Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Wracają kłopoty z bankami w Niemczech

Według najnowszego raportu MFW Deutsche Bank jest największym zagrożeniem dla stabilności światowego systemu finansowego. Poważne kłopoty mają również inne niemieckie banki. Znów konieczne będą bolesne restrukturyzacje i miliardy euro z kieszeni podatników.
Wracają kłopoty z bankami w Niemczech

(kliknij by powiekszyć)

5,5 tysiąca kiełbasek frankfurterek, 11 tysięcy bułek i precli oraz 16 tysięcy kawałków ciasta – tak dział prasowy Deutsche Bank opisywał ostatnie walne zgromadzenie akcjonariuszy. Odbyło się ono w maju i wzięło w nim udział 5400 udziałowców największego niemieckiego banku. Jednak tego typu statystyki w żaden sposób nie oddają znaczenia tamtego wydarzenia.

W hali targów we Frankfurcie pojawiało się tak wielu akcjonariuszy, bo chcieli się dowiedzieć, co będzie się działo z ich zainwestowanymi pieniędzmi. W 2015 roku Deutsche Bank zanotował prawie 7 mld euro straty. Od poprzedniego WZA jego akcje straciły połowę wartości i wiadomo już było, że po raz pierwszy od lat bank nie wypłaci dywidendy. Niektórzy z akcjonariuszy zjawili się ze ścierkami, na których wydrukowano odezwę do prezesa: „Deutsche Bank znajduje się w największym kryzysie w historii. Spory prawne kosztowały bank nie tylko miliardy euro, ale i utratę wiarygodności” – pisali. „Niech pan sprząta, panie Cryan!” – wzywali prezesa.

John Cryan pełnił tę funkcję od niecałego roku i po raz pierwszy stawał przed akcjonariuszami. Jego wystąpienie uspokoiło nieco nastroje i dało nadzieję, że bank pozbędzie się ciężarów z przeszłości i zacznie zarabiać. Krótko potem okazało się, że najgorsze dla Deutsche Bank dopiero ma nadejść.

Ciosy w Deutsche Bank

Kiedy 23 czerwca Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z UE, wiadomo było, że jednym z przegranych tego referendum jest Deutsche Bank. Na Wyspach bank zatrudnia osiem tysięcy osób, w tym wielu bankierów inwestycyjnych. Poza tym 20 proc. jego dochodów pochodzi z tamtejszej działalności. Brexit oznacza więc utratę zysków oraz koszty restrukturyzacji i przeniesienia części biznesu z Londynu do Frankfurtu.

Krótko potem Rezerwa Federalna (Fed) USA poinformowała, że podobnie jak rok wcześniej amerykańska spółka córka Deutsche Bank nie zaliczyła stress testów. Kontrolerzy odrzucili plan kapitałowy Deutsche Banku i mieli zastrzeżenia do zarządzania ryzykiem. Mimo że negatywnie ocenili oni również amerykańską filię Santandera, to pozostałe 30 sprawdzanych banków uzyskało od Fed pozytywną opinię.

Nie był to jednak koniec hiobowych wieści dla Deutsche Banku. Pod koniec czerwca Międzynarodowy Fundusz Walutowy wydał raport, którym napisano, że „Deutsche Bank wydaje się być najbardziej istotnym kontrybutorem netto do ryzyka systemowego”.

W międzynarodowych mediach zaroiło się od tytułów typu: „W ocenie MFW Deutsche Bank to najbardziej ryzykowna instytucja finansowa świata” (n-tv.de), „Zdaniem MFW Deutsche Bank jest niebezpieczny” (Die Zeit) – by przytoczyć te mniej dosadne. Tego samego dnia kurs giełdowy spadł do najniższego poziomu od dziesięcioleci, by w kolejnych dniach bić następne negatywne rekordy. Na początku lipca wartość akcji o symbolu DBK była ponad dwukrotnie niższa niż rok wcześniej.

Kolos na glinianych nogach

„Czy Deutsche Bank to największy bank na świecie?” – pytałem na początku tego wieku prof. Norberta Waltera, szefa DB Research i głównego ekonomistę Deutsche Banku. „Pod pewnymi względami możemy go tak nazwać” – mówił z dumą słynny niemiecki ekonomista. Były to w okresie silnej ekspansji Deutsche Bank i miliardowych zysków.

Od tamtych czasów wszystko się zmieniło. Nie jest to już tak niemiecki bank, jak niegdyś: w ośmioosobowym zarządzie zasiada tylko troje Niemców, a dominują Anglosasi. Bank nie reklamuje się też hasłem „A Passion to perfom” (w niemieckiej wersji „Leistung durch Leidenschaft“), bo od dawna nie odpowiada ono już temu, jak „performuje” ta instytucja, a co do „pasji” niektórych kluczowych pracowników też są poważne zastrzeżenia.

Ryzykowne i podejrzane interesy, złe kredyty hipoteczne i stoczniowe, kary za naruszenia sankcji handlowych i manipulowanie stawką Libor to tylko niektóre z przyczyn problemów Deutsche Banku. W ostatnich latach zapłacił on 12 mld euro za różnego rodzaju kary i ugody sądowe. Obecnie na całym świecie uwikłany jest w prawie osiem tysięcy procesów. Zawiązał na nie rezerwę w wysokości 5,4 mld euro, ale jego szefowie przyznają, że to z pewnością nie wystarczy.

Od czasu kryzysu finansowego kapitał Deutsche Banku podwyższano łącznie o prawie 22 mld euro, podczas gdy jego obecna wartość giełdowa jest znacznie niższa. Tymczasem Europejski Bank Centralny oczekuje podwyższenia kapitału o 2,5 mld euro do 2019 roku. Czy da się to osiągnąć przez organiczny wzrost, o czym zapewnia prezes John Cryan?

Commerzbank (znowu) na zakręcie

Jeszcze niedawno wydawało się, że dla Deutsche Banku wzorem, jak należy sobie radzić z kłopotami, jest Commerzbank, drugi co wielkości bank w Niemczech. W 2015 roku jego zysk wyniósł ponad miliard euro. Po siedmiu chudych latach bez dywidendy bank zdecydował się wypłacić 0,20 euro za akcję. To oczywiście znacznie mniej niż w 2007 roku, kiedy płacono 1 euro, ale był to symbol przełomu.

Wydawało się, że to ostateczne wyjście Commerzbanku na prostą. Tym bardziej, że poprzednie lata były dla tej instytucji niezwykle burzliwe. Kryzys finansowy i przejęcie Dresdner Bank sprawiły, że Commerzbank musiał w 2009 roku poprosić o pomoc władze w Berlinie i został częściowo znacjonalizowany. Łącznie uzyskał ponad 18 mld euro pomocy publicznej, z czego większość stopniowo zwrócił, a udział niemieckiego skarbu państw spadł do poziomu poniżej 15 proc.

Opinii publicznej w Niemczech, w tym akcjonariuszom Deutsche Banku, podobało się również, że prezesi Commerzbanku musieli znacznie ograniczyć swoje zarobki i bonusy – do poziomu 500 tys. euro rocznie. Tymczasem wiadomo już, że happy endu na razie nie będzie.

Pierwsze miesiące tego roku były dla Commerzbanku znacznie gorsze od oczekiwań i poziomu wyników z 2015 roku, a to źle wróży bilansowi całego roku. Słabo rozwija się akcja kredytowa skierowana dla firm. Ponadto kłopoty, z powodu których cierpi cały europejski sektor bankowy, doskwierają również mocno Commerzbankowi. Są to rekordowo niskie stopy procentowe w strefie euro i niepewność wywołana referendum w sprawie Brexit. Dziesięć lat temu za jedną akcję Commerzbanku płacono 170 euro, dziś niewiele ponad 5 euro, a widoki nie są najlepsze.

Prawdopodobnie Commerzbank będzie musiał zamykać kolejne placówki i redukować zatrudnienie, przeciwko czemu już protestują związkowcy. „Filią Commerzbanku będzie każde mieszkanie i pokój” – mówią szefowie banku i prezentują nowe usługi online oraz placówki, w których nie będzie pracowników i klienci sami będą załatwiać sprawy. Czy ten urzędowy optymizm naprawdę odwróci negatywne trendy?

>>czytaj też: Miotające się banki europejskie tracą na rzecz amerykańskich rywali

Kłopoty regionalnych banków

W Niemczech działa prawie 1800 banków. Najważniejszą ich częścią są banki komercyjne, których jest 273 (w tym oczywiście Deutsche Bank i Commerzbank oraz 107 filii banków zagranicznych). Odpowiadają one za prawie 40 proc. aktywów.

Drugim filarem są banki publicznoprawne, czyli siedem regionalnych banków krajów związkowych (landesbanken) i 425 regionalnych i lokalnych kas oszczędności (sparkassen). Posiadają one niecałe 30 proc. aktywów. Najliczniejszą grupę stanowią banki spółdzielcze i spółdzielnie kredytowe, których jest ponad 1000 i na które przypada prawie 15 proc. niemieckich aktywów bankowych. Reszta sektora to wyspecjalizowane instytucje finansowe, w tym kasy budowlano-oszczędnościowe. Łącznie wartość aktywów bankowych stanowi 245 proc. PKB Niemiec.

W czerwcowym raporcie MFW o sektorze finansowym w Niemczech analitycy Funduszu pozytywnie wyrażają się o zmianach jakie w zaszły w bankach regionalnych. Jeszcze dziesięć lat temu były to instytucje, które prowadziły międzynarodową ekspansję (także w Polsce) i coraz bardziej oddalały się od zasadniczego celu swojej działalności, czyli wspierania rozwoju regionalnego.

Ich działalność była na tyle ryzykowna, że niektóre z nich musiały zostać zlikwidowane, a niemiecki podatnik pokrywać koszty. W przypadku nieistniejącego już WestLB było to łącznie 18 mld euro. Teraz aż takich zagrożeń nie widać, ale w ostatnich tygodniach wyszedł na jaw skandal wokół regionalnego banku z Bremy, który już oczekuje pomocy z publicznej kasy.

Bremer Landesbank (BLB) chciał się różnić od innych banków, które „zajmowały się spekulacją” i inwestował w lokalne przedsiębiorstwa, czyli głównie w armatorów morskich. „To są średniej wielkości firmy, które myślą długoterminowo” – zachwalał parę latem temu swoich klientów i ten model działania szef BLB. Kiedy agencja Moody’s ostrzegała przed „poważnymi ryzykami” związanymi z tak dużym zaangażowaniem w jedną branżę i obniżyła rating BLB, bankowcy z Bremy zapewniali o solidności swojego biznesu i publicznie powątpiewali w wiarygodność oceniających.

W tym przekonaniu utwierdzali ich miejscowi politycy, według których był to rodzaj kary dla instytucji wspierającej lokalną gospodarkę. W końcu BLB zerwał umowę z agencją Moody’s. Tymczasem okazało się, że statki, których zakup finansował BLB, zarabiają zbyt mało, by obsługiwać kredyty ich właścicieli. Wartość tych kredytów przekracza teraz 6 mld euro (na prawie 650 statków).

O ile jeszcze w kwietniu prezesi BLB z radością prezentowali wyniki za 2015 r. (5 mln euro zysku), to już w czerwcu musieli wydać oświadczenie, że ze względu na złe kredyty udzielone armatorom żeglugi morskiej przychody banku spadną o 400 mln euro i spodziewają się straty na koniec roku w podobnej wysokości. Krótko potem Moody’s kolejny raz obniżył rating BLB, tym razem do poziomu Baa3.

Mimo że dyskusje wokół sposobów ratowania banku regionalnego w Bremie trwają już ponad miesiąc, wciąż nie wiadomo, jaka ma być przyszłość tej instytucji i jej tysiąca pracowników. Wiadomo na razie tylko, że samo miasto Brema nie udźwignie takich kosztów sanacji. Będą musiały się do niej dołączyć prawdopodobnie lokalne kasy oszczędności oraz bank Nord/LB, czyli bank regionalny z Dolnej Saksonii. Ponieważ wykorzystywane będą środki publiczne, sprawę będzie zapewne badać Komisja Europejska. Niewykluczone, że po ponad 130 latach działalności Bremer Landesbank przestanie istnieć.

Czy rząd pomoże Deutsche Bankowi

Oczywiście, znacznie ważniejsze od ratowania banku w Bremie jest to, co będzie się działo w sprawie banku we Frankfurcie, czyli z Deutsche Bankiem. „Nie martwi mnie niski kurs na giełdzie” – odpowiedział Wolfgang Schäuble, minister finansów, kiedy zapytano go o najniższe od 1992 roku notowania Deutsche Banku. Było to w lutym, kiedy kurs zbliżył się do 13 euro. Od tego czasu jeszcze spadł, ale minister finansów jak dotąd tego nie komentował. Czy naprawdę go to nie martwi?

Wartość aktywów Deutsche Banku wynosi 1,7 bln euro, czyli około 55 proc. niemieckiego PKB. „Już teraz kłopoty Deutsche Bank obciążają reputację Niemiec” – zauważa Die Welt. Czy w razie potrzeby Schäuble zgodzi się na pomoc dla „prymusa niemieckiej branży bankowej”, skoro nie chce się teraz godzić na wsparcie z pieniędzy podatników dla banków we Włoszech?

Jak na razie prezes Deutsche Banku zapewnia, że poradzi sobie bez pomocy z kasy publicznej i podwyższania kapitału. John Cryan chce m.in. ograniczyć zatrudnienie o dziewięć tysięcy pracowników na całym świecie, a liczbę placówek w Niemczech zmniejszyć o jedną trzecią. Czy to wystarczy, by nie stać się „nowym Lehman Brothers”? Jeśli się nie uda za cztery lata Deutsche Bank nie będzie obchodził jubileuszu 150-lecia działalności.

(kliknij by powiekszyć)

Otwarta licencja


Tagi