Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Bogate Chiny, biedni Chińczycy?

Jak pogodzić statystyczny obraz biednych Chińczyków z obserwowanym wzrostem sprzedaży dóbr do niedawna luksusowych? Mario Cavolo, autor książki „The Big Lie?”, tłumaczy to powszechną akceptacją dla szarej strefy.
Bogate Chiny, biedni Chińczycy?

Mario Cavolo, "China: Big Lie?"

Mówi się o Chinach jako o bogatym państwie biednych ludzi. Skąd w drugiej gospodarce świata, lecz według statystyk państwie wciąż biednym, jeżeli chodzi o indywidualną zamożność, ludzie mają pieniądze? Na przykład na nowe samochody, których sprzedaje się tutaj rocznie prawie 20 mln, albo na nowe mieszkania czy domy? Dla kogo powstają pełne drogich marek coraz większe sklepy i galerie handlowe, których sam Pekin ma przynajmniej tyle, co cała Europa? Dla kogo to wszystko, skoro statystyczny Chińczyk jest relatywnie biedny?

Spostrzeżenia te odnoszą się głównie do chińskich miast czy ośrodków przemysłowych, ale to one są w awangardzie rozwoju gospodarczego Państwa Środka. Konkluzja tych potocznych obserwacji musi być taka, że ludzie w Chinach mają o wiele więcej gotówki, niż się nam wydaje.

Podobne wnioski wyciąga mieszkający w Szanghaju pisarz, przedsiębiorca i znawca Chin Mario Cavolo, autor książki „The Big Lie?” („Wielkie kłamstwo?”). Na wziętych prosto z życia przykładach pokazuje, jak działa chińska gospodarka na poziomie indywidualnym. Uważa, że lepsze zrozumienie tego mechanizmu rzuca więcej światła na to, co dzieje się w niej w skali makro.

Gotówka to gotówka

Cavolo twierdzi, że Chiny nie są tak biedne, jak myślimy, bo oficjalne dane statystyczne nie oddają całej prawdy o tym kraju. Duża część produkcji Chin powstaje dzięki gotówce krążącej w tzw. szarej strefie i jest częściowo wynikiem tamtejszego kultu pieniądza.

Autor „Wielkiego kłamstwa?” uważa np., że nie jest prawdą, jakoby roczny dochód per capita w Chinach wynosił tylko 3,4 tys. dol., a współczynnik nierówności Giniego był dwukrotnie wyższy niż w Stanach Zjednoczonych. Kult gotówki sprzyja w Chinach nadużyciom i szarej strefie, jednak zdaniem autora ma również aspekt pozytywny, ponieważ, co podkreśla w wywiadzie dla portalu China Economic Review, jest ogromną – chociaż umykającą powszechnym analizom – siłą ekonomiczną.

Wartość szarej strefy w Państwie Środka szacowana jest (według Credit Suisse) na 6–10 bln dol. Dla porównania w Stanach Zjednoczonych szara strefa to około 2 bln dol. Jak wielka jest skala szarej strefy w Chinach, widać jeszcze wyraźniej, gdy porównamy ją z nominalną wartością PKB, która w przypadku USA wynosi około 16 bln dol., natomiast w Chinach 9,24 bln dol. (dane Banku Światowego za 2013 r.).

Cavolo odwołuje się w swej książce do prostej dedukcji. Opisuje historie znanych mu osób, których majątek mieści się w przedziale 100–500 tys. dol., choć „nikt nie wie, że mają oni pieniądze”. Zastrzega wprawdzie, iż sięga po dziewięć przykładów, ale są one reprezentatywne nawet dla 80–100 mln przedstawicieli chińskiej klasy średniej (ogółem liczy ona obecnie około 300 mln osób a wiele z nich ma jeszcze więcej).

Autor twierdzi, że trzymanie przez Chińczyków takich sum w gotówce nie jest niczym szokującym. Wynika po prostu z odmiennych zachowań społecznych i odmiennego myślenia na ten temat aniżeli np. w Ameryce. Cały czas – dodajmy – mowa jest o pieniądzach, a nie o posiadanym majątku jako takim.

Od ulicznego sprzedawcy…

Aby jeszcze lepiej zobrazować sytuację, Cavolo przywołuje obraz ulicznych sprzedawców klusek, pierogów czy szaszłyków, których są w Chinach miliony. Z obserwacji i wyliczeń autora wynika, że wyglądają biednie i tandetnie, zarabiają o wiele więcej, niż powszechnie się uważa. Ocenia, że ich faktyczne miesięczne przychody dochodzą nawet do kilkunastu tysięcy dolarów (sądzę, że najlepsi osiągają więcej, gdyż pracują przez cały tydzień, od rana do nocy).

Wszystko to – czytamy – odbywa się przy niewielkich kosztach własnych (około 30 proc.), na które składają się prosty wózek, produkty i gaz lub prąd do przygotowania dań itp. Sprzedawcy ci nie płacą czynszu ani żadnych podatków, lecz zarobione przez nich pieniądze krążą w gospodarce (tak m.in. powstają w Chinach prawdziwe fortuny – chciałoby się dodać).

Cavolo twierdzi, że takie zjawiska w Chinach (na ogromną skalę, bo też kraj jest wielki pod każdym względem) umykają mediom głównego nurtu. To również można nazwać tytułowym „wielkim kłamstwem”. Zauważa też, że udział sektora prywatnego w Chinach (gdzie szara strefa jest bardzo rozpowszechniona) w całkowitym PKB tego kraju procentowo jest wyższy aniżeli udział produkcji i rolnictwa. Do tego – podkreśla – sektor ten okazuje się „trzykrotnie bardziej rentowny niż przedsiębiorstwa państwowe”.

Góry wysoko, cesarz daleko

Warto dodać, że uliczni sprzedawcy przekąsek to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jaką stanowi szara strefa w Chinach. Działają tu bowiem, a nawet jawnie ze sobą konkurują, także duże przedsiębiorstwa, które nie są nigdzie zarejestrowane i formalnie nie odprowadzają żadnych podatków. Tak funkcjonuje np. wiele kopalń węgla w zagłębiu Shanxi i nie tylko. Głośno bywa o nich w chińskiej prasie, bowiem właściciele kopalń (zwani węglowymi baronami) wyspecjalizowali się w lokowaniu swych fortun w kupowanych hurtem nowych mieszkaniach, a nawet całych budynkach. Co więcej, takie firmy działają w Państwie Środka bez większych problemów, ponieważ mają ciche wsparcie lokalnych władz, a jak mówi stare chińskie przysłowie, góry wysoko, a cesarz daleko. Dopiero większa katastrofa (Chiny pod tym względem przodują w świecie) i śmierć wielu górników (a raczej zatrudnionych na czarno pod ziemią chłopów) sprawia, że o problemie przez jakiś czas jest głośno.

Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, czy władze nie potrafią, czy może nie chcą walczyć z szarą strefą, która ekonomicznie uderza w działające legalnie i płacące podatki chińskie firmy. Być może uznano (taka jest jedna z krążących teorii), że gospodarka ogólnie i tak na niej więcej zyskuje, aniżeli traci, a na obecnym etapie rozwoju Chin przeregulowanie i ścisła kontrola byłyby gorsze. Szara strefa daje pracę i utrzymanie milionom ludzi, którzy inaczej powiększyliby armię bezrobotnych.

Sądzę, że określenie „szara strefa” nie jest w przypadku Chin adekwatne do sytuacji. Wszystko to, o czym mowa, nie jest specjalnie ukrywane. Dzieje się na oczach wszystkich i do tego na wielu poziomach obrotu gospodarczego. Innych przykładów dostarcza cała produkcja podróbek i handlu nimi działające prawie jawnie czy słynny już chiński shadow banking, którego rozmiary Chińska Akademia Nauk Społecznych szacuje na 4,4 bln dol., a Moody’s na prawie 5 bln dol.

Widok osób wpłacających do banku grube miliony przynoszone w reklamówkach albo walizkach, czego byłem świadkiem, nie należy w Chinach do rzadkości i nie budzi sensacji. Najwyżej irytację tych, którzy muszą wówczas czekać w kolejce do okienka bankowego. Obecnie coraz częściej obsługa banku zaprasza już takich „milionerów” na zaplecze.

Mario Cavolo, ma bez wątpienia rację, twierdząc, iż przeciętny Chińczyk jest bogatszy, niż się uważa, choć dodam, że Chiny pod tym względem są bardzo zróżnicowane. Swoją drogą ciekawe, jak wyglądałby chiński wzrost, gdyby uwzględnić w nim tutejsza szarą strefę. Na razie ekonomiści i tak spierają się, jak ją sensownie policzyć.

Mario Cavolo, "China: Big Lie?"

Otwarta licencja


Tagi