Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Sieci lokalnych banków lepiej służą firmom

Nie ma już naprawdę globalnych banków, a ich sieci - wielkie do kryzysu - coraz bardziej się kurczą. Dlatego dla finansowania handlu i inwestycji zagranicznych polskich firm, bardziej efektywne mogą być powiązania pomiędzy bankami działającymi lokalnie w różnych krajach – mówi Radosław Ptaszek, dyrektor Departamentu Bankowości Zagranicznej i Instytucjonalnej w PKO BP.
Sieci lokalnych banków lepiej służą firmom

Radosław Ptaszek, PKO BP

ObserwatorFinansowy.pl: Polskie firmy prowadzące zagraniczną ekspansję skarżą się, że nasze banki mało je w tym wspierają, a przynajmniej nie tak, jak by mogły. Wspierają czy nie?

Radosław Ptaszek: Zaczynają to robić. Polskie firmy stają się coraz bardziej międzynarodowe, a PKO Bank Polski podąża za nimi na te rynki, na których potrzebują one wsparcia. W niedługim czasie chcemy też stać się krajowym liderem pod względem wartości rozliczeń dewizowych. W naszej działalności zagranicznej kamieniem milowym było przejęcie Nordea Bank Polska i związanych z tym dużych kompetencji w dziedzinie handlu zagranicznego oraz bankowości korespondencyjnej.

Banki mające swoje zagraniczne matki twierdzą, że one będą robiły to lepiej, bo korzystają z globalnych sieci grupy.

Po upadku Lehman Brothers nie ma już banków naprawdę globalnych. Wielkie banki koncentrują się na największych, najbardziej dochodowych rynkach. Czasy, kiedy klient takiego banku mógł liczyć na obsługę w każdym kraju, do którego się wybierał, już dawno minął. Poza tym w wielu sprawach banki z Polski muszą aplikować do centrali, gdyż na przykład limity kredytowe czy limity na ryzyko banków zagranicznych jest scentralizowane. Od pewnego limitu bank zagraniczny nie może podejmować lokalnie decyzji. To są bardzo dobre banki, ale w takich przypadkach skala ma swoje minusy, gdyż podejmowanie decyzji może trwać naprawdę długo. W tak dużym banku jak nasz, ale lokalnym, decyzja wędruje najwyżej pomiędzy kilkoma piętrami, więc odpowiedź na potrzeby klientów jest szybsza.

Czy może się okazać, że firma mająca świetny pomysł biznesowy, ale w niezbyt bezpiecznym kraju nie dostanie finansowania?

Oczywiście. Zdarza się, że pomimo biznesowo dobrej jakości transakcji nie możemy jej sfinansować, bo nie mamy wystarczających limitów na taką ekspozycję. To nie są tylko decyzje biznesowe, ale również ostrożnościowe. Może się zdarzyć, że ryzyko danego kraju czy banku jest za wysokie i nie jesteśmy w stanie go zaaprobować. Relacje z bankami zagranicznymi i rozwinięta bankowość korespondencyjna sprzyjają jednak lepszemu szacowaniu ryzyka, bo jeśli lepiej znamy bank, jego działalność, jego wyniki, od lat z nim współpracujemy, to łatwiej jest ustalić limity. Te relacje mamy dziś solidnie rozwinięte – prawie 200 banków z całego świata rozlicza się przez nas w Polsce.

Zagraniczne banki nie mają żadnych przewag?

Międzynarodowe banki, tak samo jak PKO Bank Polski, muszą korzystać z lokalnych poddostawców. W sumie droga jest taka sama jak ta, którą my idziemy, a usługi które oferujemy, nie różnią się istotnie od tych oferowanych przez banki zagraniczne, które teraz mają swoje oddziały już tylko w kilku, kilkunastu krajach.

To znaczy?

Zawieramy porozumienia z lokalnymi bankami za granicą. Równocześnie, co jest bardzo istotne, w ten sposób nie konkurujemy z nimi. A to jest dla nich bardzo silnym argumentem. Działamy lokalnie i dlatego nie jesteśmy postrzegani jako konkurent w walce o udziały rynkowe w innych niż Polska krajach – to pomaga. Staramy się aby mieć porozumienia z ważnymi lokalnymi bankami, dotyczące poszczególnego kraju lub całego regionu, w których są one mocne.

Jak dobiera się banki-korespondentów?

Preferujemy banki lokalne, jednak są takie rynki, na ktorych banki lokalne są bardzo małe, albo trudno jest oszacować ich ryzyko. Wtedy staramy się wykorzystywać porozumienia regionalne, międzynarodowe, obejmujące banki specjalizujące się w pewnych regionach. W krajach rozwiniętych, jak Japonia, Australia, Kanada, współpracujemy z bankami lokalnymi. W Japonii trzy tamtejsze największe banki robią interesy z nami. Natomiast gdy mamy do czynienia z kwestią wsparcia naszego klienta, np. w Laosie, to prawdopodobnie skorzystamy z banku, który specjalizuje się w obsłudze całych Indochin. Mamy ustalone limity ryzyka na poszczególne kraje. A potem na banki i dalej na różnego typu transakcje, gdyż z bankami możemy robić różnego rodzaju interesy, od wymiany walutowej poprzez płatności. Liczymy więc, ile możemy mieć zaangażowania w transakcjach z danym krajem czy z danym bankiem.

Co dostaje klient, który chce na przykład rozpocząć operacje w Wietnamie?

Naszego klienta polecamy regionalnemu lub lokalnemu bankowi. Dzięki temu nie jest już dla niego pierwszym lepszym klientem z ulicy. Może być obsługiwany na preferencyjnych zasadach, dostaje obsługę sprawdzonego przez nas banku i ma nasze referencje.

Może rozliczać się w każdym kraju?

Jeżeli chodzi o płatności, żaden bank globalny nie ma istotnej przewagi nad nami, gdyż operujemy bezpośrednio w 20 najważniejszych walutach i jesteśmy w stanie błyskawicznie rozliczyć płatność do każdego i z każdego kraju na świecie. Żaden bank globalny nie byłby w stanie tego zrobić szybciej.

Do tego potrzebna jest infrastruktura. Jak ona wygląda?

Potrzebna jest sieć banków-korespondentów. Jeżeli oferujemy naszym klientom rozliczenia w 20 walutach, to znaczy, że musimy w tych walutach za granicą utrzymywać nasze rachunki nostro. Założenie rachunku nostro u korespondenta to bardzo długotrwały i skomplikowany proces, jest obudowany siecią umów na różne wypadki, dotyczące terminów realizacji i ceny, ciągle się je renegocjuje. Żeby przez rachunek dokonać wymiany walut, musimy go zasilić, więc nasz departament skarbu musi na przykład sprzedać dolary, kupić jeny i je tam przekazać. Musimy mieć z bankiem, który prowadzi nasz rachunek nostro, umowę na temat tego, jak płatności będę przechodzić, jak szybko, po jakiej cenie.

Chodzi więc o to, żeby nasz klient mógł się rozliczyć w danej walucie jak najszybciej i jak najtaniej. Musimy mieć sieć rachunków i międzynarodowych porozumień clearingowych, żeby nasze płatności sprawnie przechodziły, ale musimy też przewidzieć, ile waluty w danym dniu potrzebujemy, żeby nasze płatności zostały tam zrealizowane. Trzeba przewidzieć, gdzie należy sprzedać dewizy, gdyż mamy ich za dużo, a gdzie trzeba ulokować. Chodzi w końcu też o to, żebyśmy nasze środki za granicą trzymali w bankach pewnych.

A sama technologia płatności?

To głównie system SWIFT, w ramach którego można wybrać różne banki clearingowe, rożne banki – pośredników, co w gruncie rzeczy jest bardzo skomplikowanym działaniem i wymaga optymalizacji pod względem szybkości, kosztów dla klienta i dla banku. Część przelewów realizowana jest automatycznie, ale są też takie, które wymagają ludzkiej interwencji, nie wszystko da się zautomatyzować.

Dużo jest pomyłek? Pieniądze idą nie tam, gdzie trzeba?

Problemem jest nie tyle błędne dostarczanie środków, co wstrzymanie płatności do czasu wyjaśnienia. Częstym błędem jest podanie złych danych klienta, pomylona cyfra lub jakiś znak. Wszystko to trzeba ręcznie poprawiać, dlatego ważne jest żeby transakcje przechodziły automatycznie, gdyż każda ingerencja człowieka je spowalnia. Przykładowo, w naszym banku 98,5 proc. rozliczeń dolarowych przechodzi automatycznie, za co nieustannie od czterech lat jesteśmy nagradzani przez czołowy bank amerykański – JP Morgan. W wielu bankach odsetek rozliczeń zagranicznych gdzie konieczna jest ingerencja człowieka sięga kilkunastu procent.

Jakie widzi pan teraz najważniejsze kierunki ekspansji polskich firm?

Większość biznesu to oczywiście Unia Europejska, zgodnie ze statystykami naszego handlu zagranicznego. Natomiast widzimy rosnące zainteresowanie krajami Zatoki Perskiej, Iranem – w związku z szansą na zniesienie sankcji, krajami środka Afryki, wobec których 2015 rok przyniósł ogromny wzrost zainteresowania. I oczywiście Azja, nie tylko Chiny, które są ogromnym rynkiem, ale również Indie, Pakistan, właściwie cała Azja Środkowa i Daleki Wschód. Jedynie w Ameryce Południowej polskie firmy są stosunkowo mało aktywne, czego powodem w ostatnim czasie jest m.in. recesja w Brazylii. Biznes działa oczywiście w obie strony, obsługujemy zagraniczne firmy polecane nam przez zagraniczne, współpracujące z nami banki.

Skąd najwięcej?

Dzięki przejęciu Nordei specjalizujemy się w obsłudze klientów skandynawskich i jesteśmy czołowym bankiem w rozliczaniu biznesu koreańskiego, a większość firm stamtąd jest w naszym portfelu.

Po co PKO Bankowi Polskiemu oddział we Frankfurcie nad Menem?

Jest to oddział typowo korporacyjny. Nie widzimy powodu, żeby dobre polskie firmy – spośród których wiele jest aktywnych w Niemczech, ma tam swoje oddziały – były tam obsługiwane przez banki niemieckie, które czasem mogłyby je traktować lepiej. Często firma jest świetna, polskie banki biją się o nią, a tam traktowana jest jak zwykły klient. Znamy je i jesteśmy w stanie o wiele lepiej oszacować ich ryzyko niż jakikolwiek tamtejszy bank, a dzięki temu wspomóc je tam we wszystkim, od rozliczeń, poprzez finansowanie ich działalności. W pierwszej kolejności skupiamy się na dużych firmach, ale w miarę rozwoju modelu będziemy sięgać też po mniejsze. Rozważamy również jeszcze inne lokalizacje podobnych oddziałów, jest to przedmiotem analiz zarządu.

Firmy zgadzają się generalnie z tym, że płatności, eksport czy import banki sprawnie już finansują. Prawdziwy problem zaczyna się, gdy zaczynają rozmawiać o inwestycjach.

Finansujemy firmy lokalnie, w Polsce. Natomiast jeśli potrzebne jest finansowanie za granicą, robią to banki, z którymi mamy porozumienia. Polecamy naszych klientów bankom lokalnym, które są w stanie na miejscu ocenić ryzyko firmy.

Czyli firmy mają rację – bank przekazuje ją lokalnemu partnerowi za granicą i ma kłopot z głowy…

Podjęcie współpracy z lokalnym bankiem to tylko pierwszy krok. Jeśli natomiast potrzeba dalszego wsparcia, to robimy wszystko co w naszej mocy, aby takiej firmie pomóc. Na przykład firma może starać się o lokalne finansowanie na bazie naszej gwarancji. Jesteśmy w stanie dać zabezpieczenia bankowi zagranicznemu, który współpracuje z naszym dobrym klientem. Oczywiście każdy przypadek jest rozpatrywany osobno. Trzeba zważyć ryzyko klienta i krajowe, i zagraniczne.

Potrzebuję miliona dolarów na inwestycję w szwalnię pluszaków w Wietnamie…

Oczywiście, jeśli reprezentuje pan normalną, solidną firmę…

Wątpi pan?

Jeśli to jest nasz dobry klient, mający historię współpracy i chce zacząć biznes, powiedzmy w Wietnamie, mówimy mu, że mamy tam bank współpracujący, z którym go skontaktujemy i będą razem działać. Jeżeli ten bank uzna, że to jednak jest dla niego nowy klient i trudno mu przyjąć takie ryzyko, to pod aktywa naszego klienta w Polsce możemy wystawić jakąś formę zabezpieczenia akceptowalną dla banku zagranicznego, gdyż mamy już ocenione ryzyko takiego klienta. Lokalny bank, żeby przyjąć jakąkolwiek formę zabezpieczenia z naszej strony, musi mieć limit na nasze ryzyko, czyli akceptować ryzyko polskiego banku.

To bariera?

Nie przypominam sobie, aby w ostatnim czasie zdarzyła się sytuacja, żeby tamtejszy bank poprosił o inne jeszcze formy zabezpieczenia. Gdy dochodzi do zabezpieczenia jakie możemy dać, czyli np. gwarancji, akredytywy czy poręczenia, bank lokalny nie przyjmuje ryzyka klienta z Polski, tylko ryzyko PKO Banku Polskiego jako gwaranta. Jest ono lepsze niż jakiegokolwiek klienta. PKO Bank Polski jest bankiem o najwyższym ratingu w Polsce, w związku z tym nasza wiarygodność jest niepodważalna i jest to akceptowane przez banki na całym świecie.

Rozmawiał Jacek Ramotowski

Radosław Ptaszek, PKO BP

Otwarta licencja


Tagi