Autor: Andrzej Raczko

Doktor nauk ekonomicznych, doradca Prezesa NBP. Minister finansów w latach 2003-2004.

Elegantka i racjonalistka

Deflacja, zjawisko jeszcze bardziej niebezpieczne dla gospodarki niż inflacja, przestała być widoczna w zagregowanych wskaźnikach dynamiki cen. Jeśli jednak spojrzeć na poszczególne składowe, to w dalszym ciągu spadają wskaźniki cen obuwia i odzieży.
Elegantka i racjonalistka

Niektórzy publicyści mają w związku z tym wątpliwości, czy zmiany cen tych towarów mierzone są właściwie przez GUS, ponieważ ich zdaniem konsumenci nie odczuwają spadku tych cen.

Warto temu problemowi przyjrzeć się bliżej. Rozważmy zachowanie dwóch pań, które umownie nazwijmy elegantką i racjonalistką. Elegantka kupuje na początku sezonu nowe obuwie i nie czeka na zmiany cen w trakcie sezonu. Jej zachowanie w kategoriach ekonomicznych można wytłumaczyć, stosując pojęcie renty konsumenta. Rentę konsumenta stanowi różnica pomiędzy ceną jaką konsument jest gotowy zapłacić za towar a ceną oferowaną w sklepie.  Załóżmy, że elegantka była skłonna wydać 1300 złotych na nowe buty, ale w sklepie zapłaciła tylko 1000 złotych. Elegantka niewątpliwie jest zadowolona z dokonanego zakupu. Racjonalistka za nowe buty była skłonna zapłacić tylko 800 złotych. Przyjmijmy, że w połowie sezonu ceny butów spadły do tego poziomu i racjonalistka dokonała stosownego zakupu.

Jak w percepcji obu pań odnotowany zostaje spadek ceny butów? Elegantka może go zupełnie nie zauważyć, ponieważ zakupu dokonała od razu i dalsza zmiana ceny jej specjalnie nie interesowała. Nawet gdyby zmianę cen odnotowała, to z punktu widzenia elegantki, te same buty na początku sezonu i w jego połowie nie są tym samym produktem. Nowe buty, którymi można pochwalić się przed koleżankami mają zupełnie inną użyteczność niż para butów, w których chodzi już połowa biura. Zatem w połowie sezonu elegantka za parę butów dałaby znacznie mniej niż 800 złotych i z tego powodu nie dokona żadnego zakupu. Z kolei racjonalistka nie ma specjalnych powodów do radości, ponieważ kupiła buty w maksymalnej cenie, którą była skłonna zapłacić. Co więcej, zmianę cen obuwia będzie porównywać z zakupem, którego dokonała rok wcześniej w połowie sezonu, a nie ze zmianą ceny pary obuwia w ciągu roku

Historia zachowania obu pań jest doskonale znana sklepom z odzieżą i obuwiem. Celem sklepów jest prowadzenie takiej polityki cenowej, która pozwala w jak największym stopniu przechwycić rentę konsumenta. W związku z powyższym początkowa cena będzie wysoka, ponieważ towar należy sprzedać najpierw osobom o potencjalnie najwyższej rencie konsumenta. Wsparciem dla polityki cenowej są kampanie reklamowe, które mają „podnieść” cenę jaką konsument chciałby zapłacić za towar. W dobie sprzedaży internetowej, szczególnie w formie aukcji, cenę towaru można zmieniać bardzo elastycznie, dostosowując ją do profilu renty konsumenta.

Zmiany poziomu cen powinny być analizowane z punktu widzenia makroekonomicznego, a nie mikroekonomicznego.

Oczywiście urzędy statystyczne starają się wychwycić efekt sezonowości, ale ze względów oczywistych mierzą faktyczne zmiany cen, a nie indywidulane odczucia ich zmian przez konsumentów. Jak widać rzetelnie policzony spadek cen nie musi być zgodny z opinią konsumentów opartą na indywidualnej ocenie użyteczności. Z tego powodu część ekonomistów szkoły austriackiej uznawała badanie zmiany poziomu cen za mało przydatne dla zrozumienia sposobu zachowania się konsumentów.

Czy analiza zmian zagregowanych wskaźników cen ma sens, czy tylko jest „sztuką dla sztuki”? Skala spadku cen obuwia niesie informację o elastyczności popytu, która nie tylko sygnalizuje zmiany preferencji konsumenta, ale również pokazuje, w jakim stopniu konsumenci reagują na zmiany cen. Inaczej mówiąc, pokazuje w jakiej proporcji na rynku pozostają elegantki i racjonalistki. Zmiana poziomu cen i elastyczność popytu determinują wielkość wydatków konsumentów na obuwie. Silny proces deflacyjny obuwia musi powodować niższą dynamikę wydatków konsumentów na obuwie niż na inne dobra. Ten względny efekt dochodowy ma znaczenie dla zmian struktury wydatków konsumentów i ich skłonność do oszczędzania. Po stronie podaży, skala spadku cen obuwia wywołuje dostosowania nie tylko po stronie bieżącej produkcji, ale również wpływa na plany inwestycyjne przedsiębiorstw obuwniczych.

Zmiany poziomu cen powinny być zatem analizowane z punktu widzenia makroekonomicznego, a nie mikroekonomicznego. Upraszczając nieco sprawę, poziom cen jest wypadkową z jednej strony strumienia podaży dóbr konsumpcyjnych i z drugiej strony strumienia dochodów konsumentów. Jeśli dochody rosną szybciej niż podaż dóbr, to poziom cen będzie wzrastał. Kluczowym problemem jest to, czy dostosowanie poziomu cen będzie jednorazowe, czy przekształci się w narastającą spiralę inflacyjną wywołującą negatywne skutki ekonomiczne.

Historia gospodarcza pokazuje, że „zdrowiu” gospodarki  nie służy zarówno zbyt szybka, jak i zbyt wolna dynamika cen. Banki centralne traktowane są jako ten „lekarz”, który powinien zmiany poziomu cen kontrolować. Potrzebny jest „termometr”, którym dynamika cen będzie mierzona. Jest on niezbędny nie tylko ze względu na to, by stwierdzić jaka jest bieżąca dynamika cen, ale również jaka będzie ona w przyszłości. Skuteczne kontrolowanie dynamiki cen w dużym stopniu opiera się na zaufaniu do banku centralnego, który powinien właściwie przewidywać zmiany poziomu cen i z wyprzedzeniem wpływać na niego za pomocą instrumentów polityki pieniężnej. Zaufanie wymaga jednak posługiwania się takim miernikiem dynamiki cen, który jest czytelny nie tylko dla analityków, ale również dla przedsiębiorców i konsumentów. W odniesieniu do tych wskazanych na końcu widać, biorąc pod uwagę przykład przytoczony na początku, że nawet rzetelnie mierzona zmiana cen nie musi być zgodna z jej percepcją przez poszczególnych konsumentów. Niestety, mikroświat nie musi pokrywać się ze światem w skali makro. Konsumenci powinni zachować ostrożność w ekstrapolacji własnych odczuć dynamiki cen na tempo inflacji w całej gospodarce, nawet wtedy, gdy liczą zmianę własnych kosztów utrzymania.

„Stłuczenie termometru”, jakim posługuje się GUS i zastąpienie go naszym, indywidualnym termometrem nie oznacza, że stan wiedzy o zdrowiu naszej gospodarki będzie lepszy.

Andrzej Raczko jest doradcą prezesa NBP, był członkiem zarządu NBP w latach 2010 – 2016 i ministrem finansów w latach 2003-2004.

Otwarta licencja


Tagi