Autor: Martyna Kośka

Ekspert rynków Europy Środkowej i Wschodniej; doktoryzuje się z ochrony konsumentów na rynku usług finansowych.

Armenia też postawiła na Unię Celną

Ukraina nie jest pierwszym krajem, który najpierw negocjował zasady współpracy z UE, a następnie wybrał zbliżenie się do Rosji. Identycznie zachowała się Armenia, która jeszcze latem 2013 r. dopracowywała warunki umowy o wolnym handlu z UE, a potem poinformowała, że przystąpi do Unii Celnej Rosji.
Armenia też postawiła na Unię Celną

Premier Rosji Dmitrij Miedviediev i prezydent Armenii Serż Sarkisjan. (zdjęcie wykonano, gdy premier Rosji był jeszcze prezydentem, CC By NC ND PanArmenian Photo)

3 września 2013 r. Serż Sarkisjan, prezydent Armenii, oświadczył, że jego kraj przystąpi do Unii Celnej i będzie współpracował przy tworzeniu Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej. Wyraził nadzieję, że plany te nie przekreślą dalszego dialogu z Unią Europejską, nie poruszył jednak kwestii podpisania traktatu stowarzyszeniowego.

Oświadczenie może dziwić – zaledwie rok wcześniej premier Tigran Sarkisjan zapowiedział, że nie będzie rozważał przystąpienia do Unii Celnej, gdyż Armenia nie graniczy z żadnym z jej państw członkowskich, wobec czego przystąpienie do tego porozumienia byłoby pozbawione znaczenia gospodarczego. Liczył natomiast, że podpisanie umowy stowarzyszeniowej zwiększy wymianę handlową z państwami Unii Europejskiej.

Decyzja prezydenta zaskoczyła obywateli. Już 4 września kilkuset ludzi zebrało się przed rezydencją głowy państwa, by zaprotestować przeciw zacieśnianiu współpracy z Rosją. Wielu z nich żądało przeprowadzenia referendum, tak by wszyscy mogli się wypowiedzieć, jak widzą przyszłość swojego państwa.

Co zadecydowało o tak gwałtownej zmianie frontu? Najpewniej zadziałała chętnie stosowana w takich sytuacjach przez Moskwę strategia, zgodnie z którą delikatnie acz stanowczo daje ona do zrozumienia, że nie podziela zachodnich aspiracji państwa, które dotychczas znajdowało się w jej sferze wpływów.

Mały kraj poważnych problemów

Kryzys gospodarczy, który rozpoczął się w 2008 roku, odcisnął bardzo silne piętno na gospodarce Armenii. W połowie pierwszej dekady XXI w. notowała ona wzrost gospodarczy rzędu 14 proc., a 2011 roku wyniósł on zaledwie 4,6 proc. Dość powiedzieć, że w 2011 r. Armenia zajęła drugie miejsce w opracowanym przez „Forbes” rankingu najgorszych gospodarek świata (na pierwszej pozycji uplasował się Madagaskar). W uzasadnieniu uznania Armenii za słabą gospodarkę magazyn wskazał na uzależnienie dostaw energii od Rosji i Iranu, PKB per capita o 300 dol. niższe niż w sąsiedniej Turcji i małą innowacyjność ormiańskich firm.

Z kolei z tegorocznego raportu Banku Światowego wynika, że armeńska gospodarka jest najbardziej zmonopolizowana spośród wszystkich gospodarek państw byłego ZSRR: jej 20 proc. znajduje się w rękach monopolistów. Gdyby uwzględnić również oligopole, okazałoby się, że poza wpływami najsilniejszych graczy znajduje się zaledwie 30 proc. gospodarki. Autorzy raportu radzą władzom, by doprowadziły do stanu, w którym wskaźnik zmonopolizowania gospodarki zmniejszy się o co najmniej 1/3 (średnia dla państw byłego ZSRR wynosi zaledwie 6 proc.).

Aż 1/3 populacji Armenii żyje poniżej granicy ubóstwa. Oficjalne dane mówią o bezrobociu rzędu 16 proc., gdyby jednak rzeczywiście tak było, fala emigrantów szukających pracy przede wszystkim w Rosji nie byłaby tak duża. Po 1991 r. z Armenii wyemigrowało blisko 1 mln mieszkańców (biorąc pod uwagę, że dziś mieszka tam niewiele ponad 3 mln ludzi, liczba ta jest wręcz porażająca). W najgorszej sytuacji materialnej są ludzie młodzi i emeryci. Z myślą o tych pierwszych w 2011 r. rozpoczęto reformę systemu emerytalnego.

W styczniu 2014 r. rozpocznie się jej kolejny etap, który zakłada obowiązkowe przystąpienie do funduszu emerytalnego wszystkich pracujących urodzonych po 1974 r. Choć istnienie obowiązkowych systemów emerytalnych jest zupełnie naturalne w większości państw, w Armenii spotyka się z dużym oporem przede wszystkim ze strony trzydziestolatków, którzy skarżą się, że już dziś są nadmiernie obciążeni różnego rodzaju daninami publicznymi – sam podatek dochodowy ustanowiony jest na poziomie 26 proc. Po uwzględnieniu składki na obowiązkowe ubezpieczenie obciążenie każdego pracownika może wynieść około 33 proc. Choć premier zapowiedział, że nie ma odwrotu od planowanych zmian, przeciwnicy reformy nadal próbują przekonać władzę, by ta wprowadziła okresy przejściowe, a obowiązkowo objęci ubezpieczeniem byli tylko ci, którzy w 2014 r. wejdą w dorosłość.

Kto komu oddaje przysługę

Tak naprawdę trudno powiedzieć, kto kogo w tym układzie bardziej potrzebuje – Armenia Rosji czy może jednak odwrotnie. Federacja aktywnie zabiega o pozyskanie kolejnych państw do uczestnictwa w Unii Celnej, która – jakkolwiek powołana przez trzy państwa – w rzeczywistości jest przede wszystkim rosyjskim narzędziem kontroli pozostałych państw członkowskich.

Putinowi udało się przekonać władze Armenii, że dzięki obecności w Unii Celnej zwiększy się poziom wymiany towarów i usług między nią a pozostałymi państwami członkowskimi, a w efekcie ograniczenia barier celnych i prawnych rosyjscy inwestorzy będą chętniej lokowali kapitał w tym kaukaskim państwie. Inną sprawą pozostaje pytanie, czy przekonanie o tym, że bliskość geograficzna jest podstawową przyczyną preferowania współpracy z określonym krajem wobec zacieśniania współpracy z innym, położonym w pewnym oddaleniu geograficznym, nie działa we współczesnym świecie nieco na wyrost? Zmniejsza się zależność między saldem wymiany towarów a położeniem partnerów handlowych.

Widać to na przykładzie Stanów Zjednoczonych, których najważniejszymi partnerami handlowymi są wprawdzie Kanada i Meksyk (przypada na nie 33 proc. importu i 40 proc. eksportu), ale pozostałe 67 proc. importu i 60 proc. eksportu przypada przede wszystkim na państwa położone w zupełnie innych częściach świata: Chiny, Japonię i Niemcy (kolejne państwa pod względem wielkości wymiany). Jak widać, bliskość geograficzna wcale nie musi być czynnikiem determinującym intensywność współpracy, a mimo to zdaje się być argumentem przeważającym dla państw, z którymi Rosja negocjuje przystąpienie do Unii Celnej.

Armenia szuka w Rosji gwaranta nawet nie tyle powodzenia w przyszłości, co utrzymania obecnych warunków funkcjonowania państwa. Zaryzykuję stwierdzenie, że bez Rosji po 1990 r. Armenia by sobie w ogóle nie poradziła, nawet pomimo dużej pomocy, jakiej udzielił jej Zachód. Od 1992 r. USA wpompowało do Armenii (w ramach różnorakich programów pomocowych) 2 mld dol. – żaden inny postsowiecki kraj nie otrzymał takiej kwoty. Wprawdzie w 2011 r. USA zadecydowały o nieprzedłużaniu programu finansowego, co miało być sankcją za niewystarczające tempo demokratyzacji, jednak z kolei Unia Europejska zdecydowała się zwiększyć wysokość udzielanej pomocy na lata 2011–2013 do 157 mln euro (w latach 2007–2010 wyniosła ona 98,4 mln euro).

Bez względu na wysokość pomocy, to jednak nie UE i nie USA wywierają największy wpływ na rozwój wydarzeń w Armenii, lecz Rosja. Wpływ ten odbywa się na różnych płaszczyznach: gospodarczej, politycznej, kulturowej, wojskowej. Na południu Armenii, w mieście Giumri Rosjanie dzierżawią od ponad 20 lat bazę wojskową. W 2010 r. strony zawarły porozumienie, na którego podstawie Rosja przedłużyła stacjonowanie jej oddziałów do 2044 r. i zwiększyła liczebność znajdujących się tam oddziałów. Warunki porozumienia są korzystne przede wszystkim dla Rosji. Zysk Armenii polega zasadniczo na tym, że korzystnie nabywa produkowane w Rosji wyposażenie wojskowe.

Cena za spokój

Po upadku ZSRR Rosja zainwestowała w Armenii 5 mld dol. i zaangażowała się w bardzo ambitne projekty, które dają miejsca pracy i znacząco wpływają na poziom PKB. W planach jest budowa rafinerii, rosyjskie firmy już starają się o koncesje na wydobycie paliw i minerałów. Jeśli do skutku dojdzie wybudowanie nowej siłowni atomowej i armeńsko-irańskiej kolei (inwestycje z przeważającym udziałem Rosji), poziom inwestycji Federacji może wzrosnąć co najmniej o połowę.

Wiadomo, że każdy kraj chciałby być niezależny w możliwie najwyższym stopniu i prowadzić własną politykę bez konieczności pytania o zgodę mocarnego sąsiada, jeśli jednak alternatywą dla podporządkowania się są kryzys gospodarczy i osamotnienie na płaszczyźnie polityczno – ekonomicznej, prawie każdy zgodzi się na nadszarpnięcie tej pożądanej niezależności.

Oczywiście także Rosja czerpie duże korzyści z zacieśniania współpracy z Armenią. Możliwość utrzymywania bazy wojskowej w strategicznym punkcie, pierwszeństwo rosyjskich spółek w dostępie do intratnych kontraktów to tylko pierwsze z brzegu profity. Tak naprawdę decyzja Armenii o zacieśnianiu współpracy ma dla Rosji przede wszystkim znaczenie polityczne, a dopiero na drugim miejscu gospodarcze. Wobec faktu, że po wielu miesiącach działania Unia Celna nadal nie uzyskała pozycji ważnego podmiotu nie tylko międzynarodowego, ale nawet regionalnego (jak pisałam w tekście „Unia celna dobra dla Rosji…”), na wagę złota jest dla Rosji każde państwo, które mimo wszystko chce w tej strukturze uczestniczyć. Każde nowo zaangażowane państwo ma bowiem zadawać kłam opinii, jakoby unia nie miała racji bytu.

Marzeniem Rosji jest uczestnictwo w unii także Ukrainy, która jednak, abstrahując od ostatnich wydarzeń, nigdy nie przejawiała zainteresowania członkostwem, gdyż obawiała się nadmiernej dominacji ze strony Rosji i wiążącego się z tym dalekiego podporządkowania. To, co dziś się dzieje, ma niewiele wspólnego z zachęcaniem Ukrainy do przystąpienia do Unii Celnej. To raczej przymuszanie jej i wyraźny szantaż ekonomiczny. Fatalne pod względem wizerunkowym dla struktury, która miała być dumą Kremla i realnym zagrożeniem dla Unii Europejskiej. Co innego Armenia – sama z siebie zaproponowała rozpoczęcie procesu negocjacyjnego, obyło się bez większych przepychanek i międzynarodowych skandali politycznych. Armenia wie, że jako lojalny sojusznik Rosji może bardzo wiele ugrać, Czy choć połowę tego uzyskałaby od Unii Europejskiej?

UE – obrazić się czy czekać

Nie ma możliwości, by współpraca z Brukselą choć w połowie opłaciła się Armenii tak jak wierność Rosji. Po co więc te wszystkie zabiegi na najwyższym szczeblu, negocjowanie umowy stowarzyszeniowej z UE? Czy było to ze strony armeńskich władz wyłącznie obliczone na zmiękczenie Rosji? Tak właśnie to widzę – bo im bardziej zaawansowany był stopień porozumień z Unią Europejską, tym Rosja więcej była gotowa dać Armenii za wycofanie się z negocjacji. Sprytnym posunięciem ze strony Armenii było także poinformowanie opinii publicznej o planowanym przystąpieniu do Unii Celnej nie w przeddzień szczytu w Wilnie, lecz odpowiednio wcześniej. Uniknięto w ten sposób skandalu, wszyscy zainteresowani mieli czas, by się z nowym obrotem spraw oswoić.

Podpisanie umowy stowarzyszeniowej i podążanie w kierunku Europy doprowadziłoby do pewnej demokratyzacji w Armenii i umożliwiło przeszczepienie wartości przyjętych w UE tak w życiu społecznym (społeczeństwo obywatelskie, wolne media), jak i biznesowym (przejrzystość), ale państwo, które na co dzień walczy z ubóstwem swoich obywateli demokratyzację jest w stanie odłożyć na później i skoncentrować się na celach bieżących. Jak wiadomo, Rosja nie narzuca swoim partnerom żadnych standardów w kwestii ochrony praw człowieka czy swobody wypowiedzi, co czyni współpracę z nią znacznie wygodniejszą dla tych państw, które żadnych zmian w tym obszarze nie chcą.

Ktoś powie, że przecież na efekty współpracy z UE trzeba poczekać, ale będą one miały bardziej długotrwały skutek niż te wynikające ze stowarzyszenia w ramach Unii Celnej. Być może jest taka ogólna zależność, ale nie uważam, by miała ona szansę spełnić się w przypadku Armenii – ten kraj leży zbyt daleko od Europy, dla europejskiego kapitału nigdy nie był zbyt atrakcyjny i – co ma pewne znaczenie – jest dla świata Zachodu daleki kulturowo.

Te kwestie nie stanowią z kolei problemu dla zacieśniania współpracy z Rosją, co każe myśleć, że zastępowanie jej trochę na siłę integracją europejską mogłoby szybko doprowadzić do zniechęcenia obu stron. To nie oznacza, że Armenia jest dla UE stracona. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zachodni kapitał szukał dla siebie miejsca w Armenii – jako państwo rozwijające się jest dla przedsiębiorców bardzo perspektywiczna. Może z czasem Armenia sama zdecyduje się szerzej uchylić Unii Europejskiej drzwi?

OF

Premier Rosji Dmitrij Miedviediev i prezydent Armenii Serż Sarkisjan. (zdjęcie wykonano, gdy premier Rosji był jeszcze prezydentem, CC By NC ND PanArmenian Photo)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mrożenie relacji z Rosją a polski eksport

Kategoria: Trendy gospodarcze
Rosja nie jest kluczowym rynkiem zbytu dla polskiego eksportu, jednak inwazja Rosji w Ukrainie może prowadzić do potencjalnych ograniczeń polskiego eksportu wynikających z prawdopodobnych zaburzeń w globalnych sieciach podażowych.
Mrożenie relacji z Rosją a polski eksport

Rola Rosji w globalnych łańcuchach wartości

Kategoria: VoxEU
Zakłócenia w handlu wynikające z inwazji Rosji na Ukrainę ujawniły słabości polityki polegania na ograniczonej liczbie dostawców w przypadku towarów importowych z niewielką liczbą substytutów.
Rola Rosji w globalnych łańcuchach wartości