Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

El Niño zmienia gospodarczą koniunkturę

Wśród ekonomistów panowało do niedawna przekonanie, że dla aktywności gospodarczej chwilowe wahania pogody nie mają wielkiego znaczenia. Może się zdarzyć, że gdy w marcu pogoda jest łaskawsza, budownictwo angażuje więcej pracowników niż zazwyczaj, ale w kwietniu i maju to się wyrównuje. Jeśli w sierpniu deszcze powstrzymują ludzi od zakupów, to we wrześniu wydadzą oni więcej.
El Niño zmienia gospodarczą koniunkturę

Zima w Bostonie (CC BY-NC DanielCon)

Najnowsze badania skłaniają jednak do ponownego przemyślenia tego poglądu; zachętą do ich przeprowadzenia stało się wyjątkowo silne El Niño – złożone zjawisko pogodowe, które cechują nadzwyczaj ciepła woda w Pacyfiku u wybrzeży Ekwadoru i Peru.

Ekstremalne warunki pogodowe odciskają oczywiście piętno na krótkookresowych wynikach makroekonomicznych. Mogą sprawić, że miesięczne dane o zatrudnieniu w USA będą o 100 tys. osób wyższe albo niższe – a jest to najważniejsza chyba informacja ekonomiczna a świecie, uważna przy tym za jedną z najdokładniejszych. Szczególnie duże może być odziaływanie powiązanych z El Niño zjawisk pogodowych, takich jak tegoroczne (znane pod dokładniejszym określeniem „oscylacja południowa El Niño”), ponieważ mają one zasięg globalny.

Najnowsze badania Międzynarodowego Funduszu Walutowego sugerują, że w latach występowania El Niño kraje takie jak Australia, Indie, Indonezja, Japonia i RPA przeżywają trudności (często na skutek suszy), a dla niektórych regionów – w tym Stanów Zjednoczonych, Kanady i Europy – mogą być one korzystne. Na przykład w Kalifornii, gdzie od lat trwała susza, zaczął wreszcie padać deszcz. Na ogół, choć nie zawsze, zjawiska związane z z El Niño wywołują presję inflacyjną, po części dlatego, że niższe zbiory prowadzą do wyższych cen.

W Bostonie (gdzie mieszkam) dwie ostatnie zimy były obłędne i trudno byłoby tam przekonać ludzi, że pogoda nie ma znaczenia. W zeszłym roku opady śniegu w tym mieście były największe w historii. W końcu nie było go już gdzie składać: czteropasmowe autostrady zwęziły się do dwóch pasów, a drogi dwupasmowe – do jednej jezdni. Zapadały się dachy, a tworzące się w rynnach „tamy z lodu” powodowały poważne powodzie. Przestał funkcjonować transport publiczny i ludzie nie mogli dostać się do pracy. To była odbywająca się w zwolnionym tempie katastrofa naturalna, która ciągnęła się miesiącami.

Stany Zjednoczone jako całość nie doświadczyły w pierwszej części 2015 roku tak ciężkiej zimy jak Nowa Anglia, a wpływ pogody na gospodarkę kraju był slaby. W Nowym Jorku były wprawdzie duże opady śniegu, ale gdyby burmistrz sprawniej zorganizował sprzątanie ulic, to nikt by na to nie zwrócił większej uwagi. We wschodniej Kanadzie było dużo gorzej, a ciężka zima stała się (wraz z niskimi cenami surowców) jedną z przyczyn minirecesji, jakiej kraj ten doświadczył w pierwszej połowie zeszłego roku.

Tegoroczna zima to biegunowe przeciwieństwo ubiegłorocznej. W przeddzień Bożego Narodzenia na lotnisku Logan w Bostonie było 20º C , a pierwszy śnieg pojawił się dopiero przed Nowym Rokiem. Drzewa i krzewy – czując wiosnę – zaczęły kwitnąć: ptaki też były zdezorientowane.

W tym roku – po części dzięki El Niño – nową normą stała się pogoda dziwaczna. Od Rosji po Szwajcarię temperatury podniosły się o 4-5 stopnie Celsjusza i wygląda na to, że w 2016 roku utrzymają się bardzo niezwykłe wzorce pogodowe.

Szczególne obawy budzi ich wpływ na kraje rozwijające się, bo wiele z nich odczuwa już mocno skutki, jakie na ceny surowców wywiera spowolnienie w Chinach. Poza tym susza mogłaby tam doprowadzić do poważnych braków w zbiorach. Ostatnie szczególnie silne El Niño, z lat 1997-98 – niektórzy nazywali je „El Niño stulecia” – dla wielu krajów rozwijających się oznaczało zatrzymanie rozwoju.

Ekonomiczne skutki zmian, związanych z El Niño, są prawie tak samo złożone jak samo to zjawisko pogodowe, dlatego trudno je przewidzieć. Ale całkiem możliwe, że gdy minie już rok 2016, uznamy El Niño za jeden z głównych czynników sprawczych wyników gospodarczych wielu kluczowych krajów, bo przecież już teraz Zimbabwe i RPA grozi susza i kryzys żywnościowy, a Indonezja walczy z pożarami lasów. Na amerykańskim Midweście natomiast wystąpiły ostatnio ogromne powodzie.

Również wpływ pogody na konflikty społeczne sięga głęboko w historię. Ekonomistka Emily Oster dowodzi, że w Średniowieczu największe nasilenia polowań na czarownice – podczas których zabito setki tysięcy osób (w większości kobiet) – zdarzały się podczas okresów niepowodzeń gospodarczych oraz braków żywności, najwyraźniej związanych z pogodą. Niektórzy widzą też korzenie wojny domowej w Syrii w gigantycznej suszy, która nawiedziła ten kraj i spowodowała masowy odpływ ludzi ze wsi do miast.

Na poziomie bardziej przyziemnym (ale mającym duże konsekwencje ekonomiczne) może się zdarzyć, że ciepła pogoda spowoduje zniekształcenie danych o zatrudnieniu, jakie Rezerwa Federalna bierze pod uwagę przy decyzjach o podwyższeniu stóp procentowych. Obecnie dane o zatrudnieniu są co prawda korygowane sezonowo, tak aby uwzględniały normalne zróżnicowanie pogodowe w strefach umiarkowanych; w budownictwie wiosną jest zawsze więcej pracowników niż w zimie. Normalne korekty sezonowe nie uwzględniają jednak wielkich odchyleń pogodowych.

W sumie zatem dowody z poprzednich wystąpień El Niño sugerują, że obecna, ogromna skala tego zjawiska prawdopodobnie odbije się wyraźnie na globalnym tempie wzrostu – pomoże wesprzeć ożywienie gospodarcze w USA i w Europie, a jednocześnie spowoduje jeszcze większą presję na i tak już słabą gospodarkę krajów wschodzących. To jeszcze nie globalne ocieplenie, ale już bardzo istotne zdarzenie ekonomiczne – a być może i przedsmak tego, co ma nadejść.

© Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org

Zima w Bostonie (CC BY-NC DanielCon)

Tagi