Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Umiarkowane podatki surowcowe to rozsądny wybór

Niebawem państwo zacznie korzystać z nowego źródła dochodów w postaci podatku od metali wydobywanych i produkowanych przez KGHM. Na razie od miedzi i srebra. Zważywszy na dominujące w świecie tendencje, niebawem zapewne przyjdzie kolej na podatki od innych zasobów rodzimej ziemi.
Umiarkowane podatki surowcowe to rozsądny wybór

Górnicy w KGHM (Fot. KGHM)

Służby geologiczne twierdzą, że do pozyskania są w Polsce jeszcze 24 mln ton miedzi i 68 tys. ton srebra. Nie są to bajecznie wielkie ilości, ale swoją wartość mają. Po dzisiejszych cenach dałoby to razem 280 mld dolarów (205 mld dol. – miedź i 75 mld dol. – srebro). Poprzez CIT państwo ma obecnie ok. 20 proc. udziału w zyskach z produkcji tych metali. W Chile udział ten wynosi 57 proc., a gdzie indziej jest jeszcze wyższy, o czym będzie jeszcze mowa. Ministerstwo Finansów szacuje, że po wprowadzeniu podatku, przy cenie miedzi 25500 zł/t i cenie srebra 3000 zł/kg udział ten wzrośnie do 44 proc.

Renta surowcowa – dużo dobrego, nieco złego

Nowe lub wyższe podatki budzą emocje. Słusznie, bowiem złorzeczenia i sprzeciwy to rodzaj wędzideł na nieposkromione apetyty państwa, które jest w stanie wydać, i w wielkiej części zmarnotrawić, każde pieniądze.

Z tym zastrzeżeniem, renta surowcowa pobierana przez suwerena ma swoje zalety. Przede wszystkim, nie obciąża bezpośrednio dochodów osób fizycznych, a zatem zmniejsza co nieco permanentne co do zasady napięcia budżetowe bez wywoływania oporu ludności. Surowce są własnością całego narodu, a podatek od kopalin sprawi, że beneficjentem czerpiącym garściami z polskiej miedzi nie będzie przede wszystkim związkowcy.

Podatki górnicze są proekologiczne, bowiem kosztowniejsze staje się kopanie coraz to nowych dziur w ziemi. Podwyższają koszty pozyskiwania kopalin, ale też odzwierciedlają (niedostatecznie) koszty degradacji i zniszczeń w otoczeniu naturalnym. Sprzyjają zatem ograniczaniu ekstensywnych sposobów wykorzystywania złóż, a równocześnie motywują do badań i postępu naukowo-technicznego. Najprostszy przykład efektów ostrzejszych reżimów regulacyjno-podatkowych to odzyskiwanie surowców z hałd usypywanych w pobliżu większości kopalni.

Z punktu widzenia bieżących sprawozdań finansowych przedsiębiorstw surowcowych podatki od kopalin są złe, ponieważ zmniejszają zyski netto do podziału między właścicieli. Podatkowe obciążenia wyników zmniejszają także możliwości akumulacji kapitałów. Skutkiem jest zwolnienie tempa wzrostu firmy i/lub pogorszenie jej pozycji konkurencyjnej. W przypadku gdy właścicielem jest państwo, które zechce traktować kopalnie jak skarbonkę, problem ten wydaje się wydumany lub pozorny. Co za różnica – brzmi zazwyczaj pytanie, czy państwo „ogołoci” firmę wymuszając dywidendę, czy weźmie co jego w podatku od kopalin? Dywidenda wydaje się atrakcyjnym narzędziem, bo nie wymaga skarbowej biurokracji. Jednak dla budżetu i fiskusa nie ma nic lepszego niż podatek, który wyklucza jakąkolwiek dyskusję.

W konkretnym przypadku KGHM dochodzi element podziału. Skarb państwa ma jedynie część (ok. 32 proc.) akcji Kombinatu, więc im więcej ściąga dywidendy, tym bardziej poprawia sytuację pozostałych akcjonariuszy, a efektywne obciążenie zysków firmy staje się w pewnym momencie większe, niż w przypadku podatku od kopalin. To jednak pomniejszy argument – daleko istotniejsze są dalekosiężne skutki strategiczne.

Ewolucja podatków surowcowych

W sytuacji gdy w świecie specyficzne podatki w sektorze wydobywczym nie tylko spowszedniały, ale szybko rosną (relatywnie i w wartościach bezwzględnych), ich brak w danym kraju wypacza rachunek ekonomiczny i strategiczne decyzje. Górnictwo to sektor bardzo kapitałochłonny, długo czekający na pierwsze zwroty z inwestycji, obarczony ryzykami geologicznymi, inżynieryjnymi, a przede wszystkim koniunkturalnymi, cenowymi i technologicznymi. Precyzyjna kalkulacja i wyobraźnia to wszędzie w biznesie niezbędny warunek powodzenia, lecz w górnictwie, ze względu na skalę początkowych nakładów, to kwestia „być albo nie być”. Czy ktoś pamięta jeszcze np. wielkie kopalnie siarki rodzimej w okolicach Tarnobrzega i przypomina sobie ogrom pieniędzy wyłożonych 50 lat temu na ich budowę? Za sprawą odsiarczania ropy naftowej stały się to inwestycje niepotrzebne.

W przypadku KGHM podatek od kopalin stanie się z pewnością istotnym elementem kalkulowania, czy wgryzać się w okolicach Lubina głębiej w ziemię, czy też korzystniej jest niezbędne do tego środki zainwestować w rozbudowę odkrywki w Chile. Rachunek korzyści byłby zaś wypaczony, gdyby rząd w Chile ściągał u siebie podatki, a polski tego zaniechał.

Podatki surowcowe miały mniejsze znaczenie jeszcze 30-40 lat temu. Zyskały na znaczeniu jako instrument polityki gospodarczej (niekiedy także przemysłowej) i finansowej państwa najpierw wskutek emancypacji dziesiątków biednych państw bogatych w surowce, a następnie w wyniku globalizacji obejmującej także swobodniejszy przepływ i alokację kapitałów. Historycznie rzecz ujmując, przez dziesięciolecia trwał proces przechodzenia w opodatkowaniu surowców od systemów opartych na ilości pozyskiwanych przez firmy górnicze kopalin do wartości mierzonej przychodami ze sprzedaży, zyskami, wpływami z eksportu (profit-based taxes).

Jest to skutek wielu doświadczeń i przemyśleń, lecz najważniejszy argument wskazuje, że podatki ilościowe sprzyjały eksploatacji rabunkowej, a te powiązane z dochodami i zyskami nie tyle zachęcają, co nie odstręczają od inwestowania w trudniejsze do zagospodarowania złoża i odwodzą od pozostawiania w ziemi znaczących ilości surowców jedynie z powodu wysokich kosztów wydobywania „resztek”. Z oszacowania Banku Światowego sporządzonego w ścisłej współpracy z rządowym, chińskim think-tankiem znanym za granicą jako Development Research Center wynika, że rabunkowa eksploatacja zasobów naturalnych spowodowała w samym tylko 2008 r. straty środowiskowe i na zdrowiu ludności sięgające równowartości 9 proc. chińskiego PKB, czyli ok. 400 mld ówczesnych dolarów.

Nowy podatek KGHM nie wywróci

Nasz ustawodawca zdecydował się na podatek od ilości zaliczany w literaturze do będącej w (niespiesznym, to prawda) odwrocie grupy production-based taxes, w której mieszczą się m.in. tzw. royalties, podatki od sprzedaży, cła eksportowe i importowe, podatki od gruntów i nieruchomości, różne opłaty administracyjne czy VAT. „Podatek od niektórych kopalin” to royalty, czyli opłata za użytkowanie źródła surowca obliczana np. od tony w połączeniu z podatkiem sprzedażowym, a literalnie tzw. MET, o którym więcej będzie nieco niżej.

Przy cenie poniżej 12 tys. zł za tonę stawka podatku od tony miedzi obliczana ma być (po uchwaleniu ustawy) wg wzoru:

formułka_1

Dziś miedź jest droższa, kosztuje ok. 8500 dol./t, czyli ok. 26 tys. zł/t. więc w użytku byłby wzór dla cen miedzi powyżej 15 000 zł/tona:

formułka_2

Gdyby założyć, że podatek obowiązuje od 1 stycznia i miedź kosztowałaby na rynkach przez cały rok 26 tys. zł/t, to w 2012 r. KGHM odprowadziłby z tytułu podatku od 425 tys. ton (tyle wyniosła produkcja w 2010 r.) wytworzonej miedzi ok. 1,8 mld zł. Przy (bardzo odważnym) założeniu, ze popyt na miedź spadnie wyraźnie i średnioroczna cena wyniosłaby np. 14 tys. zł, podatek miedziowy dla KGHM wyniósłby za jeden rok „tylko” 374 mln zł. Hipotetyczna stopa podatkowa wyniosłaby 16,5 proc. (I scenariusz) lub 3,4 proc. (II scenariusz).

Czy wybór podstawy i sposobu opodatkowania dokonany przez ministra finansów jest właściwy – trudno roztrząsać w bardzo krótkim jak na skomplikowanie problemu – tekście. Najistotniejsze dylematy prześledzić najlepiej na „soczystych” przykładach z bogatych w surowce rosyjskich pustkowi.

Rosyjskie nauki

Ropa jest w Rosji obłożona trzema głównymi podatkami (wysokość stawek według stanu na przełomie lat 2009/ 2010). Pierwszy to podatek od wydobycia kopalin znany w świecie jako MET (Mineral Extraction Tax), a w Rosji wprowadzony w 2002 r. Jest to 22 proc. od całkowitej wartości wydobytej ropy, obliczonej według ceny rynkowej pomniejszonej o 15 dolarów za jedną baryłkę. Jeśli zatem baryłka kosztuje 100 dol., to MET od 1 mln baryłek wynosiłby 18,7 mln dol. Są oczywiście szczegóły, wyjątki i wyłączenia – tu nieistotne, ponieważ chodzi wyłącznie prezentację skali wielkości i ogólnej zasady.

Drugi po MET jest ED (Export Duty), czyli cło eksportowe. Skala podatkowa jest przesuwna. Przy cenie między 15 a 20 dol./baryłka cło wywozowe stanowiłoby 35 proc. wartości, a przy cenie ponad 25 dol./baryłka – 65 proc. W praktyce co miesiąc ogłaszane są stawki średnie obliczane na podstawie cen poprzedniego okresu. Kiedyś robiono to co 2 miesiące, lecz gdy w końcu 2008 r. światowe ceny ropy nagle spadły, cło eksportowe było przez krótki czas wyższe od całkowitej wartości ropy kierowanej za granicę. Naturalnym dopełnieniem MET i ED jest CIT, który w przypadku rosyjskiego przemysłu naftowego wynosi 20 proc.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat Rosja eksportuje ok. połowę rocznego wydobycia ropy, której notowania decydują o rosyjskiej biedzie lub dobrobycie. Na pierwszy rzut oka Rosja jest dziś w doskonałej sytuacji budżetowej. Zadłużenie państwa to drobne 11 proc. PKB, gdy w USA jest to 100 proc. Rekordowe ceny ropy umożliwiły w 2011 r. wyduszenie małej nadwyżki budżetowej, mimo że wydatki rządowe wzrosły do 37 proc. PKB (w 2006 r. wyniosły 31 proc. PKB). Jeśliby jednak wyłączyć dochody z ropy, to deficyt budżetowy Federacji Rosyjskiej wyniósłby w ub.r. aż 11,2 proc, podczas gdy w 2007 r. byłoby to też dużo, ale znacznie mniej, bo 5,3 proc.

W kampanii prezydenckiej W. Putin mnóstwo naobiecywał – np. ze przez następne 6 lat wyda na cele socjalne równowartość 164 mld dolarów. Doradcy makroekonomiczni z Capital Economics szacują, że spełnienie tych i innych obietnic przy jednoczesnym zachowaniu w Rosji równowagi budżetowej wymagałoby utrzymania cen ropy przez 6 lat na poziomie 130 dol./baryłkę, podczas gdy obecnie ten warunek byłby spełniony przy cenie 117 dolarów.

Zarysowany w konturach system rosyjski opiera się na podatkowym obciążaniu rynkowej wartości ropy. Podatek określany jest tam w relacji do przychodów, co rodzi większe ryzyka po stronie spółek naftowych, a jednocześnie zapewnia państwu równomierny strumień dochodów bez względu na poziom cen na rynkach.

Wybór Rosji w zakresie podatków surowcowych jest oceniany krytycznie. Podatki od przychodów brutto ze sprzedaży prowadzą do wzrostu krańcowych kosztów wydobycia, a to do pozostawiania odłogiem kosztowniejszych do zagospodarowania złóż i do zaprzestawania wydobycia na długo przed wyczerpaniem zasobów. W takim reżimie olbrzymieje ryzyko postrzegane z perspektywy potencjalnego inwestora, ponieważ znacznie trudniej jest określić okres dochodzenia do pierwszych zysków.

W przypadku korporacji multinarodowych, a zwłaszcza inwestorów z USA i Wielkiej Brytanii dochodzi utrata ulg w CIT, ponieważ ich bazą jest podatek dochodowy, który w przypadku interesów prowadzonych w Rosji ma znaczenie marginalne i potencjalnych ulg nie ma od czego odpisać. Przyjęte przez Rosjan rozwiązania pogłębiają negatywne skutki klątwy surowcowej bowiem podtrzymują zainteresowanie państwa utrzymywaniem wielkiego eksportu nieprzetworzonych surowców.

 

(Opr. DG)


 

Państwo rosyjskie „traciło” zatem na wewnętrznym zużyciu ropy 52 centy na każdej baryłce. Zmniejszenie energochłonności i paliwożerności rosyjskiej gospodarki umożliwiające przesunięcie jednego procenta rocznego wydobycia z konsumpcji wewnętrznej na eksport przyniosłoby budżetowi przy cenie 100 dol./baryłkę dodatkowe 2,8 mld dolarów, a przy cenie 75 dol./baryłkę  – 1,87 mld dolarów, też nie do pogardzenia (szacunki przy założeniu, że dzienne wydobycie wynosi 10,27 mln baryłek, tak jak w 2010 r.).

„Magia” podatków, czyli samowary zamiast rafinerii

Rosjanie próbowali zrobić coś w tym kierunku, ale wyszło im na opak. To bardzo pyszna historia. Postsowieckie rafinerie w żadnym razie nie dorównują zachodnim – wytwarzają za mało benzyn i oleju napędowego, i stanowczo zbyt dużo mazutu wykorzystywanego jako paliwo (tzw. ciężki olej napędowy) w żegludze i energetyce. Tak dużo, że nie do zużycia w kraju. W 2004 r. obniżono zatem do 30 proc. cła wywozowe na ten de facto – odpad.

Czysty zysk rosyjskiej spółki naftowej z wydobycia jednej baryłki ropy wynosi obecnie ok. 10 dolarów. Gdy taka spółka miała wśród swoich aktywów rafinerię, nawet taką która pamiętała carów i z trudem wytwarzała coś więcej niż mazut, to obniżka cła eksportowego przekładała się na 23 dolary dodatkowego zysku w przeliczeniu na jedną baryłkę wydobytej ropy. Pokusa była tak wielka, że rosyjskie firmy zaczęły na gwałt budować „rafinerie”.

Te „cuda techniki” nazwano szybko samowarami, bowiem sztuka rafineryjna ograniczała się w nich do podgotowania ropy w celu uzyskania jak największej ilości mazutu. Był to olej wysokokaloryczny, więc zachodni nabywcy uzyskiwali z jego dalszej przeróbki dużo benzyny i paliwa dieslowskiego. Przeprowadzona zaledwie 8 lat temu akcja fiskalna, która miała oczyścić rosyjskie magazyny z nadmiaru mazutu zakończyła się więc zwiększeniem produkcji najmniej opłacalnego produktu z przerobu ropy i pozostawiła po sobie w Rosji ok. 250 zupełnie nowych straszydeł techniki i ekonomii w postaci „samowarów”.

Rosja jest zależna od surowców, wysokie podatki odstręczają inwestorów, a obecnie eksploatowane złoża kiedyś się wyczerpią. Od 1 października 2011 r. wprowadzono zatem zmiany znane jako zasada 60/66. Maksymalne cło eksportowe na surową ropę wynosi teraz 60 centów, a nie 65 centów (patrz: tabela). Lekarstwem na ubytek wpływów mają być wyższe cła wywozowe na gotowe paliwa (podwyżka z 52 do 66 centów). Mimo wielkomocarstwowego zadęcia Rosja nie dałaby sobie rady bez zachodnich technologii. Mówi się więc nieoficjalnie, ale otwarcie, że zmniejszenie podatków od eksportu ropy było warunkiem podjęcia przez ExxonMobil (wspólnie z Rosnieftią) eksploracji rosyjskich wód morskich w pobliżu Alaski.

Pierwsze przykazanie prawidłowej polityki fiskalnej brzmi, że udana zamiana pola naftowego, złoża miedziowego, pokładu węglowego na pracujące aktywo finansowe wymaga, żeby w celu przyciągnięcia niezbędnego kapitału rząd zapewnił warunki uprawiania górnictwa (w tym podatkowe) zapewniające adekwatny zwrot z inwestycji. Adekwatny znaczy tu  – współmierny z podejmowanym ryzykiem niepowodzenia. Bardzo dużo przemawia za tym, że nasz minister finansów miał ją na uwadze.

(Opr. DG)

(Opr. DG)

Autor jest publicystą ekonomicznym, był szefem redakcji serwisów ekonomicznych PAP. Publikuje w internetowym Studiu Opinii

Górnicy w KGHM (Fot. KGHM)
formułka_1
formułka_1
formułka_2
formułka_2
(Opr. DG)
Podatki-i-przychody-z-ropy-
(Opr. DG)
podatki-typu-royalties

Otwarta licencja


Tagi