Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Mit wolnego rynku w USA

„To mit, że w USA państwo mniej ingeruje w gospodarkę niż w krajach Unii Europejskiej” – pisze Monica Prasad w wartej uwagi książce „The Land of Too Much: American Abundance and the Paradox of Poverty”.
Mit wolnego rynku w USA

Monica Prasad (CC By Miller Center)

Monika Prased próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w USA jako jedynym rozwiniętym kraju nie powstało państwo opiekuńcze? Najczęściej udzielana odpowiedź jest taka, że Amerykanie wykazują wrodzoną niechęć do państwowego interwencjonizmu oraz umiłowanie wolność jednostki i są w stanie zaakceptować to, że skutkiem tej wolności jest wyższy odsetek ubogich niż w Unii Europejskiej. Zdaniem Prased to nieprawda. USA nie ingeruje w życie gospodarcze mniej niż kraje UE, tyle że te interwencje przyjmują inną formę – taką, która okazała się mniej skuteczna w walce z biedą.

Państwo nieopiekuńcze

Autorka rozpoczyna od przypomnienia historii talidomidu – znanego także pod handlową nazwą Contergan niemieckiego leku, który przepisywano na mdłości i bezsenność. Brany przez kobiety w ciąży, spowodował wiele wrodzonych wad u dzieci w Europie w latach 60. XX w. W całych USA zanotowano tylko 20 takich przypadków (chociaż na świecie było ich ponad 10 tys.), a amerykańskie pacjentki kupiły ten lek w Europie. Talomid nie został bowiem dopuszczony do sprzedaży na terenie Stanów Zjednoczonych, ponieważ przepisy przyznawały zajmującym się tym amerykańskim urzędnikom prawo blokowania wejścia na rynek leku, dopóki nie otrzymają oni satysfakcjonujących dowodów na jego bezpieczeństwo. Tych wymagań – zdaniem Frances Oldham Kelsey, pracowniczki Amerykańskiej Agencji ds. Bezpieczeństwa Leków (Food and Drug Administration) – talomid nie spełniał.

Prasad zwraca uwagę, że Stany Zjednoczone mają długą historię blokowania wejścia na amerykański rynek leków sprzedawanych w innych krajach i to pomimo protestów przedstawicieli przemysłu farmaceutycznego i lekarzy.

W Wielkiej Brytanii nie było wówczas żadnego niezależnego urzędu, który kontrolowałby bezpieczeństwo leków. Podobnie w Niemczech istniała długa tradycja samoregulacji w branży. Rząd mógł jedynie zarekomendować, by lek wycofano z rynku. „W tych krajach nie było Frances Kelsey, która mogłaby nie dopuścić leku do obrotu, bo w ogóle nie było urzędów kontrolujących bezpieczeństwo leków” – konkluduje amerykańska autorka.

Pomimo afery związanej z talmoidem standardy dopuszczenia leków w USA wciąż są ostrzejsze niż w Europie. Na przykład w 1985 r. dopuszczenie leku do sprzedaży w USA zajmowało 30 miesięcy, a we Francji i Wielkiej Brytanii tylko sześć. W efekcie w Wielkiej Brytanii 12 proc. leków uznano za niebezpieczne po ich wprowadzeniu na rynek, a w USA tylko 3 proc.

Tradycja (nie)interwencji

Większy zakres ingerencji państwa w gospodarkę nie dotyczy jednak tylko leków. Aż do II wojny światowej poza USA prawie nie istniały prawa ograniczające działalność karteli i monopoli. We Francji np. w 1884 r. uchwalono przepisy uznające prawo do swobodnego koordynowania swoich interesów przez prywatne firmy. W latach 20. XX w. w Szwecji prowadzono dochodzenie w sprawie działalności monopoli, ale zdecydowano się nie podejmować żadnych działań utrudniających im funkcjonowanie. Niezadowolenie niemieckiej opinii publicznej z funkcjonowania karteli doprowadziło do przeglądu przepisów ich dotyczących, ale nie podjęto w tej sprawie żadnych działań aż do 1923 r., kiedy to uchwalono prawo legalizujące ich działalność.

W efekcie liczba karteli w Niemczech wzrosła z kilkuset na przełomie XIX w. i XX w. do ponad 3 tys. w 1926 r. Z kolei w Wielkiej Brytanii w 1888 r. zajmująca się żeglugą firma Mogul Steamship Company pozwała kartel konkurentów za sztucznie zaniżanie cen stosowane po to, by wymusić na niej rezygnację z prowadzenia biznesu. 10 z 11 sędziów Izby Lordów nie widziało w tym nic złego. W wyroku napisali, że „nie leży to w gestii sądu, by instruować świat biznesu, jak prowadzić interesy”.

Różnice w podejściu do ingerencji państwa w gospodarkę trafnie podsumował Crawford Greenwalt z firmy DuPont (jedna z największych na świecie firm chemicznych). Zapytał on:

– Jak to jest, że ja i moi amerykańscy koledzy jesteśmy bez przerwy ciągani po sądach za działania, za które nasi odpowiednicy w Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy otrzymują tytuły szlacheckie i inne nagrody oraz przywileje?

Polityka europejskich krajów stosunku do wielkich korporacji na wzorowaną na amerykańskiej zmieniła się dopiero w II połowie XX w., po rozpoczęciu procesu integracji europejskiej. Co więcej, aż do lat 80. XX w. USA miały ostrzejsze normy poziomu zanieczyszczeń w spalinach samochodowych niż Szwecja. Prawo USA jest też bardziej wymagające odnośnie do zanieczyszczeń wody niż przepisy w Niemczech. Kiedy zaczęto dyskutować kwestie dziury ozonowej, to w USA przegłosowano prawo ograniczające emisje freonu od atmosfery. Podobne przepisy uchwalono z własnej inicjatywy tyko w Szwecji i Norwegii, a Unia Europejska zaczęła działać w tej sprawie dopiero pod naciskiem Amerykanów.

Po Wielkim Kryzysie USA miały najbardziej rygorystyczne na świecie prawo dotyczące sektora bankowego. To Stany Zjednoczone, a nie kraje Europy były więc prekursorem interwencji państwa w gospodarkę.

Kto finansuje wzrost

Skoro w USA państwo tak intensywnie ingerowało w życie gospodarcze, to dlaczego nie zainterweniowało, by zmniejszyć poziom ubóstwa w społeczeństwie? Według statystyk w tym kraju jest najwięcej biedy ze wszystkich rozwiniętych krajów.

Jak zauważa Monica Prasad, różnica między europejskim a amerykańskim modelem gospodarczym polega na tym, że w Europie ograniczano konsumpcję, a środki inwestowano w produkcję i promocję eksportu. To odwrotność modelu amerykańskiego, w którym motorem napędowym była konsumpcja indywidualna wspomagana tanim kredytem dla osób prywatnych (karty kredytowe, kredyty hipoteczne itd.). W Europie państwo socjalne powstało więc po to, by zmniejszyć nacisk na podwyżki płac w firmach i zostawić w rękach przedsiębiorców więcej pieniędzy na inwestycje. Na przykład w Belgii pierwszy powojenny rząd wprowadził program emerytalny w zamian za powstrzymanie się przez żądaniem podwyżek przez związki zawodowe.

Z tego samego powodu w Norwegii rząd skrócił długość standardowego tygodnia pracy i wprowadził płatne wakacje. Tak samo holenderscy politycy motywowali wprowadzenie ubezpieczenia od bezrobocia i emerytur. Wprowadzenie w 1955 r. obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego i ubezpieczenia na wypadek kalectwa w Szwecji uzasadniano podobnie. Nie inaczej było m.in. w Danii i Austrii.

Prasad cytuje publicystę, który w latach 60. napisał: „Prezydent de Gaulle nie tak dawno temu deklarował, że przyszłość ekonomiczna Francji zależy od wyższych oszczędności, inwestycji i mniejszej konsumpcji. Tymczasem politycy w USA w tym samym czasie podkreślali, że ich ostatnie działania – obniżki podatków z 1964 r. – miały na celu stymulować popyt konsumentów. Francja chciała więc osiągnąć to, czego USA starały się uniknąć”. Alexander Gerschenkron, historyk gospodarki z Uniwersytetu Harvarda, uważał, że jest to niepisana reguła kapitalizmu. „Im bardziej zacofane państwo, tym bardziej stara się instytucjonalnie przekierować kapitał od konsumentów do producentów” – pisał w 1962 r.

Najciekawsza część książki Prasad dotyczy jednak kwestii podatkowych. Autorka zauważa, że to nie przypadek, że USA, będąc jedynym rozwiniętym krajem bez państwa opiekuńczego, jest jednocześnie jedynym krajem rozwiniętym bez podatku VAT (występuje tam tylko stanowy podatek od sprzedaży, który przynosi mniej niż połowę tego, co VAT w UE). To bowiem podatki pośrednie są głównym źródłem finansowania państwa opiekuńczego. Kilka razy próbowano wprowadzić VAT w USA, ale jego przeciwnikom udawało się zawsze zablokować jego wejście w życie argumentem, że jest on silnie regresywny, tzn. proporcjonalnie do dochodu bardziej obciąża biedniejszych niż bogatszych. Paradoks państwa opiekuńczego polega więc na tym, że finansuje je klasa średnia i zamożniejsi spośród biednych, a ci je w USA odrzucili, obawiając się, że podatki nakładane w celu jego sfinansowania zbytnio ich obciążą.

Monica Prasad jest profesorem socjologii w Nortwestern University niedaleko Chicago w stanie Illinois. Specjalizuje się w analizie udziału państwa w gospodarce. Książka (jej polski tytuł to „Kraina obfitości: Amerykański dostatek i paradoks ubóstwa”) ukazała się pod koniec 2012 r. nakładem Harvard University Press.

OF

 

Monica Prasad (CC By Miller Center)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa