Unia nie rozwija się na tyle, by wycofać się z pakietów stymulacyjnych

Gospodarka europejska zaczyna się odradzać. Rozwój gospodarczy powinna wspierać polityka fiskalna. Banki centralne powinny w odpowiedni sposób we właściwym czasie zmodyfikować politykę stóp procentowych i podaży pieniądza, by zapobiec zakłóceniom rynkowym: akumulacji ryzyka, nadmiernemu pożyczaniu i nadpłynności finansowej. Wzrostowi gospodarczemu może jednak zagrozić bezrobocie.

Dane dotyczące produkcji przemysłowej Niemiec – tej największej gospodarki w Unii Europejskiej – podobnie jak konsumpcji, są budujące; nastąpił znaczący wzrost w stosunku do poprzedniego kwartału. Czy to, Pańskim zdaniem, trwały trend? Czy Europa może odetchnąć z ulgą?

Rzeczywiście, gospodarka europejska wydaje się odradzać z jednej najgłębszych recesji w historii świata. Świadczy o tym wysokość PKB Unii Europejskiej w trzecim kwartale tego roku. Również wskaźniki pomiaru gospodarczego, takie jak PMI (Purchasing Managers Index), za pomocą których dokonuje się długoterminowych prognoz, pokazały bardzo wysoki wzrost w październiku. Dane ekonomiczne z większości państw Europy Zachodniej, z wyjątkiem Grecji i Hiszpanii, są dobre.

Trudno jednak wyrokować, czy ten trend utrzyma się przez 2-3 kwartały, bo tylko wtedy można będzie mówić o jego trwałości. Odradzanie się Europy może być niestabilne i przebiegać bardzo wolno.

Czemu zawdzięczać mamy tę chybotliwość rynków?

Firmom wciąż trudno o  kredyt, a  bezrobocie spada niezmiernie wolno. Ale także równoważenie się globalnej podaży powoduje, że Europa nie może wyjść z kryzysu dzięki eksportowi, jak to się działo podczas poprzednich krachów.

Inflacja utrzymuje się na razie na niskim poziomie, ale może pójść do góry, bo banki centralne wpompowały do gospodarki sporo pieniądza. Bardzo słaby wewnętrzny i zewnętrzny popyt sprawił, że inflacja cen surowców jest bardzo nikła. Kiedy trend odradzania się z kryzysu gospodarek europejskich utrzyma się przez dłuższy czas, przynajmniej przez 3 kwartały, to zagrozić mu może inflacja, wzrastając o około 1-1,5 proc. w Europie.

Z tego, co Pan mówi, wynika, że stąpamy wciąż po bardzo kruchym lodzie.

– Dlatego nie możemy już pompować deficytów budżetowych. Przeciwnie – w celu utrwalania rozwoju gospodarczego rządy państw europejskich powinny je redukować, jak tylko cykl ekonomiczny na to pozwoli. Przede wszystkim z uwagi na starzejące się populacje.

Po drugie –  rozwój gospodarczy powinien być wspierany przez politykę fiskalną. Żeby nie powtórzyło się to, co w Japonii w połowie lat 90. Banki centralne powinny w odpowiedni sposób we właściwym czasie zmodyfikować politykę stóp procentowych i podaży pieniądza, aby zapobiec zakłóceniom rynkowym: akumulacji ryzyka, nadmiernemu pożyczaniu i nadpłynności finansowej. Takie zjawiska mogą zagrozić stabilizacji finansowej (vide: doświadczenie Greenspana) i równomiernemu rozwojowi gospodarek w najbliższym roku. Już teraz należy pracować nad reformą systemu finansowego, a należałoby ją wprowadzać w najbliższych miesiącach. A także regulacje dotyczące wielkości ryzyka finansowego, jakie banki będą mogły podejmować w przyszłości.

Ale banki zrobiły się teraz bardzo zachowawcze. Jak sam Pan wspomniał, wciąż utrudniają firmom dostęp do kredytów. I nie pomogło wpompowanie pieniędzy przez Fed i inne banki centralne.

Warunki stawiane przez banki przy przyznawaniu kredytu zostały zaostrzone. Gospodarka jest słaba, więc banki unikają jak tylko mogą ryzyka. Poza tym obawiają się, że w swoich księgach rozrachunkowych nie uwzględniły wszystkich strat, spowodowanych „toksycznymi aktywami” i złymi kredytami. A więc krótkoterminowe strategie powinny zakładać „oczyszczenie” ksiąg rozrachunkowych,  a celem długoterminowym powinna być stabilność finansowa (a zatem zminimalizowanie prawdopodobieństwa i wielkości kolejnych zapaści kredytowych) i regulacje bankowe.

Takie regulacje – np. określenie wielkości ryzyka możliwego do podjęcia przez bank – ograniczą jeszcze bardziej banki  i przez to kredyt stanie się jeszcze bardziej niedostępny, co z kolei spowoduje utrzymanie się wysokiego bezrobocia.

Poprawa na rynku pracy jest najściślej związana z aktywnością gospodarki. A po okresie kryzysu gospodarka odradza się bardzo powoli. Firmy potrzebują czasu, by upewnić się, że warunki ekonomiczne poprawiły się, i dopiero wtedy zdecydują o zatrudnianiu nowych pracowników. Poza tym po okresie kryzysu wzrasta efektywność pracowników, w miarę jak zgromadzony przez te firmy kapitał jest wykorzystywany. Później następuje potrzeba wydłużenia godzin pracy, a w końcu zatrudniania nowych pracowników.

Bezrobocie spada szybciej, jeśli koszty pracy nie są wysokie. Wskaźnikiem pomiaru kosztów pracy jest ULC (Unit Labour Costs), czyli stosunek wydatków związanych z pracą do wydajności pracownika. Z punktu widzenia historycznego inflacja ULC była przeciwna do cyklu. Jest to wynik bardzo powolnego dostosowania się rynku pracy do cyklu ekonomicznego (ponieważ płace zaczęły rosnąć w miarę wzrostu zatrudnienia w okresie odradzania się cyklu biznesowego) i także tego, że europejskie firmy nie chcą zmieniać swojej siły pracowniczej w reakcji na warunki ekonomiczne z powodu surowych przepisów, które chronią zatrudnienia i sprawiają, że zwolnienie pracownika jest dla nich bardzo kosztowne. Te regulacje uniemożliwiają firmom zwalnianie pracowników w czasie recesji i zmuszają je do bardzo ostrożnych i powolnych decyzji dotyczących nowego zatrudnienia w okresie odradzania się gospodarki z kryzysu.

Jeśli firmy nie zmniejszają swojej siły roboczej w czasie recesji, to wydajność jest bardzo niska, co powoduje, że wskaźnik ULC jest bardzo wysoki. Zupełnie przeciwna sytuacja ma miejsce w okresie boomu gospodarczego.

Co więcej, europejskie prawo pracy bardzo często chroni prawa pracujących kosztem bezrobotnych, właśnie poprzez utrudnianie firmom procesu zatrudniania. Wszystko to sprawia, że bezrobocie będzie się utrzymywać w pierwszym okresie wychodzenia z kryzysu.

 Nie tylko regulacje mogę przyczynić się do powolnego wzrostu. Najbardziej palącym problem jest odciążenie systemu emerytalnego, który wyraźnie jest w złym stanie.

A czy nie czas, by wycofać się z tych programów? Deficyty budżetowe większości krajów Europy są przecież bardzo wysokie.

Ubytki w finansach publicznych po okresie finansowej niestabilności są nie do uniknięcia. Jednakże ze względu na niski poziom stóp procentowych obsługa długu może stać się bardzo trudna, w najbardziej pesymistycznych scenariuszach wzrost gospodarczy może spaść niżej niż 3 proc. PKB. Jednak gdy tylko gospodarka zacznie się odradzać, będzie musiało dojść do zaostrzenia polityki fiskalnej i monetarnej. Dla inwestorów bardzo ważna jest wiarygodność rządu. Dlatego konieczne jest zrównoważenie finansów publicznych poprzez zdyscyplinowanie instytucji rządowych.

Niemniej szef MFW Dominique Strauss-Kahn ma rację, gdy mówi, że zbyt wcześnie na wycofywanie się z pakietów stymulacyjnych.

rozm. t.p.


Tagi