Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Premier Singapuru uczy Chiny się uczyć

Jeden z czterech azjatyckich tygrysów ma tylu mieszkańców, ile któraś z większych dzielnic Pekinu albo Szanghaju. Chińczycy są jednak zapatrzeni w jego model rozwoju. Na czym on polega, tłumaczy singapurski premier Lee Hsien Loong.
Premier Singapuru uczy Chiny się uczyć

Singapur (CC By NC ND Images History)

Bank Światowy wymienia to miasto-państwo jako czwarte na świecie pod względem dochodu na głowę. W ostatnich trzydziestu kilku latach ponad 10 tys. chińskich urzędników odwiedziło Singapur w celu odbycia szkoleń z zarządzania nowoczesnym organizmem państwowym. Dodam, że obecnie ruch jest także w drugą stronę, bowiem wielu singapurskich ekspertów często gości w Chinach z wykładami na renomowanych uczelniach, a ich przemyślenia publikują chińskie media. Chińczykom z kontynentu z przyczyn politycznych łatwiej przychodzi słuchać rad rodaków z Singapuru, aniżeli np. z Tajwanu (ostatnio to się zmienia), który również osiągnął bezprecedensowy sukces ekonomiczny, lecz jest traktowany jak zbuntowana chińska prowincja.

Singapurem kierują głównie chińskie elity wywodzące się z rządzącej nieprzerwanie od 1959 r. Partii Akcji Ludowej, zaś państwo kontroluje większe inwestycje i gospodarkę. 78 proc. populacji Singapuru to Chińczycy z różnych grup etnicznych, dalej są Malajowie (14 proc.) i Hindusi (7 proc.). System społeczno-polityczny Singapuru nawiązuje do konfucjanizmu, tak obecnie hołubionego przez chińskich komunistów, choć oficjalną ideologią tych ostatnich pozostaje lokalna wersja marksizmu-leninizmu.

Czym jest styl singapurski

Singapur odgrywał dużą rolę w prorynkowych przemianach Chin i od lat inspirował tutejsze reformy oraz rozpoczęte na początku lat 80. XX w. otwarcie na świat. Chińczycy do dziś w wielu dziedzinach wzorują się właśnie na Singapurze i nie chodzi tylko o gospodarkę, lecz również o organizację państwa. Chińskim elitom – czego nie ukrywają – imponują osiągnięcia rodaków z Singapuru, mimo że skala tego kraju w każdym aspekcie jest nieporównywalna ze skalą Chin, a system polityczny – choć też z wyraźnymi elementami autorytaryzmu –zupełnie odmienny (w Singapurze zabroniona jest działalność partii komunistycznych). Chiny liczą, że jeśli chodzi o poziom dobrobytu, kiedyś staną się drugim Singapurem.

Ciekawe są przemyślenia na ten temat goszczącego niedawno z wizytą w Chinach premiera Singapuru Lee Hsien Loonga, który podzielił się nimi w wywiadzie dla ekonomicznego pisma, „Caxin”. W tytule rozmowy zawarto pytanie „Czego Singapur może nauczyć Chiny, a czego nie może?”.

Prowadzący rozmowę dziennikarze zwracają uwagę, iż od 2013 roku, kiedy do władzy w Chinach doszło nowe kierownictwo zapowiadające działania reformatorskie, niektórzy uważają, że odzwierciedlają one singapurski styl. Chodzi zwłaszcza o podkreślenie roli rynku oraz zintensyfikowanie walki z korupcją. Jak czytamy, „debata na temat czerpania z doświadczeń Singapuru jest w Chinach zacięta ze względu na różnice w wielkości populacji i w systemach politycznych oraz brak w Singapurze takich dysproporcji regionalnych, jakie występują w Państwie Środka”.

Pytany o wizję wzrostu gospodarczego swego kraju Lee Hsien Loong zauważa, że Singapur nie posiada wielu korporacji państwowych o zasięgu światowym, które są silne w dziedzinie technologii, badań czy rozwoju. Zaznacza, że jego kraj chce nadal rosnąć, ale obecnie bardziej koncentruje się na niematerialnych aspektach, poprawie jakości życia i środowisku. Podkreśla znaczenie budowania kontaktów z resztą świata, zwłaszcza w regionie Azji Południowo-Wschodniej. Pytany o zrównoważenie konkurencji między przedsiębiorstwami sektora MSP a firmami państwowymi, mówi, że w Singapurze wszystkie one muszą działać w podobnym środowisku rynkowym. I te duże, pośrednio lub bezpośrednio związane z państwem, i te, które nie mają specjalnych przywilejów od rządu.

Zaznacza, że nie ma pod tym względem podziału na firmy państwowe i MSP, choć przyznaje, iż w szybko zmieniającym się środowisku gospodarczym mniejszym jest „szczególnie trudno nadążyć za tempem zmian, rosnącymi kosztami i zmienną koniunkturą”. Dlatego – jak uważa – małe i średnie firmy muszą być elastyczne na rynku i stale poszukiwać nowych nisz, aby przetrwać. Wielkim przedsiębiorstwom jest pod tym względem łatwiej, bo mają bardziej stabilną sytuację.

Społeczne yin i yang

Singapurski premier ciekawie mówi o pogodzeniu konkurencyjności gospodarki z troską o ludzi potrzebujących. Odwołuje się do silnie zakorzenionej w chińskiej tradycji idei yinyang, czyli uzupełniania się przeciwieństw, które razem tworzą całość. Jego zdaniem męskie yang to konkurencyjność, „która popycha społeczeństwo do przodu”, zaś miękkie, kobiece yin „wyraża naszą opiekę i troskę (…) oraz sposób, w jaki wzajemnie pomagamy sobie iść przez życie, tworząc razem społeczeństwo”.

Lee Hsien Loong twierdzi, iż pójście za bardzo w stronę konkurencyjności (rynku – przyp. red.) może spowodować utratę spójności społecznej i poczucia wspólnoty. Z kolei położenie nacisku na drugą stronę (czyli brak konkurencji) w nadziei, że w ten sposób każdy „znajdzie się w pierwszy klasie”, sprawi, iż „przegrani będą wszyscy”. Dodaje, że Chiny bardzo przesunęły się od zasady da guo fan („żelaznej miski ryżu”) w stronę dużej konkurencyjności. Zdaniem Lee trzeba obecnie zrobić więcej, aby przechylić szalę w stronę yin, gdyż w wielu społeczeństwach ludziom o średnich i niskich dochodach żyje się coraz trudniej. Oznacza to, jak mówi, większą pomoc (zwiększenie zarobków) dla tych grup i większą otwartość społeczną, tak by osoby utalentowane miały szansę awansu i nie obawiały się rozwarstwienia na bogatych i biednych. Premier Singapuru uważa, że ów balans między tak pojmowanymi yangyin dotyczy każdego społeczeństwa.

W dalszej części rozmowy Lee Hsien Loong mówi o konieczności stopniowej ewolucji struktur politycznych i dostosowania ich do zachodzących zmian, aczkolwiek model singapurski uważa za „dość unikalny”, oparty wprawdzie na brytyjskim systemie parlamentarnym, ale – jak to nazywa – „z pewnymi zabezpieczeniami i ulepszeniami”. Na przykład prezydent wybierany jest w Singapurze niezależnie.

Pytany o konkurencję między Singapurem a Hongkongiem twierdzi, że nie martwi go ta rywalizacja, bowiem Hongkong jest nastawiony na obsługę rynku chińskiego, a Singapur bardziej koncentruje się na Azji Południowo-Wschodniej, Indiach i reszcie świata, choć rynek chiński jest dla niego ważny. Mówi:

– Myślę, że świat jest wystarczająco duży dla obu.

Pytany dalej o perspektywy wzrostu gospodarczego i finansowego w Chinach oraz rolę juana, potwierdza, że chiński rząd będzie dążyć do umiędzynarodowienia swej waluty i liberalizacji obrotu nią, choć uważa, że pełna otwartość pod tym względem „zajmie jeszcze trochę czasu”.

Łapać tygrysy i muchy

Interesujące jest też to, co premier słynącego z bardzo niskiej korupcji kadr urzędniczych Singapuru sądzi o antykorupcyjnej kampanii w Chinach. Dziennikarze podkreślają, że czysty rząd jest marzeniem Chin, i pytają, czy mogą się one tego nauczyć od Singapuru. Lee odpowiada, że sytuacja w obu państwach jest odmienna, choćby dlatego, iż nawet jedno chińskie miasto (np. Szanghaj) ma cztery, pięć razy więcej mieszkańców niż cały Singapur, więc „to, co robimy w Singapurze, nie jest łatwe do zrobienia w całych Chinach”.

Objaśnia, że Singapur z jednej strony wysoko wynagradza swych ministrów i urzędników służby cywilnej (współmiernie do jakości ich pracy), aby zminimalizować pokusę dorabiania na boku, ale z drugiej wymaga od swych kadr dużej odpowiedzialności. Wprowadzono, np. system kontroli decyzji urzędniczych w przypadkach ich uznaniowego charakteru, by sprawdzać, dlaczego coś zostało zrobione w taki, a nie w inny sposób. Obowiązują przy tym wysokie standardy i surowe zasady. Kto ich nie przestrzega, trafia przed oblicze sądu. Premier przyznaje jednak, że i w Singapurze zdarzały się w ostatnich latach przypadki korupcji wysokich urzędników.

Co jest istotniejsze: wysoka płaca dla urzędników czy ich odpowiedzialność – pytają dziennikarze „Caixin”. Lee Hsien Loong twierdzi, iż oba te elementy, ale zaznacza: „gdy płaci się ludziom dobrze, trzeba umieć to uzasadnić i bronić, ponieważ opinia publiczna zawsze ma poczucie, że pracując w sektorze publicznym, człowiek powinien się poświęcać”. Do pewnego stopnia jest to prawda – twierdzi premier Singapuru – ale zbyt duże ofiary są realne i taki system nie będzie działać”.

Lee Hsien Loong chwali dyplomatycznie Chiny za to, iż na poważnie zabrały się do zwalczanie korupcji „łapiąc i tygrysy, i muchy”. Może coś z singapurskich doświadczeń warto zaszczepić też w naszym kraju?

 

Singapur (CC By NC ND Images History)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa