Steve Jobs – neurotyk, histeryk i cham

Wydawało mi się, że znam historię Apple Corporation i Steve Jobsa. Nieprawda. W gruncie rzeczy pamiętamy i wiemy tylko tyle, że to Jobs z Wozniakiem wymyślili kiedyś osobisty komputer, potem wprowadzili graficzny interfejs i mysz. Potem Jobsa wyrzucono z Apple, a potem wrócił, reanimował zdychającą firmę i wymyślił kolekcję „i”.
Steve Jobs - neurotyk, histeryk i cham

Steve Jobs, Walter Issackson, Insignis 2011

Dzięki Jobsowi Apple został najbardziej wartościową firmą nowych technologii na świecie wyprzedzając Microsoft, Google i pomniejszych konkurentów. Po czym ten wybitny – jak go nazwać – wynalazca, przedsiębiorca, menedżer, lider, guru, zmarł niedawno na raka.

Trzeba przeczytać biografię „Steve Jobs” Waltera Issacsona, która właśnie się ukazała w Polsce, by zrozumieć, że odszedł ktoś na miarę Thomasa Edisona i Henry Forda (fani Jabłuszka wiedzieli to od dawna, ale są w świecie w mniejszości). Był kimś, kto zrewolucjonizował przemysł komputerowy, muzyczny, marketing, media i komunikację.

Dobrze, załóżmy, że to wiedzieliśmy, ale dopiero po lekturze ponad 700 stronicowej cegły Issacksona zrozumiemy, ile świat zawdzięcza Jobsowi. Dobrego, bo wszystkie jego dzieła i produkty, nie tylko dostarczają satysfakcji, przyjemności, rozrywki, narzędzi dla twórców, ale i kreują miliony nowych miejsc pracy. Złego, bo coraz silniejsza interakcja człowieka z komputerem, smartfonem i tabletem zubaża, zżera jedyne dobro, którego nigdy nie odzyskamy – czas, niszcząc więzi towarzyskie i rodzinne, zastępując kontakt twarz w twarz, dotyk ręki, zapach bliskiej osoby, cyfrowym sygnałem i pikselami na ekranie.

Issacson pokazuje dwie twarze Steve’a Jobsa. Geniusza przemysłu komputerowego, maga elektronicznego gadżetu, charyzmatycznego prezentera nowych idei, wybitnego lidera zespołu. I tę drugą, której nie znaliśmy. Jobs to także neurotyczny, ławo wpadający w płacz, histeryk i cham. Cwaniak kantujący matkę własnego dziecka i najbliższego przyjaciela. Niedomyty, śmierdzący świr. Oszust i kłamca. Złodziej cudzych pomysłów. Lider wymagający stuprocentowej lojalności od pracowników, sam będąc wobec nich skrajnie nielojalnym. Człowiek łamiący ludzi i ich charaktery. Wielki manipulator.

Jak to nazywa Issackson – Jobs to człowiek tworzący pole odginające rzeczywistość. Dla jego współpracowników oznaczało to: bądź albo superkreatywnym automatem do wykonywania poleceń, albo zgódź się na poniewieranie dzień w dzień do czasu aż cię wyrzuci. Jak potrafił ten sposób postępowania łączyć z filozofią zen , buddyzmem i hippisowską samoświadomością, że nie wolno pozwolić, by pieniądze zniszczyły osobowość, nadal nie wiem.

Jobs wymyślając nowy produkt kreował nowe potrzeby niczego nie świadomych konsumentów. Mówiąc wprost manipulował nimi jeszcze lepiej niż pracownikami. A potem zawsze stawiał pytanie: „ile ludzie będą w stanie zapłacić za tak wspaniałą maszynę czy gadżet”. I wyduszał maksimum profitów sam będąc skąpcem. Słowem „złożona osobowość”, jak powiedział subtelnie Stephen Wozniak, współzałożyciel Apple, którego w swoim czasie Jobs orżnął na połowę honorarium.

Mam na biurku napisaną kilka lat temu inną biografię Steve’a Jobsa „iCon” bardzo kompetentnych autorów, Younga i Simona. To nie to samo. Issacson, jest jedynym biografem Jobsa, który uzyskał jego współpracę. A mimo to pozostał szczery i nazywa rzeczy po imieniu. Kiedy Jobs jest charyzmatyczny, to taki jest opis biografa, kiedy manipuluje bezwzględnie ludźmi – też, kiedy jest silny to silny, a kiedy brutalny – brutalny. Może dlatego rzecz czyta się jednym tchem, a ponieważ zręby historii Apple i życiorysu jego twórcy znamy, zacząć można w dowolnym miejscu, cofać się, skakać po rozdziałach za każdym razem pochłaniając je z tym samym więcej niż zainteresowaniem.

I tyle na razie o samym bohaterze.

Ale zza biograficznej zasłony wydłubać można też wiele informacji i wniosków dotyczących mechanizmów rządzących światem biznesu i innowacji. Panuje konsensus, że w XXI wieku wygrają ci, którzy zgromadzą największy kapitał wiedzy i będą potrafili go wykorzystać. Choć można sobie wyobrazić stulecie, w którym świat wysokorozwinięty już się nie rozwija, a Chiny, Indie, Afryka i Ameryka Łacińska tylko doganiają Amerykę i Europę, ale i tak będzie dokonywał się postęp. Sztuczna inteligencja, sterowanie mózgiem, opanowanie raka, rozpoznawanie mowy, nowe materiały, energia odtwarzalna, kontrolowana reakcja termonuklearna, biogenetyka – wszystko to obszary, w których czekają nas niezwykłe osiągnięcia i zaskoczenia. Często mówi się, że w tym wyścigu Polska nie ma szans z powodu braku kapitału finansowego. Niezupełnie.

Stephen Wozniak i Steve Jobs zaczynali w garażu z paroma dolarami, Jobs sprzedał Volkswagena, Wozniak kalkulator. Szybko znaleźli kapitalistów ryzyka, a potem już poszło, bo błyskawicznie potrafili przekształcić swoje pomysły i geniusz inżynierski Wozniaka w produkt. Ta ścieżka otwarta jest dziś dla polskich innowatorów i przedsiębiorców, istnieją dziesiątki funduszy venture capital krążących po świecie w poszukiwaniu przełomowych innowacji i zaglądających do Polski. Są polscy business angels, choć jak się wydaje nie ma wśród nich naszych miliarderów. Tak, pieniądz nie jest problemem.

Problemem jest kultura innowacji. Kulturą innowacji powinny być przesiąknięte szkoły, uczelnie, przedsiębiorstwa, nawet urzędy. Mamy szkoły, gdzie są dwie godziny religii i jedna informatyki, a najbliższe laboratorium chemiczne znajduje się w mieście wojewódzkim. Mamy trzy czwarte przedsiębiorstw, które nie wykorzystują żadnych nowych technologii. Mamy urzędy, które dobijają naukowców formalnościami, przy których wypełnienie najbardziej skomplikowanego PIT-u jest niewinną igraszką. A potem sprawdzają nie to co stworzono za publiczne pieniądze, lecz czy wydano jest zgodnie z paragrafem.

Mamy nie tylko bardzo niskie nakłady na badania rozwój – poniżej 1 procenta produktu krajowego brutto, ale i najgorszą możliwą ich strukturę: 61 procent pochodzi z budżetu państwa. Tymczasem analizy mówią, że im większy udział państwa, tym gorsze efekty, bo mechanizmy i procedury publiczne zabijają innowacyjność.

Owszem, jak wyliczył mój redakcyjny spec od nowych technologii Marek Rabij, mamy też sukces gry „Wiedźmin 2″, która łączy ciekawą fabułę z bardzo solidnym informatycznym rzemiosłem i jeszcze większym zmysłem estetycznym (Jobsowi pewnie by się podobała). Mamy innowacyjną firmę logistyczną Integer i zdolnych elektroników z gdańskiej firmy Azo Digital, którzy wymyślili rewelacyjny zapalnik do lamp. Fani Internetu z pewnością zagłosowaliby na FilesTube, rewolucyjną – bo pierwszą skuteczną – wyszukiwarkę plików graficznych i dźwiękowych. Mamy dobrych medyków od implantów i zwycięzców międzynarodowych konkursów programistycznych. Ale to są punktowe osiągnięcia. Piramida innowacji musi mieć wielką podstawę w kulturze innowacji, w otwartej szkole nastawionej na samodzielność i hołubiącej niepokornych, w klimacie dla przedsiębiorczości, w braku regulacji. Właśnie –  w braku, bo każda regulacja hamuje innowacyjność.

Steve Jobs bywał łajdakiem, ale w otwartym otoczeniu Kalifornii i Krzemowej Doliny potrafił stworzyć zespoły dokonujące cudów. On te cuda wymyślał, a potem perfekcyjnie sprzedawał, ale nie był ich twórcą. Inżynierowie i programiści nienawidzili go, ale chcieli z nim pracować. Jeśli już to raczej on ich wyrzucał, gdy w jego zero-jedynkowym modelu geniusz–debil ktoś spadł z nieba do piekła.

Podobno zmienił się pod koniec życia, tak przynajmniej twierdzą autorzy iCon. Nie wydaje mi się. Z credo Jobsa, którym Issacson kończy swoją książkę wynika, że do końca z trudem przyznawał się do swoich błędów i złego traktowania ludzi. „Nie uważam, żebym gnębił kogoś niezasłużenie., ale jeśli coś jest do kitu mówię to ludziom prosto w oczy (…) Czasami byłem dla ludzi ostry, pewnie bardziej, niż było to konieczne”.

Zresztą, jakie to ma znaczenie. Issacson kończy swoją książkę taką wypowiedzią bohatera: „Bardzo chciałbym wierzyć, że coś pozostaje, że nasza świadomość nie umiera”. Potem bardzo długo milczał. „Z drugiej strony jednak, może to działa jak prosty przełącznik. Pstryk! I cię nie ma”.

Pstryk i nie ma Steve’a Jobsa.

Autor jest szefem działu biznes tygodnika Newsweek

Steve Jobs, Walter Issackson, Insignis 2011

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa