Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

DNA dobrobytu narodowego

Dlaczego jedne narody opływają w bogactwa, a inne od wieków borykają się z biedą? Co warunkuje rozwój gospodarczy? Dwaj amerykańscy naukowcy zasugerowali, że jest to zestaw genów danej populacji i ściągnęli na siebie oskarżenia o budowanie podstaw naukowego rasizmu.
DNA dobrobytu narodowego

(CC By-SA quinn.anya)

Boliwia. Południowoamerykańskie państwo, w którym PKB na głowę mieszkańca nie przekracza 5 tys. dolarów. Bieda aż piszczy.

Etiopia. Tutaj jest jeszcze gorzej. PKB per capita to niewiele ponad tysiąc dolarów. Ludzie nierzadko muszą przeżyć dzień za mniej niż 2 dolary.

Stany Zjednoczone. Na głowę mieszkańca przypada tam aż 48 tys. dolarów. USA przeżywają kryzys gospodarczy? Może, ale mieszkańcy tego kraju nawet w ułamku nie odczują biedy o takim rozmiarach, jak właśnie w Boliwii, czy Etiopii.

Jak to wytłumaczyć? Dlaczego Amerykanom wystarczyło 200 lat na dorobienie się fortuny i wysokiego standardu życia, a Indianom z Boliwii nie? Co jest źródłem bogactwa jednych, a co biedy innych? Zwykły pech? Na te pytania można odpowiadać truizmem, że „uczciwością i pracą ludzie się bogacą”. Ale czy na takim wyjaśnieniu rzeczywiście można poprzestać?

Genetyczne poplątanie

Dwaj naukowcy, Oded Galor z Brown University w Providence, w stanie Rhode Island i Quamrul Ashraf z Williams College w Williamstown w Massachusetts, taką odpowiedzią zadowolić się nie chcieli. Przed dwoma laty przeprowadzili szeroko zakrojone badania porównawcze pomiędzy krajami. Łącząc ekonomię z genetyką, porównali poziom gospodarczy krajów z ich ukształtowaną przez tysiąclecia różnorodnością genetyczną.

Badanie zostało nagłośnione dopiero przed miesiącem w prestiżowym czasopiśmie naukowym „Nature”, a wkrótce ma o nim napisać „American Economic Review”. Innymi słowy: przeszło odpowiednią, naukową cenzurę i zyskało naukową powagę. Jednocześnie w środowisku akademickim posypały się oskarżenia o to, że takie badania są niebezpieczne, ze względu na ich możliwą ideologiczną, a konkretnie rasistowską interpretację. Naukowcy z takich uczelni, jak Oxford i Cambridge, opublikowali nawet list, w którym przestrzegają, że wspomniane badania mylą „korelację z przyczynowością” i mogą być użyte do usprawiedliwienia “takich haniebnych praktyk, jak czystki etniczne, czy ludobójstwo.”

A właściwie co tyle szumu

Badacze doszli do wniosku, że istnieje coś takiego jak optymalny poziom różnorodności genetycznej, który pozwala na – jak streszcza to „Nature” – „uzyskanie produktywnej równowagi pomiędzy społecznymi kosztami dużej różnorodności, a korzyściami odnoszonymi z większego zróżnicowania pod względem zdolności poznawczych”. W dużym uproszczeniu: niedobrze dla ogólnego dobrobytu, jeśli dane społeczeństwo nie mieszało się historycznie rzecz biorąc z przedstawicielami różnych grup etnicznych, lub jeśli mieszało się w zbyt dużym stopniu.

Oba te skrajne przypadki ilustruje właśnie historia Boliwii i Etiopii. Boliwia jest pośród wszystkich państwa świata najmniej zróżnicowana pod względem genetycznym, a Etiopia – najbardziej. Stany Zjednoczone są natomiast najbliżej poziomu optymalnego, który naukowcom udało się ustalić. Obliczono, że w przypadku USA zmiana tego poziomu o 1 punkt proc. oznacza spadek tempa wzrostu PKB o… 1,9 proc.

Galor i Ashraf bronią się przed oskarżeniami o nierzetelność. Zarzucają krytykom niezrozumienie ich metodologii, a także dziwią się, jak można podważać oczywiste założenie, że różnorodność jest dobra dla innowacji i rozwoju.

Najważniejsze jednak stwierdzenie pada, gdy naukowcy deklarują, że ich „badania nie sugerują, że różnorodność jest determinantą rozwoju”. Są świadomi, że poza pulą genów ważne są także – a może nawet znacznie ważniejsze – zupełnie inne czynniki.

>>więcej: Raport The Economist

W duchu Monteskiusza

Co to za czynniki, rozmyślał już na przełomie XV i XVI w. florencki filozof Niccolò Machiavelli, ale najtrafniejsze obserwacje poczynił filozof francuski, Monteskiusz, dwa stulecia później.

– Gorąco klimatu może być tak nadmierne, iż ciało będzie zupełnie bez siły – pisał jeden z najwybitniejszych przedstawicieli Oświecenia w swoim opus magnum, „O duchu praw”.

– Wówczas omdlałość przejdzie i na ducha; żadnej ciekawości, żadnego szlachetnego zamysłu, żadnego wzniosłego uczucia; skłonności będą tam zupełnie bierne; lenistwo będzie tam szczęściem.

To Monteskiusz właśnie sformułował jedną z pierwszych teorii pochodzenia bogactwa. Możemy nazwać ją dla ułatwienia teorią „klimatyczną”. Jeśli jest ciepło – ludzie są leniwi, mniej pracują, wolniej się bogacą. Jeśli jest zaś zimno – jak w podziwianej przez Monteskiusza Anglii – „ludzie są bardziej krzepcy (…) Ta większa siła musi wydawać wiele skutków: na przykład więcej dufności w samym sobie, to znaczy więcej odwagi.”

Te obserwacje mogą brzmieć zabawnie w uszach współczesnego czytelnika, jednak…

– Nie są one pozbawione słuszności. Właściwie zgadzam się niemal w zupełności z tym, co pisał ten filozof. Co więcej, jego obserwacje potwierdza współczesna nauka. Klimat, a także położenie geograficzne, czy choćby ukształtowanie terenu mogą znacząco utrudnić, lub ułatwić rozwój gospodarczy – przekonuje dr Jacenty Siewierski, zajmujący się problematyką wzrostu gospodarczego w Szkole Głównej Handlowej.

Dr Siewierski zwraca uwagę, że oddziaływanie geografii i klimatu na rozwój gospodarczy zostało zbadane szczegółowo w 1999 r. przez naukowców z Harvardu, między innymi przez Jeffreya D. Sachsa, jednego z autorów wolnorynkowych reform w krajach postkomunistycznych. Wyniki?

Okazuje się, że istnieją regiony wręcz skazane na wegetację, tam rozwój jest niemożliwy. Są to okolice biegunów, czyli bardzo zimne, a także kraje położone w strefach międzyzwrotnikowych, między zwrotnikami Raka i Koziorożca – czyli zbyt gorące. Tylko dwa kraje tam zlokalizowane odniosły sukces: Singapur i Hongkong.

Umiarkowany klimat służy po prostu ludzkiej działalności, nie sprzyja rozwojowi chorób zakaźnych, umożliwia działalność rolniczą. Sachs i spółka ustalili także, że znacznie lepiej radzą sobie kraje z dostępem do morza. Co ciekawe, poza Europą, nie ma w ogóle bogatych państw, które nie miałyby dostępu do morza. Nota bene w przypadku Singapuru i Hongkongu to właśnie położenie geograficzne i korzystne warunki do żeglugi, a więc i handlu, kompensują negatywne oddziaływanie klimatu.

Barierą na drodze do rozwoju może być także zbyt urozmaicone ukształtowanie terenu (łatwiej przeprowadzić autostradę przez równinę niż pomiędzy górami), albo brak zasobów naturalnych (choć ich bogactwo też nie jest gwarancją sukcesu).

Na podstawie analizy geograficznych uwarunkowań danego kraju – jak przekonuje Sachs i inni ekonomiści – można opracowywać fundamenty dla jego polityki gospodarczej. Choćby tej związanej z długofalowym planem budowy infrastruktury.

Nawiasem mówiąc, liczba geograficznych zmiennych wpływających na gospodarkę jest tak duża, że przytaczanie kolejnych przykładów mijałoby się z celem. Wystarczy powiedzieć, że w literaturze naukowej istnieją także badania wskazujące choćby na to, jak istotna jest lokalizacja stolicy kraju. Dobrze, by stolica była jednocześnie największą metropolią i to położoną w centralnej części kraju. W przeciwnym przypadku, nasilają się takie problemy, jak… korupcja wśród przedstawicieli władzy.

Kultura jest najważniejsza

– Czynniki klimatyczno-geograficzne są bardzo istotne. Uwarunkowania genetyczne także zapewne grają jakąś rolę. Jednak w środowisku naukowców panuje zgoda, że najistotniejszym czynnikiem determinującym bogactwo narodów jest kultura. O znaczeniu kultury dla gospodarki pisał już sto lat temu wybitny niemiecki socjolog Max Weber, zwracał uwagę, że na tle reszty zdecydowanie szybciej rozwijały się kraje protestanckie. Wytworzyła się w nich etyka pracy, polegająca na dążeniu do bogacenia się, ale przy jednoczesnym umiarze w konsumpcji bogactwa – zauważa dr Siewierski.

Weber pisał o wpływie etyki protestanckiej, przede wszystkim w wydaniu kalwińskim, na rozwój kapitalizmu. Kapitalizm zaś to w końcu jedyny, znany ustrój gospodarczy, który umożliwia realny i szybki wzrost gospodarczy.

Ale nie tylko kalwiński etos pracy sprzyja kapitalizmowi. Badacze podkreślają często, że za powstaniem azjatyckich potęg gospodarczych stoi tamtejszy duch współpracy, kolektywizmu i – w Chinach – stosowania się do zasad wyłożonych przez Konfucjusza: prawości, bezinteresowności, miłości do innych.

– Jednak, jak podkreśla Weber, w krajach konfucjańskich kapitalizm nie mógł rozwinąć się samoczynnie, są one z natury zbyt zachowawcze i przywiązane do tradycji. Kapitalizm został więc przejęty od społeczeństw Zachodnich – przekonuje dr Siewierski.

– Do katalogu kulturowych uwarunkowań bogactwa należy dorzucić także otwarcie na nowe idee, zależne od dominującej religii. To tłumaczy, dlaczego Europa i USA, a nie kraje islamskie, są matecznikiem odkryć i wynalazków. Chiny także potrzebują otwarcia na różne prądy myślowe – uzupełnia dr Ning Wang, amerykański ekonomista chińskiego pochodzenia z Arizona State University.

Z kolei David Landes, profesor historii ekonomii na Harvardzie, w wydanej przed 14 laty książce „Bogactwo i nędza narodów” argumentuje, że ważną rolę w rozwoju gospodarczym – najczęściej destrukcyjną – odgrywają historyczne zaszłości. Upraszczając: świat wyglądałby o wiele lepiej, gdyby nie wojny.

Landes dostrzega również znaczenie, którego wielu badaczy zdaje się nie doceniać – instytucji państwa i prawa dla rozwoju gospodarczego. Bez prostego, przejrzystego prawa, zapewniającego obywatelom sprawiedliwe traktowanie oraz bez możliwości wykorzystywania w dowolny sposób owoców własnej pracy ani dobry lokalizacja, ani klimat, ani przekonania religijne nie sprawią, że ludzie będą się bogacić. Jeśli zaś chodzi o państwo, to jeśli ustrój jakiegoś kraju staje się despotyczny i skorumpowany, przestaje szanować jednostkę i własność prywatną, to wszystkie osiągnięcia tego kraju mogą zostać łatwo zaprzepaszczone.

Podobne wnioski ze swoich badań wyciągnęli Daron Acemoglu z MIT i James Robinson z Harvardu. Przez 15 lat analizowali historię różnych krajów świata – od Cesarstwa Rzymskiego przez państwo Majów, po ZSRR, czy współczesną Europę – by stwierdzić, że największą barierą rozwoju jest reżim, ponieważ eksploatuje własne państwo niczym zamorską kolonię.

OF

(CC By-SA quinn.anya)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane