Kwadratura europejskiego walutowego koła

Kryzys euro jest końcem paroletniego doświadczenia ze wspólną walutą w Europie. Wynik tego doświadczenia jest negatywny. Obecne starania Francji i Niemiec by zreorganizować system euro głownie ma na celu niedopuszczenie do głębokiego kryzysu finansowego w świecie. Dobrze, żeby te starania zakończyły się powodzeniem. Bowiem nie zależy nam na życiu w kryzysie.
Kwadratura europejskiego walutowego koła

(CC By OF/KM)

Aby wspólna waluta mogła funkcjonować w 27 państwach, czy nawet w 17 to Unia Europejska musi zerwać z paradygmatem Europy narodów. Wspólna waluta wymaga powołania wspólnego rządu ds. gospodarczych, który będzie stosował tę samą politykę fiskalną i budżetową (wpływy i wydatki). Tymczasem owa polityka różni się w każdym państwie. Ujednolicenie jej w praktyce dotyka polityki społecznej i związanych z tym dalszych powiązań w społeczeństwie. Takich na przykład jak system emerytur czy edukacji? A systemy te różnią się i będą różnić się w każdym państwie.

Obecne wysiłki prezydenta Sarkozy’ego i kanclerz Merkel są godne uwagi i poparcia, ale na dłuższą metę także nie zdadzą egzaminu. Bowiem monitorowanie deficytu budżetowego państw i karanie, kiedy deficyty przekroczą 3 proc. w praktyce jest tylko tymczasowym rozwiązaniem. Powiedzmy – dobrym na dzisiaj, gdyż inaczej grozi nam katastrofa bankowa. Zwłaszcza banki francuskie, które udzieliły najwięcej pożyczek i mogą najszybciej zbankrutować, a w ślad za nimi banki w innych krajach, włączając te w USA.

Jakie jest zatem dobre rozwiązanie? Jeśli obecny system nie funkcjonuje, a Europa ma pozostać unią państw to należy powrócić do starego systemu, kiedy każde państwo ma swoją walutę. Wielka Brytania ma funta i nigdy nie chciała go zamienić na euro. Jednakże nie warto powracać do systemu wymiany walut na lotniskach czy w kantorach. Kiedy Europejczycy podróżują bez wiz i szybko przekraczają granice, nie można ich teraz zatrzymywać w kolejkach przy kantorach wymiany walut? Byłby to nonsens.

Przypomina mi się rozmowa wiele lat temu z pewnym Amerykaninem w Arizonie, którego spytałem czy był w Europie. „Tak byłem.” – odpowiedział i dodał: „ale to dziwny kraj w którym trzeba co 300 mil zmieniać pieniądze na inne.” Dlatego euro powinno pozostać wspólną walutą dla podróżujących, na zasadzie travelers checks wystawianych przez American Express. To znaczy, że ludzie będący w innym kraju UE będą mogli płacić posługując się euro. Natomiast w transakcjach handlowych obowiązywałby tradycyjny system wymiany walut pomiędzy bankami. Taki, jaki jest w 10 państwach nieposługujących się euro.

Oczywiście mini-euro wymaga odpowiednich regulacji prawno-proceduralnych, aby system był zaakceptowany w praktyce. Wycofanie się z maxi-euro będzie kosztowało, ale jest to lepsze niż załamanie gospodarcze i nawet upadek Unii Europejskiej, co w panice może nawet się zdarzyć?

Inną sprawą jest poziom zadłużeń państw, firm i ludzi. Obecny jego stan też wymaga radykalnego usprawnienia. Obecnie nikt nie myśli o spłacie tego zadłużenia, tylko co najwyżej o płaceniu kosztu obsługi kredytu, czyli jego procentu. Przykładowo Włochy są zadłużone na 1,9 biliona euro, ale biorą pod uwagę obsługę jedynie 400 miliardów euro rocznie. Obecnie w każdym państwie europejskim bierze się pod uwagę jedynie koszt obsługi kredytu, a nie spłate samego zadłużenia. Czy jest to normalna sytuacja, która może utrzymywać Europę w dobrej kondycji?

Prof. Andrzej Targowski jest dyrektorem Center for Sustainable Business Practices WMU Haworth College of Business, Western Michigan University. Ukończył Politechnikę Warszawską, jest współtwórcą polskiej informatyki w latach 60. i 70.

(CC By OF/KM)

Otwarta licencja