Do mariażu ani strefa euro, ani Polska nie są gotowe

Kraje strefy euro powoli wychodzą z kryzysu, ale sama strefa wymaga przebudowy, bo przyczyny kryzysu nie zniknęły. Polska powinna przystąpić do strefy euro, ale gdy będzie do tego przygotowana. Na razie autonomia kursu złotego pomaga stabilizować gospodarkę – to konkluzja dyskusji o polskiej drodze do euro, otwierającej Konferencję Katedr Finansów w Sopocie.
Do mariażu ani strefa euro, ani Polska nie są gotowe

Małgorzata Zaleska, członek zarządu NBP, Dariusz Filar, Uniwersytet Gdański. (fot. J. Głowniak - Sikorska, biuro promocji UG)

Debatę „Polska w drodze do euro”, w której udział wzięli prof. Małgorzata Zaleska, członek zarządu NBP i pełnomocnik zarządu do spraw wprowadzenia euro w Polsce, Zbigniew Canowiecki, prezes zarządu Pracodawców Pomorza, prof. Andrzej Sławiński, dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP, Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich oraz prof. Leszek Pawłowicz, dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej, moderował prof. Dariusz Filar, były członek Rady Polityki Pieniężnej.

Pierwsze pytanie dotyczyło oceny aktualnej kondycji strefy euro i jej perspektyw.

Małgorzata Zaleska: Nie zostały wciąż rozwiązane kwestie, które legły u podstaw kryzysu, czyli wciąż leczymy w dużym stopniu skutki, zapominając o przyczynach. Mamy bardzo dużo dyskusji, natomiast mało wdrożeń, gdyż bardzo trudno jest uzgadniać kompromisy w tym zakresie. Wynika to być może z faktu, że strefa euro jest w większym stopniu projektem politycznym niż ekonomicznym. Być może decydujące powinny być kwestie ekonomiczne.

Możemy albo dążyć do dalszej integracji, albo do rozpadu strefy euro. Wyraźnie widać, że to, co zostało przyjęte i rozwiązania, które są dyskutowane, zmierzają krok po kroku do dalszej integracji strefy euro. Czy to się uda? Albo dotychczasowa integracja była niewystarczająca, albo sama idea jej jest do dyskusji, gdyż strefa euro wciąż nie spełnia kryteriów optymalnego obszaru walutowego. Pod względem efektywności, elastyczności płac, mobilności siły roboczej, mobilności kapitału, strefa euro nie jest jednolitym obszarem i w moim przekonaniu trudno będzie to osiągnąć w ramach wdrażanych obecnie rozwiązań.

Zbigniew Canowiecki: Dwie trzecie firm – wynika z naszej ankiety wśród pracodawców – pomimo różnych wątpliwości opowiada się za przystąpieniem do strefy euro. Obok licznych plusów przystąpienia, o których ciągle mówimy: ułatwienie obrotów, brak różnic kursowych, integracja z rynkami kapitałowymi, towarowymi, mniejsze bariery w handlu, mniejsze koszty kredytów, pojawia się jednak wątpliwość, kiedy miałoby to nastąpić.

Zbyt nagłe przystąpienie – wskazują nasi przedsiębiorcy – obnażyłoby zbyt słabą innowacyjność naszej gospodarki i naszych przedsiębiorstw. Przedsiębiorcy obawiają się także konsekwencji ewentualnego niepokoju społecznego, a ściślej – zaspokajania żądań, które spowodują utratę konkurencyjności naszych przedsiębiorstw.

W porównaniu z Niemcami polska gospodarka jest dwa razy mniej wydajna, ale koszty pracy są cztery razy mniejsze niż w Niemczech. Myślicie, że nie wychwycą tego szybko związki zawodowe i nie podgrzeją nastrojów wśród pracowników? A każde podniesienie płac zmniejsza naszą konkurencyjność. Jeżeli tak się stanie zaczniemy tracić przewagę, którą mamy dzięki niższym kosztom, a nie mamy przewagi innowacyjnej, Potrzebujemy jeszcze paru lat, żeby to nadgonić.

Boimy się także, że jeszcze przez najbliższe kilka lat będziemy musieli współfinansować bankrutujące kraje unijne. Będziemy musieli poręczać pożyczki. Szacujemy, że około jednej trzeciej pieniędzy, które dostajemy z Unii, będziemy musieli oddać na mechanizmy wspierające strefę euro. O jedną trzecią zmniejszą się pieniądze, które dzisiaj idą między innymi na inwestycje infrastrukturalne, które są głównym motorem rozwoju kraju i tysięcy firm. Mogę wskazać dziesiątki, setki firm z Pomorza, które żyją tylko dzięki tym inwestycjom.

Krzysztof Pietraszkiewicz: Strefa euro wymaga dodatkowych porozumień, zwłaszcza w kontekście pojawiających się poważnych stwierdzeń, że Niemcy wyłudzili porozumienie dotyczące strefy euro i na trwałe ustaliły swoją przewagę konkurencyjną w Europie i żaden z krajów należących do strefy euro według obecnych mechanizmów nie jest w stanie poprawić swojej pozycji konkurencyjnej wobec kraju wiodącego. Zarzutów takich nie wolno lekceważyć. Narasta nieufność między krajami co grozi, że w najbliższych wyborach politycznych w strefie euro górą będą deputowani należący do eurosceptyków. Można obawiać się podważania pod względem politycznym sensowności i celowości trwania strefy euro.

Nawiążę jeszcze do kwestii nastrojów. W przypadku bankowości kilka lat temu poparcie do wejścia Polski do strefy euro było na poziomie blisko 90 procent. Dwa lata temu spadło ono do poziomu 50 procent. Dziś ono w granicach 57 do 63 w zależności od daty pomiaru.

Andrzej Sławiński: Bank centralny chłodno ocenia sytuację. Najbardziej dotkliwe załamania akcji kredytowej nastąpiły w strefie euro w Grecji, Irlandii, Hiszpanii. Strefa euro jest też jedynym obszarem w krajach wysoko rozwiniętych, na którym wystąpiły kryzysy fiskalne. Z czego to się wzięło? Strefę euro utworzono zbyt wcześnie. Gdyby poczekano z tym jedną, dwie dekady, Bank Hiszpanii musiałby zareagować na boom kredytowy, na zwiększanie się ogromnego deficytu w obrotach bieżących. Musieliby podnieść stopy procentowe. I boom kredytowy nie byłby tak miażdżący jak się okazał.

Ekonomiści już od lat 70. zwracali uwagę na warunki jakie muszą zaistnieć, by powstała unia walutowa. Mówili, że jeśli ma być unia walutowa, powinien powstać mechanizm redystrybucji dochodów. Nie ma go do tej pory. Strefa euro okazała się bezpiecznym miejscem tylko dla tych krajów, które mają duże sektory eksportowe i które tworzą relatywny nadmiar oszczędności krajowych. Gdy w Niemczech czy w Holandii pojawił się w wyniku recesji bardzo duży deficyt budżetowy, nic się nie stało. Inwestorzy wiedzieli bowiem, że jak kraje te sprzedadzą obligacje to i tak kupią je instytucje finansowe w tych krajach.

Sytuacja taka nie wystąpiła w krajach, w których gospodarki nie są w stanie generować nadmiaru oszczędności krajowych i gdzie stopy dochodowości poszybowały w górę. Gdyby kraje te mogły liczyć na mechanizm redystrybucji dochodów chociażby w formie częściowego uwspólnotowienia długu ich sytuacja budżetowa byłaby o niebo lepsza. Nie musiałyby uciekać się do bardzo głębokich cięć budżetowych w trakcie trwania recesji. Gdyby był mechanizm redystrybucji dochodów to również europejski system bankowy wyzdrowiałby szybciej. W Europie wciąż czekamy na to, że ESM będzie mógł być źródłem dokapitalizowania banków, ale to się przeciąga w czasie, o czym mówiła profesor Zaleska.

Co skutecznego zrobiły dotychczas władze w strefie euro? W sierpniu zeszłego roku EBC oświadczył, że jest gotowy interweniować na rynkach obligacji Hiszpanii i Włoch. Ustała spekulacja i hamletyzowanie, czy rządy Hiszpanii lub Włoch będą wypłacalne. Dopóki zobowiązanie to będzie wiarygodne będzie spokój. Być może unia bankowa będzie zaczątkiem potrzebnego strefie euro mechanizmu redystrybucji dochodów. Ale jeżeli unia bankowa ma być ochronką dla wielkich banków, które są zbyt duże, żeby upaść, to nie jest dobry pomysł.

Co do perspektyw – strefa euro prawdopodobnie wychodzi z recesji. Z wadą strukturalną w postaci braku mechanizmu redystrybucji dochodów przypuszczalnie tempo wzrostu będzie niskie, W USA od przynajmniej trzydziestu lat tempo wzrostu wydajności wynosi 3 procent rocznie, a w Europie ledwie ponad 1 procent. Wzrost w strefie euro bez dopalaczy w postaci jakichś boomów przypuszczalnie nie będzie oszałamiający.

Leszek Pawłowicz: Kiepska kondycja strefy euro wynika z wielu powodów. Również z tego, że próbuje się na siłę zastąpić rynek przez regulacje. Regulacji i biurokracji jest coraz więcej, co w zatrważającym tempie zabija innowacyjność i gospodarność. Rocznie przybywa dwa tysiące nowych regulacji. Nikt nie jest w stanie tego przeczytać, nie mówiąc już o wdrażaniu. Strefa euro wymaga reformy, ale również większego zaufania do rynku i mniejszego zaufania do ogromnej liczby regulacji. Komisarz do spraw deregulacji, to następna osoba, która powinna się w tym gronie pojawić.

Największą siłą, która pozwala myśleć pozytywnie o przyszłości euro jest strach przed jej rozpadem. Ryzyko rozpadu i konsekwencje wynikające z rozpadu strefy euro są tak porażające, że nawet eurosceptycy nie przeszkodzą. Dlatego przyszłość widzę optymistycznie.

Dariusz Filar: Porozmawiajmy o warunkach po polskiej stronie. Nikt w strefie euro nie myśli o zniesieniu kryteriów z Maastricht, jako progu dopuszczającego kraj do członkostwa. Ponownie spełniamy kryterium inflacyjne i kryterium stopy procentowej, natomiast kryteria fiskalne, a zwłaszcza kryterium deficytu wydaje się pewnym wyzwaniem.

Jak oceniacie państwo możliwości spełnienia przez Polskę kryteriów?

Leszek Pawłowicz: Kwestia spełnienia kryteriów z Maastricht to rzecz wtórna wobec w miarę szerokiego przekonania czy w ogóle warto jest wchodzić do strefy euro. Po co spełniać jakiekolwiek kryteria, jeśli się nie chce wejść? Wydaje mi się jednak, że negatywny scenariusz integracji politycznej Europy bez naszego w niej udziału, jest argumentem, który przekona większość obywateli, iż lepiej być w środku. Wydaje mi się, że ludzie będą w stanie zaakceptować wymuszenia, które narzuca traktat z Maastricht, kiedy będą przekonani, że jest to sensowna strategicznie droga dla Polski.

Andrzej Sławiński: Kryteria z Maastricht nie są związane z teorią optymalnych obszarów walutowych. Dla mnie problem jest całkiem inny: dokąd będę potrzebował autonomicznej polityki pieniężnej żeby utrzymać gospodarkę na ścieżce zrównoważonego wzrostu, dotąd będę uważał, że nie chcę być w strefie euro.

Mało kto zwrócił uwagę, że pojawienie się nadwyżki w obrotach bieżących i w obrotach handlowych to nie chwilowe zjawisko, ale wynurzanie się trendu stałej poprawy w bilansie handlowym Polski. Przedsiębiorstwa, które uczestniczą w globalnych sieciach produkcyjnych, w handlu z Niemcami, czy Francją, mają tę nadwyżkę już od szeregu lat. Oznacza to, że zwiększa się długookresowa zdolność naszej gospodarki do generowania oszczędności, co jest istotne z fiskalnego punktu widzenia. Polska w długim okresie stanie się krajem coraz bardziej wypłacalnym.

Krzysztof Pietraszkiewicz: Przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć, do jakiej strefy euro mamy przystąpić. Myślę, że czeka nas jeszcze parę lat dyskusji jakie powstaną w strefie euro dodatkowe mechanizmy i regulacje. Jeżeli stworzą one perspektywę stabilnego rozwoju, to o wejściu warto dyskutować natychmiast. Ale bez uproszczeń. Większość społeczeństwa, przedsiębiorców, bardzo wiele osób z elit pytanych dlaczego polska gospodarka jest w dobrej kondycji, mówi: to dlatego, że nie wstąpiliśmy do strefy euro. Sprawa ta musi być przedstawiona w innym świetle, bo nie tylko ten czynnik miał wpływ na sukces Polski w ostatnich latach.

Żeby wstąpić do strefy euro, musielibyśmy sobie odpowiedzieć na pytanie: jakich potrzebujemy w Polsce polityków i jakich elit, żeby w ogóle móc podjąć tak poważną dyskusję. Proszę mi pokazać siłę nośną zdolna dzisiaj pozyskać wsparcie dla niezbędnych porozumień dla zmian prawnych. Trudno mi uwierzyć, że uda się szybko zbudować takie porozumienie.

Zbigniew Canowiecki: Nie jestem przekonany, że będziemy w stanie jednocześnie spełnić wszystkie kryteria. Największe obawy mamy, że nasze elity polityczne nigdy nie będą w stanie przeprowadzić takich zmian wydatków publicznych żeby ograniczyć koszty. Wielu przedsiębiorców uważa, że nie uda się nam niestety ograniczyć deficytu w sposób skuteczny i raczej będziemy negocjować zmianę tego kryterium. Wejście do strefy euro będzie wymagało również pewnych poduszek amortyzacyjnych tak, żeby branże czy firmy nie rozsypały się po wejściu do strefy euro.

Małgorzata Zaleska: Ryzyko, iż spełnimy kryteria z Maastricht w niedługim czasie i w sposób trwały jest bardzo niskie. Ponadto samo spełnienie kryteriów z Maastricht jest niewystarczające i to jest jedna z lekcji, która płynie z kryzysu strefy euro. Bardzo ważna jest konwergencja realna i trwała. Czerpanie prostych przykładów z pozostałych krajów, które dotychczas wstępowały do strefy euro, zwłaszcza w ostatnich latach nie jest wystarczające. Przed samym wstąpieniem wyzwaniem będzie utrzymanie odpowiedniego kursu walutowego. Dużym wyzwaniem będzie także przygotowanie się operacyjne, chociażby z punktu widzenia zapewnienia odpowiedniej liczby monet, odpowiedniego obiegu pieniężnego.

Dariusz Filar: Spełnienie kryteriów jest sprawą bardziej złożoną i szerszą niż na pierwszy rzut oka można sądzić. Powstaje w związku z tym pytanie: czy jesteśmy w stanie być konkurencyjni bez osłony kursu walutowego? Myślę, że w obecnym stanie nie jesteśmy na to przygotowani.

Małgorzata Zaleska: Na jakie ryzyka narazimy się po ewentualnym wstąpieniu do strefy euro będzie zależało przede wszystkim od tego, jaka będzie sytuacja w strefie euro w tym momencie. Dzisiaj tego docelowego stanu nie znamy, nie wiemy jak strefa euro się zreformuje, mówimy że generalnie poczekamy i zobaczymy jakie będą tego efekty. Zależeć też będzie od tego jak przygotujemy się do funkcjonowania w zmienionej strefie euro. Musimy tak przygotować naszą gospodarkę aby była w stanie funkcjonować z sukcesem w strefie euro. Przystąpienie do strefy euro stwarza określoną szansę, ale nie daje pewności odniesienia sukcesu.

Krzysztof Pietraszkiewicz: Trzeba analizować co decyduje o przewagach tych krajów, które są w strefie euro i jakie decydują o tym  instrumenty i narzędzia. O sukcesach przedsiębiorstw decyduje  współpraca nauki z przemysłem, mechanizmy wsparcia eksportowego firm, programy innowacyjne w branżach i przedsiębiorstwach, wreszcie budowanie stabilnych wewnątrzkrajowych systemów finansowych. Powinniśmy nauczeni różnymi błędami innych krajów i doświadczeni własnymi przemyśleniami po prostu się solidnie przygotować.

Andrzej Sławiński: Dla mnie liczą się nie ryzyka po wejściu, tylko wybór. Jak długo powinniśmy mieć niezależną autonomiczną politykę pieniężną, żeby pomóc gospodarce utrzymywać się na ścieżce zrównoważonego wzrostu? Nas osłania nie tylko sam zmienny kurs. To raczej pod osłoną zmiennego kursu mogliśmy prowadzić politykę pieniężną, która stabilizowała inflację i wzrost.

W jakich krajach jednostkowe koszty pracy bardzo szybko wzrosły w relacji do Niemiec? W krajach strefy euro. A w których krajach jednostkowe koszty pracy były cały czas stabilne w relacji do Niemiec i nie traciły one konkurencyjności kosztowej? Wielka Brytania, Szwecja, Polska, Czechy. Co łączy te kraje? Zmienny kurs walutowy. Zmienny kurs pomógł nam nie tylko w trakcie kryzysu, on cały czas pomaga stabilizować gospodarkę. Za niską cenę niewielkich w sumie zmian kursowych kupujemy możliwość prowadzenia autonomicznej polityki pieniężnej, która pomaga nam stabilizować konkurencyjność kosztową gospodarki.

Zmienność kursu złotego jest mała ponieważ jesteśmy ściśle związani z gospodarką w strefie euro. Real brazylijski zdewaluował się o 40 proc. a potem wzrósł o 20 proc. Stało się tak dlatego, że gospodarka brazylijska nie jest integralną częścią jakiejś większej strefy gospodarczej. A nasza jest. Kurs dolara kanadyjskiego do amerykańskiego jest zmienny, ale pies z kulawą nogą się tym nie interesuje. Gospodarki te są tak ściśle ze sobą zintegrowane, że nie ma powodu, żeby kurs dolara kanadyjskiego jakoś strasznie się zmieniał w stosunku do amerykańskiego. I nie jest to czynnik, który jakoś ogranicza handel między tymi krajami i bardzo ścisłą integrację.

Leszek Pawłowicz: Gdybyśmy weszli do strefy euro kilka lat temu, tak jak Słowacja, ryzyka dla Polski byłyby podobne. Koniunktura nie była chroniona przez zmienny kurs walutowy, załamanie gospodarcze było głębsze, ale jakiejś ogromnej tragedii zaraz po wejściu do strefy euro nie było. Gorsze jest chyba to, co zasygnalizował pan Canowiecki, że wraz z przystąpieniem do strefy euro należy liczyć się z przyspieszoną konwergencją, jeśli chodzi o koszty pracy. Inwestorzy, firmy off-shoringowe nie są przyciągane do Polski dlatego, że Polska prowadzi samodzielną politykę kursową, tylko dlatego, że ma cztery czy pięć razy niższe koszty pracy. Innych czynników, które zwiększają naszą atrakcyjność dla inwestorów poza tanią i względnie dobrze wykwalifikowaną siłą roboczą, nie widzę.

Zbigniew Canowiecki: Powinniśmy dążyć do wejścia do strefy euro jak najszybciej, ale jeżeli miałoby to nastąpić szybko, jak najszybciej powinniśmy wdrażać różne zmiany, a nie tylko o nich dyskutować. Nie mam już siły dyskutować o tym, że powinna gospodarka współpracować z nauką. Powinna, ale to nie wychodzi. Szczególnie małe i średnie przedsiębiorstwa ciągle mają szalone problemy ze współpracą z uczelniami, instytutami. Bo uczelniom najlepiej jest współpracować z Energą, Lotosem, Orlenem, ale nie z małymi firmami.

Leszek Pawłowicz: W świetle czynników ekonomicznych nie ma najmniejszego sensu, żebyśmy do strefy euro wchodzili już teraz. I być może również w przyszłości w świetle czynników i uwarunkowań stricte ekonomicznych bez sensu będzie wchodzenie do strefy euro. Musimy jednak zdawać sobie sprawę z ryzyka politycznego. Takiego, że znajdziemy się nagle pomiędzy zintegrowaną politycznie Europą i zintegrowaną politycznie Rosją. Wtedy jeśli nawet z powodów czysto ekonomicznych niespecjalnie by się to kalkulowało, ja bym wchodził do strefy euro.

notował Krzysztof Bień

Małgorzata Zaleska, członek zarządu NBP, Dariusz Filar, Uniwersytet Gdański. (fot. J. Głowniak - Sikorska, biuro promocji UG)

Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (28.03–01.04.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce

Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Kategoria: Analizy
Napływ obywateli Ukrainy do Polski może się okazać zastrzykiem kapitału ludzkiego dla niektórych branż, borykających się z brakami kadrowymi. Jednak kobiety i dzieci nie wypełnią wakatów w budownictwie i przemyśle.
Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania