Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

Zbyt wielcy by upaść – wersja grecka

Aby kierować bankiem trzeba spełnić formalne wymogi dotyczące np. wykształcenia, doświadczenia i niekaralności za przestępstwa skarbowe. A czy można być wieloletnim prezesem i szefem rady nadzorczej dużego banku, mając rodzinę zadłużoną w nim po uszy? Tak, jeśli jest się Michalisem Georgiosem Sallasem i od lat stoi na czele Banku Pireus.
Zbyt wielcy by upaść – wersja grecka

(CC By quapan)

Sallasowi dużo miejsca poświęcił niedawno amerykański The New York Times, publikując 10 czerwca artykuł pt. „A wily banker reaches the top„. „Jeszcze nie tak dawno, Michalis G. Sallas, przewodniczący rady Banku Pireus w Grecji, miał marzenie: uczynić swój bank zbyt wielkim, by upaść” – zaczyna Landon Thomas Jr. W rzeczywistości bank Michalisa Sallasa od dawna zdaje się być pod parasolem rządu i instytucji nadzorczych. – Pireus już od lat stosuje metody, które powinno się szczegółowo wyjaśnić – mówi dr Costas Lapavitsas, ekonomista, specjalista ds. polityki gospodarczej z University of London.

Tymczasem jeszcze w 2011 r. Pireus, jako jeden z czterech największych banków Grecji, został wytypowany do programu dokapitalizowania greckiego systemu bankowego ze środków od europejskich podatników i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Poprzez Europejski Fundusz Stabilności Finansowej i Grecki Fundusz Stabilności Finansowej, Narodowy Bank Grecji, Alpha, Eurobank i właśnie Pireus otrzymały łącznie 27,5 mld euro (pozostałą kwotę z wartego 50 mld euro bailoutu przewidziano dla 10 pozostałych dużych greckich banków).

Prezesi nie święci

Artykuł w New York Times ma charakter ciekawostkowy. Opisuje historię Sallasa, doktora ekonomii z Heidelbergu (stopień magistra uzyskał na Uniwersytecie Ateńskim), wieloletniego pracownika naukowego (był m.in. profesorem ekonometrii na Uniwersytecie Panteion w Atenach), wreszcie urzędnika (w latach 80. był m.in. sekretarzem stanu w ministerstwie handlu). W 1991 r. Sallas objął stery w Pireusie, wtedy jeszcze państwowym banku, a następnie sprywatyzował go, wykonał ponad 15 akwizycji i w 2013 r. wyniósł do rangi największego banku handlowego Grecji (po zakupie greckich oddziałów trzech cypryjskich banków w marcu 2013 r. wartość aktywów Banku Pireus wynosi ok. 99 mld euro – dane z raportu za pierwszy kwartał 2013 r.).

Landon Thomas pisze: „Teraz, kiedy zdołał uczynić swój bank największym w kraju, zyskując pewność, że Pireus otrzyma bailout od Unii Europejskiej, Sallas narażony jest na ryzyko, iż kroki, które czynił idąc drogą do sukcesu, będą świadczyć na jego niekorzyść”. To eufemizm.

Grecki sektor bankowy stoi u progu wielkiego kryzysu zaufania. Do niedawna jeszcze międzynarodowi komentatorzy bronili greckich bankowców, jako ostrożnych, zachowawczych i konserwatywnych – chwaląc niski poziom inwestycji w derywaty i sprawne zarządzanie ryzykiem. Ekonomiści-publicyści od Niemca, dr Bruno Bandulleta po Amerykanina, Michaela Lewisa podkreślali, że w kłopoty wpędził greckie banki rząd, zmuszając je do zakupu obligacji skarbowych. I że na niekorzyść bilansów tych banków działała restrukturyzacja greckiego długu wobec inwestorów prywatnych, a także fakt, iż Grecy, w związku z kryzysem finansowym, mają problem ze spłacaniem kredytów.

W dodatku permanentnie likwidują w lokaty bankach (z danych dostępnych na stronie banku centralnego Grecji wyczytać można, że w kwietniu 2010 r. klienci indywidualni i przedsiębiorstwa na kontach w greckich bankach miały zdeponowanych 222,7 mld euro, a w kwietniu 2013 r. zaledwie 162,29 mld euro).

Dziś wychodzi na jaw to, co od lat było grecką tajemnicą poliszynela – nadużycia niektórych bankowców, nieprawidłowości w dziedzinie raportowania, zapobiegania konfliktowi interesów, a nawet wykorzystywanie schematu Ponzi’ego i defraudowanie pieniędzy klientów. Informacje o ciemnych postępkach szefów banków są w grze, bo do południowego kraju popłynęło już ponad 200 mld euro od europejskich podatników. W chwili, kiedy ogłoszono wart 50 mld euro bailout dla samych greckich banków, na forum międzynarodowym zaczęto stawiać pytania o wiarygodność ludzi, którzy nimi zarządzają.

Na dobre zaczęło się od agencji Reutersa, która w kwietniu i lipcu 2012 roku opublikowała dwa potężne raporty o nieprawidłowościach w operacjach kredytowych Banku Pireus, o budzącym wątpliwości sposobie na podniesienie kapitału banku w 2011 r. i transakcjach z udziałem krewnych Michalisa G. Sallasa oraz jego byłych bliskich współpracowników (w tym byłego wieloletniego dyrektora finansowego Banku Pireus). Trzeba od razu zastrzec, że dziś Reuters jest pozwanym przez Bank Pireus w sprawie o zniesławienie. Pireus żąda od agencji 50 mln euro odszkodowania (za South Atlantic News Agency).

Podejrzanie ruchome nieruchomości

Jak podał Reuters w artykule pt. „Special report: A Greek banker’s secret property”, na przestrzeni kilku lat, pomiędzy 1999 a 2009 r., spółki zarządzane przez żonę oraz dzieci Sallasa zakupiły, finansując transakcje z pożyczek od Banku Pireus, szereg nieruchomości, które następnie wynajęły bankowi pod oddziały lub sprzedały firmom, które szybko odsprzedały je po dwukrotnie wyższej cenie właśnie Pireusowi.

Reuters dotarł do listy 21 spółek, mających prowadzić podejrzany handel z bankiem, sporządzoną przez jedną z byłych pracownic banku, Angeliki Agoulou (obecnie pozwaną przez bank za defraudacje i rozpowszechnianie kompromitujących informacji). Dziennikarze agencji przeprowadzili własne śledztwo i zidentyfikowali 11 takich firm (cztery z nich były na liście Agoulou), zarządzane przez członków rodziny Sallasa. Dane, które za pośrednictwem jednego z ateńskich prawników Reuters pozyskał z ewidencji gruntów i budynków, mówią same za siebie.

Okazuje się, że w rzeczonym okresie sześć firm zarządzanych przez rodzinę Sallasa zakupiło co najmniej 11 nieruchomości w prestiżowych lokalizacjach w centrum i na przedmieściach Aten oraz przynajmniej jedną na wyspie. Osiem z nich następnie sprzedano. Zakupy warte były w sumie 14 mln euro. Ponad 28 mln euro kredytów Banku Pireus zabezpieczono tymi nieruchomościami. 7 spośród rzeczonych nieruchomości było lub jest nadal wynajmowanych przez bank (w ten sposób finansują się kredyty) – ma w nich swoje oddziały.

Co miesiąc spółki kasowały lub kasują za to od 11,4 tys. do 24 tys. euro miesięcznie. Sposób działania tych spółek dobrze opisuje następujący przykład: firma MGS, w której Sallas ma 76 proc. udziałów, choć jego nazwisko nie figuruje wśród członków zarządu, kupiła w 2003 r. budynek w środku Aten za 1,05 mln euro (dane z raportu finansowego). W tym samym czasie Pireus udzielił firmie kredytu na 2,4 mln euro, zabezpieczonego na tej nieruchomości. MGS wynajął następnie budynek Pireusowi za 11454 euro miesięcznie. W kwietniu 2006 r. MGS sprzedał budynek za 975 tys. euro Philipowi Moufarrige, biznesmenowi libańskiego pochodzenia mieszkającemu w Londynie.

Ten z kolei odsprzedał nieruchomość Pireusowi za 2,65 mln euro – dziewięć dni później! Jak ustalił w toku dziennikarskiego śledztwa Reuters, Moufarrige twierdzi, że nie ma pojęcia o transakcji z 2006 r. i nigdy nie posiadał nieruchomości w Atenach.

W publicznych raportach i deklaracjach banku, znalazły się ślady współpracy z zaledwie dwiema z 11 wskazanych przez Reutersa spółek – obiema z rynku nieruchomości (Erechtheas Investment and Holding SA oraz MGS – od inicjałów przewodniczącego Sallasa). Reuters w deklaracjach publicznych banku nie znalazł śladów informacji o zakupach nieruchomości, wynajmach oraz sprzedażach prowadzonych z podmiotami, które można uznać za „podmioty powiązane”.

Tymczasem według Międzynarodowych standardów rachunkowości i sprawozdawczości finansowej (International Financial Reporting Standards, IFRS), które Pireus przyjął w 2005 r., transakcje określane jako „z udziałem podmiotów powiązanych”, powinny być ujawniane w sprawozdaniu finansowym.

Standard MSR 24 w punkcie 17 mówi: „Jeśli pomiędzy podmiotami powiązanymi miały miejsce transakcje, jednostka ujawnia informacje dotyczące istoty związku z podmiotem powiązanym oraz wszelkie informacje dotyczące transakcji i nierozliczonych sald należności i zobowiązań niezbędnych dla zrozumienia potencjalnego wpływu tego związku na sprawozdanie finansowe”. Także kwoty kredytów udzielonych członkom zarządu i ich rodzinom oraz sposób ich realizacji powinny być jawne. Ale to już dotyczy kolejnego problemu Banku Pireus.

Milczący nadzór

W publicznie dostępnych dokumentach banku można znaleźć informację, że globalna wartość kredytów udzielonych członkom zarządu i ich rodzinom w 2008 r. wyniosła 244 mln euro, czyli 0,64 proc. wartości banku. Tymczasem 16 lipca 2012 r. Agencja Reutera podała, że Michalis Sallas oraz jego dzieci pożyczyli od greckiego oddziału cypryjskiego banku Marfin Popular Bank (Laiki) 150 mld euro, które następnie w 2011 r. przeznaczyli na zakup akcji Banku Pireus w ramach wartej 800 mld euro emisji. Mieli kupić je za pomocą zarejestrowanych na Cyprze spółek, które następnie przekazały udziały dwóm greckim firmom powiązanym z rodziną Sallas/Staikou (nazwisko żony Sallasa). W ten sposób rodzina miała stać się właścicielem ponad 6 proc. akcji banku, nie zgłosiwszy tego faktu Ateńskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. W dodatku w nieuczciwy sposób podniesiono kapitał Banku Pireus.

Okazuje się również, że kredyty rodziny zostały w Laiki przekazane do działu windykacji, a następnie odpisane jako „nieegzekwowalne”. Jeśli dodać do tego, że właścicielem i wiceprzewodniczącym banku Laiki był Andreas Vgenpoulos, wieloletni przyjaciel Sallasa i biznesmen, który od szefa Banku Pireus wielokrotnie otrzymywał dla swych działalności zastrzyki finansowe (to on pomógł mu wykupić udziały HSBC w Laiki w 2006 r., objąć pakiet mniejszościowy, a następnie przez szereg akwizycji przejąć nad nim kontrolę). Dziś grecki oddział Laiki należy do Banku Pireus.

– Martwi mnie, że Pireus nie stał się wiodącym bankiem kredytowym Grecji poprzez odejście od kontrowersyjnych metod działania. (…) Jest to dla mnie oznaka choroby, a nie zdrowia – komentował kilka dni temu dla New York Timesa Costas Lapavitsas. Dr Yannis Varoufakis z Uniwersytetu Ateńskiego kilka miesięcy temu na swoim blogu zwracał uwagę, że ani władze greckie ani unijne nie reagują w odpowiedni sposób na doniesienia dziennikarzy.

„W kraju, w którym, jak się sądzi, wybrano nowy konserwatywny, proeuropejski i „rozsądny” rząd (…) taka jawna próba obejścia zasad dotyczących podnoszenia kapitału banku (stosując schemat Ponzi’ego, gdzie jeden zbankrutowany bank dostarcza pożyczek drugiemu po to, by właściciele tego ostatniego mogli wstrzyknąć pożyczki jako kapitał do swojego banku), przeszła całkowicie niezauważona. (…) Kiedy taki skandal, wymierzony w Europejski Nadzór Bankowy, Europejski Bank Centralny i Trojkę, jest ujawniany, nastaje CISZA”.

Uwolnić zarząd od pokus

Profesor dr hab. Małgorzata Zaleska ze Szkoły Głównej Handlowej, członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, zwraca uwagę, że w takich sytuacjach powinny interweniować organa nadzoru.

– O bezpieczeństwie banku, jak też o jakości usług bankowych, decyduje przede wszystkim czynnik ludzki. Stąd też jednym z najważniejszych zadań organów nadzoru bankowego jest podejmowanie działań mających na celu niedopuszczenie nieodpowiednich osób do zarządzania bankiem – komentuje dla „Obserwatora Finansowego”.

W Polsce kwestie tę reguluje m.in. uchwała KNF z 27 listopada 2012 r., która ocenia, czy osoba mająca zostać prezesem banku posiada doświadczenie niezbędne do kierowania nim. Kryteria dotyczą jednak przede wszystkim doświadczenia pracy w bankowości i instytucjach finansowych. W Grecji, oprócz banku centralnego, który sprawuje nadzór nad bankami, działa komisja nadzoru finansowego, czyli Hellenic Capital Market Commission. Przynajmniej formalnie respektowane są Międzynarodowe Zasady Rachunkowości i Sprawozdawczości Finansowej (International Financial Reporting Standards, IFRS).

Warto zwrócić uwagę, że nad kształtowaniem współczesnego systemu bankowego Grecji pracował sam Michalis G. Sallas. Był m.in. przewodniczącym Komisji Rynków Kapitałowych oraz szefem pierwszego Komitetu ds. Modernizacji Greckiego Systemu Bankowego.

Prof. Zaleska przyznaje, że nadzór bankowy ma ograniczone kompetencje w zakresie możliwości przewidywania zachowań osób, mianowanych na kierownicze stanowiska w instytucjach bankowych.

– Należy pamiętać, iż nadzór bankowy nie może określić rzeczywistej skłonności do nadużyć osób mających zarządzać bankiem. Dlatego też zarówno polskie, jak i unijne regulacje zawierają jedynie ogólne wskazania dotyczące kwalifikacji takich osób. Zgodnie z tymi wymogami (w Polsce zawartymi w ustawie Prawo Bankowe) osoby przewidziane do objęcia w banku stanowisk członków zarządu, w tym prezesa, muszą dawać rękojmię ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem – mówi prof. Zaleska.

Dodaje, że ostatni światowy kryzys finansowy dobitnie wykazał, iż w procesie podejmowania decyzji wiedza i doświadczenie niektórych menadżerów bankowych były jednak mniej istotne, niż chęć uzyskania wyższych premii i bonusów.

– O ile zatem kryterium posiadania odpowiedniej wiedzy i doświadczenia jest istotne na etapie akceptacji przez nadzór danej osoby na najważniejsze stanowiska kierownicze w banku, o tyle na etapie codziennego prowadzenia działalności ważniejsze jest ograniczenie pokusy osiągnięcia zbyt dużych wynagrodzeń, kosztem ponadprzeciętnego wzrostu ryzyka dla banku – podkreśla prof. Zaleska.

Jak to wygląda w Polsce?

Zasady ograniczania premii i bonusów zostały wprowadzone w Unii Europejskiej dopiero w odpowiedzi na skutki obecnego kryzysu (w Polsce od 31 grudnia 2011 r. na mocy uchwały KNF) i tak naprawdę koncentrują się głównie na zmiennych składnikach wynagrodzeń osób zajmujących kierownicze stanowiska w banku. Zgodnie z tymi regulacjami, co najmniej 50 proc. wynagrodzenia zmiennego ma stanowić zachętę do dbałości o długoterminowe dobro banku i powinno składa się z akcji (lub związanych z nimi instrumentów finansowych), a jego wypłata powinna następować nie wcześniej niż w ciągu 3 do 5 lat od jego uzyskania.

Dodatkowo, bank raz do roku musi przekazać do KNF dane na temat liczby osób w nim zatrudnionych, których wynagrodzenie w poprzednim roku przekroczyło równowartość 1 mln euro – wyjaśnia prof. Zaleska. – Trzeba mieć jednak świadomość, iż powyższe ograniczenia nie wyeliminują w pełni zachowań nieetycznych w bankowości. Niektórzy ludzie, mający do czynienia z bardzo dużymi środkami finansowymi, czują bowiem pokusę pójścia na skróty. Zadaniem regulacji jest zaś zapewnienie, aby ta ścieżka nie wiodła przez banki – dodaje.

Po publikacjach ujawniających nieprawidłowości w Pireusie, rzecznik Komisji Europejskiej mówił w 2012 r., że audyt prowadzony przed dostarczeniem greckim bankom środków na rekapitalizację, może wymusić zmiany w zarządach. Przekazanie sprawy parlamentowi zapowiadali politycy m.in. Syrizy, greckiej Koalicji Radykalnej Lewicy.

10 czerwca 2013 r. New York Times podał, że do Grecji zjeżdżają właśnie eksperci w celu przeprowadzenia świeżego audytu, mającego wykazać, czy bankowcy „zachowują się bez zarzutu”. Do dziś brak jakichkolwiek oficjalnych informacji i komentarzy dotyczących Banku Pireus.

OF

(CC By quapan)

Otwarta licencja


Tagi