Jak Polacy odebrali władzę Partii Pracy

W Wielkiej Brytanii trwa postimigracyjny kac. Brytyjczycy chcą słyszeć o złych przybyszach z Europy Środkowowschodniej, którzy odebrali im pracę i obniżyli zarobki, a politycy chętnie zaspokajają ich oczekiwania. A że prawda jest bardziej skomplikowana i często zaskakująca? O tym będzie czas porozmawiać dopiero po wyborach.
Jak Polacy odebrali władzę Partii Pracy

Ed Miliband, przewodniczący Partii Pracy (CC BY-NC Joanna Kiyoné)

Dzisiaj odbywają się w Wielkiej Brytanii wybory lokalne. Dla laburzystów to okazja do rewanżu za przegrane rok temu wybory ogólnokrajowe. Szef Partii Pracy Ed Miliband od kilku miesięcy jeździł po kraju wspierając swoich kandydatów. Przy okazji wspomniał też o Polakach. – Niewłaściwie oceniliśmy liczbę osób, które przyjadą z Polski, a przez to źle oszacowaliśmy związane z tym skutki – powiedział na spotkaniu w Gravsend w hrabstwie Kent zapytany o przyczyny porażki laburzystów w zeszłorocznych wyborach. – Naprawdę mamy problem z ludźmi, którzy przyjeżdżają do naszego kraju i wywierają presję na zarobki Brytyjczyków – dodał.

Czy Ed Miliband, nota bene sam potomek polskich Żydów w pierwszym pokoleniu, ma podstawy, aby obwiniać Polaków o spadające pensje swojego elektoratu? Analizy rynku pracy prowadzone w Wielkiej Brytanii przed kryzysem nie dają na to jednoznacznej odpowiedzi. Część badaczy stwierdziła wręcz, że wzrost liczby imigrantów odpowiadający 1 proc. populacji Brytyjczyków w wieku produkcyjnym przekłada się na wzrost przeciętnej pensji o 0,2-0,3 proc. (Dustman, Frattini i Preston „The effect of immigration along the distribution of wages”). Badania nie wykazały też istnienia istotnego związku między napływem imigrantów a wzrostem bezrobocia wśród miejscowych.

Presja na dole

Niestety wciąż nie ma solidnej analizy wpływu imigrantów na zarobki i zatrudnienie Brytyjczyków w czasie kryzysu. Jednak już część wcześniejszych, przedkryzysowych badań wskazywała, że imigracja może niekorzystnie odbijać się pensjach najgorzej zarabiających (wzrost liczby imigrantów o 1 proc. miał powodować obniżenie pensji o 0,6 proc. w grupie 5 proc. najgorzej zarabiających – Dustman, Frattini, Preston). W okresie spowolnienia gospodarczego ujemny wpływ na wynagrodzenia i zatrudnienie niskowykfalifikowanych, miejscowych pracowników może się nasilać, ponieważ rynek wolniej dostosowuje się do zmian spowodowanych pojawieniem się imigrantów (Giovanni Peri „The impact of immigrants in recession and economic expansion”).

Pobieżny rzut oka na kryzysowe statystyki zdaje się potwierdzać lansowaną w mediach tezę, że imigranci odbierają pracę miejscowym. Dane Office of National Statistics za I kw. 2009 r pokazują, że liczba zatrudnionych Brytyjczyków spadła w ciągu roku o 381 tys. do 26,7 mln, podczas gdy zatrudnienie nie-Brytyjczyków wzrosło o 66 tys. do 2,35 mln. Taka sytuacja była zresztą w najgorszym okresie dla brytyjskiej gospodarki typowa, co przestawia rys. 1.

zatrudnienie w WB

Rys. 1 Zmiany w poziomie zatrudnienia w podziale na urodzonych w W. Brytanii i poza, w proc., r./r. Dane: ONS.

Niekoniecznie oznacza to jednak, że imigranci odbierają pracę miejscowym. To, że obcokrajowcy lepiej radzą sobie na rynku pracy może wynikać między innymi z ich dużej mobilności (często przyjeżdżają bez rodzin, poza pracą nic nie łączy ich z konkretnym miejscem), więc o wiele łatwiej przychodzi im przemieszczanie się w te regiony, gdzie akurat powstają miejsca pracy. Są też skłonni podejmować pracę gorzej płatną nie oglądając się na posiadane kwalifikacje i oferowane perspektywy. Godzą się więc na zatrudnienie, którego miejscowi w ogóle nie biorą pod uwagę. „Kryzys musiałby być naprawdę wyjątkowy, by jakiś Brytyjczyk podjął się pracy sezonowej w rolnictwie” – podsumowali autorzy raportu „The impact of the recession on migrant labour” przygotowanego na zlecenie Local Government Association.

Ponieważ kwestia wpływu imigrantów na brytyjski rynek pracy w okresie kryzysu wciąż nie została wyjaśniona, może łatwiej będzie poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego Ed Miliband – podobnie jak duża część brytyjskiej prasy i samych Brytyjczyków – ma pretensje akurat do Polaków (i innych nacji z Europy Środkowowschodniej).

Rysunek 2 pokazuje, że liczba imigrantów zaczęła szybko rosnąć po 1997 r., a więc od momentu, gdy do władzy doszła Partia Pracy głosząca hasło „otwartych drzwi dla obcokrajowców”. Gwałtowny napływ obcokrajowców od początku budził kontrowersje. Jednak dopiero wraz z nadejściem kryzysu ugruntowało się przekonanie, że laburzyści zdradzili brytyjską klasę pracującą, co stało się jedną z przyczyn ich porażki po 13 latach sprawowania władzy.

migracje WB

Rys. 2 Migracje netto do Wielkiej Brytanii, w tys.

Co ciekawe, antyimigracyjny resentyment opinii publicznej skupił się przede wszystkim na przybyszach z państw Europy Środkowowschodniej (w terminologii brytyjskiej określanych jako kraje A8), choć na rysunku 2 widać wyraźnie, że ich liczba nigdy nawet nie zbliżyła się do liczby imigrantów spoza Unii. W dodatku już w 2009 r. poziom migracji netto z Europy Środkowowschodniej załamał się i zbliżył do zera. Skąd więc oskarżenia o odbieranie Brytyjczykom pracy i wywieranie presji na ich płace?

Środkowoeuropejska niespodzianka

Przede wszystkim sama liczba imigrantów z krajów A8 okazała się kompletnym zaskoczeniem. Jeszcze w lutym 2004 r., gdy rząd W. Brytanii wciąż rozważał, czy otworzyć rynek pracy dla obywateli krajów A8, brytyjskie MSW szacowało możliwą liczbę imigrantów z nowej Unii na 5-13 tys. rocznie. Antyimigracyjny think-tank Migration Watch mówił o 40 tys. Jednak tylko w 2004 r. liczba ta prawdopodobnie przekroczyła 120 tys. (co każe brać z pewną dozą rezerwy różne szacunki mówiące o tym, że imigracja Polaków do Niemiec po 1 maja 2011 r. będzie niewielka).

W sumie ocenia się, że od maja 2004 r. do września 2009 r. na Wyspach mogło pojawić się łącznie 1,5 mln obywateli z krajów A8. Jednak ponad połowa z nich wróciła do kraju. Dwie trzecie przybyszów stanowili Polacy (te i następne dane za „The UK’s New Europeans”, Equality and Human Rights Commission).

Fala imigracji z nowej Unii miała swoiste cechy, które odróżniały ją od wcześniejszych czy równoległych z krajów pozaeuropejskich. Przede wszystkim rozlała się znacznie szerzej. Przybysze z krajów nieeuropejskich osiedlają się głównie w dużych miastach. W Londynie mieszka aż 38 proc. imigrantów spoza krajów A8, tych drugich tylko jedna czwarta. Znaczna część obywateli nowej UE trafiła do małych miast a nawet wsi (10 proc. była zatrudniona w rolnictwie). W ten sposób z imigrantami – właśnie z Europy Środkowowschodniej – zetknęli się ci Brytyjczycy, którzy wcześniej nie mieli takiego doświadczenia i nie byli na nie mentalnie przygotowani.

Dla osób z Pakistanu czy Indii decyzja o przyjeździe do Wielkiej Brytanii jest często wyborem na całe życie. Mają więc oni większą skłonność do asymilacji w nowym kraju. Tymczasem dla większości Polaków, Litwinów czy Słowaków był to tylko przystanek – okazja do zarobienia dodatkowych pieniędzy. Swój pobyt na Wyspach wielu z nich z góry traktowało jako tymczasowy i nie przejawiało chęci do integracji. Istotnie – aż 63 proc. Polaków wróciło z Wielkiej Brytanii przed upływem roku od przyjazdu. Około 20 proc. regularnie kursowało między oboma krajami przyjeżdżając na Wyspy jedynie wtedy, gdy pojawiała się tam dla nich praca. Dodatkowo asymilację utrudniała słaba znajomość angielskiego. Aż 25 proc. imigrantów z krajów A8 miało kłopoty ze znalezieniem lub wykonywaniem pracy z powodów językowych. Dla pozostałych imigrantów poziom ten wynosił zaledwie 6 proc.

Ponadto przybysze z nowej UE byli bardzo młodzi. W 2008 r. aż 70 proc. z nich miało pomiędzy 18 a 35 lat, podczas gdy udział tej grupy wiekowej w całej populacji imigrantów wynosił jedną trzecią, a wśród miejscowych 25 proc. Imigranci z krajów A8 zadowalali się też gorzej płatną pracą. Mediana stawki godzinowej była w ich przypadku aż o 37 i 28 proc. (odpowiednio – mężczyźni i kobiety) niższa niż w przypadku Brytyjczyków. Obywatele z nowej UE często podejmowali pracę w zawodach nie wymagających kwalifikacji. Decydowało się na to 50 proc. z nich. W przypadku pozostałych imigrantów i Brytyjczyków wskaźnik ten wynosi odpowiednio 20 i 18 proc. Dane te pokazują, dlaczego przybysze z Europy Środkowowschodniej stali się łatwym celem oskarżeń o odbieranie pracy młodym i niskowykfalifikowanym Brytyjczykom.

Budżet skorzystał

Nie potwierdził się natomiast popularny zarzut, jakoby imigranci z Europy Środkowowschodniej pasożytowali na dobrodziejstwach państwa opiekuńczego. Korzystali oni z różnych przywilejów o 60 proc. rzadziej niż obywatele Wielkiej Brytanii (proporcjonalnie; dane dotyczą imigrantów uprawnionych do korzystania z tych przywilejów i obejmują również lata kryzysu). Ponieważ wskaźnik zatrudnienia był wśród nich bardzo wysoki – ponad 90 proc. w przypadku mężczyzn i 74 dla kobiet – zdecydowana większość z nich płaciła podatki. Biorąc pod uwagę obie te okoliczności, szacuje się, że w latach 2004-2009 imigranci z krajów A8 wpłacili do brytyjskiego budżetu 35 proc. więcej niż z niego otrzymali. Rzecz jasna były to stosunkowo niewielkie sumy – wpływy od przybyszy z krajów Europy Środkowowschodniej wyniosły ok. 0,8-0,95 proc. całych dochodów budżetu (Dustman, Frattini, Halls „Assessing the fiscal costs and benefits of A8 migration to the UK”).

Wyjątkowo wysokiemu poziomowi zatrudnienia wśród imigrantów z krajów A8 odpowiada bardzo niska stopa bezrobocia. W III kw. 2009 r. wyniosła ona zaledwie 5 proc., podczas gdy dla Brytyjczyków wskaźnik ten wyniósł 7,8 proc. To nietypowa sytuacja, ponieważ dane historyczne pokazują, że w okresach dekoniunktury bezrobocie wśród imigrantów jest wyższe niż miejscowych. Zresztą zasada ta była wciąż ważna w przypadku przybyszów z subkontynentu indyjskiego, wśród których bezrobocie sięgało wtedy 12 proc. Jednak imigranci z krajów A8 byli w uprzywilejowanej sytuacji – ci z nich, którzy nie mogli znaleźć pracy, po prostu kupowali tani bilet lotniczy i wracali do domu. Większość z nich i tak nie planowała przecież osiedlać się na Wyspach.

Imigracja z krajów A8 okazała się tym, czym w założeniu miał być program gastarbeiterów w Niemczech. Na podstawie międzyrządowych umów młodzi ludzie z ubogiej Europy mieli przyjechać do RFN i zarobić spore, jak na warunki panujące w ich ojczyźnie, pieniądze a przy okazji uzupełnić braki niewykwalifikowanej siły roboczej na niemieckim rynku pracy. Po kilku latach, odniósłszy obopólne korzyści strony miały się rozstać. Tak się jednak nie stało – zwłaszcza obywatele Turcji zamiast wrócić do domu sprowadzili do Niemiec swoje rodziny. Dziś mieszka ich tam ok. 4 mln i stanowią poważne wyzwanie dla niemieckiej polityki społecznej.

Oczywiście różnice między Turcją a Niemcami lat 60. były dużo większe niż między Wielką Brytanią a Europą Środkowowschodnią na początku XXI w. Dlatego też gastarbeiterzy mieli większą motywację, aby pozostać. Mimo to można powiedzieć, że mechanizmy rynkowe, tanie linie lotnicze i swobodny przepływ pracowników okazały się o wiele efektywniejszym regulatorem rynku pracy niż niemiecko-tureckie porozumienia międzyrządowe.

Ed Miliband, przewodniczący Partii Pracy (CC BY-NC Joanna Kiyoné)
zatrudnienie w WB
zatrudnienie w WB
migracje WB
migracje WB

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Fala uchodźcza wywołana atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. przybrała rozmiary niespotykane w Europie od czasu II wojny światowej, a jej główny impet zaabsorbowany został przez Polskę.
Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy