Autor: Vincent Reinhardt

były dyrektor ds polityki monetarnej Fed

Fed nie zaostrzy polityki do 2012 r.

Rozwój gospodarczy USA jest zagrożony, a kondycja rynku nieruchomości jest zła. To dlatego Rezerwa Federalna nie podniesie stóp procentowych ani nie zaostrzy swojej polityki monetarnej do 2012 - ocenia dr Vincent Reinhardt z American Enterprise Institute, były dyrektor Departamentu ds. Polityki Monetarnej Fed.

8 lipca dyrektor Fed Minnesota Narayan Kocherlakota powiedział, że nie należy spodziewać się w najbliższym czasie jakiejkolwiek korekty polityki Fed, która okazała się skuteczna. Część ekonomistów odczytała tę wypowiedź jako informację, że gospodarka dołuje. Nie można liczyć na szybką poprawę. Z drugiej strony dzień wcześniej Bloomberg podał informację, jakoby miały zacząć drożeć kredyty. Czy, Pana zdaniem, widać jakieś oznaki zmiany polityki monetarnej Fed?

Trzeba pamiętać o dwu podstawowych obszarach amerykańskiej polityki monetarnej: poziomie stopy kredytu i innych rodzajach polityki kredytowej. To są podstawowe narzędzia, którymi obecnie posługuje się Rezerwa Federalna. Dobre zarządzanie polega także na umiejętnym prowadzeniu gospodarki ku szybszemu rozwojowi. Nie mam na myśli tutaj zwykłej ingerencji, ale raczej pewną formę towarzyszenia temu rozwojowi.

Jednak, jak pan słusznie zasugerował, dziś jest zbyt wcześnie, by można było dokonywać gwałtownych zmian: bezrobocie kształtuje się na poziomie 10 proc., inflacja wciąż spada. A w najbliższym półroczu nic się nie zmieni, jak prognozuje Fed: inflacja nadal będzie spadać, a bezrobocie może nawet wzrosnąć o jeden, dwa punkty procentowe. Dlatego z doświadczenia mogę powiedzieć, że jest to nieprawdopodobne, by stopy kredytu wzrosły, dopóki ich prognoza nie pozwoli im na to. Na pewno nie w tym roku, prawdopodobnie też nie na początku przyszłego.

Pozostają jednak formy polityki kredytowej, które Fed postrzega jako narzędzie odpowiednie do stymulacji gospodarki w okresie, gdy sytuacja na rynku jest nadzwyczajna. Fed może dokonać ingerencji, zacieśniając politykę monetarną na trzy sposoby. Po pierwsze stopniowo i pasywnie doprowadzić do zmniejszenia bilansu. Jeśli istniały pewne mechanizmy hojne w czasach szczególnie ciężkich, to gdy sytuacja ulega poprawie, trzeba je wstrzymać.

Fed ma do dyspozycji linie wymiany, czyli mechanizmy wymiany walut między bankami. Odbywa się ona w ustalonej przez nie ilości, przy założeniu, że w określonym terminie nastąpi powrót do wymiany nieograniczonej. Np. Fed skorzystał z tego mechanizmu we wrześniu 2008 r., przekazując Bank of England 40 mld USD, a otrzymując od niego w zamian 22 mld funtów przy kursie wymiany dolar/funt z dnia poprzedzającego transakcję. Ten mechanizm miał na celu zwiększenie płynności na globalnym rynku finansowym. Inna metodą zwiększenia bilansu jest zezwolenie, by np. papiery wartościowe miały dokonaną nadpłatę, jeśli są pre-paid itd. To wszystko jednak może się dziać, jeśli sytuacja gospodarcza ulega poprawie. Wówczas popyt na rezerwy się zmniejsza i można pozwolić na zmniejszenie dopływu rezerw.

A co z zacieśnieniem polityki monetarnej co do dużych bilansów – zmniejszania rezerw? Przecież to również narzędzie pasywnego zmniejszania całkowitego bilansu. Czy to nie oznacza w rzeczywistości zakończenia polityki ilościowego łagodzenia i właśnie zwiększenia stóp. Bo ta polityka była nastawiona na nadmierną podaż rezerw.

Ma pan rację. Ale jak można to zrobić w obecnych warunkach? Dziś gospodarka jest bardzo ściśle związana ze sceną polityczną nie tylko w Stanach Zjednoczonych, w Europie także. Zatem jeśli pomijamy kontekst polityczny, tłumacząc pewne procesy czy decyzje dotyczące gospodarki, to nie jesteśmy w stanie przedstawić pełnego obrazu. To prawda, że banki centralne są niezależne od polityków ale i one muszą zmagać się z turbulencjami na scenie politycznej. A rezerwy tradycyjnie zmniejsza się, upłynniając zasoby.

A zatem jeśli Fed zechciałby sprzedać zasoby w obecnej sytuacji, wówczas najpewniej poniósłby jakieś straty, z których musiałby się tłumaczyć. A cała idea zacieśnienia polityki monetarnej nastawiona jest raczej na uzyskania pozytywnego efektu. Z tego powodu Fed najprawdopodobniej skoncentruje się na pasywnym zmniejszaniu bilansu. Przypuszczalnie zwiększy też stopę depozytu. Ale nie będzie mógł tego zrobić, dopóki gospodarka nie zacznie się rozwijać szybciej.

Tydzień temu szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke powiedział, że jego instytucja musi obecnie czuwać, by nie powstały kolejne bańki. Ale czy przypadkiem nie jest tak, jak przekonuje część ekonomistów: Steve Keen, Robert Schiller, Robert Prechter, Barry Ritholtz i wielu innych, że cały rynek jest jedną wielką bańką ze względu na wpompowane fundusze z pakietu stymulacyjnego oraz wciąż niskie stopy procentowe?

Naturalną konsekwencją pakietu stymulacyjnego jest nadmuchanie rynku. Ale jego celem jest zwiększenie konsumpcji. Zwiększenie cen zasobów nie jest więc wypadkiem przy pracy, lecz raczej zamierzonym efektem – w ten sposób działa polityka monetarna. Czasami ceny zasobów zaczynają żyć swoim życiem i istnieje przekonanie, że tworzy się bańka. Taka sytuacja jest możliwa. Ale trzeba pamiętać, że polityka monetarna wpływa na ceny zasobów. Można nią regulować ich dynamikę rynkową. Ale czy należy negatywnie reagować na powstawanie baniek?

To nie jest prosty problem. Bo zwykle powstawanie bańki, zwłaszcza w pierwszej fazie, jest związane ze zmianą sytuacji gospodarczej, jak np. finansowymi innowacjami, zwiększeniem produktywności czy nowymi technologiami. Dlatego bardzo trudno jest od razu stwierdzić: „o, te ceny rosną ze względu na to, że żyją własnym życiem”. Zatem bardzo trudno jest podjąć właściwą decyzję. Według mnie przed bankiem centralnym są dwa cele: działać w zgodzie z rzetelnymi prognozami gospodarczymi i prowadzić politykę nadzoru, której celem jest ochrona systemu.

Ale czy Fed nie doprowadził do powstania bańki na rynku nieruchomości pod koniec lat 90., która przyczyniła się do kryzysu w 2008 r.?

Inflacja wtedy systematycznie spadała. Czy Fed dał za duże wsparcie rynkowi? Trudno mi sobie wyobrazić, by to miało duże znaczenie. Niech pan zwróci uwagę na bardzo interesujący i mało znany fakt. Od 1996 do 2006 r. korelacja pomiędzy rozpiętością celu dla stopy procentowej, po której instytucje depozytowe pożyczają sobie, by równoważyć bilans w ciągu jednej nocy, a zyskiem z dziesięcioletnich obligacji była negatywna. A zatem jeśli Rezerwa Federalna miałaby bańkę na rynku nieruchomości przebijać podwyższaniem stóp procentowych, to mogłoby się okazać, że to nie przynosi rezultatu. Poza tym taka polityka stóp procentowych utrzymywała się niemal na całym świecie.

I warto pamiętać, że wzrost stóp procentowych trwa bardzo powoli. Ich spadek jest nieco szybszy, ale także bardzo przewidywalny. Tylko w świecie mediów, które potrzebują newsa, decyzje banków centralnych są nieprzewidywalne. Ale w rzeczywistości tak nie jest. W latach 2003, 2004, 2005 następowało zacieśnianie polityki monetarnej. Ale Fed robił to w bardzo przyjemny, przewidywalny dla rynków sposób – bardzo stopniowo.

Jednak na razie Fed nie dokonuje żadnego ruchu. A ze strony polityków związanych z obecną administracją pojawiają się głosy, by Chiny dokonały aprecjacji renminbi. Czy to rzeczywiście z punktu widzenia Fed jest istotny czynnik przy przywracaniu warunków do normalnego rozwoju gospodarki?

Nierównowaga jest moim zdaniem związana przede wszystkim z naszymi oszczędnościami i inwestycjami. Jeśli Chiny zdecydowałyby się na aprecjację, byłoby to korzystne w naszych dwustronnych stosunkach handlowych. Ja bym jednak się na tym nie koncentrował. Pytałbym raczej, czy związane są z tym jakieś decyzje co do nabycia amerykańskiego długu. I czy oznacza to przekserowanie się Chin na inne rynki? Według mnie Chińczycy próbują się pozbyć wielu problemów za jednym razem: ich gospodarka jest nastawiona na eksport, także próbują sobie poradzić z największą falą migracji do miast, jaka dotychczas miała miejsce w dziejach świata, i akumulować zasoby, by potem zliberalizować kapitał. Wszystkie te problemy są dobrym powodem lokowania kapitału w obligacje skarbowe.

Także są to powody do zwiększenia płynności własnej waluty. Jeśli uda im się to wszystko, to będzie wielkie osiągnięcie. I wówczas cała globalna ekonomia skorzysta z rozwoju Chin. Ale nie jestem pewny, czy powinniśmy znów wywierać na nich presję, czy raczej pozwolić im podejmować decyzje, które odczuliby jako niezależne i we własnym interesie.

Jeśli nie braku aprecjacji renminbi, to czego Fed powinien obawiać się najbardziej? Jaki błąd może teraz łatwo popełnić?

Bardzo złe byłoby zacieśnianie polityki monetarnej – w każdy sposób. Ale z wypowiedzi zarówno prezydenta Fed, jak i jego dyrektorów wynika, że będą chcieli utrzymać niskie stopy procentowe tak długo jak to będzie możliwe – nawet do końca następnego roku. Może im się to nie udać, jeśli nastąpi deprecjacja dolara. I co za tym idzie wzrost cen ropy i innych zasobów. W takich warunkach gwałtowny wzrost inflacji stanie się bardzo realnym zagrożeniem.

A zatem trudności Unii Europejskiej w pewnym sensie muszą sprzyjać polityce Fed.

Ale tylko, jak to pan ujął „w pewnym sensie”. Jeśli się weźmie pod uwagę mniejszą atrakcyjność euro jako środka budowy rezerw. I nawet jeśli następuje aprecjacja dolara a wraz z nią presja na rynek wewnętrzny, to istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że Fed popełni duży błąd w swojej polityce monetarnej.

Rozmawiał Tomasz Pompowski, Waszyngton


Tagi


Artykuły powiązane

Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP

Kategoria: Analizy
Na koniec 2021 r. rezerwy dewizowe NBP osiągnęły równowartość 166 mld dol., wzrastając sześciokrotnie w stosunku do poziomu z 2000 r. i niemal dwukrotnie w ciągu ostatniej dekady. W rankingu krajów dysponujących największymi rezerwami dewizowymi Polska plasuje się na wysokiej 20. pozycji.
Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP