Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Gospodarka hamuje, potrzebna będzie nowelizacja budżetu

Nowelizacja budżetu w połowie roku, potem niski wzrost gospodarczy i zamrożenie płac, abyśmy mogli konkurować z prowadzącymi politykę deflacyjną peryferiami strefy euro – taki scenariusz dla Polski przewiduje Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku, w rozmowie z Obserwatorem Finansowym.
Gospodarka hamuje, potrzebna będzie nowelizacja budżetu

Ernest Pytlarczyk (Fot. BRE Bank)

Obserwator Finansowy: Co się stanie z polską gospodarką w 2013 roku?

Ernest Pytlarczyk: To nie będzie najlepszy rok dla naszej gospodarki, szczególnie jego początek. W pierwszym kwartale oczekujemy, że PKB spadnie w ujęciu rocznym, będziemy mieli do czynienia ze statystyczną recesją. Oczywiście będzie to jednorazowe odchylenie, a nie poważna recesja wynikająca np. ze złej struktury gospodarki czy trwałych problemów.

Mówimy o technicznej definicji recesji czyli ujemnym wzroście PKB co najmniej dwa kwartały z rzędu?

Mówimy o recesji liczonej rok do roku. W Polsce te dane kwartalne są niezbyt dobrej jakości, więc ta definicja jest trochę zmodyfikowana.

W całym 2013 roku prognozują państwo jednak wzrost PKB o 0,5 proc. Skoro w pierwszej części roku będzie recesja, zatem drugie półrocze musi być lepsze. Skąd to przekonanie?

Chodzi głównie o czynniki globalne. Wszyscy spodziewają się, co prawda któryś kolejny raz, że w strefie euro trochę odbije gospodarka – szczególnie niemiecka, a spadek na peryferiach zostanie powstrzymany. Jednoznacznie jasnym punktem na mapie świata są Stany Zjednoczone. Impuls z tamtej gospodarki, który właśnie w drugiej połowie roku powinien być silniejszy, ma szansę dotrzeć do Europy i również do pewnego stopnia pobudzić popyt w Polsce.

BRE Bank prognozuje wzrost PKB o 0,5 proc. a Ministerstwo Finansów w budżecie na 2013 założyło wzrost na poziomie 2,2 proc. Jak wytłumaczyć tę różnicę?

Ostatnio wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk przyznał, że resort nie zmienia często prognoz, ale jednocześnie nie wykluczył ani rewizji założeń budżetowych, ani samej poprawki budżetu. Prognoza MF wzrostu o 2,2 proc. ma już bowiem kilka miesięcy i jest w tej chwili znacznie powyżej konsensusu analityków, którzy szacują, że wzrost wyniesie od 1 do 1,5 proc.

Dlaczego zatem państwo przewidują 0,5 proc?

My widzimy przede wszystkim słabszy popyt wewnętrzny, ale też dziurę infrastrukturalną, niską konsumpcję, prawdopodobnie nawet ujemną i bardzo słabe inwestycje. Także eksport nie będzie dużym wsparciem ze względu na to, że złoty jest dość mocny, a granica opłacalności eksportu podniosła się do poziomu około 3,90 zł za euro.

Będzie zatem nowelizacja budżetu?

Tak. Jest to nasz scenariusz bazowy. Nastąpi to w połowie roku, a spodziewana skala to około 10 mld złotych, a więc mniej niż 1 proc. PKB. Taką skalę rynek powinien zaakceptować. Ważniejsze będą perspektywy – to, czy dalej będziemy się trzymali ścieżki konwergencji, choćby w mniej ortodoksyjny sposób. Nawet 4 proc. deficytu w stosunku do PKB to pewnie coś co można zaakceptować w tym momencie.

Wiceminister Wojciech Kowalczyk przekonuje, że nowelizacja budżetu nie jest przesądzona ze względu na odbicie gospodarcze w Niemczech, efekty programu Inwestycje Polskie, których nie uwzględniono i nadzieję na większe obniżki stóp procentowych. To nie wystarczy?

Te trzy czynniki musiałyby wystąpić łącznie i w odpowiedniej skali aby nowelizacja nie była konieczna. Tymczasem w Niemczech obserwowaliśmy bardzo słabą końcówkę roku i mizerne ożywienie na początku obecnego. Inwestycje Polskie są nowym pomysłem, faktycznie mogącym zmienić zasady gry na rynku inwestycji publicznych. Opóźnienia i procedury spowodują jednak, że to nie ma prawa wpłynąć pozytywnie na wzrost gospodarczy już w pierwszej połowie roku.

A stopy procentowe? Czy w lutym faktycznie możemy spodziewać się przerwy w ich obniżkach?

Raczej nie. Myślę, że słabe dane grudniowe spowodują, że Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się na obniżkę stóp także w lutym, choć zapowiedziała przerwę w cyklu. Nie mam wątpliwości, że nawet jeśli ta przerwa będzie to będzie ona krótkotrwała i możemy się spodziewać kolejnej rundy obniżek, związanej z bardzo dużym spadkiem inflacji i bardzo dużym spadkiem popytu wewnętrznego, kredytu i wszystkiego co wskazuje na to, że są to jednak problemy popytowe, a nie podażowe.

Dziś stopa referencyjna to 4 proc. Ile będzie wynosić na koniec roku?

Myślę, że 3,25 proc.

Skoro stopy spadają, a wraz z nimi koszt kredytu, to czemu straszył pan niedawno na konferencji zorganizowanej przez SGH „końcem konsumpcji w Polsce”?

Na poziom konsumpcji stopy procentowe będą wpływać w niewielkim stopniu. O wiele ważniejsza będzie dla Polaków budowa oszczędności i pogorszenie perspektyw, szczególnie na rynku pracy. Te czynniki będą hamować konsumpcję. Widzimy ponadto, że stagnacji uległy kredyty konsumpcyjne, co odróżnia ten epizod spowolnienia od epizodów poprzednich.

Bezrobocie będzie dużym problemem?

Na pewno większym niż w 2012 roku. Fakt, że rośnie liczba firm, które zanotowały stratę sprawia, że rośnie presja na redukcję kosztów, w tym presja na redukcję zatrudnienia.

Płace też nie będą rosły, bo według pana polska gospodarka, oparta na podwykonawstwie dla gospodarki niemieckiej musi coraz ostrzej konkurować z krajami peryferii strefy euro. To jedyny możliwy dla nas model rozwoju gospodarczego?

Jedyny realistyczny w ciągu najbliższych kilku lat. Wiemy przecież, że mamy problemy z innowacyjnością, więc ciężko się spodziewać impulsu z tej strony. I faktycznie istotną konkurencją dla Polski ze strony kosztowej będą te kraje południa strefy euro, w których panuje polityka deflacyjna, szczególnie deflacja płacowa. To będzie mocno hamowało wzrost płac w polskiej gospodarce, tym bardziej że jak powiedziałem kurs opłacalności eksportu znacznie wzrósł będzie więc dodatkowa presja żeby płace mocno trzymać pod kontrolą.

Czy jest szansa, żeby polska gospodarka znowu rozwijała się w tempie 4-5 proc.? Czy to się już nie powtórzy?

Nie można kategorycznie wykluczyć, że się nie powtórzy, ale ten nowy poziom rozwoju potencjalnego to około 3 proc. Taki wzrost gospodarczy powinniśmy generować w 2014 i 2015 roku.

Rozmawiał Marek Pielach

OF

Ernest Pytlarczyk (Fot. BRE Bank)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Sankcje narastają, gospodarka słabnie, rubel się umacnia

Kategoria: Trendy gospodarcze
Sankcje przeciwko Rosji stopniowo się zwiększają. Mimo to kurs walutowy rubla, po okresie gwałtownego załamania na przełomie lutego, zaczął się umacniać, uzyskując w kwietniu poziom sprzed inwazji na Ukrainę.
Sankcje narastają, gospodarka słabnie, rubel się umacnia