Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Ekonomia, moralność, sushi

Czy szukając w obcym mieście dobrej restauracji, poprosiłbyś o radę ekonomistę? Nie? A szkoda, bo ekonomiści mają na ten temat wiele do powiedzenia. Podobnie w kwestii sportu, korków ulicznych, prostytucji i szczęścia. W cieniu ekonometrycznych modeli pojawia się coraz więcej badań udowadniających, że ekonomia to nie tylko matematyka.
Ekonomia, moralność, sushi

prof. Tyler Cowen, propagator niecodziennych teorii ekonomicznych. (CC By-NC-SA singularitysummit)

Tanie jedzenie nie jest złe, w restauracjach pełnych pięknych kobiet i roześmianych ludzi lepiej nie jadać, lokalne jedzenie smakuje lepiej, ale jego produkcja wcale nie jest bardziej przyjazna dla środowiska, a różnorodność kulinarna w USA maleje w zależności od prowadzonej przez władze polityki imigracyjnej – to tylko kilka z wielu intrygujących tez, których prof. Tyler Cowen z George Mason University w Wirginii broni w swojej najnowszej książce „Ekonomista zamawia lunch: nowe wskazówki dla regularnych obżartuchów”. Jest to książka – mimo braku obszernych matematycznych analiz i modeli – na wskroś ekonomiczna, która doczekała się już recenzji w działach gospodarczych najbardziej prestiżowych amerykańskich gazet z The New York Times na czele.

Za każdym razem, gdy ukazuje się podobna książka, wiele osób przeciera oczy ze zdumienia: to ekonomia zajmuje się takimi rzeczami?

Bajki kontra królowa nauk

Zdumienie to wynika z niewiedzy. Gdy współczesna ekonomia rodziła się na przełomie XVII i XVIII w. nikt nie wprzęgał do niej matematyki. Na przykład koncepcja niewidzialnej ręki rynku – mylnie przypisywana Adamowi Smithowi – została sformułowana i wyłożona przez Holendra Bernarda de Mandeville’a w… bajce. „Bajka o pszczołach” pokazywała historię ula, którego pszczoły stały się całkowicie uczciwie i prawe – w efekcie ul podupadł.

Mandeville pokazywał w ten sposób, że egoizm, a nawet występek ma swoje miejsce w funkcjonowaniu społeczno-gospodarczego porządku. Adam Smith – nota bene światopoglądowy oponent Mandeville’a – co prawda bajek i poezji do wyjaśniania swoich tez ekonomicznych już nie używał, ale nie używał do tego również matematycznych równań i modeli. Jeżeli zaś chodzi o dane statystyczne, to w jego sztandarowym dziele, czyli w „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”, również nie pojawia się ich wiele, a zestawienia są bardzo ubogie. Licząca ponad 1000 str. książka jest napisana raczej w dość swobodnym, miejscami nawet publicystycznym stylu, znajdziemy w niej argumenty przypominające raczej historyczne anegdoty niż naukowe dowody.

Warto pamiętać też, że pierwsze ważne dzieło Smitha nosiło tytuł „Teoria uczuć moralnych” i dotyczyło – jak nazwa wskazuje – filozofii moralności. Tak, tak – współczesna ekonomia ufundowana jest w filozofii, dokładniej: w etyce, a nie w matematycznych abstrakcjach. Ekonomia pierwotnie dotyczyła więc tego, jakie motywacje kierują ludźmi w działaniu i podejmowanych decyzjach. W XX w. austriacki ekonomista Ludwig von Mises ujął to w następujący sposób: „Ekonomia to nauka o wszelkich rodzajach ludzkiego działania. Podstawą każdej decyzji człowieka jest wybór (…) dotyczy on wszystkich wartości ludzkich.”

O tym, że ekonomia to o wiele więcej niż wykresy i modele przekonuje także w niedawno wydanej książce czeski ekonomista Tomas Sedlacek.

„Matematyka jest użyteczna, ale nie wystarczająca”, pisze Sedlacek i przywołuje przykład Alfreda Marshalla, twórcy ekonomii matematycznej. Marshall twierdził, że matematyki w ekonomii używać należy jedynie, gdy zwykły język nie wystarcza.
Wskazówki Marshalla zostały zapomniane w XX w. Ogromną popularność zdobyła makroekonomia, a jej głównym narzędziem badawczym stała się ekonomia matematyczna. Dlaczego? Pojawiło się dążenie do tego, by z ekonomii – nauki społecznej, uczynić naukę ścisłą. Właśnie dlatego niematematyczne oblicze i szeroki zakres ekonomii może być niespodzianką dla wielu, którzy na dźwięk słowa „ekonomia” zaczynają ziewać i narzekać, że to tylko żonglerka liczbami dotyczącymi bezrobocia i PKB, albo skomplikowane narzędzia analityczne tworzone na potrzeby rynków finansowych.

Kontrrewolucjonista Becker

Na szczęście nie wszyscy ekonomiści to makroekonomiści. Jednym z wyjątków jest noblista profesor Gary Becker z Uniwersytetu w Chicago. Gdy ekonomiczny mainstream zaczął przede wszystkim zajmować się zagadnieniami polityki pieniężnej, jego zainteresowały kwestie takie, jak rodzina, małżeństwo, przestępczość, narkomania, czy… dyskryminacja. Interesowało go nie tylko, dlaczego ludzie dyskryminują, lecz także jakie z tym wiążą się koszty gospodarcze.

Becker interesował się też ekonomicznym znaczeniem takich zjawisk, jak… punktualności, czy alkoholizm, a prowadząc swoje badania, nie unikał formułowania porad, jak rozwiązywać konkretne problemy.

Jedną z ciekawszych i bardziej kontrowersyjnych propozycji była próba rozwiązania problemu deficytu nerek do przeszczepów. W USA to bardzo duży problem – w ciągu ostatnich 20 lat z powodu braku narządów do przeszczepów zmarło ponad 50 tys. osób. Becker zaproponował utworzenie regulowanego rynku ludzkich narządów. Dawcy byliby wynagradzani nie tylko w gotówce, ale np. za pomocą stypendium naukowego, czy ulgi podatkowej. Projekt był zbyt śmiały i oburzył opinię publiczną.

– Większość czołowych ekonomistów moją pracę ignorowała, albo traktowała ją z dużą niechęcią. Uważano mnie za outsidera i chyba nie do końca ekonomistę – żali się Becker. Mimo początkowej nieufności wobec jego prac Becker został w 1992 r. nagrodzony Nagrodą Nobla z dziedziny ekonomii. W swoim wykładzie noblowskim podkreślał: „Podejście ekonomiczne nie zakłada, że ludzi motywuje tylko egoizm i zysk. Zachowaniem kieruje znacznie bogatszy zbiór wartości i preferencji”.

Becker był autorem swego rodzaju kontrrewolucji w ekonomii. Jak tłumaczy Steven D. Levitt, autor popularnej „Freakonomii”, Becker zasugerował, że ekonomia to coś więcej niż matematyczny sposób tłumaczenia gospodarki. Oczywiście, Becker to wychowanek szkoły chicagowskiej, z narzędzi matematycznych korzystał, ale ich nie przeceniał.

Dystans do matematycznego rozumienia ekonomii ujawniał od zawsze także 84-letni prof. Vernon Smith, pionier tzw. ekonomii eksperymentalnej. W latach ’50 XX w., gdy dominowało przekonanie, że ekonomia to nauka nieeksperymentalna, on wraz ze swoimi studentami zaczął przeprowadzać doświadczenia. Mieli na własnej skórze poznać, jak działają transakcje rynkowe. Smith gromadził ich na przykład w jednym pomieszczeniu, robił pewne założenia, co do tego, jaką gotówką dysponują, czy jakie towary produkują i symulował wymianę rynkową. W ten sposób w skali mikro dochodził do tego, jak działa rynek w skali makro. Z czasem takie laboratoryjne eksperymenty zaczęły być użyteczne do tłumaczenia takich zjawisk, jak bańki giełdowe.
Smith również odebrał Nobla – w 2002 r., razem z Danielem Kahnemanem prowadzącym bardzo ciekawe badania, który ekonomię połączył z psychologią i stworzył ekonomię behawioralną. Kahneman zasłynął tym, że podważył powszechnie przyjmowany model homo oeconomicus, człowieka na wskroś racjonalnego i kalkulującego skrupulatnie koszty i zyski. Zdaniem Kahnemana naszymi zachowaniami rządzą także nieracjonalne emocje, a poza tym, że jesteśmy egoistami, potrafimy być prawdziwymi altruistami.

Krzywa popytu prostytutki

Można powiedzieć, że Becker, Smith, Kahneman i inni nieszablonowi ekonomiści spopularyzowali ekonomię, bo udało im się pokazać, że dotyczy ona problemów ważnych dla realnych ludzi, a nie tylko dla polityków, budżetów państw i banków centralnych. Na bazie ich dociekań – zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, bo w Polsce ten trend nie jest szczególnie zauważalny – powstało mnóstwo publikacji popularyzujących ekonomię jako naukę. Do najciekawszych z nich należy „Freakonomia”, autorstwa wspomnianego już ekonomisty Stevena D. Levitta i dziennikarza Stephena J. Dubnera. Ukazała się w 2006 r., i sprzedała się w ponad 4 milionach egzemplarzy. Autorzy pokazywali w niej, że ekonomiczne podejście można zastosować do bardzo nieintuicyjnych kwestii. Świadczą o tym już same tytuły: „Dlaczego Ku-Klux-Klan przypomina grupę agentów nieruchomości?” Albo „Dlaczego dilerzy narkotyków ciągle mieszkają u mamy?”

W „Superfreakonomii”, kolejnej wspólnej książce, bardzo dużo miejsca poświęcili prostytutkom. W celu zebrania materiału Steven Levitt składał im nawet osobiste wizyty.

„Musiał wytłumaczyć swojej żonie i czwórce dzieci, że w następną sobotę rano nie będzie go w domu, bo umówił się na brunch z prostytutką. Argumentował, iż niezwykle istotne jest spotkanie się z nią osobiście, aby dokładnie zmierzyć kształt jej krzywej popytu”, czytamy we wstępie do książki.

Napisana jest niezwykle swobodnym i zrozumiałym językiem, ale wbrew pozorom porusza skomplikowane problemy, a zebranie danych nt. rynku nierządu okazało się być bardzo żmudną pracą statystyczną.

Trochę mniej frywolną, ale równie interesującą książką „popekonomiczną” jest „Mądrość tłumu” Jamesa Surowieckiego, dziennikarza biznesowego amerykańskiego tygodnika The New Yorker. To w zasadzie zbiór badań ekonomiczno-socjologicznych, które udowadniają, że często w zbiorowości tkwi większa wiedza niż w głowach ekspertów. Surowiecki analizuje na przykład przyczyny tworzenia się korków drogowych, a przede wszystkim sposoby ich rozładowywania. Spośród badań przeprowadzonych przez urbanistów, czy specjalistów transportu drogowe również wybiera takie, które charakteryzują się ekonomicznym podejściem. I oczywiście – właśnie takie podejście okazuje się najskuteczniejsze.

Sebastian Stodolak

prof. Tyler Cowen, propagator niecodziennych teorii ekonomicznych. (CC By-NC-SA singularitysummit)

Otwarta licencja


Tagi