Autor: Martin Feldstein

Był profesorem ekonomii na Harvardzie, publicystą Project Syndicate.

Dochody klasy średniej lepsze od statystyki

Podniesienie dochodów rodzin z klasy średniej stało się w USA ważnym tematem kampanii przed wyborami prezydenckimi. Wszyscy zgodni są, że najwyższe dochody poszły w ostatnich dziesięcioleciach gwałtownie w górę, do czego przyczyniły się rosnące wynagrodzenia osób z wyższym wykształceniem oraz zwyżkujące ceny akcji.
Dochody klasy średniej lepsze od statystyki

Istnieje też powszechne poparcie dla ulepszania programów – takich jak talony żywnościowe i zasiłki emerytalne, zależne od wysokości dochodów – wspierających osoby, które bez takiej pomocy cierpiałyby biedę. Dyskusja publiczna dotyczy jednak głównie tego, jak pomóc znacznie liczniejszej (i ważniejszej politycznie) klasie średniej.

Wiele można pod tym względem zrobić przez poprawienie działających już programów. W grę może wchodzić np.: rozszerzenie dostosowanych do rynku szkoleń, zwiększenie szans kobiet zamężnych do podejmowania aktywności zawodowej czy powrotu do niej, ograniczenie karnych przepisów Social Security w odniesieniu do osób starszych, które kontynuują zatrudnienie oraz taką zmianę przepisów podatkowych, żeby sprzyjało to zwiększeniu wydajności i płac.

Wzmocnienie takich programów powinno być traktowane priorytetowo, mimo to nie należy tracić z oczu, że w ostatnich paru dekadach rodzinom z klasy średniej wiodło się właściwie całkiem dobrze. Debatę publiczną w tej sprawie zniekształcają niestety mylące dane statystyczne, które rażąco zaniżają te osiągnięcia.

Często się na przykład mówi, że przeciętny dochód gospodarstwa domowego wzrósł w ostatnich paru dekadach tylko nieznacznie, albo wcale. Niektóre dane z amerykańskiego spisu powszechnego wydają się potwierdzać ten wniosek. Dokładniejsze statystyki rządowe sugerują jednak, że od 1980 roku dochody realne gospodarstw ze środka struktury dochodów wzrosły o około 50 proc. A bardziej odpowiednia korekta zmian w kosztach utrzymania sugeruje, że osiągnięcia te były znacząco wyższe.

W USA Biuro Spisowe szacuje dochody gospodarstw domowych ze wszystkich źródeł i określa poziom dochodów, który dzieli je na dwie połowy – dolną i górną. Ta wartość to mediana dochodów gospodarstw domowych. Żeby móc porównywać jej zmiany w czasie, wyrażony w dolarach dochód w poszczególnych latach dzieli się przez wskaźnik cen konsumpcyjnych, co daje realną wartość mediany dochodów gospodarstw domowych. Otrzymane w ten sposób liczby sugerują, że od 1984 roku do 2013 r. wzrost mediany wyniósł łącznie niespełna 10 proc., co odpowiada rocznemu przyrostowi na poziomie poniżej 0,3 proc.

Każdy żyjący w tym czasie w USA dorosły człowiek zdaje sobie sprawę, że taki wskaźnik rażąco zaniża osiągnięcia typowego gospodarstwa domowego. O tym, że coś jest z tymi danymi nie w porządku, świadczy fakt, iż według rządowych szacunków od 1985 do 2015 roku realne wynagrodzenia godzinowe pracowników poza rolnictwem wzrosły o 39 proc.

Na oficjalne szacunki Biura Spisowego mają wpływ trzy ważne kwestie. Zacznijmy od tego, że nie bierze ono pod uwagę zmiany struktury ludności: dzisiejsze gospodarstwo domowe jest całkiem inne niż gospodarstwo sprzed 30 lat. Ponadto Biuro Spisowe zbyt wąsko definiuje źródła dochodów, a przecież rodziny z klasy średniej otrzymują coraz większe transfery rządowe i korzystają na niższych stawkach podatku dochodowego. No i wreszcie stosowany przez Biuro Spisowe wskaźnik inflacji nie jest w stanie uchwycić istotnego wkładu, jaki w poprawę poziomu życia Amerykanów wniosły nowe produkty oraz ulepszenia istniejących.

Rozważmy najpierw zmieniający się charakter gospodarstw domowych. W latach 1980 – 2010 udział „gospodarstw” składających się z jednej kobiety czy jednego mężczyzny wzrósł z 26 do 33 proc., a gospodarstw, prowadzonych przez małżeństwa zmalał z 60 do 50 proc.

Gdy niezwiązane z żadną partią Biuro Budżetowe Kongresu (Congressional Budget Office, CBO) prowadziło szczegółowe badania zmian dochodów gospodarstw domowych w latach 1979 – 2011, rozszerzyło definicję dochodu, obejmując nią zasiłki zbliżone do gotówki, jak bony żywnościowe oraz pomoc rzeczową, jak opieka zdrowotna. Odjęło natomiast podatki federalne, których udział w dochodach (przed opodatkowaniem) gospodarstw średniozamożnych spadł z 19 proc. w 1980 roku do zaledwie 11,5 proc. w roku 2010. W celu przeliczenia dochodów w poszczególnych latach na dochody realne CBO posłużyło się deflatorem wydatków konsumpcyjnych, który – jak uważa wiele osób – lepiej się do tego nadaje niż wskaźnik cen konsumpcyjnych. Biuro przedstawiło także odrębną analizę z uwzględnieniem wielkości gospodarstwa domowego.

Stosując tradycyjną definicję dochodu pieniężnego CBO stwierdziło, że od 1980 do 2010 roku mediana realnych dochodów gospodarstw domowych wzrosła o zaledwie 15 proc., czyli podobnie do szacunków Biura Spisowego. Po rozszerzeniu definicji dochodu – dodaniu zasiłków i odjęciu podatków – stwierdzono jednak, że mediana dochodów realnych wzrosła w tym czasie o 45 proc. A po uwzględnieniu wielkości gospodarstw – nawet o 53 proc.

Zresztą nawet ten o wiele znaczniejszy przyrost wiąże się prawdopodobnie z wyraźnym niedoszacowaniem rzeczywistej poprawy poziomu życia. Szacunki instytucji oficjalnych to efekt przeliczenia dochodu w dolarach na miernik dochodu realnego za pomocą wskaźnika cen, który odzwierciedla zmiany cen istniejących towarów i usług. Nie odzwierciedla on jednak nowych produktów czy ulepszeń istniejących towarów i usług.

Tak więc jeśli dochody pieniężne każdego z nas z roku na rok rosną o 2 proc., a ceny wszystkich towarów i usług także zwiększają się o 2 proc., oficjalne wyliczenia nie wykażą żadnych zmian dochodów realnych – nawet jeśli do naszego dobrobytu przyczyniają się nowe produkty oraz istotna poprawa jakości. Agendy rządu USA w swoich wyliczeniach dochodu w ogóle nie uwzględniają wartości, tworzonej przez usługi takie jak Google i Facebook, gdyż te usługi nie są kupowane.

Nikt nie wie, o ile takie innowacje i ulepszenia produktowe powiększają nasz dobrobyt. Jeśli jednak wartość tego przyrostu wynosi jedynie 1 proc. rocznie, to przez 30 lat skumuluje się on do 35 proc. Dodawszy to do szacowanego przez CBO przyrostu dochodu o około 50 proc. otrzymamy wskaźnik, który sugeruje, że w ciągu minionych 30 lat mediana realnych dochodów gospodarstw domowych rosła w tempie prawie 2,5 proc. rocznie.

Tak więc klasa średnia w USA ma się o wiele lepiej niż oceniają statystyczni pesymiści. A w przyszłości, przy lepszych rozwiązaniach, tym gospodarstwom domowym może się wieść jeszcze lepiej.

© Project Syndicate, 2015

www.project-syndicate.org


Tagi


Artykuły powiązane

Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Wyniki prowadzonego w czasie pandemii badania, pokazują, że brytyjskie gospodarstwa domowe, obawiające się o swoją przyszłość finansową - w przypadku jednorazowej korzystnej zmiany dochodu -  zamierzają jednak wydać na konsumpcję więcej niż pozostałe.
Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji

Inflacja cen żywności zagraża najbiedniejszym

Kategoria: Trendy gospodarcze
Badanie pokazało, że silne przyspieszenie wzrostu cen żywności ma istotnie negatywny wpływ na poziom dobrobytu gospodarstw domowych w krajach rozwijających się. Utrzymanie tego zjawiska pogłębi istniejące nierówności społeczne.
Inflacja cen żywności zagraża najbiedniejszym