Autor: Jeffrey Frankel

Profesor ekonomii na Harvardzie

Chiny bardziej zależą od reform niż od giełd

Od czerwca 2015 roku główny wskaźnik giełdy w Szanghaju obniżył się o ponad 40 proc. Inwestorzy na całym świecie obserwują ten zjazd z rosnącą obawą, choć wcale nie dlatego, że tam inwestują. Ich obawy wynikają z tego, iż spadek cen akcji oznacza, że gospodarka Chin się wali. Kto szuka niezawodnego klucza do przyszłości gospodarczej Chin, powinien patrzeć także gdzie indziej.
Chiny bardziej zależą od reform niż od giełd

Jeffrey Frankel

Jest oczywiście prawdą, że stopa wzrostu gospodarczego znacznie w Chinach zmalała i że istnieje wiele powodów do przekonania, iż nie jest to spowolnienie przejściowe. Ale żaden z tych powodów nie ma wiele wspólnego z giełdą.

Ów brak związku uwidacznia się w fakcie, że ceny na rynku akcji są dziś wyższe niż w roku 2014, kiedy Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone jako największa gospodarka świata (w ujęciu parytetu siły nabywczej) – a było to wydarzenie, które uruchomiło grę na zwyżkę. Wydaje się, iż obserwatorzy nie zauważyli wówczas, że gospodarka Chin już zwalnia. Według bowiem oficjalnych statystyk stopa wzrostu, która w latach 1980-2010 wynosiła średnio 10 proc., w okresie 2012-2014 spadla do 7-8 proc. na rok.

Spowolnienie to początkowo przyczyniło się pośrednio do wzrostu cen akcji, gdyż skłoniło Ludowy Bank Chin do zapoczątkowania (w listopadzie 2014 roku) cięć stóp procentowych. Już wiosną 2015 roku giełdowy boom bardzo jednak przypominał bańkę, napędzaną kredytem. Wskaźnik szanghajskiej giełdy osiągnął rekordowy poziom 12 czerwca 2015 roku, kiedy chińska Komisja Nadzoru Giełdowego zaostrzyła wymogi depozytowe.

Prawda jest taka, że spowolnienie gospodarcze w Chinach nie powinno stanowić dla nikogo niespodzianki. Utrzymujący się przez trzy dekady przyrost PKB o 10 proc. rocznie był przecież czymś bezprecedensowym. Pojawia się jednak pytanie, czemu żadnemu krajowi – nawet Chinom – nie udało się tego gospodarczego cudu przedłużyć? Niektórzy proponują obszerne wyjaśnienia: poszczególne kraje wpadająpułapkę średniego dochodu albo następuje „równanie do średniej” jeśli chodzi o stopę wzrostu. W przypadku Chin w grę mogą jednak wchodzić liczne czynniki szczególne.

Pierwszym z tych czynników jest malejący zwrot z kapitału, który osłabia pobudzające wzrost efekty inwestycji – powiedzmy – w infrastrukturę transportową bądź w budownictwo mieszkaniowe. Kolejny czynnik to podbijanie cen gruntów miejskich wskutek wyczerpywania się „pojemności” środowiska naturalnego.

Następnie idą wyzwania demograficzne. Liczebność populacji w wieku produkcyjnym osiągnęła już szczyt, a udział ludności w wieku emerytalnym szybko rośnie. Pod tym względem nie bez znaczenia jest utrzymywana przez 35 lat polityka jednego dziecka, od której dopiero co odstąpiono.

Co więcej, zniknęły już na ogół (choć kiedyś wydawały się niewyczerpane) występujące na wsi nadwyżki pracowników, chcących przenieść się do miast, co powoduje wzrost płac i osłabienie pozycji konkurencyjnej kraju w pracochłonnej produkcji przemysłowej. Gospodarka przestawia się z produkcji na usługi, w których możliwości wzrostu wydajności są mniejsze. Maleją ponadto możliwości doganiania krajów rozwiniętych w zakresie techniki, procesów produkcyjnych oraz praktyki zarządzania, co jeszcze bardziej ogranicza szanse na wzrost wydajności – i sprawia, że Chiny muszą same dokonywać innowacji.

W tych okolicznościach naturalny jest zwrot ku stopie wzrostu na poziomie 5-7 proc. rocznie (jako trend). Taki zwrot może jednak nastąpić na dwa sposoby: jako miękkie lądowanie – wtedy gospodarka Chin nadal się rozwija, w tempie wprawdzie wolniejszym, ale trwałym – i jako lądowanie twarde, co obejmuje kryzys finansowy oraz poważną recesję w gospodarce.

W fazie szybkiego wzrostu Chiny – podobnie jak Japonia po latach 80. XX wielu i Korea Południowa w okresie 1997-98 – w znacznym stopniu polegały na inwestycjach i na finansowaniu długiem. Chiny zwiększały tym samym ryzyko, że gdy gospodarka zwolni, te nadmierne moce produkcyjne mogą doprowadzić do kryzysu finansowego. I rzeczywiście: w wielu sektorach nadwyżki mocy stanowią już poważny problem.

To, jaki rodzaj lądowania czeka Chiny, wciąż jest niejasne – także dlatego, że oficjalne dane statystyczne mogą znacznie zawyżać obecny wzrost PKB. Zwykle dane te są trochę za bardzo zbieżne z ustalonymi przez rząd celami, żeby można je uznać za wiarygodne. Sceptycy zwracają się zatem ku innym, bardziej namacalnym miernikom warunków ekonomicznych i wskazują, że mocno zmalało zużycie energii, kolejowe przewozy towarowe oraz produkcja, zwłaszcza jeśli chodzi o takie wyroby przemysłowe jak węgiel, stal i cement.

Dane te mogą wskazywać – jak wnioskuje wielu obserwatorów – że gospodarka Chin rośnie w tempie znacznie mniejszym niż 7 proc., jakie według rządu osiąga. Ale mogą one również – jak przekonująco dowodzi Nicholas Lardy – odzwierciedlać przestawianie się gospodarki z przemysłu przetwórczego na usługi. A jest to zwrot wysoce pożądany, jeśli Chiny mają w sposób naturalny przejść do bardziej zrównoważonego trendu wzrostowego.

Nadal jest więc możliwe, że Chiny znajdują się na ścieżce miękkiego lądowania. Osiągnięcie sukcesu wiąże się wtedy jednak z założeniem, iż wspieranie wzrostu gospodarczego oznacza poleganie w mniejszym stopniu na wydatkach inwestycyjnych i popycie eksportowym, a w większym – na wydatkach konsumpcyjnych krajowych gospodarstw domowych.

Chiny muszą ponadto zwiększyć elastyczność rynku ziemi i rynku pracy. Mobilność siły roboczej nadal ograniczają na przykład niepewność praw własności gruntów na wsi oraz system hukou (meldunkowy) w miastach. Mówiąc bardziej ogólnie, musi nadal wzrastać rola rynków w kształtowaniu gospodarki. Trzeba okiełznać przedsiębiorstwa państwowe. Konieczne jest zreformowanie i wzmocnienie systemów ochrony zdrowia i opieki społecznej, podobnie jak systemu podatkowego. A zasadnicze znaczenie ma wprowadzenie lepszych przepisów ochrony środowiska.

Przywódcy i ekonomiści chińscy wszystko to już wiedzą. Listę celów reform, która obejmuje te dziedziny, przyjęli w 2013 roku. A jeśli chodzi o wprowadzenie niektórych z nich w życie, to przez ostatnie dwa lata osiągnęli postęp. Nadal jednak mają przed sobą długą drogę – i to bez gwarancji sukcesu. Jak przy tym podkreśla Shang-Jin Wei, główny ekonomista Azjatyckiego Banku Rozwoju, właśnie postęp w sferze tych reform – nie zaś, to, co dzieje się na giełdzie – przesądzi o losie gospodarki Chin.

© Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org

 

 

Jeffrey Frankel

Tagi