Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Szef Bundesbanku ma niemały kłopot

Zarząd niemieckiego Bundesbanku chce zdymisjonować jednego ze swoich członków – taką precedensową decyzję podjęły w czwartek władze niemieckiego banku centralnego pod naciskiem  opinii publicznej i kanclerz Angeli Merkel. Natychmiast pojawiły się zarzuty o uleganie przez zarząd BB presji polityków. Sprawa podkopuje też pozycję szefa Bundesbanku, Axela Webera, który był dotąd pewnym kandydatem na kolejnego prezesa Europejskiego Banku Centralnego.

Na oficjalnym zdjęciu zarządu Bundesbanku widać sześciu dżentelmenów, z których pięciu jest bardzo do siebie podobnych.  Mają ciemnografitowe garnitury, białe koszule i uśmiechnięte twarze. Jeden z nich wygląda jednak inaczej: ma brązowy garnitur, niebieską koszulę i jest smutny. To Thilo Sarrazin – człowiek, który wywołał jeden z większych politycznych skandali w świecie europejskich finansów. W czwartek 2 września pięciu jego kolegów jednomyślne zdecydowało, że poproszą prezydenta RFN Christiana Wulffa o jego dymisję.

Thilo Sarrazin trafił do zarządu Bundesbanku w maju 2009 r. i miał pracować w nim jeszcze cztery lata. Wcześniej był socjaldemokratycznym senatorem ds. finansów Berlina, a we władzach centralnego banku RFN znalazł się dzięki poparciu SPD. Już od samego początku było widać, że Sarrazin nie jest typowym bankierem.

– Duża grupa Arabów i Turków nie pełni poza handlem warzywami i owocami żadnej produktywnej funkcji. Zapewne też nie zmieni się to w przyszłości – mówił rok temu w jednym z wywiadów. Również wtedy przekonywał, że „Turcy chcą w ten sam sposób zdobyć Niemcy, w jaki Kosowarzy zdobyli  Kosowo – poprzez wyższy wskaźnik urodzin”. Te wypowiedzi sprawiły, że szef Bundesbanku  prof. Axel Weber chciał po cichu pozbyć się kłopotliwego współpracownika. W październiku 2009 r. pozbawił go części kompetencji, m.in. tych dotyczących polityki pieniężnej, licząc, że Sarrazin odejdzie ze stanowiska. Nie tylko tak się nie stało, ale Sarrazin zyskał więcej czasu, by dokończyć prace nad swoją książką, która okazała się prawdziwą bombą.

„Niemcy same siebie likwidują” („Deutschland schafft sich ab“) –  ta książka Theo Sarrazina jest dziś w Niemczech bestsellerem i najważniejszym tematem debaty publicznej. Autor w sposób totalny krytykuje niemiecką politykę imigracyjną oraz dowodzi, że emigranci z Afryki, Bliskiego i Środkowego Wschodu tylko szkodzą Niemcom. – Oni są gorzej wykształceni, ale rozmnażają się szybciej. W ten sposób przeciętne IQ w Niemczech się obniża – uważa Sarrazin. Przy pomocy licznych liczb i wykresów przekonuje, że pożytki z napływu muzułmanów są znacznie mniejsze niż jego koszty. Inaczej niż Polacy czy inni Europejczycy ze wschodu, Turcy i Arabowie nie integrują się z Niemcami i żyją w swoich „równoległych społeczeństwach”, i do tego często na koszt niemieckiego podatnika.

Te tezy wywołały burzę już pod koniec sierpnia, kiedy gazety opublikowały fragmenty dzieła Sarrazina. W dzień oficjalnej premiery 30.08. w Berlinie nie można było dostać tej książki. Jednak  promując książkę, autor poszedł jeszcze dalej. W niedzielę w wywiadzie dla „Welt am Sonntag” stwierdził, że „Żydzi dzielą ten sam określony gen” (w środę tłumaczył już, że niewłaściwie się wyraził). Krytyka jego tez zamieniła się w oburzenie, a na linii frontu znalazł się także Bundesbank.

„Jestem pewna, że sprawą zajmie się zarząd Bundesbanku” – powiedziała Angela Merkel. Jej wystąpienie było jedną z serii wypowiedzi niemieckich prominentnych polityków niemieckich, którzy zaczęli żądać wyciągnięcia konsekwencji wobec osoby, która „podsyca rasizm i antysemityzm”. Rozwiązywanie sprawy Sarrazina wprawiło w duże zakłopotanie władze niemieckiego banku centralnego.

„W wypełnianiu swoich zadań Bundesbank jest niezależny od wskazówek rządu federalnego” – zapisano w ustawie o niemieckim banku federalnym. Kiedy w poniedziałek na pilnie zwołanym posiedzenia Zarządu jego członkowie „zdecydowanie zdystansowali się od dyskryminujących wypowiedzi dr. Thilo Sarrazina” i zapowiedzieli dalsze kroki, spotkali się nie tylko z pochwałami.

„Wystarczy, że wodzowie klasy politycznej zagwiżdżą, a pan Weber i jego koledzy z zarządu już maszerują” – krytykował w „Bild-Zeitung” konserwatywno-narodowy poseł do Bundestagu Peter Gauweiler z bawarskiej CSU. Pospieszne działania szefów Bundesbanku nie podobały się także niektórym ekonomistom, którzy zaczęli wyrażać obawy o neutralność Bundesbanku. W przeszłości niemieccy politycy wywierali już bowiem nieraz presję na bank centralny, m.in. w sprawie sprzedaży zapasów złota, ale do tej pory bezskutecznie. Jeszcze na początku tygodnia wydawało się, że podobnie może być i teraz. Jednak tym razem determinacja Axla Webera sprawiła, że również pozostali członkowie zarządu Bundesbanku zdecydowali się na to, by rozstać się w Sarrazinem.

Axel Weber jest tą osobą, która na sprawie Sarrazina może stracić najwięcej. Do niedawna szef Bundesbanku uchodził za przyszłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego. W październiku 2011 r. kończy się kadencja Jeana-Claude’a Tricheta i władze w Berlinie od dawna sygnalizowały, że chcą, by nowym szefem EBC został Niemiec. M.in. z tego powodu Angela Merkel nie zabiegała w ostatnim czasie o wpływowe stanowiska w innych instytucjach UE. Zresztą sam Weber po sześciu latach szefowania niemieckiemu bankowi centralnemu ma ambicje, by ubiegać się o ośmioletnią kadencję szefa EBC.

Jednak w ostatnich dniach marzenia Axela Webera zostały wystawione na ciężką próbę. Ani pozostawienie Sarrazina na stanowisku, ani jego dymisja nie pomogą w ich realizacji. W środowym europejskim wydaniu „The Wall Street Journal” pisano, że poza Niemcami sprawa Sarrazina może przywoływać wspomnienia o związkach niemieckiego banku centralnego z erą nazistowską. „Mimo że Bundesbank nie istniał przed 1958 r., to jego pierwszy szef oraz duża część jego początkowego kierownictwa byli członkami partii narodowosocjalistycznej”  –  pisał autor WSJ.

Te nieprzyjemne dla Webera i kierowanej przez niego instytucji skojarzenia mogły być bardziej groźne niż ewentualna krytyka działania na polityczne zamówienie. Pytany w czwartek o przypadek Sarrazina, Jean-Claude Trichet deklarował, że ma „pełne zaufanie do Bundesbanku”, ale mówił też, że „jako obywatel uznaje te wypowiedzi za oburzające”. Axel Weber musiał więc działać zdecydowanie, by ograniczyć straty wywołane skandalem. Tym bardziej, że coraz częściej w mediach zaczęły pojawiać się zarzuty, że szef Bundesbanku jest słabym liderem.

Jeszcze przed skandalem związanym z Sarrazinem pozycję prezesa Webera osłabiały jego własne wystąpienia publiczne. W maju, zaraz po decyzji Rady Prezesów EBC o kupowaniu obligacji rządowych w celu uspokojenia rynków, Axel Weber publicznie skrytykował decyzję gremium, do którego sam należy. Wywołało to spore poruszenie we Frankfurcie. W sierpniu Weber znowu złamał zasady obowiązujące szefów europejskich banków centralnych. W  wywiadzie dla telewizji Bloomberg  zapowiedział, że EBC przedłuży swoje nadzwyczajne działania dotyczące zapewnienia płynności banków. Ta wypowiedź nie tylko wbrew regułom wyprzedzała ogłoszone dopiero 2 września decyzje EBC, ale też wywołała spekulacje, czy Weber nie stał się zwolennikiem bardziej „luźnej” polityki pieniężnej.

„Zachowywać dyplomatycznie powinni się ci, którzy pracują w korpusie dyplomatycznym. To nie jest cecha tak ważna dla banku centralnego” – tłumaczył Weber w Bloombergu. Tym samym dodatkowo wystawiał się na krytykę. Podstawową zasadą działania Rady Prezesów EBC, do której należą szefowie 16 banków centralnych strefy euro oraz zarząd EBC, jest podejmowanie decyzji jednogłośnie lub budowanie konsensusu. „Dziś Weber nadal jest faworytem na szefa EBC, ale nie jest już tak silny jak kilka miesięcy temu. Jego szansę oceniam od 80 do 90 proc.” – komentował ostatnio  w WSJ prof. Stefan Gerlach z uniwersytetu we Frankfurcie nad Menem.

W kontekście schedy po Trichecie coraz częściej pojawia się nazwisko szefa włoskiego banku centralnego Mario Draghi, któremu międzynarodowe media nie poświęcały ostatnio wiele czasu i miejsca. „Draghi wygląda na kogoś, kto stoi gotowy, aż będzie potrzebny. Tymczasem Weber wyraźnie o coś zabiega i stale znajduje się pod reflektorami opinii publicznej” – z zaniepokojeniem opisał sytuację szefa Bundesbanku i jego kłopoty niemiecki „Handelsblatt”.

Co gorsza dla Webera sprawa Sarrazina może nie skończyć się tak szybko. Co prawda członkowie zarządu Bundesbanku mogą być pewni, że prezydent Chistian Wulff zgodzi się z ich wnioskiem. Jednak jest prawdopodobne, że sam zainteresowany nie uzna tej decyzji i zwróci się do sądu administracyjnego. A zdaniem niektórych prawników dotychczasowe wypowiedzi publiczne nie dają podstawy do zwolnienia ze stanowiska we władzach Bundesbanku. Wówczas Thilllo Sarrazin mógłby nadal formalnie być członkiem zarządu niemieckiego banku centralnego i publicznie bronić swoich tez. Dla Axela Webera oznaczałoby to, że może ucierpieć jego reputacja jako człowieka, który skutecznie rozwiązuje najtrudniejsze problemy.

Andrzej Godlewski jest publicystą dziennika „Polska The Times”.

Otwarta licencja


Tagi