Smok wchodzi bez pardonu

"Chiny światowym hegemonem?” - to książka znakomita na czasy niepewności i kryzysu. Kiedy od kilku lat nie wiadomo co się dzieje, a przede wszystkim co się wydarzy w gospodarce i świecie, oferuje rozwiązanie proste jak konstrukcja cepa. Wszystko to co złego wydarzyło się w ostatnich latach ma swój potężny, a niedostrzegany korzeń: chiński merkantylizm jako narzędzie, za pomocą którego Państwo Środka dąży do zdobycia hegemonii na świecie.
Smok wchodzi bez pardonu

Jean-Paul Guichard, Antoine Brunet, "Chiny światowym hegemonem?", Studio Emka

Książkę napisali profesor Jean-Paul Guichard z uniwersytetu w Nicei i Antoine Brunet, były szef strategiczny francuskiej odnogi jednego z największych banków świata HSBC (dawniej Hongkong Shanghai Banking Corporation, a jakże), a polskie wydanie ukazało się właśnie w wydawnictwie Studio Emka pod tytułem: „Chiny hegemonem świata?”.

Nie wiadomo zresztą, dlaczego ten znak zapytania. Tytuł oryginalny go nie zawiera, a autorzy nie mają żadnych wątpliwości: „Nikt nie chce uwierzyć, że zamiarem Chin jest ni mniej ni więcej tylko dominacja nad światem i rozpowszechnienie systemu totalitarnej organizacji, która już w nich panuje” – walą po oczach na wstępie. A potem na ponad 300 stronach starają się udowodnić te tezę.

W jaki sposób? Najpierw przypominają, że Chiny, mimo uśmiechów zachodnich polityków i kapitału inwestorów płynących do Pekinu, są nadal państwem totalitarnym. Dorobek ostatnich 20 lat zaczyna się od masakry na Placu Niebiańskiego Spokoju. A potem mamy kraj, w którym nie było demokratycznych wyborów od 62 lat, w którym nie istnieją wolne media, cenzura jest dogłębna i obejmuje także Internet, sądy podporządkowane są Komunistycznej Partii Chin, śledzenie obywateli jest codziennością, nie działają żadne niezależne organizacje społeczne, przeprowadzono przymusową sterylizację tysięcy ludzi, obywatele nie mają prawa poruszania się po swoim państwie itd. Lista jest znana, ale często o niej zapominamy.

Równocześnie gospodarczy rozwój Chin pokazuje, że kapitalizm totalitarny może być skuteczną alternatywą dla kapitalizmu demokratycznego i zaprzecza tezie, że niemożliwy jest kapitalizm bez demokracji.

Teraz o narzędziach. Chiny od niemal 20 lat uprawiają politykę merkantylizmu monetarnego i utrzymują drastycznie zaniżony kurs swojej waluty. Umożliwia to godzinowy koszt pracy na poziomie, jak twierdzą autorzy nawet 40 razy niższym niż na Zachodzie. Jak to możliwe? Bo tam pracuje się nie 8, lecz 12 i wiecej godzin dziennie, a pracodawca nie ponosi kosztów świadczeń socjalnych. I nic się pod tym względem nie zmieniło po przyjęciu Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), bo WTO z protekcjonizmem monetarnym nie wojuje, nie ma zębów. Jest wręcz „żandarmem na służbie chińskiej”. Dzięki temu Chiny zakumulowały ponad 4 biliony dolarów rezerw walutowych (wraz z Hongkongiem), z czego ponad 1,5 biliona  utrzymywane jest w amerykańskich i europejskich obligacjach skarbowych.

Autorzy starają się udowodnić na przykładach historycznej zmiany światowego przywództwa, że merkantylizm i utrzymywanie stałych nadwyżek bilansu handlowego w sposób nieunikniony prowadzi do wojny o hegemonię. Raz pretendent wygrywa (tak Anglia pokonała Holandię i Francję, a Stany Zjednoczone wyparły ze światowego przywództwa Anglię), innym razem atak kończy się porażką (jak Japonii w walce z Ameryką, gdyż USA potrafiły wymusić rewaluację jena).

Trwająca już wojna Europy i USA z Chinami może jednak zakończyć się klęską, bo Chiny mają inną pozycję niż Japonia. Po pierwsze są raczej podwykonawcą niż dostawcą zaawansowanych produktów finalnych. Po drugie, takie usytuowanie w międzynarodowym podziale pracy sprawia, że koncerny europejskie i amerykańskie zainwestowały gigantyczne pieniądze w Chinach i osiągają tam równie gigantyczne zyski. A to oznacza, że nie są zainteresowane zmianą stanu rzeczy, a tym bardziej konfliktem. Podobnie jak i zachodni politycy uwikłani w zależność od rodzimego wielkiego kapitału. Lobby chińskie jest niezwykle silne we Francji i Stanach Zjednoczonych, ale istnieje w każdym kraju rozwiniętym. Są to poważne nazwiska, od Henry Kissingera przez byłego sekretarza stanu Haiga do J.P. Raffarina, byłego premiera Francji.

Przeniesienie bazy produkcyjnej do Chin doprowadziło do dezindustrializacji Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej. A to oznacza zahamowanie wzrostu gospodarczego, plagi ekonomiczne i społeczne, bezrobocie, wzrost przestępczości, a nawet falę rozwodów i rozkład rodzin. Chińczycy zrobią wszystko, by rozkład zachodniej cywilizacji i zachodniego demokratycznego kapitalizmu postępował nadal. Dlatego śmieszy oczekiwanie, że będą ratować zadłużoną Europę. Po co? Mają co roku 8-10 procent przewagi w tempie rozwoju mierzonym wzrostem PKB nad krajami rozwiniętymi. Za parę lat będą potęgą numer 1.

Apokaliptyczna wizja świata zdominowanego przez Chińczyków (popatrzcie jak wykupują Afrykę) nie musi się jednak spełnić. Nie jest za późno na silną akcję antychińską. Jeżeli komuniści nie zgodzą się na ultymatywne żądanie stuprocentowej rewaluacji juana (bo co najmniej dwukrotnie jest zdaniem autorów niedowartościowany) kraje rozwinięte powinny wyjść z WTO i założyć WTO bis, w którym obowiązywałby przymus pełnej rynkowej wymienialności waluty, a protekcjonizm monetarny uprawiany przez Chiny nie byłby możliwy. Zdaniem Bruneta i Guicharda USA i Europa mają szansę przekonać Brazylię, Indie, Koreę, Meksyk czy Turcję, że w ich interesie leży zahamowanie chińskiego podboju świata. Gdyby tylko chciały…

Tyle streszczenia, teraz o słabościach książki. Autorzy zamiast rozprawić się z kontrargumentami zwolenników wolnego handlu i kooperacji na chińskich warunkach, pomijają je milczeniem. A co najmniej dwa z nich zasługują na uwagę.

Po pierwsze, wzrost gospodarczy w Chinach, mimo że finansuje głównie inwestycje a nie dobrobyt pracujących, powoli jednak przekłada się na płace i pogarsza konkurencyjność chińskiej gospodarki. Coraz liczniejsze przypadki wyprowadzania produkcji do jeszcze tańszych krajów, np. Wietnamu są często opisywane jako tego dowód. Co być może oznacza, że Chiny nie będą już w stanie generować niszczących Zachód nadwyżek handlowych.

Po drugie, próba politycznego oddziaływania za pomocą zgromadzonych rezerw finansowych na państwa Zachodu skończyłaby się w ostateczności ich utratą. W końcu to dłużnicy – USA, Wielka Brytania, państwa strefy euro, mogą ogłosić, że swoich papierów posiadanych przez Chiny nie wykupią. Dlatego Chiny nigdy nie użyją broni finansowej, bo same upadłyby od wybuchu takiego kryzysu. Wielki dług przestaje być problemem dłużnika, a staje się problemem wierzyciela…

Ta słabość książki francuskich ekonomistów otwiera jednak pole do samodzielnego snucia scenariuszy. Na przykład takiego. Przy niedowartościowanym juanie i nadal  niskich płacach, Chiny utrzymają przewagę konkurencyjną, tyle, że będzie ona realizowała się już nie w zabawkach, adidasach czy podzespołach elektronicznych, a nawet nie w montowanych tu komputerach. Chiny przestaną być podwykonawcą i staną się – po gigantycznym transferze technologii w ostatnich 20 latach – sprzedawcą własnych produktów, od kompleksowych usług budowlanych, przez samochody i samoloty, do pociągów wielkiej prędkości, wszędzie, poza może zachodnią Europą czy Ameryką. Natomiast co do długów – kto łatwiej przetrwa Armageddon finansowy, gdyby Chiny rzuciły posiadane amerykańskie obligacje na rynek i przestały kupować nowe – Chińczycy trzymani pod butem, czy zachodnie demokracje – jak myślisz Koteczku (Kisiel).

Być może autorzy nie mają racji i ich wizja świata ze skośnymi oczami jest majaczeniem, być może. Zwłaszcza, że tam gdzie brakuje im argumentów ograniczają się tylko do powtarzania głównych też, nie dbając o dowody i liczby. Ale w Europie ich historiozoficzną opowieść o merkantylizmie jako metodzie zdobycia i utrzymania hegemonii możemy na mniejszą skalę przetestować teraz, gdy ważą się losy strefy euro. Wkrótce przekonamy się, czy w jej ratowaniu wygra opcja Niemiec, czy krajów południa wspieranych przez Francję, a zatem megaeksportera ze strukturalną nadwyżką handlową, czy państw deficytowych, zadłużonych i niekonkurencyjnych. Oś Berlin – Pekin. Brr. Przebiega na mapie dokładnie przez Polskę.

Piotr Aleksandrowicz

Autor jest szefem działu biznes tygodnika Newsweek Polska

Jean-Paul Guichard, Antoine Brunet, "Chiny światowym hegemonem?", Studio Emka

Otwarta licencja


Tagi