Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Bałkany zależą od losów UE

Kryzys w Grecji i Włoszech mocno odbija się na Bałkanach, bo te dwa kraje przyjmowały znaczącą część bałkańskiej sprzedaży zagranicznej. Gospodarki się kurczą, doświadczeni wojnami ludzie nie myślą o strajkach lecz uciekają zagranicę. O losach Bałkanów może przesądzić rozwój sytuacji w Europie. Utrzymanie euro, to spokój na Bałkanach.
Bałkany zależą od losów UE

(oprac. graf. DG/ CC BY-NC-SA ax2groin)

Bałkany nigdy nie były bogate, nie należały do wiodących regionów  w Europie. Mogą sobie przypisać inne, raczej wątpliwej konduity tytuły, jak „miękkie podbrzusze Europy”, czy „siedlisko wojen i czystek etnicznych”. Ostatnia fala, jak wiemy, przeszła przez ten niespokojny region w latach 90. minionego stulecia – i to w formie aż trzech kolejnych wojen, z których efektami region zmaga się po dziś dzień.

Rezultat taki, że dzisiaj w światowych mediach częściej słyszmy o procesach zbrodniarzy wojennych, Radowana Karadzicia czy generała Ratko Mladicia, aniżeli o tym, co się na Bałkanach teraz rzeczywiście dzieje. Jak wyglądają tamtejsze gospodarki? Czym żyją? O jakich tendencjach i trendach należałoby tam mówić?

Kryzys euro ciągnie region w dół

No cóż, statystyki są dość ponure. Cały region mocno ucierpiał w wyniku kryzysu na światowych rynkach, popadając w recesję. Wliczając do tego obszaru Rumunię i Bułgarię, w 2009 r. PKB państw regionu spadł aż o 5.2 proc., a w roku następnym o kolejne 0,4 proc. Jedynie Słowenia zadaje się grać w innej gospodarczej lidze – i powinno się wobec niej stosować nieco inne narzędzia oraz oceny.

Na pozostałych obszarach zaczyna się powolne wychodzenie z dołka, ale spektakularnych sukcesów raczej nie widać. Przykładowo, w zeszłym roku PKB Serbii wzrosło tylko o 1,6 proc., Bośni i Hercegowiny o 1,2 proc., a kandydująca do członkostwa w UE Chorwacja stanęła niemal na zerze – i może odnotować spadek w roku 2013. Nieco lepiej radziły sobie tylko państwa biedniejsze: Czarnogóra – 2,2 proc., oraz Macedonia – 3 proc. Podobnie radziła sobie Rumunia – 2,5 proc., a nieco słabiej Bułgaria – 1,7 proc.

Niewątpliwie, kryzys w strefie euro oraz taki a nie inny stan rzeczy w regionie Morza Śródziemnego, o czym świadczy niesławna grupa PIGS (Portugalia, Włochy, Grecja i Hiszpania), czyli państwa zmagające się z poważnymi wyzwaniami i trudnościami, też ciągną Bałkany do dołu. Szacuje się, że na koniec roku 2012 wzrost PKB całego regionu sięgnie zaledwie 05-0,6 proc.

Co gorsza, również  w tych państwach, podobnie jak w PIIGS, pojawiły się chroniczne bolączki i strukturalne niedomogi, począwszy od narastającej fali bezrobocia, które w całym regionie jest wysokie, a w niektórych państwach, jak w  Serbii (24 proc.) czy Chorwacji (17,5 proc.) wręcz alarmujące. Jest tak nawet w Bułgarii (12,4 proc.) i Rumunii (7,1 proc.) (dane z września 2012 r.) mimo że wiadomo, iż w przypadku obu tych państw ogromna ilość osób wyemigrowała za pracą do Europy Zachodniej (600 tys. Bułgarów wyjechało do samej Hiszpanii, jeszcze więcej tam i we Francji jest Rumunów, w tym młodych Węgrów z Siedmiogrodu).

Kurczące się gospodarki, rosnąca bieda

Ucieczki za pracą i lepszym losem wynikają tak z braku wystarczająco szerokiego rynku pracy, jak też, w nie mniejszym stopniu, z racji niskich dochodów. Nawet w przypadku stosunkowo bogatej Chorwacji jest to zaledwie 11,5 tys. dolarów rocznie, podczas gdy w innych państwach jest tylko gorzej. Przykładowo w Bułgarii dochody mieszkańców wynoszą rocznie  zaledwie 7 200 dolarów, w Serbii 12 100, w Czarnogórze 11 200, a w najbiedniejszych Kosowie 6 600 i Macedonii tylko 5 300.

Państwa-bałkańskie-w-rankingach-PKB CC BY-NC-SA by ax2groin

(oprac. graf. DG/ CC by xJason.Rogersx)

Poważnym problemem są trudności gospodarcze w Grecji i we Włoszech, bowiem w przypadku Albanii, Bułgarii, Czarnogóry i Macedonii, eksport do samej Grecji sięga 10-15 proc. całych obrotów danego państwa w roku. Innymi słowy, kurczenie się rynku greckiego, a także tych w regionie śródziemnomorskim powoduje kurczenie się rynków bałkańskich. Pozytywnym pod tym względem wyjątkiem jest Rumunia, której głównym rynkiem zbytu tradycyjnie są Niemcy, chociaż tuż za nimi znajdują się borykające się także z trudnościami Włochy.

The Economist Intelligence Unit w specjalnym raporcie nt. Bałkanów opublikowanym w połowie roku napisał, że jest to obszar z „kurczącymi się gospodarkami, rosnącą biedą i bezrobociem, chociaż polityczne konsekwencje tych procesów, podobnie jak groźba społecznej destabilizacji, są, jak dotąd, zdumiewająco ograniczone”. Wygląda na to, że brytyjscy eksperci i analitycy nie uwzględnili jednego, zasadniczego elementu, a mianowicie tego, że ten obszar przeszedł niedawno, zaledwie kilkanaście lat temu przez straszliwe wojny i do dziś nie może wyjść na prostą.

Ta pamięć jest jeszcze świeża, rany nie zaleczone, pokolenie nie znające wojny i jej skutków jest co najwyżej w szkołach i przedszkolach. Dlatego nikomu nie spieszy się do nowych rozruchów, demonstracji czy strajków. Mówiąc nieco niedelikatnie, ale chyba trafiając w sedno sprawy, można stwierdzić: Bałkany już się wyszumiały.

Drugi kluczowy problem tego regionu, to niezbyt skuteczne, oględnie mówiąc, tamtejsze rządy. Nie słychać o przypadkach wielkich sukcesów, natomiast o korupcji czy nieskutecznej władzy – jak najbardziej. Były premier Chorwacji Ivo Sander właśnie zmaga się z procesem o korupcję. Rumunia weszła niedawno nawet na czołówki europejskich mediów z racji nieortodoksyjnych, ujmijmy to tak, zachowań tamtejszego premiera Victora Ponty. A co się tam działo po 1989 r. dobrze opisali niedawno dwaj autorzy, Adam Burakowski i Marius Stan w godnej polecenia książce „Kraj smutny, pełen humoru”.

Bułgaria od lat żyje korupcyjnymi skandalami – a to o jacuzzi przy biurach firm państwowych, oczywiście za publiczne pieniądze, a to o sprzeniewierzonych środkach z funduszy przedakcesyjnych do UE, a ostatnio o Państwowym Funduszu Rolnym niewłaściwie zarządzającym środkami z funduszy w ramach Wspólnej Polityki Rolnej UE. O biedniejszych państwach regionu lepiej nie mówić. Ogólnie mówi się wręcz o „sanaderyzacji” (od Sandera) całego regionu, co jest wymowne samo w  sobie.

Do tego ciężkiego bagażu dodać jeszcze należy niedawne zniszczenia wojenne, braki w infrastrukturze, jak też – płynące chociażby z dokumentów Unii Europejskiej – wskazania, mówiące o „niedomogach instytucjonalnych”, rozwarstwieniu społecznym i regionalnym, czy „niedomogach demokratycznych” i administracyjnych. Łącznie daje to obraz regionu niepewnego, niestabilnego, o trudnej do przewidzenia przyszłości. Jest jasne, że z państwami tego regionu, kandydującymi do UE, Unia będzie jeszcze miała sporo kłopotów i lata negocjacji. To wydaje się być pewne.

Jak sobie poradzą

Chociaż niemal wszystkie państwa regionu, oczywiście w różnym stopniu, borykają się z deficytami budżetowymi oraz handlowymi, sytuacja finansów publicznych oraz długi publiczne nie są tam na ogół problemem, może poza Chorwacją (58 proc. PKB). Bałkany teraz chciałyby leczyć rany, sięgać po wzrost.

Niestety, koniunktura nie jest sprzyjająca. Turbulencje na światowych rynkach, a ostatnio jeszcze, szczególnie bolesne i odczuwalne, zawirowania w strefie euro, jak też na nieodległych obszarach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu w wyniku wydarzeń Arabskiej Wiosny, które uczyniły z basenu Morza Śródziemnego strefę niepokojów i niestabilności, nie wpływają pozytywnie na szanse narodów bałkańskich, by wyjść ze strefy biedy i zacofania.

Nawet członkostwo czy perspektywa członkostwa w UE, ze zrozumiałych względów, nie jest już teraz tutaj rozpatrywana, jak jeszcze do niedawna na to patrzono, jako recepta na przyszła mannę z nieba. Konkurencja w całej Europie się zwiększyła, o swoje trzeba walczyć znacznie silniej niż jeszcze kilka lat temu.

Tymczasem – jak wykazują  sondaże i badania zachowań społecznych – najaktywniejsi z państw bałkańskich pouciekali, w kraju dokuczają spekulanci i gangsterzy oraz słaba na ogół administracja. Stąd dominuje społeczna apatia. Rozruchów na ulicach czy zakładach pracy nie ma, ale zwiększonej aktywności i ognisk uczciwej przedsiębiorczości też brak. Bałkany ponownie zamieniają się w strefę zaniedbaną, cofniętą w rozwoju, w „miękkie podbrzusze” kontynentu europejskiego.

Czy apatia może ponownie zamienić się w coś gorszego? Niestety, takiej ewentualności, przynajmniej na niektórych obszarach, też nie można wykluczyć.

Przyszłość regionu, to pewne, w przeważającej mierze będzie kształtowana przez dalszy rozwój wydarzeń na całym kontynencie. Również z tamtejszej perspektywy nie jest obojętne czy się dogadamy i przyjmiemy nowe ramy budżetowe dla całej UE na okres 2014-2020, czy też pozostaniemy przy corocznych prowizoriach, co byłoby rozwiązaniem złym.

Wśród ekspertów, tak rodzimych w Belgradzie czy Sarajewie, jak też w europejskich think-tankach panuje zgodność: o losach Bałkanów w dużej mierze może przesądzić dalszy rozwój sytuacji w strefie euro. Utrzymanie euro, to spokój na Bałkanach, jego porażka czy klęska może dać raz jeszcze o sobie znać najpierw w tym właśnie, newralgicznym regionie, który już nie raz przecież w historii był ogniskiem wielkiego kataklizmu. Tym samym, mamy jeszcze jeden, niedostrzegany i zapominany, wymiar „europejskiej stawki”, o którą teraz na brukselskich – i nie tylko – salonach walczymy.

OF

(oprac. graf. DG/ CC BY-NC-SA ax2groin)
Państwa-bałkańskie-w-rankingach-PKB CC BY-NC-SA by ax2groin
Państwa-bałkańskie-w-rankingach-PKB CC BY-NC-SA by ax2groin

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Sektor bankowy Trójmorza na froncie covidowym

Kategoria: Analizy
Efektywny policy mix polityki pieniężnej, fiskalnej i ostrożnościowej zastosowany wobec sektora bankowego przyniósł w państwach TSI oczekiwane efekty: zachowanie stabilności systemu finansowego i utrzymanie dostępności finansowania dla gospodarki realnej po wybuchu pandemii.
Sektor bankowy Trójmorza na froncie covidowym