Rekapitalizacja banków jest ważniejsza niż pakiet dla Grecji

Wspólna waluta została wprowadzony za wcześnie. Teraz niewielka gospodarczo Grecja może doprowadzić do kryzysu całej strefy euro, a niewielka Słowacja, może popsuć wprowadzenie niezwykle ważnego pakietu naprawczego. Decyzja Słowaków zmusza eurozonę do obejścia własnych zasad – mówi Vladimír Dlouhý, doradca ds. Europy Środkowej i Wschodniej w Goldman Sachs.

Obserwator Finansowy: Jak skomentuje pan decyzję słowackiego parlamentu, który odrzucił przyłączenie się do planu wzmocnienia Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej?

Vladimír Dlouhý: Myślę, że to nie koniec starań o uratowanie strefy euro – zawsze jest czas na decyzje „last-minute”. Różnię się w kwestii oceny „projektu euro” z Jackiem Rostowskim. Jestem przekonany, że wspólna waluta została wprowadzony zbyt wcześnie. I teraz mamy sytuację, gdy niewielka gospodarczo Grecja może doprowadzić do kryzysu systemowego całej strefy euro. A niewielka Słowacja, może popsuć wprowadzenie niezwykle ważnego pakietu naprawczego. Taka decyzja Słowaków doprowadza strefę euro do obejścia swoich zasad. Bo według nich pakiet ratujący Grecję musi być wprowadzony jednogłośnie. Oczywiście w krótkiej perspektywie czasowej to nadzwyczajne rozwiązanie zadziała, jednak zarazem będzie one dowodem, że coś jest nie w porządku projektem wspólnej waluty. [Słowackie partie osiągnęły w środę (już po tej rozmowie) porozumienie w sprawie ratyfikacji reformy EFSF – przyp. red.]

Eksperci mówią o nowej fali kryzysu, zwracają uwagę, że o ile w 2008 roku kryzys był homogeniczny teraz należy uwzględnić specyfikę poszczególnych krajów. Jak pan to postrzega?

Jeśli mówimy o strefie euro to chodzi o potrzebę stabilizacji, co będzie wymagało wspólnego wysiłku. Jeśli mówimy o krajach Europy Środkowej i Wschodniej, to zgodzę się, że stoimy głównie przed zagrożeniem wpadnięcia w recesję. Recesję, która będzie głęboka, i która nadejdzie relatywnie szybko po pierwszej fali spowolnienia gospodarczego z lat 2008-2009. To obecnie największe zagrożenie. Ci, którzy interesują się historią gospodarczą Europy, nie mogą zapomnieć o wielkiej depresji, która także dotknęła nasz kontynent. Nie była tak gwałtowna jak w USA, jednak szczególnie dawała się odczuć w latach 1931-32. Potem nastąpiło powolne odbicie, które trwało do 1937 roku, gdy znowu nastąpiło załamanie. Wykres wzrostu gospodarczego przypominał zatem literę „W” i teraz grozi nam podobny scenariusz.

Oczywiście istnieją różnice pomiędzy krajami regionu, które powodują, że powinno zastosować się rożną politykę w gospodarczą wobec nich. Co trzeba podkreślić kraje takie jak Czechy i Polska są dosyć podobne. Polska może się pochwalić dość dużym wzrostem, jednak w mojej opinii, jest narażona na większe ryzyko makroekonomiczne – w sferze deficytu i zadłużenia. Po drugie Polska w sposób mniej lub bardziej otwarty subsydiuje niektóre grupy społeczne – rolników, górników itd. Jednocześnie Czechy są pod względem makroekonomii bardziej stabilne niż Polska, jednak wykazują relatywnie niski wzrost, co jest najważniejszą kwestią nie tylko ekonomiczną, ale też polityczną. Polska ma jeszcze tę zaletę, że występuje tu silny popyt wewnętrzny, a przyspieszenie czeskiego wzrostu gospodarczego zależy w większej mierze od wzrostu eksportu, głownie do Niemiec i innych krajów eurozony.

Polska wciąż przedstawiana jest jako zielona wyspa – jest się czym chwalić?

Zazdroszczę Polsce tego tempa wzrostu, jednak cały czas ostrzegam przed ryzykiem makroekonomicznym. Czechy również były chwalone w podobny sposób w pierwszej połowie lat 90., jednak i nam przytrafiły się poważne problemy gospodarcze w latach 1997-98. Byliśmy zbyt dumni z naszych osiągnięć. Dlatego ja bym nie okazywał tak otwarcie zadowolenia z sytuacji gospodarczej będąc w sytuacji polskich polityków.

Mówi pan o groźbie kryzysu – recesji w Europie Środkowej. W jaki sposób miałaby ona uderzyć w kraje regionu?

Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Każdy ekonomista wypowiadając się w mediach powinien podkreślać, że istnieje szansa na uniknięcie recesji. Najtrudniejszy scenariusz to sytuacja rozpadu strefy euro, jednak to również nie będzie oznaczać, przewidywanej przez niektórych, katastrofy. Jednak również mniej głęboka recesja może mieć negatywny wpływ na takie kraje jak Czechy czy Polska. Miejmy więc nadzieję, że eurozona zostanie ustabilizowana, nawet w poprzez przyjęcie jakiegoś najprostszego programu. Musi on pojawić się w ciągu kilku kolejnych tygodni, a wynikające z niego następstwa finansowe w ciągu kolejnych miesięcy. Jeśli tak się nie stanie musimy być gotowi na recesję.

Czy potrzebne jest dokapitalizowanie zagrożonych banków europejskich?

Pomimo wątpliwości natury moralnej oraz wyrażanego przez europejską opinię publiczną niezadowolenia uważam, że jest to absolutnie konieczne by uniknąć kryzysu. Sytuacja jest bardzo napięta. Proszę zobaczyć, co stało się w ciągu ostatniego tygodnia – najpierw DEXIA, która ogłosiła, de facto, upadek, a potem Erste, który wczoraj poinformował ogromnych stratach w roku 2011 r. A to dopiero dwa niewielkie elementy układanki. Dlatego rekapitalizajca banków jest obecnie najważniejsza – ważniejsza niż ogólny pakiet stabilizujący eurozonę i ratujący Grecję mimo, że te wszystkie sprawy są ściśle połączone ze sobą.

To chyba nie tylko kwestia strefy euro. Szef Bank of England również ostatnio wpompował do gospodarki pakiet 75 mld funtów.

W dzisiejszym czasie systemy finansów są tak zglobalizowane, że problemy strefy euro odbijają się na sytuacji w Wielkiej Brytanii, USA, czy Japonii. Zgodzę się, ze znajdujemy się w najtrudniejszym momencie od zakończenia II wojny światowej.

Jakie decyzje są nieodzowne?

Po pierwsze konieczne jest ustalenie, że Grecja jest niewypłacalna, a EU musi jej pomoc w odzyskaniu płynności. Podobnie jak pozostałym krajom, które mają takie problemy przez akcję kredytową. Druga sprawa to rekapitalizacja banków. Konieczne jest dalsze wzmocnienie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej i zaopatrzenie go w odpowiednie fundusze. Mówię tu o sumie nawet biliona euro. Następnie należy wypracować mechanizmy zapobiegające rozprzestrzenianiu się kryzysu. Kolejne punkty dotyczą zapewnienia konkurencyjności Europie. Wydaje się, że w dyskusji na temat: co robić zarówno ekonomiści jak i politycy zmierzają do osiągnięcia minimalnej decyzyjnej masy krytycznej, która zadziała. Nie jest więc tak, że nie wiemy co robić.

Czy zostanie to zaakceptowane przez opinię publiczną?  Mowa jest przecież o pieniądzach europejskich podatników.

Bądźmy szczerzy – muszą to zaakceptować głownie Niemcy, którzy za to zapłacą.

A Francja?

Francja jest jednym z najważniejszych krajów eurozony, jednak z drugiej strony jej stabilność finansowa również stoi pod znakiem zapytania. Suma, o której mówimy jest tak wielka, że nawet Niemcy mogą mieć do czynienia z obniżeniem swojego ratingu stabilności finansowej.

W dyskusji z Josephem Stiglitzem podkreślał pan, że relatywny sukces krajów Europy Środkowej w czasie kryzysu, to nie tylko efekt ich przystąpienia do UE. Jakim innym czynnikom go jeszcze zawdzięczają?

Wielu ekonomistów wieszczyło, że w 2008 roku nasze gospodarki powinny runąć, jednak tak się nie stało. Stiglitz podkreślił, że nasza transformacja odniosła pozytywny skutek, jednak nie zgodzę się z nim, że wynikało to tylko z pozytywnego wpływu EU na nasze kraje. Uważam, że wielką rolę odegrała nasza środkowoeuropejska tożsamość, która odróżniała nas bardzo od Rosji i innych krajów byłego ZSRR, a wytworzyła się ona w toku z historii.

Szczególnie widać to na przykładzie Czech, które do początku XX wieku były częścią Imperium Habsburgów zapewniającego industrializację, rozwój kapitału ludzkiego itp. Bardzo pomogły nam nasze tradycje demokratyczne oraz skłonność do makroekonomicznej dyscypliny. W Czechach widać to było nawet w czasach komunistycznych, nasi planiści byli najrozsądniejsi w całym bloku wschodnim. Krajom Europy Środkowej zdecydowanie bliżej tradycji gospodarczej Niemiec, Austrii czy Holandii niż Włochom, Hiszpanom czy Grekom.

Rozmawiali Sebastian Durrmeyer, Jakub Biernat

Vladimír Dlouhý jest doradcą ds. Europy Środkowej i Wschodniej w Goldman Sachs. W latach 1989-92 był ministrem gospodarki Czechosłowacji, od 1992 do 1997 r. ministrem przemysłu handlu Czech.

Wywiad został przeprowadzony podczas Forum 2000 w Pradze.

Otwarta licencja


Tagi