Grecja nas nie dotyczy…?

Na razie kryzys, który dotyka peryferia Unii, jest dla nas korzystny. Dwa lata temu schłodził rosnącą bańkę oraz obniżył wartość naszej waluty, czym podratował eksport. Ostatnio mamy powtórkę z rozrywki. Znowu się udało. Ale nie możemy liczyć, że zewnętrzne zjawiska gospodarcze będą dla nas cały czas korzystne.

Niestety nasi wodzowie zamiast przygotować się na nieuchronne pogłębienie kryzysu, wolą kłócić się o upadły samolot  i jakoś ich wcale nie martwi, że w tym roku deficyt naszego budżetu wyniesie 7 proc., a w przyszłym roku będziemy mieli podobny deficyt. Zamiast się frustrować ich niekompetencją, uciekam na chwilę w  przyjemny i łatwy świat urojeń i zastanowię się, co by zrobił Donald Tusk, gdyby był przywódcą, a nie politykiem. Łyk kawy i już wiem: zamiast się chować przed kamerami w oczekiwaniu na wybory prezydenckie, Donald wygłosiłby mniej więcej następujące przemówienie:

„Drodzy rodacy! Lata tłuste już były, idą lata chude. Do 2012 kilka państw europejskich ogłosi niewypłacalność, najblizsza dekada, a może i kolejne upłyną państwom Zachodu pod znakiem kryzysu nadmiernego zadłużenia. Potrzebujemy działać, zanim kryzys uderzy z pełną siłą. Mamy niepowtarzalną szansę dołączyć do grona państw poważanych i rozwiniętych, ale też istnieje spore ryzyko powrotu do grona państw pogrążonych w kryzysie i uzależnionych od obcej łaski. Nie będziemy drugą Grecją. To, że poważne gazety, takie jak „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, zachęcają do utworzenia nowego twardego euro w oparciu o Austrię, Beneluks, Czechy i Polskę jest znakiem rosnącego poważania dla naszego kraju. Nie zmarnujemy najlepszej szansy na rozwój, jaką mamy od 300 lat.

Czas życia na kredyt się skończył. Polska od lat 70. wydaje więcej niż zarabia. By spłacać zobowiązania rządu, potrzebujemy pożyczać coraz więcej. Sam koszt odsetek od długu publicznego równa się w tej chwili wydatkom budżetowym na oświatę i wychowanie, szkolnictwo wyższe, ochronę zdrowia i pomoc społeczną razem wzięte.  Przez ostatnie lata nasz dług publiczny rósł co roku. Jeszcze 10 lat temu na każdego Polaka przypadało około 7 tysięcy złotych długu publicznego. Na koniec ubiegłego roku było to już prawie 18 tysięcy złotych na głowę każdego Polaka. Nie pozwolę na to, by za kolejne dziesięć lat, w roku 2020, na każdego Polaka przypadało 50 tysięcy złotych długu.

Zresztą nie mamy wyboru. Rynki finansowe niebawem znacznie ograniczą dostęp do finansowania i pożyczać będą po znacznie wyższym oprocentowaniu. Oczywiście możemy liczyć, że u nas będzie lepiej niż w Grecji, Portugalii i Hiszpanii i nadal uda się nam żyć na kredyt. Ale nie będę ryzykował dobrobytu Polaków. My Polacy potrzebujemy poluzować politykę pieniężną i schłodzić politykę fiskalną. Budżet należy przywrócić do równowagi, by uniknąć bankructwa naszej ojczyzny. A stopy procentowe potrzebujemy obniżyć, by powstrzymać pompowanie kolejnej bańki na polskich aktywach oraz dać szansę naszym eksporterom.  To się nazywa dobór odpowiedniej policy mix – czy jakoś tak.  Zresztą doczytacie sobie niedługo na blogu Dobrowolskiego.

Na horyzoncie już widać burzę na rynkach finansowych. By się przed nią obronić, począwszy od obecnego roku, na mocy nowelizacji ustawy budżetowej, obetniemy wydatki i zwiększymy podatki.  Będzie to bolesne. Ale jest to konieczne, by w prespektywie kilku lat uniknąć jeszcze większych kosztów. Bank centralny jest niezależny, ale dobrze wie, co należy zrobić, zwłaszcza gdy rząd przywraca równowagę budżetową…. sądzę, że niebawem ogłosi cięcie stóp procentowych”.


Tagi


Artykuły powiązane