymi (Družba za upravljanje terjatev bank, DUTB), czyli „zły bank”, do którego przetransferowano 3,26 mld euro aktywów. Manewr ten spowoduje, że – według prognoz Deloitte – słoweński sektor bankowy na koniec 2014 roku zmniejszy straty do 1,6 proc. w relacji do kapitałów. Z państw południa regionu jedynie w Bułgarii banki miały przez ostatnie lata ROE stabilne, nieco powyżej 5 proc.

Straty banków w krajach południa to efekt złej jakości aktywów. Deloitte zaznacza, że nie są to kredyty gospodarstw domowych, które są stosunkowo dobrze spłacane, lecz złe kredyty udzielone przedsiębiorstwom. W Słowenii, tuż przed transferem aktywów do DUTB, wskaźnik zagrożonych kredytów (NPL) dla firm wyniósł 28 proc. Dla porównania, w Polsce na koniec I półrocza 2014 r. wskaźnik ten wyniósł 10,9 proc. Jeszcze w tym roku w Słowenii zapowiada się kolejne czyszczenie bilansów na około 1 mld euro, co pozwoli temu wskaźnikowi spaść do 20 proc.

– Na północy ustabilizował się poziom kredytów zagrożonych. Na południu przedsiębiorstwa przestały spłacać kredyty. Banki ponoszą tam straty od czterech lat. Powodami są jakość aktywów i koszty ryzyka – powiedział Grzegorz Cimochowski, partner w Deloitte, współautor i redaktor raportu.

Koszty ryzyka w sektorze bankowym państw południa regionu wzrosły w zeszłym roku do rekordowego poziomu 4,0 proc. Stosunkowo najniższe są one na Węgrzech, gdzie wynoszą 1,8 proc. To jednak i tak dwa razy tyle, ile wynosi przeciętna w bankach na północy, a trzy razy tyle, ile na Słowacji, gdzie wynoszą one 0,6 proc. i są najniższe w całym regionie.

Zła jakość aktywów to powód, dla którego banki w krajach południa się delewarują. Od dwóch lat systematycznie spadała tam akcja kredytowa, w zeszłym roku o 4,7 proc. Na północy po wyjątkowo niskim wzroście o 2,2 proc. w 2012 roku, w zeszłym roku podaż kredytów zwiększyła się o 4,3 proc.

Wschód będzie rósł szybciej

Prognozy Deloitte zostały oparte na założeniu, że w strefie euro, mającej kluczowe znacznie dla gospodarek państw regionu, postępuje ożywienie i że będzie ono trwałe, przy utrzymujących się niskich stopach procentowych. Sektor bankowy skorzysta na tym podwójnie – po pierwsze z finansowania wzrostu, który w regionie powinien być skorelowany, lecz silniejszy niż w strefie euro, a po drugie, dzięki wyższym marżom będącym skutkiem wyższych niż w euro stóp w walutach lokalnych.

– Założenia oparliśmy na prognozach Economist Intelligence Unit (EIU), że poprawa gospodarcza w strefie euro będzie postępować. Ożywienie może się cofnąć na kwartał lub dwa, ale będzie trwałe – powiedział Grzegorz Cimochowski.

Drugie założenie jest takie, że prowadzony przez ogólnoeuropejski nadzór bankowy SSM przy Europejskim Banku Centralnym przegląd jakości aktywów (AQR) w blisko 130 największych bankach strefy euro pokaże, iż system bankowy staje się silniejszy i wraca na ścieżkę wzrostu. I trzecie założenie – że konflikt rosyjsko-ukraiński oraz europejskie sankcje i rosyjskie retorsje nie dojdą do etapu, który spowodowałby prawdziwy szok w gospodarkach Zachodu.

Wszystkie trzy założenia są prawdopodobne, zgodne z aktualnymi założeniami innych analityków. Pierwsze z nich coraz silniej poddawane jest już jednak w wątpliwość. Analitycy Deloitte to przyznają, pisząc: „Ryzyko spowodowane kruchością ożywienia w strefie euro i konfliktem na Ukrainie częściowo się zmaterializowało i wpłynęło na rewizję (prognoz) w dół, jednak przewidywania dla regionu pozostają na pozytywnym kursie”.

Scenariusz szokowy

Choć bazowe scenariusze dla strefy euro nadal przewidują niską inflację i słaby wzrost gospodarczy, jednak analitycy coraz silniej akcentują prawdopodobieństwo nastąpienia deflacji. Agencja ratingowa Fitch w specjalnym wrześniowym raporcie podtrzymała scenariusz bazowy, który mówi, iż strefa euro deflacji uniknie, dodała jednak, że jej ryzyko jest znaczące i wciąż rośnie.

Deflacja w strefie euro spowodowałaby spustoszenie. Oznaczałaby osłabienie gospodarki, przejawiające się niskim popytem, dużą luką popytową, wysokim bezrobociem i poziomem zadłużenia oraz słabym wzrostem. Gdy deflacja się zakorzeni, trudno ją odwrócić. A strefa euro może popaść w deflację podobną do tej, która wystąpiła w latach 90. w Japonii. Fitch w „szokowym” scenariuszu przewiduje deflację CPI w wysokości 1 proc. w 2015 i 2016 roku oraz stagnację (0 proc. wzrostu PKB) w ciągu tych dwóch lat. „Rynki wschodzące Europy ze względu na silne powiązania handlowe, inwestycyjne oraz związki sektora bankowego byłyby narażone na największe ryzyko niekorzystnego wpływu” – napisali analitycy Fitch.

Prof. Dariusz Filar, były członek Rady Polityki Pieniężnej, uważa, że do 2004 roku ścieżki wzrostu w Polsce i strefie euro przebiegały odmiennie, jednak od 2004 roku biegną już niemal równolegle.

– Od 2004 roku idziemy równo ze strefą euro. Polska nie ma szans iść inaczej niż wyznacza to europejski strumień – powiedział na seminarium makroekonomicznym zorganizowanym przez Société Générale w Warszawie.

Deloitte uważa, że reguła ta generalnie dotyczy wszystkich rynków w regionie.

– Środkowa Europa będzie rosła szybciej niż UE. Luka zwiększy się do 1,5 punktu procentowego. Polska pozostanie jedną z najszybciej rosnących gospodarek w Unii. Wydaje nam się, że 4,4 proc. wzrostu PKB w 2017 roku jest realne – powiedział Grzegorz Cimochowski.

Jeśli jednak spełniłby się „szokowy” scenariusz i w strefie euro nastąpiłaby dwuletnia stagnacja, to roczny wzrost PKB w Polsce tylko przy bardzo korzystnych warunkach wewnętrznych mógłby przekroczyć 2 proc. Byłby zatem odrobinę wyższy niż w 2012 i 2013 roku. Mogłoby to oznaczać powtórkę tamtych zdarzeń – kolejne uderzenie w jakość bankowych aktywów spowodowane wypadnięciem z rynku słabszych firm i powrotem stopy bezrobocia powyżej 13 proc., wzrost odpisów przy rekordowo niskich tym razem stopach procentowych, silny spadek wyniku odsetkowego, brak popytu na kredyt i wolumenów. Wszystko to spowodowałby znaczące pogorszenie rentowności nawet bardzo silnych polskich banków.

Przy założeniu, że będzie wzrost

Zostawmy na boku czarne prognozy. Deloitte zakłada średnioroczną stopę wzrostu PKB w latach 2013-2016 w Unii na poziomie 1,6 proc., w Europie Środkowej – 2,9 proc., a w Polsce – 3,5 proc. W tej sytuacji akcja kredytowa na północy powinna dalej rosnąć, czyli kontynuować trend zapoczątkowany w tym roku. Deloitte prognozuje dla Polski na ten rok wzrost kredytów dla sektora niefinansowego o 5,5 proc., w przyszłym – o 7 proc., a w 2016 r. – o 7,6 proc. Najsilniejszy wzrost, ale dopiero w latach 2015-2016, o ponad 8 proc. rocznie,, odnotuje segment kredytów mieszkaniowych.

Wzrost akcji kredytowej przy poprawiającej się jakości aktywów i powoli spadających kosztach ryzyka powinien poprawić rentowność banków w Polsce i na Słowacji. W Czechach ROE – obecnie najwyższy w regionie – ulegnie jednak pogorszeniu, a to dlatego, że „wielką trójkę” (ČSOB, Česká spořitelna i Komerčni banka), gromadzącą w sumie ponad 55 proc. aktywów sektora, mocno będzie podgryzać konkurencja, w tym polski mBank.

– W Polsce jest potencjał wzrostu ROE o trochę mniej niż 1 punkt procentowy. Nie ma szans na powrót do 16-17 proc. ROE sprzed kryzysu – powiedział Grzegorz Cimochowski.

Polski rynek – dodajmy – miał na koniec 2013 roku 39 proc. udziału w aktywach sektora bankowego całego regionu, ale aż 51 proc. w zyskach. Polskie banki są bardziej aktywne niż w Czechach czy na Słowacji, dlatego mają wyższy wskaźnik kredytów do depozytów i sprzedają skuteczniej produkty niebankowe, co poprawia ich przychód prowizyjny. Nie są natomiast tak efektywne kosztowo jak banki czeskie, którym przewagę pod tym względem daje skoncentrowana sieć dystrybucji. Mają też wyższe koszty ryzyka. Dlatego ROE banków czeskich – 12,9 proc. – jest wyższy niż polskich.

Fuzje już się skończyły

W konsekwencji w sektorze bankowym krajów północy nie wydarzy się przez najbliższe dwa-trzy lata nic ciekawego. Także na fuzje nie ma już miejsca, przynajmniej w dziesiątce największych polskich banków, tym bardziej, że niechętnie patrzyliby na nie regulatorzy, w tym polska Komisja Nadzoru Finansowego, czemu dawała dotąd wyraz.

– W Polsce, Czechach i na Słowacji nie za bardzo jest miejsce na duże transakcje. Nikt nie chciałby wychodzić z takiego rynku, chyba że jest do tego zmuszony. Polski rynek będzie ostatnim, który duzi inwestorzy opuściliby gdyby byli do tego zmuszeni. Chyba, że mają niewielką pozycję albo mało rentowny biznes – powiedział Grzegorz Cimochowski.

Fuzje w czołówce tabeli polskiego sektora bankowego mogłyby się zdarzyć, gdyby AQR pokazał złą sytuację którejś ze spółek-matek w regionie. Jednak banki przez ostatnie lata pozyskiwały kapitały, uzupełniały je kosztownymi instrumentami hybrydowymi, a ostatnio także zwiększały pokrycie rezerwami.

– Nie spodziewamy się, żeby AQR lub przetasowania w grupie spowodowały ruchy właścicielskie przynajmniej w pierwszej dziesiątce banków w Polsce. Jeśli już, to w mniejszych bankach – mówił Grzegorz Cimochowski.

W latach po kryzysie do największych fuzji doszło właśnie w Polsce, a wliczając „przesunięcie” wewnątrz grupy banku Santander Consumer, właściciela zmieniło ponad 36 mld euro aktywów. W żadnej transakcji nie płacono za nie mniej niż 1,1 razy ich wartości księgowej. W tym roku niemiecki BayernLB (dawniej Bayerische Landesbank) sprzedał MKB bank o aktywach 6.6 mld euro węgierskiemu skarbowi państwa za 0,1 wartości księgowej.

– Faktycznie cena była ujemna, bo BayernLB umorzył zobowiązania MKB – powiedział Mark McRae z Deloitte. – Chętnych do sprzedaży na Węgrzech jest więcej niż do kupna, ale już w przyszłym roku inwestorzy mogą oczekiwać większej stopy zwrotu – dodał.

Okazje na południu

Sytuacja na południu może się jednak zmienić. Na Węgrzech „trzęsienie bilansów” spowodowane narzuceniem przez rząd sztywnego kursu dla rozliczeń kredytów walutowych dobiega końca. Słowenia i Chorwacja zamierzają sprzedawać należące do państwa instytucje po wyczyszczeniu ich bilansów. Oprócz tego w regionie kilka paneuropejskich grup nie osiągnęło wystarczającego dla uzyskania rentowności udziału w rynku. Jedni będą chcieli kolejny bank dokupić, inni zdecydują się wyjść.

Już w przyszłym roku banki na południu regionu wydobędą się z zapaści, a większość z nich powinna stać się rentowna. Deloitte przewiduje, że w 2016 roku średni zwrot z kapitału w południowych krajach regionu wzrośnie do 4 proc. z prognozowanych na ten rok minus 5,7 proc. Dynamika poprawy będzie więc spora. Koszty ryzyka obniżą się do 1,7 proc. Akcja kredytowa wzrośnie w 2016 roku o 2,7 proc., o ile obecnie banki na południu mają 33 proc. aktywów całego regionu, a generują zaledwie 8 proc. zysków, w 2016 roku ich udział w zysku skoczy do 15 proc.

– Największej dynamiki kredytów spodziewamy się tam, gdzie są najniższe rentowności. Na południu banki są mało rentowne. Będą tam fuzje, gdyż perspektywy stają się coraz bardziej przejrzyste – mówi Grzegorz Cimochowski.

Niewykluczone, że oprócz takich państw, jak Słowenia, Chorwacja, czy Węgry cele do przejęcia pojawią się też – poza pierwszą trójką czy piątką banków – w Czechach i na Słowacji. Jeśli tak by się stało, za dwa, trzy lata któryś z graczy mających od 1 do 4 proc. aktywów w sektorze być może mógłby pasować do strategii mBanku. Można też oczekiwać, że aktywnie będzie rozglądał się PKO BP, żeby nasycić swój apetyt na odegranie roli regionalnego championa. Jeśli gospodarka będzie rosła, w Polsce zapowiadają się nudne lata, za to niektóre polskie banki mogą brać udział w interesujących regionalnych rozgrywkach.

OF

W Słowenii po lokalnym przeglądzie aktywów okazało się, że straty niemal całkowicie pochłonęły kapitały banków. Na zdjęciu Miro Cerar, premier Słowenii (CC-BY-SA Nebojša Tejić / STA)

Otwarta licencja


Tagi