Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Europa nie przewidziała potrzeby korekt walutowych

6 kwietnia mija 20 lat od chwili gdy European Rate Mechanism (ERM), wzbogacił się o portugalskie escudo. Nie tylko w Portugalii dominował nastrój radości. Dziś wielu Portugalczyków może zastanawiać się czy warto było w ogóle wchodzić do systemu, który miał być wspólnym systemem gospodarczym, a ograniczył się do unii walutowej.
Europa nie przewidziała potrzeby korekt walutowych

(CC By-NC-SA wowcoin)

20 lat temu dominował europejski entuzjazm. W niespełna trzy lata liczba uczestniczących walut w tym mechanizmie powiększyła z 8 do 11. W czerwcu 1989 r. do systemu przystąpiła peseta hiszpańska, w październiku 1990 r. funt brytyjski, a teraz escudo. Co ciekawe, zaraz po swoim wejściu escudo dołączyło do pesety jako dwóch najsilniejszych walut wewnątrz mechanizmu ERM. Nastrój mógł trochę jedynie mącić słaby kurs funta, ale i ten zaczął się szybko wzmacniać nazajutrz po zwycięstwie konserwatystów w Wielkiej Brytanii (wybory odbyły się 9 kwietnia 1992).

Zwolennicy wspólnej waluty mieli wiele powodów do radości, a wielu z nich wierzyło, że wspólna waluta zostanie wprowadzona już w 1997 r. Wówczas wydawało się, że już naprawdę niewiele zostało do zrobienia w celu uruchomienia wspólnego pieniądza. W końcu ostatnie korekty kursowe miały miejsce ponad pięć lat wcześniej (w styczniu 1987 r.), co zwłaszcza dla polityków mogło się wydawać bardzo już odległą epoką. Należało jedynie zmniejszyć zakres odchyleń występujący między najsilniejszą i najsłabszą walutą. Dla tzw. starych uczestników wynosił on +/-2,25 proc., a dla nowych +/-6 proc.. A tak się złożyło, że na początku kwietnia 1992 r. najsłabszą walutą był funt, a najsilniejszą peseta.

Tym jak zmniejszyć zakres odchyleń, raczej nikt się nie przejmował. Skoro w ciągu poprzednich pięciu lat udało się tak wiele osiągnąć (czego wyrazem był brak potrzeby przeprowadzania dewaluacji wewnątrz mechanizmu), to dlaczego w okresie najbliższych pięciu lat (czyli 1992-1996) nie można było się spodziewać kontynuacji tych tendencji. A w efekcie miało nastąpić wprowadzenie wspólnej waluty, której nazwa jeszcze wtedy brzmiała ecu.

Góra lodowa pojawiła się później

Niestety wszyscy ci, którzy świętowali wejście Portugalii do ERM uczestniczyli w przysłowiowym balu na Titanicu. Nikt nie zaprzątał sobie głowy już wówczas zachodzącymi niebezpiecznymi procesami, takimi choćby jak gwałtowny przyrost stóp procentowych w Niemczech, za którym nie nadążały inne kraje. W niespełna dwa miesiące od wejścia escudo do ERM, na horyzoncie pojawił się wierzchołek góry lodowej, na który nadział się okręt o nazwie ERM.

Tym wierzchołkiem okazało się referendum w Danii, w trakcie którego Duńczycy odrzucili pierwotny kształt Traktatu z Maastricht. Negatywny wynik referendum w Danii był jedynie impulsem dającym początek najpoważniejszym perturbacjom wewnątrz mechanizmu ERM. Procesy te doprowadziły niemal do jego upadku na przełomie lipca i sierpnia 1993 r.  Same korekty kursowe okazały się niewystarczające. Odchylenia z +/- 2,25 proc. oraz +/-6 proc. trzeba było rozszerzyć do +/-15 proc. Jedynie przedział odchyleń dla marki niemieckiej i guldena holenderskiego pozostał w wąskim paśmie wahań (to jest nadal +/-2,25 proc.).  W ciągu kilkunastu miesięcy perspektywa wprowadzenia wspólnego pieniądza bardzo się oddaliła.

Kryzys w ERM udało się zażegnać dopiero w połowie 1996 r., w efekcie czego już w 1995 było jasne, że wspólnej waluty nie uda się uruchomić w roku 1997. Jak wiemy Unia Gospodarcza i Walutowa została uruchomiona dopiero w 1999 r. Traktat z Maastricht dopuszczał jednak dwuletni poślizg, a więc wszystko przebiegło zgodnie z planem, jednak głównie za sprawą pomyślnych tendencji zachodzących w międzynarodowym systemie walutowym. Pomógł wzmacniający się dolar w drugiej połowie lat 90. oraz środki doraźne.

Kryzys zażegnano dzięki korektom kursowym

Kryzys w ERM udało się przezwyciężyć w znacznym stopniu za sprawą korekt kursowych, które urealniły kurs wielu walut. A więc dewaluacji, która stała w sprzeczności z postanowieniami Traktatu z Maastricht. Drastyczny spadek wartości odnotowały Hiszpania, Portugalia, Irlandia (nieco mniejszy) oraz Włochy (które wręcz opuściły ten mechanizm na cztery lata). Nie wolno zapominać, ze również Grecja w chwili wejścia do mechanizmu w 1998 r. dokonała dewaluacji drachmy. Czyli kultura dewaluacji w strefie euro to nic nowego.

Nic więc dziwnego, że krajom które nawykły do dewaluacji własnych walut bardzo trudno jest odnaleźć w strefie euro. Oczywiście nie wszystkie kraje dewaluowały swoje waluty w takim samym tempie i w takim samym zakresie. Nadal pozostaje bez jasnej odpowiedzi pytanie czy dzisiejsza kondycja gospodarki portugalskiej byłaby lepsza gdyby władze walutowe tego kraju dewaluowały swoją walutę w takim samym stopniu jak Hiszpania. Ten ostatni kraj w okresie niespełna 30 miesięcy aż czterokrotnie dewaluował swoją pesetę. Portugalczycy jedynie trzy razy, z czego dwa razy skala dewaluacji escudo była mniejsza niż pesety. W przypadku pozostałych krajów ich waluty ulegały pewnemu wzmocnieniu.

> Greckie doświadczenia mogą pomóc Portugalii

Można dyskutować czy rozsądne było wejście do ERM w listopadzie 1996 r. lira włoskiego po kursie 990 lirów za 1 niemiecką markę, kiedy jeszcze wiosną 1995 r. za walutą niemiecką płacono grubo ponad 1200 lirów. Ograniczając doświadczenia do powyższych krajów można dojść jednak do wniosku, że dewaluacje była środkiem jałowym. Inne są jednak doświadczenia Finlandii (jej waluta, markka, do października 1996 r. znajdowała się poza mechanizmem ERM, ale w latach 1991 -1995 była poddawana silnej deprecjacji). Problemy tego kraju były naprawdę złożone (i nie ograniczały się tylko do załamania rynków zbytu w byłym ZSRR). Istotną rolę w ich przezwyciężaniu odegrała słabsza waluta. Z perspektywy ostatnich dwóch dekad transformację fińską można określić mianem wzorowej. Jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych, chyba nikt nie sądził, że Finlandia – obok Holandii i Niemiec – będzie postrzegana jako jedna z najsilniejszych gospodarek wspólnego obszaru walutowego.

Unia miała być bogatsza

Nagła potrzeba przezwyciężenia kryzysu w ERM spowodowała, że architekci dzisiejszego euro zbyt bardzo koncentrowali się na aspektach walutowych, a przede wszystkim na walce z inflacją. Trudno tego nie rozumieć. Jedną z przyczyn kryzysu w ERM były bowiem różnice w wielkości inflacji i co za tym idzie rozbieżności w poziomie stóp procentowych. Należało je wyeliminować za wszelką cenę. Recepta na udaną unię walutową nigdy nie powinna jednak ograniczać się do walki z inflacją. Zresztą z jakiej racji mówimy o unii walutowej. Przecież to jest Unia gospodarcza i walutowa?

Rację ma nowy prezes banku centralnego Holandii, Klaas Knot, że czas najwyższy aby Europejczycy przypomnieli sobie co oznacza literka e stoją przed MU w skrócie EMU. Trudno mówić o sukcesie euro skoro dla wielu z nas skrót EMU, oznacza European Monetary Union. Niestety starania poprzedzające wprowadzenie euro wskazywały, że najprawdopodobniej ówcześni przywódcy zapomnieli o prawdziwym znaczeniu skrótu EMU.

Była to rzeczywiście europejska inicjatywna na rzeczy wspólnej polityki monetarnej mającej na celu doprowadzenie do niskiej inflacji. Owszem, nie zapomniano o kryteriach fiskalnych, ale jak krucha okazała się stabilizacja fiskalna wskazują pierwsze lata poprzedniej dekady. W końcu to jakiś polityk określił  pewien pakt (podkreślający potrzebę zdrowej polityki fiskalnej) mianem estupido, rigido e imperfecto. A gdzie miejsce na  złożoną politykę gospodarczą prowadzonej na szczeblu europejskim? Gdyby znalazło się miejsce na taką politykę dzisiejsze euro wyglądałoby najprawdopodobniej zupełnie inaczej. Tak się nie stało.

Entuzjazm w wydanie europejskim bardzo często zniekształca złożoną rzeczywistość. Obserwacja ostatnich zawirowań wokół LTRO jedynie to potwierdza. Zapomnienie o przymiotniku ekonomiczny (w znaczeniu gospodarczym) okazało się zgubne z punktu widzenia przygotowań do wprowadzenia wspólnej waluty. Do tego dochodzi jeszcze zapomnienie o doświadczeniach płynących z wejścia waluty (której nazwa rozpoczyna się na e, jak escudo) do mechanizmu o nazwie też rozpoczynającej się na e, czyli Exchange Rate Mechanism (ERM). Przeklęta litera e. A przecież chodzi o …euro i o przyszłość … Europy.

Autor jest dyrektorem Biura Integracji ze Strefą Euro Instytutu Ekonomicznego NBP

(CC By-NC-SA wowcoin)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu