Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Odradzam naśladowanie Chin

- Chiny to kapitalizm kolesiów i zaprzeczenie demokracji – mówi chiński ekonomista, prof. Yeliang Xia, wyrzucony niedawno z uniwersytetu w Pekinie. Przekonuje, że racji nie mają ani ci, dla których Chiny są dowodem, że obecność państwa w gospodarce może być korzystna, ani zwolennicy wolnego rynku, dla których są dowodem, że wzrost pojawia się tam, gdzie pojawia się prywatna inicjatywa.
Odradzam naśladowanie Chin

Yeliang Xia (fot. on sam)

Obserwator Finansowy: Niedawno zwolniono Pana w trybie natychmiastowym z Uniwersytetu Pekińskiego. Co było tego przyczyną?

Prof. Yeliang Xia: Wyrzucono mnie ze względów politycznych. Zbyt mocno i za często występowałem przeciwko władzy.

To znaczy? Oficjalny powód wydalenia to fakt, że był Pan rzekomo nisko oceniany przez studentów.

Stwierdzono też, że nie opublikowałem w ciągu ostatnich trzech lat dostatecznej liczby prac naukowych. Tyle, że mogę wskazać profesorów, którzy nie opublikowali zbyt wielu prac przez ostatnie 30 lat i wciąż pracują. To wszystko są tylko preteksty. Tak naprawdę poszło o moje antypartyjne i antysocjalistyczne poglądy, które od lat głośno wygłaszam. Tyle, że klimat w partii komunistycznej już dawno przestał być liberalny.

O ile jeszcze kilka lat temu pojawiałem się jako ekspert w CCTV, najbardziej znanym kanale telewizyjnym w kraju, pisywałem do gazet i magazynów, brałem udział w wielu konferencjach, nawet rządowych i opowiadałem tam o wolności, o Johnie Lock’u, o Hayeku, Friedmanie, czy Jamesa Buchananie, czyli największych myślicielach liberalnych, o tyle teraz moje nazwisko znajduje się na czarnej liście. Nikt mnie nie zaprosi, nikt nie pozwoli się wypowiedzieć. Sytuacja pogorszyła się znacznie po wyborze nowych władz partii w zeszłym roku.

Przypomnieli sobie, że byłem jednych z syngatariuszy tzw. Karty 08, demokratycznego manifestu, który na jego inicjatora ściągnął karę więzienia. Ludzi coraz częściej spotykają tego typu represje za poglądy. U mnie skończyło się na wyrzuceniu z pracy i ograniczeniu swobody wypowiedzi. Zablokowali mi także bloga. Jestem ostrzeżeniem dla innych naukowców, że nie warto się wychylać.

Zamierza Pan wyjechać?

To wydaje się obecnie jedyną opcją. Tutaj, gdy składam podanie o pracę, ludzie patrzą na mnie ze strachem. Nie chodzi o to, że partia wprost zakazała mnie zatrudniać, ludzie po prostu wiedzą, że zatrudnienie mnie może sprawiać im kłopoty, bo nie kładę uszu po sobie. Na szczęście mam zaproszenie z USA, m.in. na Harvard. Chyba skorzystam. Oczywiście, jeśli umożliwią mi wylot z kraju.

A mogą robić problemy?

Mój przyjaciel, ekonomista Banku Światowego, chciał odwiedzić swoją rodzinę mieszkającą w Waszyngtonie. Zatrzymano go na lotnisku i powiedziano, że odlot jest niemożliwy. Mimo, że posiadają zieloną kartę.

Pańska historia jest bardzo ciekawa w kontekście dość rozpowszechnionego przekonania, że Chiny to taki kraj, któremu udało się połączyć bez szkody dla obywateli wolny rynek z jednopartyjnością.

Wolny rynek? Wolne żarty. W Chinach nie ma wolnego rynku w klasycznym rozumieniu. To, z czym mamy doczynienia to kapitalizm kolesiów. Oczywiście mieliśmy pewne otwarcie rynku w latach 1992-2003 r., ale potem kierunek się zmienił, zaprzestano realnych reform. W partii wytworzyły się stronnictwa, najczęściej powiązane także rodzinnie, próbujące przejąć poszczególne gałęzie przemysłu. W efekcie powstały syndykaty firm sterowanych przez partyjne grupy interesów, a nie biznesmenów.

Im większy przemysł, tym jest mocniej od nich uzależniony. Tak więc, jeśli na partyjnym plenum – jak ostatnio – przyjmuje się dokument zapowiadajacy dalsze otwarcie gospodarki, to należy traktować ów dokument zaledwie jako nicnieznaczący świstek papieru. Kierunek, w jakim zmierzają Chiny to nie wolność i nie demokracja. Zwykli ludzie raczej nie są w stanie odczuć korzyści z „otwierania się”, które rząd ma na ustach. Partia robi wszystko, żeby owoce wzrostu PKB trafiał do niej, a nie do zwykłych obywateli. Odradzam naśladowanie.

Właśnie. Jak wygląda sytuacja zwykłego i niepowiązanego z partią Chińczyka, który chciałby otworzyć biznes? Czy to długa procedura?

Długa i kosztowna. Teoretycznie uzyskanie wszystkich pozwoleń trwa do dwóch miesięcy. W praktyce może trwać nawet rok, czy dwa. Oczywiście, próbować może każdy, ale tylko najwytrwalsi zniosą tę biurokratycznę gehennę. Warto też wiedzieć, że stopień trudności w zakładaniu przedsiębiorstwa zależy od prowincji. Niektóre z nich są mniej, inne bardziej przyjazne. Do tych przyjaznych należy choćby Guangdong. Więcej jest niestety takich prowincji, w których urzędnicy są święcie przekonani, że początkujący biznesmeni sami są świetnym biznesem i wprost wręcz żądają od nich łapówek.

To zastanawiające. Spotykam wielu ludzi twierdzących, że Chiny to idealny przykład skuteczności państwa w nowoczesnym zarządzaniu gospodarką.

Bzdurą jest twierdzenie, że to jakaś supermądra polityka gospodarcza odpowiada za sukcesy Chin. Rozwijamy się. Tak jest. Ale to jest zasługa ludzi, którym pozwolono w końcu – przynajmniej do pewnego stopnia – robić to, co chcą. Nie przypisujmy tego partii. Sukcesy gospodarcze są efektem pracy jednostek, a nie rządu. Te jednostki pozbawione tych barier, które wciąż je ograniczają, przyczyniłyby się jeszcze silniej do rozwoju gospodarki. W Europie i USA panuje jakaś dziwna moda na zachwyty nad mądrością partyjnych elit tworzących politykę gospodarczą Chin. Tymczasem to te elity temperowały w ciągu ostatnich 30 lat reformatorskie zapędy. Gdyby nasze otwarcie się na świat było jeszcze szersze, gdyby zachowano to nastawienie co w latach ’90, mielibyśmy jeszcze większe sukcesy gospodarcze.

Tymczasem u nas dominuje nastawienie, że musimy mieć własne wersje Google’a, czy Coca-Coli. Nie skupiamy się na tworzeniu, a na kopiowaniu. I to ludziom jest sprzedawane jako gospodarczy patriotyzm, że np. stworzymy własną wersję portalu Youtube.com Wymyślono jakiś dziwny chiński sen, który ma zastąpić sen amerykański. I taka retoryka do niektórych trafia i ci pożyteczni idioci usprawiedliwiają władzę partii nad niektórymi sektorami gospodarki, czy niektóre ograniczenia inwestycyjno-handlowe. Nie da się pogodzić wolnego rynku z politycznym zamordyzmem i kolesiostwem.

Nie da się też politycznie kraju zamknąć, a gospodarczo otworzyć. Taki system będzie grawitował w stronę coraz bardziej represyjnego. Deng Xiaoping naprawdę reformował, naprawiał Chiny po Mao. Teraz dorobek Xiaopinga jest zaprzepaszczany. Xiaoping mawiał, że Mao miał rację w 70 proc. i mylił się w 30 proc. Teraz już twierdzi się, że Mao miał 100 proc. racji. Tak mówią poważni urzędnicy partyjni. To, że któryś z polityków mówi, że rząd w Chinach chce zaprowadzić rządy prawa, czy ochronę praw człowieka, to znaczy, że mówi. Ale nie na serio. Niektórzy zewnętrzni obserwatorzy Chin, eksperci, patrzą na kontekst globalny, ale nie znają prawdziwej wewnętrznej sytuacji Chin.

Czy jest jakiś sposób na odwrócenie antyliberalnego i antydemokratycznego trendu w Chinach?

Nie. Sytuacja jest zła. W Chinach nie istenieje coś takiego jak konkurencja idei. Nie ma pełnej demokratycznej wolności słowa. Przed tym, że to może być dla Chin zagrożeniem przestrzegał zmarły niedawno Ronald Coase. Ale kto by słuchał jakiegoś tam ekonomisty z USA, prawda? Demokracja jest zła – tak piszą teraz w  chińskich dziennikach. Jest narzędziem, które ma zburzyć chiński porządek. Rozpoczyna się więc czas antydemokratycznych represji.

Ostatni aresztowano 15-latka za niepoprawne politycznie wpisy w sieci. Podobnie aresztowano autora komiksów będących satyrą na rząd. Te wydarzeni źle wróżą. Co więcej, oficjalna propaganda – żeby oderwać uwagę ludzi od lokalnych problemów – próbuje budować w nich poczucie jakiejś źle pojętej wyższości i źle pojętego patriotyzmu. Pojawia się nieobecny przez lata militaryzm. Chiny modernizują swoją marynarkę wojenną, armię. Gdy w ciągu 10-20 lat pod względem wielkości PKB wyprzedzą USA, będą chciały także wyprzedzić je pod względem militarnym.

Nie spodziewałem się tak pesymistycznej rozmowy.

Przykro mi. Wygłaszam te opinie, bo jeszcze mogę.

Rozmawiał: Sebastian Stodolak

Yeliang Xia – chiński ekonomista, do jesieni 2013 r. wykładowca Uniwersytetu Pekińskiego, sygnatariusz słynej Karty 08, nawołującej do zwiększenia swobód osobistych w Chinach. Propagator wolności słowa oraz wolności gospodarczej. Zajmuje się badaniem instytucji wolnego rynku oraz kwestiami praw jednostek koniecznych do sprawnego funkcjonowania gospodarki.

OF

Yeliang Xia (fot. on sam)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1