Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Cięcia budżetowe zapobiegają strajkom. Inwestorów

Francuskie władze chcą ograniczać deficyt budżetowy, Francuzi oburzają się i gromadnie protestują. Sytuacja niemal powszechna w innych krajach. Wielka Brytania już 2 lata temu zaczęła reformować wydatki i… – Wyszło nam to na dobre – odpowiada prof. Iain Begg, ekonomista z London School of Economics.
Cięcia budżetowe zapobiegają strajkom. Inwestorów

Iain Begg (CC By Chatham House London)

Obserwator Finansowy: Czy Francuzi powinni się bać oszczędności budżetowych?

Prof. Iain Begg: Oszczędności? Plan zrównoważenia budżetu, czy też redukcji deficytu, który przedstawił ich rząd polega przede wszystkim na podnoszeniu podatków.

Szczególnie uderzająca jest propozycja opodatkowania najbogatszych na poziomie 75 proc. To właśnie oni będą musieli płacić za redukcje deficytu. Oszczędności i redukcja wydatków budżetowych będą miały w osiągnięciu tego celu znaczenie marginalne. W tym sensie nie ma się czego bać. Zresztą Francja ma poważniejsze problemy niż budżet. Choćby nasilające się tam zjawisko ksenofobii wobec obcej siły roboczej. We Francji „polski hydraulik” to wciąż synonim zła gospodarczego. U nas, w Wielkiej Brytanii, to sformułowanie ma pozytywny wydźwięk.

To Wielka Brytania w 2010 r. rozpoczęła wielkie budżetowe cięcie. Dlatego właśnie zapytałem, czy Francuzi mają się czego obawiać – Pan już może ocenić, czy oszczędności brytyjskiej gospodarce pomogły, czy nie…

A dlaczego miałyby zaszkodzić?

Wielu ekonomistów tak twierdziło. Wieszczyli, że cięcia wywołają recesję.

To prawda, były takie obawy, rozdmuchiwała je szczególnie mocno opozycja. Były premier z Partii Pracy, Gordon Brown, mówił, że rządowe plany oszczędnościowe są posunięte zbyt daleko, że zamiast ograniczać wydatki, lepiej przesunąć je na takie sfery, które generują wzrost gospodarczy, choćby budownictwo.

Nie miał racji?

Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że skala planowanych cięć budżetowych nie była aż tak duża, jak możnaby sądzić po nagłówkach gazet z tamtego okresu. Podkreślano, że wydatki będą obcinane aż o 25 proc., ale takie cięcia dotyczyły tylko nielicznych sfer budżetowych. To po pierwsze. Po drugie niewielu rozumie, po co się ogłasza takie plany oszczędnościowe. Robi się to po to, żeby uspokoić rynki finansowe. Rząd brytyjski chciał je przekonać, że ma strategię na walkę z zadłużeniem budżetu, będącym efektem kryzysu. W ciągu 5 lat, zapewniano, dług publiczny w stosunku do PKB zacznie spadać.

Rządowi wręcz zależało na tym, by jego plany były demonizowane, bo wtedy wyglądały bardziej przekonująco. Ta strategia była dobra i skuteczna. Myślę, że opozycja – mimo swojej antyrządowej retoryki – także to rozumiała. Z podobnych względów Francuzi ogłaszają swoje plany.

Jak w praktyce wyszło cięcie wydatków w Wielkiej Brytanii? Może plany pozostały na papierze?

W rzeczywistości zmniejszenie wydatków było umiarkowane, przez ostatnie 4 lata zredukowano je o równowartość ok. 4 proc. PKB Wielkiej Brytanii.

Na czym oszczędzano? Na edukacji, zdrowiu?

Może zacznę od tego co oszczędzono?

Proszę bardzo.

Rząd zagwarantował, że nie tknie wydatków na służbę zdrowia. To w znaczny sposób wiązało mu ręce, w których trzymał budżetowe nożyce – wydatki na służbę zdrowia stanowią przecież u nas największą część wydatków publicznych. Drugim rodzajem wydatków, których nie ograniczono była te na pomoc zagraniczną. Rząd stwierdził, powołując się na argumenty moralne, że byłoby nie na miejscu obcinanie pomocy rozwojowej dla najbiedniejszych części świata. Taka postawa była o części wynikiem ustaleń szczytu G8 w 2005 r. Wielka Brytania oficjalnie zobowiązywała się wtedy do zwiększenia poziomu takiej pomocy rozwojowej.

Centroprawicowy rząd, który utrzymuje wydatki na pomoc zagraniczną? Przyznam, że zaskakujące.

To prawda. Dość zaskakujące. Właśnie w ten sposób komentowano to w Wielkiej Brytanii. Natomiast w przypadku tych wydatków, które rząd obcinał, nie było jakiejś szczególnej determinacji, by ograniczać je o te osławione przez prasę 25 proc. Generalnie rzecz biorąc, różne wydatki były ograniczane w różny sposób, niektóre bardzo, niektóre tylko kosmetycznie. Dość znacznie ograniczono budżet na komunikację publiczną, a z kolei oszczędności na edukacji były już niewielkie.

Obecnie planuje się jeszcze zreformowanie wydatków na ochronę socjalną. W rządzie trwają prace na stworzeniem czegoś takiego, jak „uniwersalny kredyt”, czyli pojedynczego świadczenie, które zaspokajałoby wszystkie rodzaje roszczeń pomocowych, takich jak zasiłki dla bezrobotnych, renty… To zracjonalizowałoby wydatki i zredukowało je. Nie ma jednak żadnych konkretnych wyliczeń co do tego, jakie dokładnie oszczędności uniwersalny kredyt miałby przynieść.

Premier Cameron ogłosił plan stworzenia „Wielkiego Społeczeństwa”, czyli oddania części władzy społecznościom lokalnym. Ten program towarzyszył wprowadzaniu oszczędności, miał „zmiękczyć” reakcje społeczne, zapobiec protestom. Udało się?

Większość Brytyjczyków w ogóle już o tym koncepcie nie pamięta. Pojęcie wypadło z użytku, chociaż z drugiej strony może jakaś zmiana jakościowa w społeczeństwie jednak zaszła, tyle że ludzie sobie tego nawet nie uświadamiają. Dlaczego tak sądzę? W trakcie olimpiady w Londynie mieliśmy – jak na nas, Brytyjczyków – rekordową liczbę wolontariuszy. Ale to jest jedyny znany mi przykład na zmianę postaw społecznych i aktywizację ludzie… Tę naszą „nadaktywność” dostrzegli to nawet przedstawiciele komitetu olimpijskiego.

Czy sądzi Pan, że rzeczywiście istniało realne ryzyko, że oszczędności wywołają recesję?

W tym wymiarze, w którym zostały przeprowadzone, takie ryzyko nie występuje. Chociaż można argumentować, że spowalniają one proces zdrowienia gospodarki. Pewne jest, że oszczędności osłabiły zagregowany popyt na rynku. W końcu, jeśli w sektorze publicznym dochodziło do zwolnień, nie mogło być inaczej. Na zmniejszenie popytu wywołane przez cięcia nałożyło się też zmniejszenie popytu wywołane przez banki, którym zależało bardziej na zwiększeniu kapitału niż udzielaniu kredytów.

Zmniejszenie popytu jako hamulec gospodarki? Brzmi bardzo keynesowsko. Rozumiem, że gdy rząd oszczędza, osłabia się zbawienny i rzekomo antykryzysowy efekt mnożnikowy?

Trudno wątpić, że mnożnik fiskalny odgrywa znaczną rolę w kształtowaniu polityki ekonomicznej. Załóżmy, że za publiczne pieniądze budujemy za miliard złotych most w Poznaniu. W ten sposób pompujemy miliard złotych w polską gospodarkę. Ludzie, którzy budują most, wydają zarobiony w ten sposób miliard w poznańskich barach, a właściciele barów zarobione pieniądze wydają jeszcze gdzie indziej.

W ten sposób właśnie działa mnożnik i ma to pozytywny efekt dla wzrostu gospodarczego. Ale jeśli ktoś używa tej teorii, żeby usprawiedliwić bezsensowne wydatki, czy prowadzić keynesowską politykę polegającą na inwestowaniu, gdzie tylko się da, istnieje ryzyko strajku obligatariuszy, czyli inwestorów kupujących państwowe obligacje. Zauważą rosnący niebotycznie dług i zażądają spłaty należności.

Znów ci „źli” inwestorzy, którzy psują plan zaprowadzenia powszechnego dobrobytu…

Nie źli, ale całkowicie racjonalni. To przecież oczywiste, że robione bez ładu i składu inwestycje publiczne zaczną generować koszty nie do uniesienia, które uniemożliwią spłatę tego długu. Uważam, że publiczne inwestycje można usprawiedliwiać mnożnikiem tylko, jeśli dług publiczny jest jeszcze niski.

Jakie są pańskie przewidywania wobec przyszłości brytyjskiej gospodarki?

Wzrost PKB w Wielkiej Brytanii nie jest imponujący, są jednak sygnały, że coś się poprawia. Przykładowo w brytyjskiej debacie zauważa się często, że stopa bezrobocia jest w miarę stabilna, ale jednocześnie rośnie stopa zatrudnienia. To wydaje się niespójne z danymi o PKB wskazującymi na spowolnienie gospodarcze, które wiąże się ze wzrostem bezrobocia. Dlaczego tak jest, że rynek pracy ma się lepiej niż gospodarka jako całość? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Bank Anglii powołał nawet specjalny zespół, żeby to zbadać i za kilka miesięcy pewnie będą wiedzieć.

Niemniej jednak ta sytuacja może sugerować, że gospodarka jest w punkcie zwrotnym, że zaczyna powolutku zdrowieć. Ale zaznaczam – powolutku! W ogóle nie ma szans, żeby stopa wzrostu PKB w Wielkiej Brytanii w ujęciu realnym zbliżyła się w ciągu najbliższych lat do zdrowego pułapu 4 proc. To między innymi dlatego nie uda się zrealizować podstawowego założenia planu oszczędnościowego, by od 2015 r. dług publiczny zaczął maleć. Wpływy podatkowe będą po prostu za małe. Moment budżetowej rewolucji odsunął się w czasie o ok. 2-3 lata.

Aż ciśnie się na usta stwierdzenie: normalka. Zastanawiam się, czy istnieje jakiekolwiek państwo europejskie, które skutecznie i zgodnie z harmonogramem wdrażało oszczędnościowe reformy. Nie wydaje mi się, by tak było. Nie w Europie przynajmniej. Może Pan zna taki przykład?

Na szczęście, nie ma pan racji. Znam taki przykład. Jest nim Szwecja, która we wczesnych latach ’90 przechodziła naprawdę ostry kryzys finansowy. Tamtejszy rząd zareagował na to właśnie zreformowaniem struktury wydatków budżetowych. Udało się. Właściwie, jeśli chodzi o panowanie nad budżetem i polityką ekonomiczną, obecnie do europejskiej czołówki zaliczyć trzeba Polskę.

Nasz minister finansów, Jacek Rostowski ucieszy się z tych słów. Mimo to niektórzy w Polsce przekonują, że mała jest zasługa polityków w odpieraniu kryzysu i wieszczą, że ten wkrótce nadejdzie. M.in. w wyniku odpływu środków unijnych, które przecież dzięki właśnie efektowi mnożnikowemu były zbawienne dla polskiej gospodarki,  prawda?

Z moich informacji wynika, że unijne fundusze strukturalne stanowiły tylko 2 proc, PKB Polski, to znaczny, że nie miały większego wpływu na ogólną kondycję gospodarki. Efekt mnożnikowy nie był tu także szczególnie wielki. Dobry stan waszej gospodarki wynika w dużej mierze z dobrze prowadzonej polityki. Naprawdę. Wystarczy popatrzeć na inne kraje Unii będące beneficjentami unijnych środków, choćby na przeżywające kryzys Węgry. Fakty w tym wypadku mówią same za siebie.

Rozmawiał: Sebastian Stodolak

Prof. Iain Begg – ekonomista, pracownik Instytutu Europejskiego na prestiżowej London School of Economics oraz doradca Komisji Europejskiej do spraw polityki regionalnej. Specjalizuje się w problematyce wzrostu gospodarczego, problemach integracji gospodarczej, wymiarze społecznym tej integracji oraz zagadnieniach dotyczących polityki fiskalnej.

 

Iain Begg (CC By Chatham House London)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane