Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chiny przygotowują się na spowolnienie gospodarcze

W I połowie 2011 r. chińska gospodarka wzrosła o 9.6 proc., produkcja przemysłowa o 14,3 proc., sprzedaż detaliczna dóbr konsumpcyjnych o 16,8  proc. Zdaniem wielu ekonomistów te z pozoru tylko świetne wyniki są zwiastunem nadchodzącego „twardego lądowania” Chin.
Chiny przygotowują się na spowolnienie gospodarcze

Wen Jiabao, premier Chin, jeździ po kraju i obiecuje, że ceny żywności spadną. (CC BY-SA World Economic Forum)

Patrząc na chińską gospodarkę z europejskiej perspektywy i widząc jak w finansowo-ekonomiczne tarapaty wpadają kolejne państwa strefy euro, trudno nie zadać sobie pytania, jak długo jeszcze Chinom uda się utrzymać tak wysokie tempo wzrostu gospodarczego? W zasadzie wszystkie wskaźniki makroekonomiczne w I półroczu, mogą napawać tutejszych decydentów optymizmem. Oprócz jednego, a mianowicie indeksu cen konsumpcyjnych, czyli głównego wskaźnika inflacji, który w I połowie tego roku wzrósł o 5,4  proc. , jak podał tutejszy Narodowy Urząd Statystyczny. Nie odzwierciedla on jednak faktycznego wzrostu cen, zwłaszcza żywności, która oficjalnie zdrożała o około 10  proc. Robiąc jednak zakupy w chińskich marketach czy bazarach trudno w to uwierzyć. Wiele artykułów spożywczych ma ceny o 20-30  proc. wyższe niż przed rokiem.

Najbardziej poszły w górę ceny warzyw, owoców i wieprzowiny, która jest w Chinach najpopularniejszym gatunkiem mięsa. Dlatego nie dziwi wypowiedź chińskiego premiera Wen Jiabao, który podczas jednej ze swych niedawnych gospodarskich wizyt po kraju ogłosił, że walka z inflacją oraz ustabilizowanie cen są obecnie dla władz sprawą priorytetową. Dodał przy okazji, iż wszystko znajduje się pod kontrolą, tempo rozwoju gospodarczego jest stabilne i nadal szybkie, zaś problemy wynikają również z warunków zewnętrznych i międzynarodowego otoczenia w jakim funkcjonuje chińska gospodarka. Praktycznie nie ma teraz dnia, aby w Pekinie nie odbywała się jakaś konferencja prasowa na temat wyników osiągniętych przez tutejszą gospodarkę w pierwszej połowie 2011 roku.

Cała gospodarka wzrosła w tym czasie o 9,6 proc., produkcja przemysłowa o 14,3  proc., sprzedaż detaliczna dóbr konsumpcyjnych o 16,8 proc., inwestycje brutto w środki trwałe, liczone rok do roku, o 25,6 proc. Jednak porównując te dane z wynikami z ostatnich trzech lat widać, że nie wszystko wygląda tak dobrze, jak mogłoby się to z pozoru wydawać. Wymienione dane, choć korzystne, wskazują na ogólne spowolnienie wzrostu tutejszej gospodarki. Komentator angielskojęzycznego dziennika China Daily Li Xiang twierdzi wprost, „iż jest oczywiste, że gospodarka Państwa Środka znalazła się na rozdrożu”. Także z miarodajnych danych zawartych w indeksie opublikowanym przez tutejszą Federację Menedżerów Logistyki i Zakupów wynika, że produkcja przemysłowa słabnie w skutek zmniejszania się zamówień tak krajowych jak i eksportowych. Informacje te pochodzą z ponad 820 tutejszych dużych firm z 20 branż. Wszystko to razem, jak twierdzi Zhang Liqun analityk tejże federacji: „jest zwiastunem spowolnienia gospodarczego” i wieszczy on „twarde lądowanie”, które czeka zwłaszcza tutejszy przemysł. Najbardziej jednak wszystkich niepokoi rekordowa inflacja – dotąd zjawisko w Chinach prawie nie występujące. Niepokoi też coraz większa ilość tzw. „gorącego pieniądza”, który na skutek zastoju na rynku nieruchomości szuka nowych inwestycyjnych możliwości. Ostatnio na przykład, podobnie jak przed laty w Polsce, bardzo ożywił się tutejszy rynek sztuki na którym ostro w górę, poszybowały ceny i to bez widocznych „artystycznych” powodów. Prof. z Instytutu Badań Gospodarczych Chińskiej Akademii Nauk Społecznych Zhang Ping uważa, że obniżenie wysokiej inflacji będzie możliwe tylko poprzez „schłodzenie” przegrzanej gospodarki. Przypominają się więc w tym przypadku nasze dawne doświadczenia w tej materii. Mówi się także o tym, iż w walkę z inflacją aktywnie włączyć musi się tutejszy bank centralny czyli Chiński Bank Ludowy, poprzez ograniczenie napływu pieniędzy na rozbudzony konsumpcyjnie rynek i rozważną politykę stóp procentowych.

Na ten pierwszy element zwraca uwagę kolejny ekonomista prof. Yang Gangming, który twierdzi, że właśnie ściślejsza kontrola ilości pieniędzy wpływających na chiński rynek, powinna być priorytetem dla banku centralnego. Ze swej strony jego kierownictwo deklaruje włączenie się do antyinflacyjnej krucjaty, co jest oczywiste, bowiem trudno aby mógł prowadzić inną politykę pieniężną, aniżeli ta zapisana przez chińskie władze w kolejnej odsłonie planu 5-letniego.

Jednak pojawia się pytanie, czy schładzanie gospodarki nie odbije się na spadku wewnętrznej konsumpcji? Jej rola jest tu bowiem nie do przecenienia. Mniej więcej 3 lata temu, wraz ze wzrostem zamożności chińskiego społeczeństwa, pojawiła się szansa, aby rodzima gospodarka w większym aniżeli dotąd stopniu uniezależniła się od eksportu i koniunktury na światowych rynkach.

Choć światowy kryzys gospodarczy obszedł się z Chinami łagodnie, to jednak uświadomił tutejszym decydentom politycznym, że nie można w nieskończoność polegać wyłącznie na sprzedaży towarów za granicę. Ten motor długo wprawdzie jeszcze będzie podstawą gospodarki ChRL, ale jego siła może z czasem słabnąć. Zaczęto więc, bazując na rosnącej grupie względnie zamożnych chińskich konsumentów, pobudzać – czasem „na siłę” – sprzedaż mieszkań, samochodów i wszelakich dóbr trwałego użytku. Preferencyjne kredyty, dopłaty do złomowanych starych aut, lodówek, pralek itd. sprawiły, że ludzie – przynajmniej ci, którzy mają pracę i w miarę stabilne dochody – ruszyli po zakupy. W mediach pojawiły się więc entuzjastyczne publikacje mówiące o tym, o ile to wzrosła sprzedaż np. samochodów (Chiny pobiły pod tym względem światowy rekord, prześcigając dzierżące od lat prymat w tej dziedzinie Stany Zjednoczone) i nie kryjące satysfakcji z tego, że jak tak dalej pójdzie to rodzima gospodarka nie będzie już skazana wyłącznie na zagranicznych konsumentów.

Teraz jednak, gdy rośnie inflacja przyszedł czas na zweryfikowanie tej polityki. Zaczęto od rynku nieruchomości, który wydawał się być już na skraju przegrzania. Nie jest już tak prosto i łatwo otrzymać kredyt hipoteczny na kupno mieszkania, aniżeli jeszcze półtora roku temu. Sięga się też często do sposobów administracyjnych (wygląda to różnie w zależności od miasta czy prowincji). Korzystnie oprocentowany kredyt, czy też z dopłatą, otrzymać można już tylko na jeden lokal. Często towarzyszy temu obowiązek posiadania meldunku w mieście w którym dokonuje się takiej inwestycji itp. W stolicy kraju, Pekinie, wprowadzono tzw. loterię rejestracyjną na nowe samochody, polegającą z grubsza na tym, że kupić auto może tylko ta osoba, która wcześniej wylosuje prawo do jego zarejestrowania, bowiem miasto, jak oficjalnie tłumaczono – i nie bez racji, nie jest już w stanie w takim tempie jak dotąd (ok. 400 tys. sztuk rocznie) wchłonąć kolejnej, tak wysokiej liczby nowych pojazdów.

Innymi słowy, faktyczne symptomy schładzania chińskiej gospodarki pojawiły się już dużo wcześniej, zanim jeszcze chińscy eksperci ekonomiczni zaczęli rzecz nazywać po imieniu. Inna sprawa czy przyjmą to do wiadomości tutejsi konsumenci, którzy po wielu latach „ciułania” i wyrzeczeń mogą sobie pozwolić na dobra, które dla ich rodziców były tylko marzeniem.

Równolegle w Chinach toczy się w kręgach ekonomistów debata, do jakiego stopnia gospodarkę nadal w dużym stopniu sterowaną centralnie z Pekinu zliberalizować i otworzyć na kapitał prywatny? Przewodniczący tutejszej Krajowej Federacji Przemysłu i Handlu Huang Mengfu podkreślił podczas Forum Rozwoju Prywatnej Gospodarki, że chiński sektor prywatny wytwarza już ponad połowę PKB kraju. Jednak chińska prywatyzacja, to coś zupełnie innego niż nam się kojarzy. W kręgu tutejszych decydentów panuje bowiem przekonanie, że interwencjonizm państwowy, w ostatecznym rachunku, przynosi więcej korzyści aniżeli strat. Dlatego dopuszczaniu do chińskiej gospodarki kapitału prywatnego czy quasi prywatnego w różnej postaci np. spółek mieszanych, towarzyszy ścisła kontrola ze strony państwa, a zwłaszcza kontrola jego poczynań na rynku finansowym gdzie o „wolnej grze” w ogóle na razie nie ma mowy.

Faktem jednak jest, że chiński rząd, czyli Rada Państwowa, zdecydował się na częściową demonopolizację niektórych sektorów. Pierwsze decyzje w tej sprawie zapadły już kilka miesięcy temu. Na prywatny, zarówno krajowy, mieszany jak i zagraniczny kapitał, otwierane są stopniowo m.in. usługi – w tym finansowe, wybrane gałęzie przemysłu, a nawet powszechne w Chinach usługi ochroniarskie. Cześć tych decyzji niejako „wymusili” zagraniczni przywódcy i biznesmeni, którzy składając częste wizyty w Chinach zawsze podkreślają, że jeśli chińskie przedsiębiorstwa, których międzynarodowa ekspansja jest ostatnio bardzo widoczna, zamierzają kontynuować ją z dobrym skutkiem, to należy się rewanż. Wiele firm zachodnich chce bardziej intensywnie zaistnieć w Państwie Środka. Przykładem jest ostatni, szeroko komentowany zakup zakup Nestle. Koncern spożywczy za 1,7 mld dolarów kupił udziały w tutejszej firmie o podobnym profilu Hsu Fu Chi International. To największe przejęcie chińskiej spółki przez firmę zagraniczną i znak tego, że Chiny wobec nowych i trudnych wyzwań, które stoją przed ich gospodarką, szukają różnych sposobów zaradzenia im. Pragmatyzm przede wszystkim.

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Wszyscy się zastanawiają, kiedy gospodarka chińska spowolni. Jednej z najbardziej interesujących i najlepiej udokumentowanych odpowiedzi na to pytanie dostarczyli nam niedawno Barry Eichengreen, Donghyun Park i Kwanho Shin w artykule wydanym w ramach serii Working Paper przez renomowany amerykański NBER (When Fast Growing Economies Slow Down: International Evidence and Implications for China, WP 16919, NBER, March 2011). Na bazie żmudnych empirycznych badań, wykorzystując szeregi czasowe począwszy od roku 1957, oszacowali warunki konieczne do tego, by szybko dotąd rosnąca gospodarka ostro wyhamowała. Ich zdaniem gospodarki krajów szybko się rozwijających przechodzą szokowe spowolnienie, nie mniejsze niż o 2 pkt proc., gdy dochód na głowę mieszkańca zbliża się do 17 tys. dolarów. Według prognoz Chiny osiągną ten pułap w 2015 roku.

Jest cały szereg przyczyn, które sprzyjają takim procesom lub je utrudniają. Chiny spełniają większość tych sprzyjających skokowemu spowolnieniu. Są, co prawda, gospodarką otwartą, co opóźnia hamowanie wzrostu, ale inne czynniki nie sprzyjają wzrostowi. Są to:

– 23 proc. zatrudnienia w przemyśle;

– niekorzystna demografia;

– wysoka i zmienna inflacja;

– niedowartościowany kurs walutowy;

– nierównowagi mikroekonomiczne;

– niski udział konsumpcji w PKB;

– brak ładu korporacyjnego;

– brak sieci socjalnej;

– niski poziom rozwoju rynku finansowego, co stwarza silne impulsy dla akumulacji oszczędności gospodarstw domowych.

Jeśli nasi koledzy z Stanów mają rację, to około 2015 roku Europę czeka kolejny wstrząs związany ze spadkiem dynamiki wzrostu gospodarki chińskiej. Chyba,  że do tego czasu zamiast skokowego spadku bedziemy mieli stopniowe wygaszanie tempa wzrostu w Chinach. Ale narazie nic tego nie zapowiada. Dynamika kwartalnego PKB w ujęciu rok do roku spowalnia tam do połowy 2011 o śladowe 0,1-0,2 pkt. proc. Gospodarka światowa wciąz więc pozostaje nieprzygotowana na ostre hamowanie Chin.

współpraca KM

Wen Jiabao, premier Chin, jeździ po kraju i obiecuje, że ceny żywności spadną. (CC BY-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi