Prof. Bruce Barret na blogu Obserwatora Finansowego w końcu ubiegłego roku stwierdził, że deficyt Medicare może być do 8,3 bln USD wyższy tylko z powodu błędnego oszacowania długości życia beneficjentów systemu zabezpieczenia społecznego. Wydaje się, że proces starzenia się społeczeństw oddziaływać będzie na gospodarki świata w perspektywie najbliższych 40 lat poważniej i głębiej niż to zostało opisane w „Real Problem of Aging”, co wymaga szerszego nakreślenia sytuacji u progu nowego roku 2010.
Na początku naszej ery w czasach Bożego Narodzenia populacja ludności wynosiła ok. 200 mln, obecnie wynosi ok. 6,5 mld. ONZ szacuje, że w roku 2030 ludzi będzie 8,2 mld, a w 2050 r. niewiele ponad 9 mld. W Polsce w 2007 r. żyło 38,116 mln obywateli, ale do roku 2030 ich liczba spadnie o 1,5 mln, a do 2050 r. – aż o 6 mln osób. Przyrost populacji na świecie zwalnia, a dodatkowe 2,5 mld ludzi do 2050 roku urodzi się w krajach rozwijających się, przede wszystkim w Afryce i na Bliskim Wschodzie. W efekcie może się sprawdzić przepowiednia „New York Times”, że „młodzieńcze społeczeństwo muzułmańskie na południu i wschodzie Morza Śródziemnego skolonizuje starzejącą się Europę. Na to nakłada się dechrystianizacja państw zachodnich”. Zwłaszcza w sytuacji kiedy, zgodnie z wyliczeniem „The Economist”, już w ciągu najbliższych dwóch dekad dodatkowe 150 mln obywateli tych państw jeśli nie znajdzie zatrudnienia u siebie, będzie pracy szukało w ościennej Europie.
Jednocześnie silnie zmieni się struktura wieku. Połowa z 2,5 mld przyrostu ludności świata w ciągu najbliższych 40 lat będzie w wieku powyżej 60 lat. W 2050 r. będą oni stanowili 2 mld ludzi – trzykrotnie więcej niż obecnie. W Polsce te procesy będą następowały jeszcze szybciej i liczba osób w wieku emerytalnym zwiększy się o ponad połowę w 2030 r. i podwoi się po roku 2050.
Główną przyczyną starzenia się społeczeństw jest wzrastająca długość życia w powiązaniu ze spadkiem dzietności, z przeciętnie 4,3 dzieci na jedną kobietę w 1970 r. do 2 w roku 2050. W Polsce wskaźnik ten jest dramatycznie niski, gdyż wynosi ok. 1,3.
W krajach OECD w 1980 r. na jednego emeryta przypadało 5 pracujących, w 2050 r. pracujących będzie zaledwie 2. W Polsce na skutek jednoczesnego spadku liczby osób w wieku produkcyjnym i szybkiego przyrostu osób w wieku emerytalnym liczba pracujących w wieku produkcyjnym przypadająca na jedną osobę w wieku emerytalnym spadnie z poziomu 2,68 w 2007 r. do zaledwie 1,46 już w roku 2030.
W efekcie stoimy w obliczu kryzysu systemu zabezpieczenia emerytalnego i zdrowotnego. W USA deficyt tegoroczny sięgnie 1,8 bln USD, czyli 13 proc. PKB. Jeśli jednak uwzględnimy całkowity deficyt związany z narastaniem zobowiązań emerytalno-zdrowotnych wg norm GAAP, to zgodnie z listopadowym raportem Departamentu Skarbu w 2008 r. faktyczny deficyt wynosił nie 450 mld USD, ale 5,1 bln, a całość zobowiązań amerykańskich na astronomiczną kwotę 66 bln USD, czyli 460 proc. PKB. Shadowstats, niezależne biuro statystyczne, szacuje deficyt GAAP w 2009 r. na 9 bln USD, czyli 63 proc. amerykańskiego PKB, a więc o 50 pkt. proc. więcej od i tak rekordowego deficytu oficjalnego.
W Polsce ZUS ujawnił, że na kontach emerytalnych pracowników znajduje się 495 mld zł. Jednocześnie wyliczył, że jego zobowiązania z tytułu kapitału początkowego, dotyczące 7 mln ubezpieczonych z 11 mln uprawnionych, wynoszą 1 bln 270 mld, czyli ok. 100 proc. PKB. Jeśli dodamy kwoty z kont do sumy kapitału początkowego, to dług ZUS, który nie ma pokrycia w aktywach, wyniesie 1 bilion 765 mld zł, a więc prawie trzykrotnie więcej od oficjalnego długu budżetu państwa. Ciężar spłaty tego długu spada na przyszłych podatników.
Zobowiązania te nie obejmują całości kapitału początkowego wszystkich uprawnionych ani tych, którzy aktualnie pobierają emerytury w starym systemie. Te zobowiązanie są również bilionowe. Ponadto jedynie z powodów starzenia się naszego społeczeństwa należy oczekiwać konieczności zwiększenia podaży usług medycznych o 3 proc. rocznie. Wydatki na osoby starsze są 4 razy większe od wydatków na młodych, przy czym 2,5 razy większe na usługi ze strony lekarzy, 3 razy większe na lekarstwa, 4 razy większe na świadczenia szpitalne, 10 razy większe na opiekę nad chorym w domu i aż 30 razy większe na opiekę pielęgniarską.
Na świecie analizowane są różne działania wspierające finanse publiczne polegające na wsparciu rodzin. Bo gdy rodzi się dziecko, w rodzinie koszty utrzymania wzrastają średnio o 30 proc. Kraje, które są skuteczne w kreowaniu polityki prorodzinnej i mają prostą zastępowalność (Francja i kraje nordyckie), wprowadziły skuteczne pakiety prorodzinne – wynoszą one 3-4 proc. PKB bezpośredniego wsparcia dla rodzin. Według raportów unijnych „Polska najgorzej dba o rodzinę i dzieci. Na pomoc społeczną i świadczenia rodzinne wydajemy rocznie tylko 0,8 proc. naszego PKB, trzy razy mniej niż przeciętny kraj członkowski”.
Dlatego istnieje bardzo realne niebezpieczeństwo, że błędna polityka akceptująca powstanie tego typu piramidy finansowej spowoduje, iż obciążenia pracy staną się tak wysokie, że będą wypychały miejsca pracy z Polski, a praca w kraju stanie się nieopłacalna dla nielicznego młodego pokolenia. Jednocześnie kraje zachodnie, potrzebujące pracowników i „opiekunów” dla swojego starzejącego się społeczeństwa, wyssają polskich pracowników. W efekcie u nas pozostanie olbrzymia grupa rencistów i emerytów, którzy świadczeń na obiecanym poziomie nie otrzymają.
W debacie dotyczącej przedefiniowania istniejącego paradygmatu teorii wzrostu gospodarczego nowe spojrzenie na kwestie finansów publicznych oraz na wydatki publiczne powinno stać się priorytetem w nowym roku 2010.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora