Państwowe nie musi znaczyć gorsze niż prywatne

W tym tygodniu Rada Gospodarcza ma przedstawić Narodowy Program Nadzoru Właścicielskiego. Jego celem jest uwolnienie państwowych spółek spod władzy polityków i poprawienie w nich jakości zarządzania. – Są spółki, których ze względów strategicznych prywatyzować nie należy. Jeszcze nie wiadomo, ile ich będzie, ale nie więcej niż 10, może 20.  I to właśnie one powinny być objęte NPNW.  Resztę powinno się sprzedać jak najprędzej - przekonuje prof. Witold Orłowski, członek Rady Gospodarczej.

Obserwator Finansowy: Czy naprawdę wierzy Pan, że wystarczy wprowadzić zasady nowego ładu korporacyjnego, by uniezależnić państwowe spółki od wpływów polityków?

Prof. Witold Orłowski: Jeśli wybierzemy dobry niezależny Komitet Nominacyjny, który będzie poważnie i odpowiedzialnie  traktował swoje obowiązki, to jest spora szansa, że cały mechanizm zadziała prawidłowo. Ale głowy za to nie dam. Zakładam jednak, że w komitecie  znajdą się poważne autorytety zarówno ze świata nauki, jak i biznesu, dla których dobra reputacja jest ważniejsza niż chwilowa przychylność  jednego czy drugiego polityka. To Komitet będzie nominował ludzi do rad nadzorczych w spółkach Skarbu Państwa, a nie tak jak było do tej pory, urzędnicy zależni od polityków. Zakładamy, że rada nadzorcza będzie składała się z 5-7 fachowców, którzy wspólnie dysponować będą kompletną wiedzą menedżerską z prawa handlowego, finansów, przygotowywania i wprowadzania strategii, a także zarządzania kadrami. To ma być ciało, które faktycznie będzie w stanie prowadzić nadzór nad spółkami, czyli wybrać odpowiedni zarząd i rozliczać go ze zrealizowanych zadań. Do tej pory w radach nadzorczych państwowych spółek zasiadały osoby, które często nie miały ani potrzebnych kompetencji, ani wiedzy. Zwykle byli to prezesi spokrewnionych spółek, którzy  dorabiali do pensji ograniczonych ustawą kominową, albo znajomi polityków.

Nominację do komitetu powołującego członków rad nadzorczych wręczać będzie premier, który przecież jest politykiem. Nie obawia się Pan, że może być stronniczy?

Nie mogę tego wykluczyć, ale przecież szef rządu jest rozliczany ze swoich decyzji zarówno  przez opozycję, media, jak i całe społeczeństwo. Poza tym będzie on mógł wybierać tylko z grona kandydatów, którzy zostaną mu przedstawieni przez  organizacje biznesowe, społeczne i ośrodki naukowe. Oczywiście, że lepiej by było, żeby członków komitetu powoływano w inny sposób, ale obecny system prawny to uniemożliwia. Nominować musi więc premier. Rada Gospodarcza wyszła jednak z założenia, że lepiej dać jednemu politykowi kredyt zaufania i rozliczyć go z decyzji, niż nie robić nic, żeby poprawić jakość zarządzania w państwowych spółkach.

Czy nowe zasady nadzoru właścicielskiego przyśpieszą restrukturyzację państwowych spółek?

To jeden z głównych celów tego programu. Obecnie nikomu nie zależy na restrukturyzacji. Zarządy się nie angażują, bo z jednej strony natrafiają na wielki opór organizacji związkowych, z drugiej zaś – polityków, którzy z reguły bardziej cenią sobie spokój społeczny niż poprawę rentowności firm. Związkowcy zaś żyją w przekonaniu, że bolesna restrukturyzacja jest niepotrzebna, bo państwo przecież i tak nie pozwoli upaść należącej do niego firmie.
Przez całe lata górnicy, stoczniowcy albo energetycy dławili każdą próbę cięcia kosztów i podniesienia rentowności, która uderzała w ich przywileje. Dopiero przypadek Stoczni Gdańskiej pokazał, że państwo nie jest w stanie uratować każdego. Wejście do UE i przyjęcie unijnych zasad konkurencyjności rynkowej otworzyło naszym politykom i związkowcom oczy.

A nie lepiej państwowe firmy po prostu sprywatyzować niż wprowadzać kolejne zasady i procedury?

Prywatyzować trzeba. Są jednak spółki, których ze względów strategicznych, politycznych czy czysto finansowych prywatyzować nie należy. Przynajmniej dzisiaj. Obecnie  jeszcze nie wiadomo, ile ich będzie, ale raczej nie więcej niż 10 może 20.  I to właśnie one powinny być objęte Programem Nowego Nadzoru Właścicielskiego.  Resztę powinno się sprzedać jak najprędzej i nowych zasad zarządzania nie ma sensu tam  wprowadzać. Przygotowaniem do prywatyzacji i sprzedażą ma zająć się Ministerstwo Skarbu.

Program nie będzie miał więc wpływu na tempo prywatyzacji w Polsce?

Nie. Ma poprawić jakość zarządzania w państwowych spółkach. Ale żeby mógł zadziałać, trzeba liczbę kontrolowanych przez Skarb Państwa spółek zdecydowanie zredukować. Polska jest swoistego rodzaju kuriozum w Unii Europejskiej z ponad tysiącem państwowych firm. Takiej liczby przedsiębiorstw nie sposób kontrolować.  Proszę zauważyć, że w Słowacji państwowych firm jest ok. 100, czyli tyle, ile we Francji, a np. w Norwegii, Włoszech czy Danii tylko ok. 20. Tam państwo może w sposób skuteczny sprawować nadzór właścicielski nad swoimi spółkami – z jednej strony pilnować, żeby przynosiły one największe jak to możliwe zyski, z drugiej zaś, żeby realizowały określoną strategię, np. bezpieczeństwa energetycznego.

Jednak państwowe spółki, które muszą realizować strategię rządu, nigdy nie będą miały wyników porównywalnych z koncernami prywatnymi, kierującymi się tylko rachunkiem ekonomicznym.

W pewnym sensie ma Pani rację. Trudno przecież oczekiwać od spółki paliwowej, na którą rząd narzucił obowiązek dywersyfikacji dostaw ropy czy gazu, żeby miała takie same wyniki jak konkurent prywatny, który kupuje surowce z jednego źródła, płacąc mniej. Ale na całym świecie rządy zachowują kontrolę nad najbardziej strategicznymi dla nich firmami. I, zapewniam, wcale nie są one mniej rentowne niż prywatne. Przygotowując zasady nowego ładu korporacyjnego, wzorowaliśmy się na Norwegii, która podobny mechanizm wprowadziła kilkanaście lat temu. Tam państwowe firmy osiągają nawet lepsze wyniki niż wiele prywatnych koncernów. I, co ważne, wszelkie nieprawidłowości są błyskawicznie wyłapywane i ujawniane. Tak było np. w 2003 roku, gdy zarząd Statoilu został oskarżony o wzięcie łapówki od firmy Horton Investmen, która miała doradzać koncernowi przy prowadzeniu działalności w Iranie. Prezesa oczyszczono wprawdzie z zarzutów, ale musiał się podać do dymisji. To pokazuje jak skuteczne jest wprowadzenie ładu korporacyjnego, opartego na zasadach transparentności i odpowiedzialności osobistej.

Pojawiają się opinie, że wprowadzenie nowego ładu korporacyjnego w spółkach skarbu państwa zwiększy biurokrację i będzie słono kosztować. Czy nas na to stać?

Podobne zarzuty pojawiały się  w drugiej połowie lat 90., gdy powstał projekt powołania Rady Polityki Pieniężnej. Dziś nikt chyba nie odważyłby się powiedzieć, że RPP jest niepotrzebna czy kosztowna.  Mam nadzieję, że Komitet Nominacyjny będzie pełnił podobną rolę jak RPP. Proszę zauważyć, że choć w radzie są ludzie, którzy mają często odmienne poglądy na politykę czy kwestie społeczne, to są  przede wszystkim wysokiej klasy specjalistami. I żaden z nich nie zaryzykowałby utraty swojego autorytetu ekonomicznego, by przypodobać się politykom. Potrzebne jest takie ciało jak RPP w biznesie – na którego decyzje nikt nie ma wpływu.

Ile będą zarabiać członkowie komitetu?

Na pewno nie tyle, ile prezesi największych firm, ale nie mogą to być stawki byle jakie. Powiedzmy sobie jasno: warto wydać kilka milionów złotych, aby poprawić jakość zarządów spółek, które zarabiają miliardy dla gospodarki. Zyskamy wtedy setki milionów złotych.

Wprowadzenie nowego program nadzoru właścicielskiego jest równoznaczne z likwidacją ustawy kominowej, którą rząd Donalda Tuska obiecał znieść ponad dwa lata temu, ale projekt nowelizacji został zawetowany przez prezydenta. Czy ład korporacyjny nie jest czasem kolejnym wytrychem, który ma podnieść pensje prezesów państwowych spółek?

Po pierwsze – ustawa kominowa w dalszym ciągu będzie obowiązywała w większości przedsiębiorstw państwowych. Zostanie zniesiona tylko w największych spółkach, takich jak PKO BP, PZU, Lotos czy PGE. Obecnie bardzo trudno jest ściągnąć dobrych menedżerów do tych firm, bo sektor prywatny płaci im znacznie więcej. A bez doskonałych fachowców państwowe przedsiębiorstwa będą coraz mniej konkurencyjne. Ich nowe wynagrodzenia będzie kontrolować rada nadzorcza, a zależeć one mają on wyników spółki i stopnia realizacji celów, które RN postawiła zarządowi.

Po drugie – nowy system nadzoru właścicielskiego nie koncentruje się wcale na ustawie kominowej. Chcemy zmienić cały mechanizm zarządzania i kontrolowania państwowych spółek. I trzymajmy kciuki, żeby on zadziałał, bo jak nic nie zrobimy, to za kilka lat z naszych największych koncernów niewiele zostanie.

Rozmawiała: Ewa Wesołowska


Tagi