Autor: Krzysztof Bień

Departament Analiz Ekonomicznych NBP.

Trzeba pytać o właścicieli, chociaż polskie banki są w dobrej formie

Polskie banki są w dobrej kondycji, ograniczone zostało ryzyko związane z kredytami walutowymi, ale kryzys w strefie euro może rykoszetem uderzyć w instytucje na polskim rynku. Jakie mogą być konsekwencje dla bankowości detalicznej w krajach goszczących – o tym dyskutowano na Kongresie Bankowości Detalicznej.
Trzeba pytać o właścicieli, chociaż polskie banki są w dobrej formie

Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, który prowadził dyskusję. (Fot. PAP)

W debacie udział wzięli: profesor Małgorzata Zaleska, członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, Andrzej Jakubiak, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, Włodzimierz Kiciński, prezes Nordea Bank Polska, Krzysztof Markowski, prezes Biura Informacji Kredytowej, Mateusz Morawiecki, prezes banku BZ WBK, profesor Andrzej Sławiński, dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP. Dyskusję moderował Zbigniew Jagiełło, prezes Banku PKO BP. Spotkanie odbyło się 10 listopada.

Zbigniew Jagiełło: Polska jeśli chodzi o banki jest krajem goszczącym. W ostatnich dniach opublikowanych zostało kilka artykułów, wskazujących na to co właściciele domów chcą zrobić z gośćmi. Jedna z koncepcji jest taka, żeby gości udomowić. Jak sytuacja krajów goszczących jakim jest Polska jest obserwowana z pozycji Narodowego Banku Polskiego?

Małgorzata Zaleska: Warto po pierwsze powiedzieć, że dotychczas w tych trudnych czasach polski sektor bankowy wychodzi obronną ręką. Jest rentowny, dokapitalizowany i generalnie płynny. Nic nie jest jednak dane raz na zawsze, Polska nie jest wyspą, jest integralną częścią Europy. I to, co dzieje się i będzie się działo w Europie będzie miało wpływ na warunki prowadzenia działalności bankowej w naszym kraju. Z pewnością będą dwa kanały wpływania kryzysu w Europie na polską gospodarkę, kanał handlowy i kanał finansowy.

MZaleska - 214x180 Chciałbym skupić się na tym drugim. W dotychczasowej dyskusji na temat  przyszłości sektora bankowego decydenci doszli do konkluzji, że należy wzmocnić  jego bezpieczeństwo. Wiąże się to z kształtowaniem nowych regulacji, w tym  także tych o charakterze kapitałowym. Banki działające w Polsce nie  powinny  mieć większych problemów ze spełnieniem nowych wymogów. Nie  znaczy to  jednak, że nie odbiją się one rykoszetem na polskim bankowym.  Niektóre matki  banków działających w Polsce uznane zostały jako  banki ważne systemowo, a także zostały zaklasyfikowane do tych, które powinny się dokapitalizować.

Niektóre działające w Polsce banki-córki zostały już wystawione na sprzedaż. Oznacza to, że rozpoczął się okres szukania kapitałów, co będzie wyzwaniem dla polskiego sektora bankowego. Ważna będzie jakość pozyskanego kapitału. Warto zastanowić się i wrócić do dyskusji, jaki to powinien być kapitał. Po raz kolejny dobrze byłoby odbyć dyskusję, jaki w tym kontekście powinien być udział kapitału polskiego w polskim sektorze bankowym.

Chciałabym przy okazji zwrócić uwagę na ważny element zmienności sytuacji, prowadzącej do niepewności w sektorze bankowym. Można mówić nawet o bańce psychologicznej. Ta zmienność i niepewność już odbija się na polskim sektorze bankowym. Niepewność ta może stanowić określoną, nazwijmy to, mieszankę wybuchową. Jednym z ważniejszych wyzwań w tej chwili jest nie dopuszczenie do dalszego rozchwiania nastrojów w sektorze bankowym.

Zbigniew Jagiełło: Czy z danych Biura Informacji Kredytowej widać wpływ kryzysu w strefie euro na kondycję kredytobiorców? Czy z informacji, które są zbierane w BIK wynika, że w skali mikro powstaje nam wybuchowa mieszanka, o jakiej mówiła pani prezes Zaleska w skali makro?

Krzysztof Markowski  PAPKrzysztof Markowski: Nastąpiło istotne osłabienie dynamiki kredytowania klientów detalicznych. W jakim stopniu jest to spowodowane kryzysem w strefie euro, kryzysem globalnych finansów, a w jakim spowodowane działaniami regulacyjnymi, czy lokalnymi – trudno powiedzieć. Wszystkie te elementy się na siebie nakładają. W latach 2007 – 2008 polska bankowość miała duży apetyt na ryzyko. Przy dużym apetycie na ryzyko siłą rzeczy rośnie udział klientów, którzy później mają problemy z obsługą zaciągniętych kredytów. W latach następnych sytuacja uległa jednak pod tym względem zdecydowanej poprawie.

Jakie będą konsekwencje kryzysu w strefie euro dla bankowości polskiej? Szczerze mówiąc możemy na razie formułować jedynie hipotezy. Kryzys przecież trwa, a nawet rozszerza się na kraje, które wydawało się, że nie powinny mięć problemów. A przecież z tamtych gospodarek mamy na rynku polskim instytucje finansowe.

Jak popatrzymy na dotychczasowe konsekwencje kryzysu globalnego, to widać wyraźnie wpływ zmian polityk kredytowych banków-matek na polityki banków w Polsce. Następuje wycofywanie się pewnych banków z polskiego rynku, co czasem trudno było zrozumieć. Dlaczego np. bardzo duży bank nagle sprzedaje świetny portfel kart kredytowych, mimo że na tym portfelu doskonale zarabiał. Jest to skutek ograniczenia refinansowania przez banki matki. Z polskiego rynku zniknęły już Dominet, Fortis, AIG, GM Money. Widzimy więc, że wachlarz wyboru dla klienta ulega zmniejszeniu. Z punktu widzenia zarządzania ryzykiem i kształtowania oferty dla klientów ważna jest tendencja do koncentrowania się przez banki na klientach własnych, bo oni generują mniejsze ryzyko.

Zbigniew Jagiełło: Czyli jak rozumiem przechodząc przez archiwa w Biurze Informacji Kredytowej skreślacie państwo kolejne banki. To pierwsza z konsekwencji zmian spowodowanych kryzysem w strefie euro.

Krzysztof Markowski: Zbiory danych oczywiście nadal istnieją. Widzimy natomiast, że maleje paleta banków, które są możliwym przedmiotem wyboru dla klientów Zmniejsza się konkurencja, czyli możliwość wyboru, a równocześnie większa część rynku jest kształtowana jeśli chodzi o politykę rozwoju przez centrale zlokalizowane w innych krajach. Ma to moim zdaniem wpływ na sposób rozwoju usług na polskim rynku i polityki poszczególnych banków. One muszą zmieścić się w ramach polityk grupowych, a nie naszego rynku.

Zbigniew Jagiełło: Jedną z konsekwencji współpracy strefy euro z krajem goszczącym jakim jest Polska jest wykreowanie 170-miliardowego wolumenu kredytów denominowanych we franku szwajcarskim. Chciałbym poprosić o wypowiedź pana prezesa Włodzimierza Kicińskiego. Czy patrząc z obecnej perspektywy uważa pan, że jako banki – dotyczy to także PKO BP – popełniliśmy tu błędy? Czy nie mamy sobie niczego do zarzucenia?

kicinski 1

Włodzimierz Kiciński: Na sytuację trzeba patrzeć z historycznej perspektywy  rozwoju rynku finansowania nieruchomości. Rozwojowi w Polsce wcześniej  towarzyszyły wysokie stopy procentowe i wielu klientów było odciętych od  możliwości długoterminowego finansowania swoich nieruchomości, mieszkań i  domów. W bankach dyskutowano jak przygotować się do działalności w sytuacji,  gdy kredyty hipoteczne w złotych kosztowały znacznie drożej – i nadal zresztą  kosztują drożej – niż kredyty w walutach.

Chciałbym przypomnieć, że Polski nadzór bankowy  wprowadził wówczas w stosunku do kredytów hipotecznych inne wymogi kapitałowe, aniżeli w Europie. O ile w Europie ten wymóg kapitałowy wynosił standardowo 0,35, to w Polsce odpowiednia waga w stosunku do kredytów złotowych wynosiła 0,5, zaś w stosunku do kredytów w innych walutach 0,75. To powodowało, że banki musiały alokować większy kapitał w stosunku do akcji kredytowej jeśli ona była realizowana w walutach innych niż złoty.

Kiedy kilka lat temu odbywała się dyskusja pomiędzy polskimi bankami a nadzorcami na temat przyszłości kredytów w walutach. Mówiliśmy, iż jeśli wprowadzony zostanie zakaz finansowania w walutach innych niż złoty, to polskie banki przyjmą to ze zrozumieniem. Taki zakaz z różnych powodów nie pojawił się. Zwiększona została jednak z 75 proc. do 100 proc. waga kapitału, który musimy obecnie stworzyć dla kredytów walutowych. Sytuacja banków i tych kredytów wymaga więc zastanowienia.

Kluczową sprawą jest ocena zdolności kredytowej, którą banki przeprowadzają wobec swoich klientów. Niezależnie od tego, czy dotyczy to złotego, czy franka, czy euro, jeśli rzetelnie i twardo oceniamy zdolność kredytową klienta to mamy pokonany pierwszy próg wymogów stawianych przez nadzór. Drugim progiem jest posiadanie odpowiednich buforów, czyli nadwyżki zdolności kredytowej. Mogę powiedzieć, że Nordea taki wymóg bardzo konsekwentnie, od co najmniej sześciu lat spełniała, przegrywając zresztą m.in. z tego powodu walkę konkurencyjną z innymi bankami, które nie były w tym zakresie tak skrupulatne.

Zbigniew Jagiełło: Panie prezesie, patrzymy na sytuację retrospektywnie. Czy mogliśmy jednak jako system bankowy działać inaczej? Czy waga dyskryminacyjna dotycząca kredytów w walutach obcych nie powinna być wyższa? Czy uczymy się na własnych błędach?

Włodzimierz Kiciński: Patrząc na portfel kredytowy swojego banku, nie obawiam się o jego jakość. Bank Nordea ma 1 procent kredytów z poznaną utratą wartości w zestawieniu ze średnią bankową wynosząca około 7 proc. To bardzo mało. Sądzę, że mogliśmy wcześniej i ostrzej reagować jeśli chodzi o wymogi kapitałowe, które towarzyszyły kredytom hipotecznym w innych walutach niż złoty. I być może również mogliśmy stawiać tamę w formie zakazu udzielania takich kredytów formułując tym samym równorzędne warunki do konkurowania dla wszystkich banków.

Zbigniew Jagiełło: Dlaczego Santander – tu zwracam się do pana prezesa Morawieckiego – zdecydował się na wejście do Polski w czasie kryzysu? Jak polityka obecności na polskim rynku wygląda z punktu widzenia grupy Santander, największego banku strefy euro, a zarazem banku, który też ma w czasach kryzysu w strefie euro olbrzymie potrzeby kapitałowe?

Mateusz Morawiecki: Nie widzę za bardzo wpływu banków zagranicznych, które są w posiadaniu banków polskich na ich obecną politykę kredytową, czy ich zasób kapitałowy. Prawie wszystkie te banki są bardzo mocno skapitalizowane, ich wskaźnik płynności jest na poziomie około 15 procent. Czyli jest to najmocniejszy, najbardziej wartościowy kapitał.

Morawiecki

Również patrząc na politykę kredytową banków uważam, że jesteśmy dzisiaj w  Polsce w stanie daleko większej równowagi niż jeszcze kilka lat temu.  Przypomnijmy sobie jak wyglądała sytuacja po upadku Lehman Brothers.  Mieliśmy wówczas wiele narastających nierównowag w gospodarce. Był boom  kredytowy, kredyty rosły o 40 procent rocznie, a kredyty dla ludności, w tym  zwłaszcza hipoteczne – o 50 procent rocznie. Mieliśmy do czynienia z wysokim  deficytem na rachunku bieżącym państwa przekraczającym 6 procent,  prowadzącym do zachwiania równowagi w bardzo wyraźny sposób i jednocześnie do przeszacowania polskiej waluty, co przyczyniło się do powstania problemu opcji walutowych i do nadmiernego kredytowania kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich.

Mieliśmy też do czynienia z nierównowagą na rynku pracy, w niektórych sektorach zaczynało brakować rąk do pracy. Dzisiaj właściwie żadna z tych nierównowag nie istnieje i jako sektor bankowy jesteśmy w dużo bardziej bezpiecznej sytuacji niż trzy lata temu. Jeśli chodzi o zagrożenia zewnętrzne, one są oczywiście większe.

Odnosząc się do pytania prezesa Jagiełły dotyczącego wpływu banków, które mają jakieś problemy kapitałowe na sytuację ich spółek w Polsce – nie przesadzałbym. Już trzy lata temu były obawy, że na skutek kryzysu banki zagraniczne będą wycofywały kapitał i ucinały finansowanie rozwoju akcji kredytowej. Nic takiego się nie stało w 2009 roku, a w pierwszej połowie 2010 r. dodatkowo wpłynęło 35 miliardów złotych dla podtrzymania akcji kredytowej we frankach szwajcarskich.

Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze nastąpiła inicjatywa wiedeńska, zgodnie z którą europejskie banki uzgodniły, że nie odetną od finansowania Europy Środkowo-Wschodniej. Po drugie stopa zwrotu zainwestowanego kapitału w Polsce jest cały czas w granicach 15 – 20 procent, a nie 5 – 10 procent. Nie opłaca się więc w pierwszej kolejności akurat w Polsce zmniejszać akcji kredytowej i redukować działalności. A po trzecie, banki w Polsce z nielicznymi wyjątkami są samodzielnymi podmiotami. Są spółkami zależnymi, ale działającymi w oparciu o polskie prawo bankowe. Banki w Polsce mają niezależny kapitał i niezależną od swoich spółek macierzystych płynność.

Reasumując – twierdzę, że nie ma dziś wpływu na funkcjonowanie gospodarki realnej poprzez kanał kredytowy. Jeśli on wystąpi to tylko w nielicznych przypadkach banków, które naprawdę mają kłopoty z kapitałem. Przystępują one do sprzedaży aktywów, z czym rzeczywiście mamy do czynienia na rynku polskim. To zjawisko być może będzie się coraz bardziej nasilało.

Zbigniew Jagiełło: Nierównowagi szybko nam poznikały. Czy sytuację tę podobnie ocenia NBP?

Andrzej Sławiński: Z punktu widzenia gospodarki udzielanie kredytów w walutach obcych jest rzeczą złą, ponieważ jest to bardzo dobry sposób, żeby gospodarkę zdestabilizować, o czym mówił prezes Morawiecki. Dopóki tempo wzrostu akcji kredytowej zależy od tempa wzrostu depozytów, sprzyja to utrzymaniu się równowagi w gospodarce. Natomiast jeżeli udziela się kredytów walutowych, dla których źródłem finansowania są krótkoterminowe pożyczki zaciągane na globalnym rynku międzybankowym, jest to prosta droga, żeby zdestabilizować własną gospodarkę.

Sławiński - 214x180 Rozumowanie, że ponieważ nie było zakazu, to udzielaliśmy kredytów, dla mnie,  jako ekonomisty, jest niewystarczające. Było przecież oczywiste, że jeżeli akcja  kredytowa rośnie w szalonym tempie, to zwiększa się luka finansowania, co  gospodarkę wcześniej czy później zdestabilizuje. A finansowanie kredytów  hipotecznych poprzez pożyczki na overnightach to była zwyczajna  nieodpowiedzialność. Mam nadzieję, że takie rzeczy już się w polskim systemie  bankowym nie będą więcej działy.

Nasza gospodarka jest dziś na szczęście zrównoważona. Nie wiemy jednak jaki może być dalszy przebieg kryzysu w strefie euro. Czynnikiem, który może grozić stabilizacji polskiego systemu bankowego jest wprowadzenie zasady maksymalnej harmonizacji, która by oznaczała centralizację zarządzania kapitałem i płynnością w bankach matkach, o czym mówi m.in. projekt unijnej dyrektywy CRD IV. W przypadku jej przyjęcia dużo trudniej byłoby polskiemu nadzorowi wpływać na nasze banki. Inicjatywa ta jest zaskakująca, ponieważ w porozumieniu Bazylea III przyjęta została odwrotna zasada minimalnej harmonizacji nadzorczej.

Wprowadzenie dyrektywy CRD IV grozi także zmniejszeniem autonomii i efektywności polityki pieniężnej. Jedna z lekcji globalnego kryzysu bankowego jest tymczasem taka, że polityka pieniężna może okazać się niewystarczającym środkiem do hamowania powstawania bąbli kredytowych. Takie jest m.in. doświadczenie Wielkiej Brytanii, stąd nie jest przypadkiem, że właśnie w Banku Anglii powstał Komitet Polityki Finansowej. Instrumenty nadzorcze mają tam wspierać politykę pieniężną Banku Anglii. Niezależność nadzoru jest więc też bardzo potrzebna z przyczyn makroekonomicznych.

Główna wartość o jaką trzeba dbać w gospodarce to zrównoważony wzrost. Tylko zrównoważony wzrost może być wzrostem długoterminowym. W Polsce też trzeba stworzyć takie ciało jakie jest w Banku Anglii. No, ale żeby ono mogło działać, to świat nadzoru nie może być taki, jak miałby być w świetle CRD IV.

Zbigniew Jagiełło: Dziękuję za ten wątek dotyczący ryzyka ustanowienie na poziomie grup finansowych centralizacji procesu zarządzania kapitałem i płynnością. Czy Komisja Nadzoru Finansowego ma instrumenty aby zahamować proces centralizacji zarządzania kapitałem i płynnością, tak aby nie był on niekorzystny dla polskiego systemu bankowego, w tym i dla bankowości detalicznej?

Andrzej Jakubiak: Na szczęście na razie mamy do czynienia z projektem, nad którym dopiero toczy się dyskusja. Gdyby on został jednak przeforsowany w kształcie, jaki proponuje Komisja Europejska to rzeczywiście będziemy mieli bardzo duży problem. inicjatywa CRD IV nie jest zgodna z Bazyleą III. Jako kraj goszczący i jako kraj znajdujący się poza strefą euro doznajemy w tej propozycji bardzo silnych ograniczeń jeśli chodzi o politykę nadzorczą i w zakresie polityki pieniężnej.

Jakubiak 3

Tymczasem – co wielokrotnie już było tu mówione – sytuacja polskiego sektora finansowego, jako całości,jest dobra. Mamy bardzo stabilny system bankowy, mamy stabilny i bezpieczny system ubezpieczeń, mamy w miarę sprawnie funkcjonujący system otwartych funduszy emerytalnych i mamy sprawny rynek kapitałowy, dosyć dobrze uregulowany i dobrze nadzorowany. Te sukcesy są nieprzypadkowe, one się nie wzięły znikąd. Polska dobrze prowadziła w ciągu ostatnich 20 lat swoją politykę gospodarczą, ale i politykę nadzorczą. Zarzucano nam wielokrotnie, że jesteśmy za bardzo konserwatywni. Dzisiejsze doświadczenia pokazują, że to dobrze. Banki mają wysoką płynność, a rok 2011 skończymy najprawdopodobniej z rekordowo dobrymi wynikami finansowymi sektora bankowego.

Problemem z naszego nadzorczego punktu widzenia jest to, co dzieje się poza Polską i na co nie mamy wpływu. Nikt nie jest w stanie dzisiaj przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja w 2012 roku w Europie. Wszyscy uważali, że załatwienie problemu Grecji rozwiązuje problemy Europy, okazuje się, że nic bardziej błędnego. Dlatego najlepiej by było aby akcjonariusze nie transferowali całości dywidendy, żeby jak największa część zysku, została zatrzymana w instytucjach finansowych i wzmacniała kapitały.

Banki w Polsce mają wysoka płynność, ale kilka spraw nas niepokoi. Po pierwsze niepokoi nas zamknięcie się rynku międzybankowego, co oznacza że niektóre banki które normalnie opierały swoją działalność w oparciu o depozyty międzybankowe mają problem z pozyskaniem finansowania. Nie znajdujemy do końca odpowiedzi dlaczego tak się dzieje. Druga niepokojąca rzecz, co ma związek z płynnością, to finansowanie od właścicieli, czyli od podmiotów dominujących. Jego skala jest porażająca, to około 100 miliardów złotych, przy czym 20 procent tej kwoty to są depozyty krótkie, do 1 miesiąca czy do 3 miesięcy.

Z innych rzeczy – mamy umiarkowany wzrost akcji kredytowej. Z analizy sytuacji po 6 miesiącach wynika, że wynika on ze wzrostu kredytowania przedsiębiorstw i małych przedsiębiorców. Wzrost ten ma charakter prorozwojowy i przekłada się na dobry klimat gospodarczy jaki mamy w tym roku. Niepokoi nas mimo wszystko wzrost ogólnej kwoty zadłużenia jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe. Być może to wynika z chęci zdążenia z zaciągnięciem kredytu przed wejściem rekomendacji KNF z końcem tego roku. Nie przyrastają nam depozyty, ale generalnie sytuację w sektorze bankowym należy oceniać bardzo dobrze.

I wreszcie kwestia ewentualnej sprzedaży aktywów bankowych w Polsce. W przeszłości było BZ WBK, Allianz, mamy zapowiedzi dotyczące Millennium, Kredyt Banku, powracają plotki dotyczące BRE, a nawet Pekao SA. Co KNF na to? Zwróciliśmy się do bankowych akcjonariuszy, przypominając im o obowiązku jaki nakłada na nich polskie prawo bankowe, a mianowicie o zobowiązaniu poinformowania nas o zamiarze wyjścia z banku. Robimy to po to, aby proces wyjścia i wejścia nowego akcjonariusza w bankach w pełni kontrolować. Akcjonariusze ci składali wobec nas określone zobowiązania.

W tym kontekście – co sądzimy o pomyśle „udomowienia” banków w Polsce? KNF ma ściśle określony mandat prawny. Musimy patrzeć na to, czy akcjonariusz, który wchodzi do banku daje gwarancję ostrożnego i stabilnego nim zarządzania. To znaczy czy dysponuje potencjałem finansowym, który gwarantuje, że gdyby były problemy będzie instytucją finansową zdolną do dokapitalizowania spółki w Polsce. I z tego punktu widzenia będziemy badali wszystkie propozycje zmian właścicielskich, niezależnie od źródła pochodzenia kapitału.

W krótkie dyskusji głos zabrał prof. Leszek Pawłowicz, dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej: Nie wiemy, jaki ostateczny kształt przyjmą najważniejsze regulacje, które będą miały konsekwencje dla krajów goszczących. A w większości przypadków takich relacji jesteśmy krajem goszczącym. W tej chwili tak nie jest, ale gdyby w efekcie zmian w regulacjach do kapitalizacji spółki dominującej dodawałoby się kapitalizację spółek zależnych, wtedy rzeczywiście może nastąpić uruchomienie całkiem innych mechanizmów. Może na przykład nastąpić ograniczenie akcji kredytowej

w spółkach zależnych. Im więcej byłoby nieobciążonego ryzykiem kapitału w spółkach zależnych, tym wyższe stawałoby się Tier 1 (kapitał własny pierwszej kategorii, przyp. red.) w spółce dominującej. Póki co, tak nie jest, ale może być w efekcie zmian regulacyjnych.

pawłowicz

Całkiem inaczej też liczy się Tier 1 w Polsce i w większości krajów macierzystych. Najważniejszą różnicą jest to, co się odlicza od kapitału własnego pierwszej kategorii. W naszych krajowych regulacjach odlicza się zaangażowanie w inne banki. Natomiast w regulacjach innych krajów tak nie jest. Na przykład w regulacjach włoskich, jeśli Unicredit jest zaangażowany i ma inwestycję kapitałową i w aktywach swoich ma Bank Pekao, to jego wartość nie jest odliczana od kapitału własnego Unicredit. Póki co więc, im wyższa jest wartość tego aktywu, tym lepiej. Z punktu widzenia krajów goszczących takie rozwiązanie, kiedy nie odlicza się od kapitału własnego pierwszej kategorii inwestycji kapitałowych w instytucje finansowe w krajach goszczących jest dobre. Inaczej mówiąc, jeśli Pekao SA chciałoby kupić Unicredit to pomniejszyłoby swój kapitał własny. Natomiast jeśli Unicredit kupuje Pekao SA to tak nie jest.

Druga kwestia dotyczy coraz głośniej dyskutowanej kwestii „repolonizacji”, czy też „udomowienia” banków w Polsce. Podaje się przykład węgierskiego banku OTP jako tego, który ma rozproszoną strukturę akcjonariatu, dzięki czemu ma narodowy charakter węgierski, pomimo że w strukturze jego akcjonariatu w ponad 80 procentach są inwestorzy zagraniczni. To nie jest wcale takie łatwe rozproszyć strukturę akcjonariatu. W przypadku OTP już w koncepcji prywatyzacji banku zakładało się, że prawa z wykonywania głosów będą ograniczone. Na początku, jak pamiętam, to ograniczenie było na poziomie 5 procent. Teraz ten pułap jest wyższy.

Gdyby sytuację tę rozważać hipotetycznie na polskim gruncie – w polskim kodeksie spółek handlowych maksymalne dopuszczalne ograniczenie prawa z wykonywania głosów wynosi 10 procent kapitału zakładowego. Gdyby chcieć rozproszyć akcjonariat, trzeba byłoby najpierw zmienić statuty tych banków, które taką ścieżką mogłyby być może, podążać. A w polskim kodeksie spółek handlowych zmiana statutu wymaga uzyskania kwalifikowanej liczby trzech czwartych głosów na walnym zgromadzeniu. W takim procesie trzeba byłoby rozważać jakiś pomostowy wariant udziału w procesie instytucji, która by mogła na przykład kupować na rynku akcje krajowych banków, bądź odkupywać je, wtedy kiedy by się one znalazły w rękach Europejskiego Funduszu Stabilnościowego, czyli w ostatnim etapie postępowania. Inaczej mówiąc zmiana sytuacji wymagałaby okresu przejściowego, który związany byłby ze zmianą statutu spółki.

Takie ograniczenie prawa z głosów ma na przykład Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie, ale w tym przypadku ograniczenie takie istnieje od początku powstania spółki. Jeśli byśmy kiedyś chcieli odzyskiwać Giełdę Papierów Wartościowych to nie będzie potrzeby zmiany jej statutu. W przypadku chyba wszystkich polskich banków, taka potrzeba niestety istnieje.

Kongres Bankowości Detalicznej był zorganizowany przez Gdańską Akademię Bankową, we współpracy z PKO BP, BIK oraz Lafferty Group

Opracował Krzysztof Bień

Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, który prowadził dyskusję. (Fot. PAP)
MZaleska - 214x180
MZaleska - 214x180
Krzysztof Markowski  PAP
Krzysztof Markowski PAP
kicinski 1
kicinski 1
Morawiecki
Morawiecki
Sławiński - 214x180
Sławiński - 214x180
Jakubiak 3
Jakubiak 3
pawłowicz
pawłowicz

Otwarta licencja


Tagi