Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Abekonomia ma rok i widać jej pierwsze efekty

Jest mało prawdopodobne, by nowa polityka gospodarcza Japonii wyrwała ten kraj z pułapki deflacyjnej, może natomiast wykreować chwilowy wzrost inflacji. Pierwszy rok działania abekonomii przyniósł jednak przynajmniej przyzwoity wzrost gospodarczy.
Abekonomia ma rok i widać jej pierwsze efekty

Shinzo Abe (CC By NC SA CSIS)

Mija rok od uruchomienia nowej formuły polityki gospodarczej w Japonii. Nosi ona nazwę abekonomii od nazwiska premiera Shinzo Abe, który był nie tylko jej inicjatorem, lecz również jej propagatorem. 12 miesięcy to zbyt krótki okres, by wystawiać oceny i formułować śmiałe wnioski na temat nowej polityki gospodarczej Japonii, niemniej warto się pokusić o pierwsze podsumowanie.

Abekonomia bazuje na tzw. polityce trzech strzałek, czyli polityce pieniężnej, fiskalnej oraz – co istotne – polityce strukturalnych reform. Wszystkie trzy mają ten sam cel: osiągnięcie wzrostu gospodarczego i zakończenie niemalże 20-letniego okresu przedłużającej się deflacji. Sama zapowiedź tej polityki przyczyniła się szybkiej deprecjacji jena. W ciągu niespełna sześciu miesięcy japońska waluta straciła ponad 20 proc. względem dolara amerykańskiego. Wielu inwestorów uwierzyło w przełom, zwłaszcza kiedy na początku kwietnia centralny bank Japonii ogłosił de facto powrót do polityki luzowania monetarnego. W końcu to Japończycy byli prekursorami skrajnie ekspansywnej odmiany polityki pieniężnej. Bank Japonii odwoływał się do niej w latach 2001–2006. Tym razem ogłosił, że zamierza podwoić bazę monetarną do końca 2014 r., by wywołać inflację rzędu 2 proc. Nowa polityka banku doprowadziła do chwilowego obniżenia stóp procentowych oraz minihossy na giełdzie tokijskiej.

Na pewno nie można mówić o porażce nowej polityki. W końcu japońska gospodarka osiągnęła w pierwszych trzech kwartałach 2013 r. przyzwoity wzrost. W I kwartale wyniósł on 4,10 proc., w II – 3,8 proc., a według prognozy Bloomberga na III kwartał – 1,9 proc. (dane w ujęciu rocznym). Może nie był on tak wysoki, jak chciałby tego główny pomysłodawca nowej polityki, premier Abe, ale też istnieją przesłanki do stwierdzenia, że wzrost gospodarczy nie osiągnąłby obecnego pułapu, gdyby nie owa nowa polityka. Można więc śmiało mówić o pozytywnym bilansie. Pytanie, co dalej, a dokładniej: czy i kiedy uda się osiągnąć stawiane cele.

Czy wszyscy podzielają entuzjazm wobec abekonomii? Jak się okazuje, było wielu takich, którzy od samego początku bardzo sceptycznie podchodzili do nowego programu gospodarczego Japonii. Jednym z nich był David Bloom, główny ekspert walutowy HSBC, który w rozmowie ze mną już w grudniu 2012 r. przewidywał fiasko tego programu, a nie był w swoich poglądach odosobniony. O ile Bloom i spółka byli sceptyczni co do szans realizacji programu, o tyle niektórzy kwestionują jego celowość. Nie brakuje i takich, którzy twierdzą, że eksperyment premiera Abego może być niebezpieczny w skutkach i dla samej Japonii, i dla gospodarki światowej. Jedni i drudzy bazują na podobnych przesłankach.

Skąd ta deflacja

Deflacja, która prześladuje japońską gospodarkę od prawie 20 lat ma wszelkie znamiona cech strukturalnych, czyli takich, który nie można wyeliminować za pomocą ekspansywnej polityki monetarnej. Chodzi o dwa główne czynniki. Pierwszym z nich jest starzejące się społeczeństwo japońskie. Od roku 2010 można śmiało mówić o wymierającym społeczeństwie, ponieważ populacja kraju się kurczy, a prognozy są przerażające. Liczba Japończyków do roku 2060 może się skurczyć do około 87 mln (z żyjących dzisiaj około 127 mln).

A tak jak zauważył Stephen H. Conwill, przez ostatnie dwa stulecia krajom osiągającym silną ekspansję gospodarczą towarzyszył silny wzrost demograficzny. Przy tym założeniu jest niemalże niemożliwe, by silny wzrost gospodarczy został osiągnięty w społeczeństwie, w którym od 2012 r. ponad połowa sprzedawanych pieluch przypada nie na najmłodszą część populacji, tylko na najstarszą.

Drugi czynnik kryjący się za deflacją jest trudniejszy do zdefiniowania. Chodzi tutaj o nowe otoczenie gospodarcze, w jakim przyszło funkcjonować Japonii. Otóż kraj ten jest wyspą już nie tylko w ujęciu geograficznym. Przez ostatnie 20 lat stał się też wyspą na morzu otwierających się, ciągle dysponujących tanią siłą roboczą gospodarek. Tym samym Japonia wydaje się skazana na import efektów ich pracy z krajów ościennych, których nawet ostatnia 20-proc. deprecjacja jena nie jest w stanie zneutralizować.

Kolejnym istotnym problemem jest kwestia oczekiwań związanych ze stawianymi sobie przez administrację premiera Abego celami. Czy rzeczywiście inflacja leży w interesie japońskiego społeczeństwa, które najwyraźniej zdążyło od niej odwyknąć. Trzy lata temu pewien zaznajomiony japoński wykładowca opowiadał mi o swoich studentach, którzy w ciągu swojego krótkiego dorosłego życia jeszcze nie doświadczyli jej skutków. Mój znajomy miał wrażenie, jakby opowiadał im o czymś, co było, minęło i już raczej nie wróci. Ale za sprawą abenomii jego studenci najprawdopodobniej już odczuli inflację na własnej skórze, a to przy okazji kupowania hamburgera w najbliższym McDonaldzie albo przy zakupie ostatniego modelu IPada.

Kombinacja 20-proc. deprecjacji jena i wysokich cen surowców zaczęła zmuszać sprzedawców do podnoszenia cen już nie tylko importowanych towarów. Oczywiście w ujęciu całego indeksu cen konsumpcyjnych wpływ dotychczasowych podwyżek jest znikomy. Inflacja jest nadal bardzo niska i daleko jej jeszcze do celu stawianego przez władze monetarnej Japonii, niemniej doradcy premiera wydają się być przygotowani na scenariusze rosnących cen. Jeden z nich wskazuje na przyszłą relację między cenami a dochodami gospodarstw japońskich. Te ostatnie w ostatnich 15 latach uległy stagnacji. Jeżeli nie zaczną rosnąć, to pojawiająca się inflacja może się odbić rykoszetem.

Dochody gospodarstw japońskich uległy jednak pewnemu wzrostowi za sprawą ostatniej minihossy na giełdzie tokijskiej. Zdaniem tych samych doradców Japończycy zaczynają mieć świadomość, że ostatnia hossa na giełdzie w Tokio jest efektem nowej polityki gospodarczej premiera Abego. Innymi słowy: japońskie społeczeństwo (albo przynajmniej jego znacząca cześć) jest w stanie zaaprobować politykę sprowadzającą się do osiągnięcia kontrolowanej (czyli mieszczącej się w celu wyznaczonym przez rząd) inflacji, jeśli ta sama polityka przyczyni się do wzrostu jego dochodów. I chyba ta argumentacja ma swoje uzasadnienie, gdyż w ostatnich miesiącach widać coraz wyraźniejszą poprawę nastrojów japońskich konsumentów.

Reakcja stóp procentowych

Znacznie ważniejsze wydaje się to, co będzie się działo ze stopami procentowymi pod wpływem eksperymentu abekonomii. Jak dotąd bardzo niski poziom stóp procentowych ułatwiał Japonii obsługę zadłużenia publicznego (które już dawno przekroczyło poziom 220 proc. PKB). I tutaj eksperyment premiera Abego niesie za sobą oczywiście pewne ryzyko. Stawiany cel inflacyjny nie jest na tyle wysoki, aby mógł się przyczynić do uszczuplenia wartości realnej tego zadłużenia, natomiast nawet 2-proc. inflacja może się przyczynić do podniesienia oprocentowania i w związku z tym kosztów obsługi zadłużenia. Obecnie oprocentowanie 10-letnich papierów wynosi 0.6 proc.

Specyfika gospodarki japońskiej wywoływała swego rodzaju paradoks. Wraz ze wzrostem zadłużenia spadały w tym kraju stopy procentowe (kiedy zadłużenie kształtowało się na poziomie około 60 proc., to oprocentowanie 10-letnich obligacji wynosiło 8 proc. Prawie czterokrotnemu wzrostowi zadłużenia towarzyszył spadek tych samych stóp do bieżącego poziomu rzędu 0,6 proc.!). Być może właśnie za sprawą tego paradoksu – zdaniem wielu ekspertów – Japończycy nie mają najmniejszych bodźców do zlikwidowania tzw. japońskich nożyc fiskalnych. Przez te ostanie należy rozumieć różnicę miedzy wysokimi wydatkami budżetowymi (na poziomie europejskim) oraz stosunkowo niskim przychodami budżetowymi (ich wielkość kształtuje się na poziomie około 36 proc. PKB i jest zaledwie o 3–4 pkt proc. wyższa od analogicznego wskaźnika dla USA).

Niebezpieczeństwa związane z ewentualnym wzrostem stóp procentowych nie ograniczają się do strefy makro. Obecnie niska cena pieniądza zachęca japońskie banki do coraz śmielszego kuszenia japońskich gospodarstw domowych tanimi kredytami, a ostatnia poprawa nastrojów konsumentów ułatwia bankom realizację stawianego sobie celu. Japończycy zaciągają nowe kredyty (ciągle dość nieśmiało) z myślą o kupnie nieruchomości. Zdaniem niektórych ekspertów należy spodziewać się wzmocnienia tej tendencji m.in. za sprawą przyznania Tokio praw do organizowania igrzysk olimpijskich. Nie brakuje oczywiście i takich, którzy już teraz zastanawiają się nad skutkami tego trendu (który może przybrać na sile pod wpływem prowadzonej polityki gospodarczej), kiedy cena pieniądza wzrośnie.

Doradcy premiera Abego starają się wybiegać w przyszłość i na pewno nie popadają w euforię pod wpływem pojawiania się pierwszych dobrych wskaźników gospodarczych. Dlatego już od pewnego czasu rząd rozważa wprowadzenie podatku od konsumpcji, który miałby na celu stopniową likwidację wspomnianych wcześniej nożyc fiskalnych. Oczywiście taki krok przywołuje wspomnienia z roku 1997, kiedy w bardzo podobnych okolicznościach rodzącego się ożywienia gospodarczego zbyt pochopne podniesienie podatków przyczyniło się do ponownego załamania gospodarczego. Na tę bramkę grają przeciwnicy tego podatku.

Doradcy premiera twierdzą, że nie będzie powtórki z 1997 r. i trudno nie przyznać im racji. Na pewno wprowadzenie wyższych podatków w kwietniu 1997 r. nie pomogło ówczesnej ekspansji gospodarczej, ale czynnikami, które ją tak naprawdę unicestwiły, były kryzys w Azji Południowo-Wschodniej i spektakularne bankructwa czołowych japońskich instytucji finansowych (Sanyo Securities, Yamaichi Securities) w listopadzie tego samego roku.

Słabi obok gigantów

Tzw. trzecia strzałka programu gospodarczego premiera Abego to reformy strukturalne. Rząd zdecydował się na odważne kroki w zakresie ubezpieczeń społecznych. Dużo mówi się o reformie rynku pracy. Jeszcze większe nadzieje wiąże się z porozumieniami rozszerzającymi strefę wolnego handlu. Japońscy eksperci uważają, że za sprawą takich porozumień uda się stopniowo likwidować dualizm gospodarki japońskiej. Rzecz w tym, że bardzo prężne i konkurencyjne branże przemysłu kontrastują z innymi, wręcz niewydolnymi i chronionymi przez rząd gałęziami gospodarki. Spektakularnym przykładem tych ostatnich jest oczywiście rolnictwo.

Na ocenę reform strukturalnych przyjdzie poczekać, ale wielu nie wiąże z nimi (zwłaszcza tymi związanymi z rynkiem pracy) dużych nadziei. Przynajmniej tak długo, jak przeciętny japoński emeryt będzie sobie bardziej cenić opiekę oferowaną przez robota krajowej produkcji niż przez imigranta. Władze Japonii wydają się być zdeterminowane. Jak zaznaczają japońscy komentatorzy, program premiera Abego będzie realizowany niezależnie od tego, co będzie się działo z luzowaniem ilościowym w USA.

W przeciwieństwie do innych krajów władze w Tokio liczą wręcz na szybkie redukowanie luzowania ilościowego w USA, w końcu należy je postrzegać jako przejaw siły gospodarki amerykańskiej, co wydaje się niezbędne do realizacji założeń gospodarczych planu Abego. Rzecz w tym, że pierwsza faza japońskiego ożywienia gospodarczego ma być wspierana przez sektor eksportowy. Ponadto odejście od luzowania ilościowego w USA stworzy dysparytet stóp procentowych (na korzyść USA), co powinno dodatkowo osłabić jena i tym samym wzmocnić japoński eksport.

Do tej pory to inne gospodarki podążały w ślad za Japonią. To ona wyznaczała zniżkowy trend stóp procentowych. Kiedy jednak USA i innym krajom uda się odejść od luzowania ilościowego, Japonia pozostałaby jedynym krajem nadal flirtującym ze skrajnie ekspansywną polityka monetarną. Za sprawą opisanych tutaj cech strukturalnych japońskiej gospodarki jest mało prawdopodobne, by taka polityka mogła wyrwać kraj z pułapki deflacyjnej. Może ona natomiast wykreować chwilowy wzrost inflacji. Nie będzie on na tyle silny, by wygenerować silny i trwały wzrost gospodarczy, niemniej może on wywołać kolejną bańkę spekulacyjną ze wszystkimi jej negatywnymi skutkami nie tylko dla Japonii ale i gospodarki światowej.

Prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest na razie odległe, niemniej nie da się całkowicie go wykluczyć. Dlatego warto bacznie obserwować to co się dzieje z polityką gospodarczą premiera Abego. Na pierwsze urodziny należy jej życzyć, aby – mimo pewnych zastrzeżeń kierowanych pod jej adresem – jej drugi rok funkcjonowania był tak samo pomyślny jak pierwszy i by nie doszło do realizacji wspomnianego tutaj scenariusza.

OF

Shinzo Abe (CC By NC SA CSIS)

Otwarta licencja


Tagi