Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Chiny chcą zdominować grupę BRICS

Szczyt państw BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA) nie wzbudził większego echa w mediach, a powinien. Miał przynieść przełom we współpracy państw, wspólnie nazywanych „wschodzącymi rynkami”. Zamiast tego przyniósł poważną rysę: po raz pierwszy najsilniejsze z rosnących rynków nie potrafiły się ze sobą dogadać.
Chiny chcą zdominować grupę BRICS

Xi Jinping, prezydent Chin z wizytą u prezydenta RPA Jacoba Zumy. (CC By ND GovernmentZA)

Coraz bardziej oczywiste staje się, że niektóre z państw dotychczas traktowanych przez rozwinięty i dominujący Zachód nieco po macoszemu, szybko zaczynają doganiać kraje wysoko rozwinięte. Nie brak już nawet prognoz, całkiem poważnych, mówiących o „zmierzchu”, czy przynajmniej „schyłku Zachodu”, który dominował na globie co najmniej od epoki wielkich odkryć geograficznych. W miejsce to na pierwsze pozycje zaczynają wdzierają się wschodzące rynki, przede wszystkim  z regionu Azji i Pacyfiku, poczynając od niezwykle dynamicznych Chin (opinie Kishore Mahbubani, Ian Morris i in.).

Łączy dynamika i Zachód

Kraje te zresztą nie zajmują, ale raczej powracają na wiodące pozycje w świecie.  Jeśli patrzeć na nie wspólnie z Indiami mamy do czynienia z całymi kontynentami i starożytnymi cywilizacjami. Rozpatrywanie „wschodzących rynków” tylko i wyłącznie w kategoriach ekonomicznych, co wielu nadal czyni, może prowadzić na manowce.

Termin BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) pojawił się już w 2003 r. w raporcie banku Goldman Sachs i ma, co rzadkie, jednego ojca – Jima O’Neilla, który go ukuł. To Goldman Sachs, w trzech kolejnych raportach (2003, 2004, 2007) postawił tezę, że świat w połowie XXI stulecia będzie wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Według trzeciego z tych raportów BRICS and Beyond z listopada 2007 r., w roku 2050 wśród sześciu największych gospodarek świata aż cztery będą wywodziły się z grupy BRICS.

Ich PKB liczone po kursie dolara z 2006 r. miałoby rosnąć dynamicznie, a na koniec tego okresu wyglądać następująco: 1. Chiny, 2. USA, 3. Indie, 4. Brazylia, 5. Meksyk, 6. Rosja.

Inni eksperci i analitycy nie są aż tak optymistyczni, ale podzielają w zdecydowanej większości pogląd, że rola państw BRICS, podobnie jak wszystkich najważniejszych „wschodzących rynków”, będzie bezustannie rosła. Natomiast twórca tego terminu, Jim O’Neill, w wydanym w 2011 r. tomie The Growth Map (Mapa wzrostu) twierdzi jednoznacznie i mocno: „Osobiście nie uznaję już BRICS za rynki wschodzące. Stanowią one fundamentalną część współczesnego świata”. Jak fundamentalną?

Wszelkie dzisiaj dostępne dane jednoznacznie potwierdzają tezę sformułowaną już kilka lat temu przez Deutsche Bank, zgodnie z  którą siłą napędową całego ugrupowania są Chiny, których gospodarka jest większa niż cztery pozostałe razem wziąwszy.

Chiny są przecież dzisiaj nie tylko drugą gospodarką świata z realnymi szansami bycia pierwszą – w zależności od prognoz – w ciągu najbliższych 10-20 lat. Od tego roku są też największym państwem handlującym na globie, a wyszły już na pozycje pierwszą jako największy na świecie producent lub użytkownik telefonów komórkowych, Internetu, samochodów osobowych czy alternatywnych źródeł energii.

Problem z Chinami jest taki, że tamtejsze państwo jest już, owszem, bogate, ale obywatele jeszcze nie. To ciągle państwo na dorobku, rozwijające się, z wieloma sprzecznościami i napięciami o charakterze społecznym czy socjalnym. Stąd równie dobrze Chiny mogą dalej rosnąć w siłę, jak też pogrążyć się w wewnętrznych problemach, związanych z gwałtowanie przeobrażającym się społeczeństwem. Nie przypadkowo – i całkiem słusznie – jeden z wybitnych zachodnich ekspertów David Shambaugh w wydanej w tym roku książce nt. tamtejszej trudnej transformacji nadał jej podtytuł „Partial Power”, a więc połowicznego mocarstwa.

Chiny, bez których dynamiki ani BRICS, ani „wschodzących rynków” by nie było, to nadal jeszcze bardziej ogromny potencjał, aniżeli jednoznaczny dorobek i siła. Dlatego wszelkie prognozy i spekulacje wokół BRICS są, bo muszą być, obarczone dużym marginesem niepewności.

Jeden bank, różne opinie

Nie da się jednakże zaprzeczyć, że szybko i stale rosnąca pozycja ekonomiczna Państwa Środka zaczyna przekładać się już nie tylko na realia ekonomiczne, ale także polityczne. To z woli Chin do BRICS dołączono RPA. Jest pewne, że bez ich przyzwolenia do ugrupowania nie dostaną się te państwa, które obecnie najmocniej pukają do jego drzwi, takie jak Korea Płd, Turcja, Meksyk, Nigeria czy Indonezja.

To Chiny najmocniej naciskały też na powołanie Banku Rozwoju BRICS, którego powołanie miało być mocnym akcentem piątego już szczytu tych państw w Durbanie w RPA. Owszem, ministrowie finansów zadanie postawione im na ubiegłorocznym szczycie w New Delhi wykonali, ale cel został osiągnięty co najwyżej połowicznie. Nie uzgodniono, jaki miałby być kapitał założycielski (przed szczytem mówiono o sumach od 50 do nawet 250 mld dolarów), ani też, co poważniejsze, gdzie miałaby być siedziba tego Banku.

Nie dopowiedziano, ale staje się też oczywiste, iż kolejnym przedmiotem kontrowersji stała się waluta rozliczeniowa. Podpisane przy okazji szczytu dwustronne porozumienie Brazylia – Chiny, w którym uzgodniono rozliczenia w walutach narodowych, pokazuje jednoznacznie tendencję: odchodzimy od amerykańskiego dolara, a wokół euro jest w tej chwili zbyt wiele zawirowań i niewiadomych, by nań stawiać.

Wola Chińczyków, nie do końca zwerbalizowana, ale w podtekście zrozumiała, by taką walutą stał się chiński juan, nie znalazła jednak akceptacji pozostałych krajów. Można zrozumieć, że chodzi tu przede wszystkim o Indie, być może i Rosję. Jest więcej niż znaczące (w New Delhi zrozumiane jako policzek), że nowy chiński prezydent jadąc do RPA na pierwszy w ogóle w tej roli przystanek wybrał Moskwę.

To nie mogło się Indiom podobać, podobnie jak wyraźnie rosnąca asertywność Chin na arenie międzynarodowej.

BRICS to ugrupowanie nieco dziwne, bo przecież państwa członkowskie dzielą ogromne odległości, nie mówiąc o systemach politycznych i interesach. Początkowo współpracowało ze sobą dobrze, bowiem główne jego spoiwo jest znane. Państwa BRICS dają dzisiaj światu 20-21 proc. globalnego PKB, mniej więcej tyle, ile dają USA. I oto chodziło! Przeciwstawić się Zachodowi, a nade wszystko Stanom Zjednoczonym, po rozpadzie porządku zimnowojennego korzystającym z pozycji hegemona.

Wschodzące rynki razem, czy osobno

Po szczycie w Durbanie formalnie nic się nie zmieniło. Główny cel współpracy, wymierzony w dawne metropolie, nadal pozostaje w mocy. Perturbacje wokół Banku Rozwoju BRICS, w intencji pomysłodawców będącego przecież niczym innym, jak prostym wyzwaniem wobec Banku Światowego, systemu Bretton Woods i dominacji USA, dowodzą jednakże, iż Chiny w porównaniu do pozostałych członków ugrupowania rosną zbyt szybko – i zaczynają wzbudzać podejrzenia co do swych celów i intencji.

Sprawdzają się poniekąd przewidywania amerykańskiego stratega Edwarda N. Luttwaka, który w wydanej w ubiegłym roku książce „The Rise of China vs. The Logic of Strategy” (Wzrost potęgi Chin a logika strategii) napisał wprost: Nagły wzrost potęgi, ekonomicznej czy militarnej lub obu naraz, powoduje przeciwdziałanie pozostałych. I o takie przeciwdziałanie autor w całej tej pracy zdecydowanie apeluje.

Luttwak ma oczywiście na myśli przede wszystkim władze amerykańskie i wzywa je do większej aktywności w stosunku do coraz silniejszych i pewnych siebie Chin. Jednakże szczyt w Durbanie zdaje się wskazywać, że inni, począwszy do Indii, też już tę „strategiczna logikę” pojęli.

W tym kontekście zwraca się uwagę na szybko rosnącą w ostatnim czasie współpracę Indii i Japonii, która m.in. przyniosła porozumienie tak ważne, jak podpisaną w sierpniu 2011 r. umowę o rozwiniętym partnerstwie gospodarczym, na mocy której banki japońskie mają inwestować, a tamtejsze firmy wspomagać ogromne projekty infrastrukturalne indyjskiego rządu (bilion dolarów w okresie 2012-2017).

Inny przekonujący dowód, to szybki wzrost ich dwustronnych obrotów handlowych z 6,5 mld dol. w 2005 r., do 18,5 mld dol. na koniec 2011 roku. Tymczasem obroty handlowe Chin z Indiami w zeszłym roku zmniejszyły się o 10 prac. do sumy 66,47 mld dolarów.

Przebieg ostatniego szczytu, w Durbanie, w którym – co znaczące – wzięło też udział ok. tysiąca biznesmenów z państw członkowskich, w tym zwłaszcza perturbacje wokół wspólnego Banku Rozwoju BRICS, nie dowodzą jeszcze, że ugrupowanie jest zagrożone, a dalsza współpraca niemożliwa. Wręcz przeciwnie. Uczestnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, iż wspólnie znaczą więcej.

BRICS, jak podano przy okazji szczytu, daje bowiem światu 42 proc. jego populacji, 22 proc. PKB, ponad 15 proc. obrotów handlowych i wreszcie ok. 50 proc. całego światowego wzrostu po 2008 roku. To w tych państwach najlepiej naoliwione są obecnie silniki, choć oczywiście, dominacja wśród nich Chin staje się coraz bardziej oczywista.

Dlatego już nie tylko stratedzy amerykańscy, ale także hinduscy (Prem Shankar Jha, Aditya Bharadwaj) zaczynają zwracać uwagę na zbyt szybko – ich zdaniem – rosnące Chiny. Innymi słowy, przeciwstawianie się ekonomicznej przewadze Zachodu pozostaje w mocy, ale  niekoniecznie oznacza, że nowe warunki mają być dyktowane przez szybko rosnące Państwo Środka, które jeszcze kilka lat temu, gdy BRIC powstawało, takich obaw w żadnej mierze nie budziło.

To kwestia, którą musza przemyśleć także sami Chińczycy. Zdają oni sobie sprawę z problemu, czego dowodem fakt, że w krótkim interwale czasowym – grudzień 2005 i wrzesień 2011 – wydali aż dwie „Białe Księgi” poświęcone „pokojowemu rozwojowi” ich państwa. Problem w tym, że równocześnie zaczynają stawiać tezy o „chińskim śnie” (China Dream, będącym odpowiedzią na American Dream) i „wielkim renesansie chińskiej nacji”, a przy tym weszli w zatargi i spory o wyspy na Morzu Południowo-Chińskim oraz z Japonią o Senkaku/Diaoyutai.

Słowa i czyny Pekinu nie do końca się na siebie nakładają. I dlatego przywództwo Chin nad „wschodzącymi rynkami”, ekonomicznie uzasadnione, strategicznie i geopolitycznie pozostaje wątpliwe. Trzeba śledzić dalsze losy Banku Rozwoju BRICS i co się z tą koncepcją stanie. Otrzymaliśmy bowiem do rąk swoisty papierek lakmusowy intencji największych graczy wśród nowo wyłaniających się ekonomicznych potęg.

OF

Xi Jinping, prezydent Chin z wizytą u prezydenta RPA Jacoba Zumy. (CC By ND GovernmentZA)

Otwarta licencja


Tagi