Spada oprocentowanie lokat, pieniądze zostają w skarpecie

Polacy niechętnie wpłacają pieniądze na lokaty - w lutym ich saldo wzrosło o zaledwie 700 mln zł, wynika z danych Narodowego Banku Polskiego o należnościach i zobowiązaniach banków. Na rynku kredytowym panuje zastój, bo cały czas spada zadłużenie z tytułu kredytów konsumpcyjnych, a to związane z kredytami hipotecznymi rośnie coraz wolniej.

Polacy szybko reagują na zmianę bankowej oferty, o czym świadczy coraz wolniejszy napływ środków na lokaty. W lutym ich wartość zwiększyła się o 700 mln zł, a w styczniu nieco ponad 900 mln zł. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku, w niektórych miesiącach saldo lokat rosło nawet o 5 mld zł. Lutowy wynik pokazuje więc słabość rynku depozytów terminowych, którego łączna wartość to wprawdzie już 271,7 mld zł, ale rośnie on coraz wolniej z powodu spadającego oprocentowania lokat.

Banki mocno ścinają oferowane klientom stawki podążając za ruchami stóp procentowych. W marcu Rada Polityki Pieniężnej obniżyła je aż o 50 punktów bazowych, stopa referencyjna znalazła się na rekordowo niskim poziomie 3,25 proc.  Historyczne minima notują też rynkowe stopy procentowe, bo np. trzymiesięczny WIBOR wynosi już zaledwie 3,39 proc. Nic więc dziwnego, że coraz niższe jest oprocentowanie bankowych lokat, które powoduje, że klienci banków niechętnie wpłacają nowe środki, czy przedłużają stare lokaty.

Najnowsze dane o należnościach i zobowiązaniach banków pokazują sytuację jaka miała miejsce w lutym. Marcowa obniżka stóp spowoduje kontynuację tego trendu. Z drugiej strony, skoro lokaty nie są już tak atrakcyjne, to więcej środków trafia na depozyty bieżące. W lutym ich saldo powiększyło się o 5,8 mld zł do 245 mld zł. Skoro oprocentowanie kont oszczędnościowych też spada, to można przypuszczać, że po prostu więcej środków ląduje na nieoprocentowanych ROR-ach.

Z jednej strony banki mają dzięki temu dostęp do taniego pieniądza, z drugiej jednak trudniej im zapewnić odpowiedni poziom długoterminowych depozytów. Łączna suma depozytów w bankach zwiększyła się w lutym o 6,5 mld zł do 516,8 mld zł.

W coraz gorszej kondycji jest rynek kredytów hipotecznych. W lutym jego wartość wzrosła do 328,4 mld zł, czyli zaledwie o niecałe 1,2 mld zł. Wartość kredytów walutowych zmniejszyła się o niecałe 200 mln zł do 176 mld zł. W tym czasie złoty osłabił się o 0,5 proc. do franka szwajcarskiego, a umocnił o 0,7 proc. do euro.

Nawet wzrost kursu franka, czyli waluty, która dotyczy ponad 80 proc. wartości udzielonych kredytów, nie przełożył się na wzrost ogólnego zadłużenia. To dlatego, że sprzedaż nowych kredytów walutowych prawie zanikła. Z drugiej strony złotowe kredyty hipoteczne również sprzedają się coraz gorzej. W lutym zadłużenie z ich tytułu wzrosło jedynie o 1,3 mld zł i wyniosło 152,3 mld zł. Jeśli spojrzymy na poprzednie miesiące, to okazuje się, że od listopada ubiegłego roku saldo złotowych kredytów rośnie coraz wolniej – o 1,9 mld zł w listopadzie, o 1,8 mld zł w grudniu i 1,6 mld zł w styczniu.

Nie pomaga nawet związane ze spadkiem stóp procentowych coraz niższe oprocentowanie tych kredytów, a co za tym idzie lepsza zdolność kredytowa klientów.

Z drugiej strony banki nie przekładają w całości efektu obniżek stóp na klientów, bo równocześnie podnoszą marże kredytów. Niewykluczone, że spadek oprocentowania jest zbyt mały by rozruszać rynek kredytów hipotecznych. Z drugiej strony są jeszcze czynniki niezależne od banków, czyli spowolnienie gospodarcze. Rosnące bezrobocie studzi optymizm konsumentów i zniechęca ich do tak poważnych inwestycji jak zakup mieszkania. Poza tym banki odczuwają brak programu rządowych dopłat do kredytów. Rodzina na Swoim skończyła się wraz z końcem roku, a kolejny program nie ruszy jednak w 2013. Ten rok może więc być dla banków trudny pod względem kredytów hipotecznych, bo sytuacja na rynku pracy zacznie się poprawiać dopiero w przyszłym roku.

Nowa wersja Rekomendacji S, nad którą pracuje Komisja Nadzoru Finansowego, z jednej strony nieco zliberalizuje ten rynek, ale z drugiej wprowadzi też dodatkowe wymogi dotyczące wkładu własnego. Nie musi więc wyraźnie wpłynąć na ożywienie tego rynku. Inaczej może być z kredytami konsumpcyjnymi, bo z kolei przyjęta już nowa wersja Rekomendacji T pozwala na mocne odkręcenie pożyczkowego kurka. Banki nie będą musiały się trzymać limitu ograniczającego wysokość spłacanych rat do połowy dochodów oraz  będą mogły stosować uproszone procedury oceny klientów, co oznacza, że do oferty mogą wrócić „kredyty na dowód”.

Nowe przepisy banki mogą już wdrażać, więc ich oferta zapewne nieco się zmieni w najbliższych miesiącach, a co za tym idzie statystyki dotyczące rynku kredytów konsumpcyjnych mogą się poprawić. Oczywiście nie można spodziewać się pożyczkowego boomu, bo spowolnienie gospodarcze pozostaje faktem.  Kolejne miesiące pokażą reakcję rynku na nowe przepisy, ale póki co mamy do czynienia z ciągnącą się już od wielu miesięcy stagnacją. Zadłużenie z tytułu kredytów konsumpcyjnych w lutym spadło o ponad 700 mln zł do 126,8 mld zł. Dług na kartach kredytowych zmniejszył się o ponad 100 mln zł do nieco powyżej 12 mld zł. Zadłużenie w formie kredytów w rachunku osobistym spadło o prawie 0,5 mld zł d 10,8 mld zł.

OF

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Rekordowe zyski banków to tylko jedna strona medalu

Kategoria: Analizy
Na wynikach sektora w kolejnych kwartałach zaważą m.in. pomoc dla kredytobiorców i wzrost oprocentowania depozytów. Lista potencjalnych zagrożeń jest długa.
Rekordowe zyski banków to tylko jedna strona medalu