Droga żywność dusi wzrost PKB

Jeśli ceny żywności nadal będą rosły w tak dużym tempie jak w ostatnim czasie może to się skończyć osłabieniem tempa konsumpcji prywatnej. A to właśnie w niej ekonomiści pokładają nadzieję na utrzymanie tempa wzrostu produktu krajowego brutto na poziomie 3,5-4 proc. w 2011 roku.
Droga żywność dusi wzrost PKB

Cena cukru skoczyła do poziomu najwyższego od 30 lat. CC-SA Uwe Hermann

Wydatki na żywność pochłaniają jedną piątą wydatków polskiego konsumenta. Nic więc dziwnego, że rosnące ceny żywności mogą uderzyć w tempo konsumpcji prywatnej. A to właśnie ona miała stać się głównym motorem wzrostu gospodarczego w 2011 roku.

Inflacja wymusza wzrost stóp

Duża aktywność inwestorów finansowych na towarowych rynkach rolnych powoduje nie notowany od lat wzrost cen żywności. Według agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w styczniu ich wzrost mierzony indeksem miesięcznych zmian cen koszyka wybranych towarów był rekordowy. Indeks wyniósł 231 pkt., najwięcej w historii badań. Inwestorzy wykorzystują strach, jaki na rynku wywołała seria klęsk żywiołowych. Ostatnie powodzie, susze i tajfun w Australii najpierw spowodowały duży skok ceny zboża, teraz windują cenę cukru. Australia to trzeci co do wielkość światowy eksporter cukru. Na wieść o zniszczeniach w plantacjach trzciny cukrowej wywołanych przez cyklon Yasi cena cukru surowego skoczyła do poziomu najwyższego od 30 lat. Na początku lutego na giełdzie w Nowym Jorku za marcowy kontrakt na cukier płacono 33,96 centa za funt.

Szaleństwo na rynkach towarowych już ma swoje skutki. Bezpośredni to wzrost inflacji w krajach, gdzie udział wydatków na żywność w wydatkach konsumpcyjnych ogółem jest wysoki. Argentyna boryka się już z 10-proc. inflacją. Szybko rozwijające się Chiny notowały pod koniec ubiegłego roku ponad 5-proc inflację. W Indiach wskaźnik wzrostu cen oscyluje wokół 8 proc., w Brazylii znacznie przekracza cel inflacyjny banku centralnego (4,5 proc.) i wynosi prawie 6 proc.

Rosnąca inflacja już dała powód inwestorom do spekulacji, że szybko dotąd rozwijające się kraje grupy emerging markets dostaną w tym roku zadyszki. A to dlatego, że będą musiały walczyć ze wzrostem cen, co oznacza konieczność podwyższania stóp procentowych. Niektóre z tych państw już zaczęły to robić – na przykład Brazylia podniosła w styczniu stopy o 0,5 pkt proc. do 11,25 proc. Kontynuacja serii podwyżek stóp czeka też prawdopodobnie banki centralne z Azji. Mówił o tym na początku lutego szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zdaniem Dominique’a Strauss-Kahna należy tak zrobić w tych krajach, gdzie tempo wzrostu PKB przekroczyło lub zbliżyło się do tempa wzrostu potencjalnego. W innym przypadku może dojść do detalizacji makroekonomicznej – czyli przegrzania koniunktury.

Rynek interpretuje te wszystkie wydarzenia w jeden sposób: skutkiem rosnących cen żywności – a wraz z nimi inflacji – będzie wyhamowanie tempa wzrostu gospodarczego. I to w grupie krajów, które wykazywały się do tej pory dość dużą odpornością na wstrząsy wywołane ostatnim kryzysem finansowym. To wystarczy, by duże fundusze inwestycyjne zaczęły z tych rynków się wycofywać. Według danych zebranych przez agencję Bloomberg na przełomie stycznia i lutego inwestorzy wycofali około 4,6 mld dolarów z funduszy ETF, za pośrednictwem których można było lokować środki w akcje z giełd krajów rozwijających się. Agencja powołuje się przy tym na Bank of America Merrill Lynch.

Ludzie, którzy myśleli, że szybko zarobią na emerging markets na początku 2011 roku zobaczyli, że świat jest nieco innym miejscem, niż im się wydawało – komentował dla Bloomberga te informacje Nigel Rendell, z RBC Capital Markets w Londynie.

Do tej pory inwestorzy chętnie lokowali swoje nadwyżki kapitału w aktywa z emerging markets. A to dlatego, że średnie tempo wzrostu gospodarczego w tej grupie krajów wynosiło w ubiegłym roku 7,1 proc., czyli dwukrotnie więcej niż w przypadku krajów rozwiniętych. Szacuje się, że na rynki wschodzące zainwestowano około 90 mld dolarów.

W Polsce to też ryzyko

W odczytach polskiej inflacji też już widać wpływ drożejącej żywności, choć nie jest on aż tak dramatycznie duży, jak w innych emerging markets. W styczniu inflacja wzrosła do 3,1 proc. przy wzroście cen żywności średnio o 4,3 proc. rok do roku.

Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy mówią jednak, że coraz droższa żywność jest zagrożeniem dla dynamiki konsumpcji prywatnej. A to dlatego, że akurat żywność jest towarem, na który popyt jest w miarę stały i nie zależy od poziomu cen. To oznacza, że jeśli konsumenci będą musieli wydawać więcej na żywność to zrobią to kosztem innych wydatków konsumpcyjnych i zrezygnują w pierwszej kolejności z zakupu nowego telewizora, czy sprzętu AGD. To w drugim etapie może się przełożyć na wielkości produkcji towarów tego rodzaju.

Coraz wyższe ceny żywności są potencjalnym zagrożeniem dla dynamiki konsumpcji i wzrostu PKB. Jeśli płace nie będą rosnąć, wówczas dochód rozporządzalny gospodarstwa domowego będzie coraz mniejszy. Gdyby jednak doszło do wzrostu wynagrodzeń albo zatrudnienie było coraz większe, wówczas negatywny efekt drogiej żywności zostałby częściowo skompensowany – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.

Rzecz w tym, że na razie nie ma podstaw by przypuszczać, że stosunkowo wysokie tempo wzrostu płac z grudnia 2010 roku da się utrzymać. Najnowsze informacje z rynku pracy nie napawają optymizmem. Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w styczniu stopa bezrobocia wzrosła do 13,1 proc. z 12,3 proc. w grudniu.

Tymczasem to sytuacja na rynku pracy silnie determinuje wydatki konsumpcyjne. Coraz większe jest ryzyko przeszacowywania prognoz konsumpcji w dół – mówi Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka Raiffeisen Banku.

Ekonomiści mają nadzieję, że w naszej gospodarce zadziałają dwa czynniki, które złagodzą światowe trendy wzrostu cen żywności i surowców. Pierwszy to umocnienie złotego – jeśli do niego dojdzie, wówczas towary z importu, np. ropa naftowa, nie powinny znacznie drożeć. Drugi czynnik to niska skłonność producentów do przerzucania rosnących kosztów produkcji na konsumentów. Istnieje ryzyko, że może to w końcu nastąpić. Na razie jednak coraz wyższe ceny produkcji sprzedanej przemysłu nie przekładają się na wyższą inflację konsumentów (CPI). W grudniu ceny producentów wzrosły aż o 6,1 proc. licząc rok do roku. W tym samym czasie inflacja cen konsumpcyjnych wyniosła 3,1 proc.

W pierwszej kolejności firmy będą jednak starały się ograniczać marże. Strach przed barierą niskiego popytu nadal jest silny, a konkurencja na rynku duża. Decyzję o obniżaniu marż będzie tym łatwiej podjąć, że sytuacja finansowa polskich firm nie jest zła. Przerzucanie rosnących kosztów na konsumenta z pewnością nie będzie następować automatycznie – mówi Grzegorz Maliszewski.

Cena cukru skoczyła do poziomu najwyższego od 30 lat. CC-SA Uwe Hermann

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Żywności nie zabraknie, ale będzie jeszcze droższa

Kategoria: Sektor niefinansowy
Jeśli ograniczymy produkcję zbóż w Europie, chroniąc środowisko, to ktoś będzie musiał tę produkcję przejąć. Prawdopodobnie będą to kraje Ameryki Południowej, gdzie presja na ochronę środowiska naturalnego jest o wiele mniejsza – mówi dr Jakub Olipra, starszy ekonomista w Credit Agricole Bank Polska.
Żywności nie zabraknie, ale będzie jeszcze droższa

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (16–20.05.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce