Australia stawia na ekologię. Za wszelką cenę

Pakiet czystej energii, czyli podatek od CO2 stał się nowym prawem w Australii. Zacznie obowiązywać od lipca 2012 r. Nie milknie jednak dyskusja na temat jego skutków dla gospodarki.  Zwolennicy tłumaczą, że to nieunikniona transformacja przemysłu, która czeka cały świat. Uzależniona w znacznym stopniu od Chin Australia zwiększa ryzyko stagnacji - twierdzą ich adwersarze.
Australia stawia na ekologię. Za wszelką cenę

Julia Gillard, premier Australii, stawia na ekologię. CC By-NC-SA badjonni)

Zaczęło się od dyskusji o podatku od CO2, która zamieniła się w wycenę węgla by przeobrazić się w taryfę kosztów zanieczyszczeń, a na końcu powstał „pakiet czystej energii”. W ten sposób zwięźle można opisać krótkie dzieje najnowszej australijskiej reformy motywowanej, jak twierdzą autorzy, ociepleniem klimatu z powodu nadmiernego uprzemysłowienia. Ocena ta opiera się na naukowych publikacjach, ale pozostaje dyskusyjna gdyż nie wszyscy naukowcy są przekonani, że uprzemysłowienie faktycznie prowadzi do ocieplenia klimatu. Jeszcze bardziej dyskusyjne są spodziewane zyski gospodarcze z wprowadzenia podatku.
Krytycy uważają, że nowy podatek tak naprawdę ma podreperować budżet, a reszta to tylko ideologia. Rząd już raz posłużył się w tym roku tą metodą.

Australię kryzys omija

Analizując deklaracje australijskich prawodawców warto choćby pobieżnie przyjrzeć się obecnej sytuacji gospodarczej tego kraju. W powszechnym przekonaniu kryzys gospodarczy, który spustoszył Stany Zjednoczone i zatrząsł Unią Europejską nie dotknął Wyspy. Dlaczego? Wśród najczęściej wymienianych przyczyn są: racjonalna polityka przyznawania kredytów hipotecznych przez banki, a także niewielkie zadłużenie rządu w stosunku do PKB (the debt to GDP ratio). Według Eurostatu wynosi ono 22,4 proc., co nie jest dużo w porównaniu z Niemcami – 78,8; Wielką Brytanią – 76,5; Francją – 83,5, czy Belgią – 89,6 proc.. Niebagatelną rolę w utrzymaniu gospodarki w dobrej kondycji odgrywały dynamiczne kontakty handlowe z Chinami – stwierdzili autorzy opracowania „Dlaczego Australię ominął kryzys”.
W Australii jednak także w okresie kryzysu nastąpiło załamanie sprzedaży detalicznej. Dlatego rząd przeznaczył dla każdego podatnika dodatkową wypłatę 900 dol. australijskich (1 dolar australijski to ok. 1,07 dolara USA) na wydatki konsumpcyjne. Otrzymują oni ją w postaci odpisu od podatku w 2009 r. Przeważająca większość Australijczyków wykorzystała jednak tę szanse na uregulowanie swoich rachunków i nie zdecydowała się na większą konsumpcję, jak tego oczekiwał rząd. Część ekonomistów stwierdziła w tej sytuacji, że rząd jeszcze bardziej osłabił gospodarkę na własne życzenie.

Cyklon uderza w budżet

Poważny cios w gospodarkę nadszedł dopiero póżniej. W lutym 2011 r. szalejące huragany i cyklon Yasi na północno-wchodnim wybrzeżu spowodowały powodzie stulecia. Premier stanu Queensland oszacowała koszt zniszczeń na 5 mld dol. Ekonomiści z Narodowego Banku Australii dodali, że katastrofa spowolni wzrost gospodarczy i doprowadzi do wzrostu inflacji. Sam eksport węgla z Queensland stanowi 0,2 proc. PKB Australii, a wiele kopalni znalazło się pod wodą. Zniszczenia podobnej skali dotknęły drugi stan Australii – Nową Południową Walię. Rząd nie spodziewał się zwiększonych wydatków i zdecydował się nałożyć podatek dochodowy na rzecz pomocy powodzianom w wysokości 0,5 proc. Przeciętny Australijczyk zapłacił dodatkowo 74,48 dol. W ten sposób rząd pozbierał 1,8 mld dol od podatników.
Karty wyłożone zostały na stół w maju, gdy minister skarbu Wayne Swan przedstawił założenia do przyszłorocznego budżetu. Okazało się, że plan zmniejszenia deficytu budżetowego z 49,4 do 22,6 mld dol. i ostatecznie wytworzenia nadwyżki w latach 2012-13 oparty jest całkowicie na handlu z Chinami, zwłaszcza na eksporcie rudy żelaza i węgla kamiennego. Konieczne okazały się cięcia wydatków, bo do listopada ubiegłego roku deficyt budżetowy wzrósł o 8 mld dolarów, a prognoza na ten rok zakłada dalszy jego wzrost o 10 mld dol. – przekonywali ekonomiści z National Australia Bank. I rząd się na nie zdecydował.
Wielu ekonomistów uważa, że cięcia wydatków to droga donikąd. Jeden z prominentnych ekonomistów Australii prof. Steve Keen cierpko zauważa: „polityka rządu, który próbuje stworzyć nadwyżkę budżetową może zepchnąć nas ponownie w koleiny recesji”. I tłumaczy, że problemem nie jest rządowy dług, lecz niekontrolowane zadłużenie gospodarstw domowych. Wzrost indywidualnych zobowiązań napompował bańki na rynkach – zwłaszcza nieruchomości – w krajach OECD.
Warto pamiętać, że w marcu 2010 r. bańka na rynku nieruchomości Australii szacowana była na 88 proc. PKB, czyli o 16 pkt proc. więcej niż miała ta, która prysła w Stanach Zjednoczonych w 2007 r. (jej wielkość obliczano na 77 proc. PKB). Gdy kryzys dotknął resztę świata rząd Australii zachęcał podatników do brania kredytów hipotecznych. Rząd dopłacał kupującym po raz pierwszy dom na rynku pierwotnym (w 2011 r. dopłata ta wynosiła 7 tys. dol.).
Jak w tej sytuacji oceniać „pakiet czystej energii”, czy chodzi o reperowanie budżetu? To bardzo prawdopodobne. Podatkiem zostali bowiem obciążeni nie tylko konsumenci ropy, ale także „zielonego paliwa” LPG.

Na czym polega pakiet

Rząd chce, by za każdą tonę emisji dwutlenku węgla do budżetu wpływało w pierwszym roku 23 dol. Kwota ta będzie wzrastać o 2,5 proc. do 2015 r. Potem rząd stworzy taryfę emisji, która ma zmuszać przedsiębiorstwa do drastycznego jej ograniczenia. Celem jest stworzenie nowego, zielonego biznesu. Australia ma dzięki temu osiągnąć najczystsze środowisko. Można powiedzieć, że rząd postanowił zagrać va banque. Stawia na rozwój czystych technologii, ale jeśli plan ten się nie powiedzie obciążenia finansowe przemysłu zagrożą rozwojowi gospodarki kraju. Jeśli plan nie powiedzie się Australię może dotknąć poważny kryzys.
Prawo przewiduje wprowadzenie nowej kombinacji podatków i ulg zarówno dla indywidualnych jak i przemysłowych użytkowników i producentów energii. Prawo zakłada, że przedsiębiorstwa, zwłaszcza przemysłu metalurgicznego (aluminium i stali), które w największym stopniu emitują C02 otrzymają w pierwszym roku ulgę wysokości 94,5 proc. Pozostałe firmy zapłacą za 44 proc. emisji. Rząd deklaruje, iż utworzy fundusz wysokości 10 mld dol., z którego udzieli pomocy przedsiębiorstwom chcącym przestawić się na czystą energię ze źródeł odnawialnych. Wyasygnowana zostanie także kwota 1,26 mld dol. na pomoc w utrzymaniu miejsc pracy w przemyśle wydobywczym i 1,1 mld wytwórczym, które najbardziej dotknie podwyżka energii.
Jak szacuje rząd, przeciętne gospodarstwa domowe zapłacą o 10 dol. tygodniowo więcej za energię (rocznie średnio o 10 proc. więcej). Premier Julia Gillard obiecuje jednak, że połowa spodziewanych wpływów z opłat za emisje w ciągu następnych trzech lat, czyli 24,5 mld dolarów trafi do indywidualnych podatników w formie zwrotu podatku. Według szacunku rządu rekompensaty otrzyma dwie trzecie gospodarstw domowych.
Cztery skutki nowego podatku
Uchwalenie nowego prawa wywołało atmosferę niepewności wśród przedsiębiorców i inwestorów. Media relacjonujące wydarzenia gospodarcze powtarzają słowa: „zamieszanie”, „znaki zapytania”, „eksperyment” i „wzrost kosztów”. Część firm rozważa ograniczenie swojej działalności w Australii. Taki sygnał wysłał, jeszcze przed uchwaleniem nowej ustawy, jeden z menadżerów Coca-Coli.
Większość ekonomistów, którzy wypowiadają się na temat nowego prawa, wskazuje na cztery ryzyka: bezrobocie, niebezpieczeństwo utraty konkurencyjności przez przemysł australijski, zubożenie gospodarstw domowych i przypuszczalnie najpoważniejsze – rozrost biurokracji rządowej.
Zagrożenie bezrobociem jest bardzo realne. Australijskie Stowarzyszenie Węgla szacuje, że pracę w kopalniach utraci około 4 tys. osób (w stanach Queensland i Nowa Południowa Walia). Autorzy raportu ACIL Tasman twierdzą, że w całym przemyśle wydobycia węgla kamiennego, może zostać zredukowanych 14100 miejsc pracy. W ciągu 9 lat wskutek nowego prawa zostanie zamkniętych 18 kopalń. Zlikwidowana zostanie elektrownia Hazelwood. Jej zamknięcie spowoduje utratę jednej czwartej dostaw energii w stanie Queensland. Nowe prawo energetyczne może zwiększyć bezrobocie nie tylko w Australii. Jak szacuje szef giganta metalurgicznego Seamus French zagrożone są miejsca pracy 40 tys. pracowników, a także 100 tys. podwykonawców i dostawców zza granicy.
Obawy co do utraty konkurencyjności firm australijskich dzieli wielu menadżerów i specjalistów. Jeden z menadżerów producenta stali BlueScope Steel nazwał nowy podatek „wandalizmem gospodarczym”. Koszty produkcji jego firmy wzrosną o 300 mln dol. jeśli nie uzyska ono ulgi emisyjnej. Swoje obawy wyrazili też szefowie flagowego przedsiębiorstwa Australii czyli linii lotniczych Qantas: firma nie strawi kosztów tego podatku. Tanie firmy przewozowe Virgin Blue Holdings dodały, że podwyżki cen biletów są nieuniknione, bo nowy podatek zwiększy o ponad 50 proc. koszty paliwa do samolotów odrzutowych. Firma zapłaci o 122 mln dol. więcej do 2013 r.
Ekonomista Alan Moran z Institute of Public Affairs uważa, że ów pakiet sprawi, iż Australia wpadnie w stagnację. Jego zdaniem gospodarka nie udźwignie nowych obciążeń.
I wreszcie problem rozrostu administracji rządowej. Podnoszony on jest coraz częściej. Do egzekwowania nowego prawa powstaną nowe urzędy, które nie zostaną zlikwidowane po trzech latach – jak się planuje – gdy opłaty za CO2 będą regulować taryfy. Nikt w to nie wierzy. Nie są jeszcze dostępne szacunki kosztów funkcjonowania nowych biur, ale znany jest przykład utworzenia nowej policji ds. dwutlenku węgla. W niektórych stanach Australii, na przykład Australii Zachodniej, rząd zatrudnia nieumundurowanych policjantów do wykrywania przypadków nadużycia wody, np. podlewania ogródka w trakcie dnia, na co administracja nie zezwala. Mieszkańcy mogą latem podlać kwiatki w ogródku tylko dwa razy tygodniu. Zimą używanie wody w tym celu jest zabronione.
Nowe obciążenia fiskalne, jak twierdzą ekonomiści Banku ANZ, spowolnią gospodarkę Australii w ciągu następnych 40 lat o 4 proc. PKB. Ceny wzrosną przeciętnie o 1 proc. a płace spadną o 5-10 proc. Koszty wprowadzenia podatku w tym roku wyniosą 2,9 mld dol. czyli 0,2 proc. PKB.
W czasie debaty nad „pakietem czystej energii” przeciwnicy przywoływali przykład polskiego rządu, który zrezygnował z wprowadzenia kosztownych programów klimatycznych, by nie zagrozić rozwojowi gospodarki. Grono sceptyków ostatnio zasilił Nigel Lawson, były minister rządu Margaret Thatcher, który skrytykował „pakiet”. I dodał: „światowy przemysł opiera się na energii wytwarzanej z węgla, bo jest on najtańszym źródłem energii i przypuszczalnie będzie nim przez trudny do określenia okres czasu”. Energia ze źródeł odnawialnych jest wielokrotnie droższa.

Radość zielonych firm

Z nowego prawa cieszą się firmy, które postanowiły zainwestować w produkcję energii z nowych, czystych źródeł. The Climate Institute – think-tank, stworzony przez niezależnego parlamentarzystę – szacuje, że nowy podatek może pomóc w stworzeniu 34 tys. miejsc pracy w sektorze energii odnawialnej. „W każdym stanie może powstać przemysł oparty na energii geotermalnej, wiatrowej i czerpanej ze złóż gazu ziemnego” – uważa szef Instytutu John Connor. I dodaje, że to nieunikniona transformacja gospodarek z paliw wyczerpujących się na „nowe, czyste odnawialne”. „Australia jest pierwszym krajem, który podejmuje ten krok i dlatego rodzi się tyle przeciwności” – tłumaczy.
Inni zwolennicy nowego prawa zupełnie zdają się ignorować jego skutki dla biznesu. Członek zarządu Stowarzyszenia na rzecz Energii Odnawialnej Glen Head uważa, że będą one niezauważalne dla małych i średnich przedsiębiorstw. Jego zdaniem dla 60 proc. przedsiębiorstw wytwarzających PKB Australii prawo nie stworzy żadnych przeciwności, bo emitują one małe ilości CO2. Ich koszty, w związku ze wzrostem cen energii, zwiększą się o 0,7 proc. rocznie, jeśli nie zwrócą się do rządu o rekompensaty. Dalsze 30 proc. przedsiębiorstw odczuje ok. 1,7 procentową podwyżkę kosztów. Zdaniem Heada nawet koszty przedsiębiorstw uważanych za największych emitentów CO2 zwiększą się od 2 do 5 procent rocznie. Dla gospodarstw domowych nowe obciążenie fiskalne nie będzie wcale ciężarem – dodał Head.
Głos Heada w niewielkim jednak stopniu przekonuje przeciętnych Australijczyków. Nie chcą iść, jak twierdzą, samotnie w nieznane. I ponad połowa jest przeciwna nowemu prawu.

Julia Gillard, premier Australii, stawia na ekologię. CC By-NC-SA badjonni)

Otwarta licencja


Tagi