Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

ZUS nie zbankrutuje, ale emerytury mogą być niskie

Nie trzeba zaawansowanych modeli probabilistycznych, żeby zauważyć, że gdy coraz mniej osób będzie pracowało na coraz więcej i coraz dłużej żyjących, to deficyt się pogłębi – mówi dr Anna Kwiecińska, aktuariusz zakładu w ZUS, autorka „Prognozy wpływów i wydatków funduszu emerytalnego do 2060 roku”.
ZUS nie zbankrutuje, ale emerytury mogą być niskie

Anna Kwiecińska (Fot. ZUS)

Obserwator Finansowy: „ZUS zbankrutuje przed 2020 rokiem”- ostrzegają media. To prawda?

Anna Kwiecińska: Prawdą jest, że składki nie wystarczają na pokrycie wypłat świadczeń teraz i w prognozie do 2060 roku, ale nie będzie tak, że ZUS nagle przestanie wypłacać emerytury i renty. W ustawie o systemie ubezpieczeń społecznych jest jasno napisane, że wypłacalność świadczeń gwarantuje państwo. Zatem tak długo jak państwo będzie wypłacalne tak długo emeryci mogą być spokojni.

Czyli będziecie po prostu wysyłać Ministerstwu Finansów rachunki od 42,5 mld zł w 2017 roku do 217,8 mld zł w 2060 roku?

Kwoty, które pan przytoczył to prognozowany deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, czyli różnica między jego zobowiązaniami a wpływami. W praktyce to rzeczywiście w dobrym przybliżeniu zobowiązania państwa, choć należy pamiętać, że po pierwsze te sumy są prognozowane, po drugie nie uwzględniają drobniejszych kwot np. oprocentowania środków na lokatach bankowych FUS, albo ewentualnych środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej.

Niemniej około 217 mld złotych tylko w 2060 roku państwo będzie musiało wysupłać. To niemało.

Tak, ale nie skupiajmy się na liczbach nominalnych. Te 217 mld złotych będzie miało zupełnie inną wartość niż dziś. Dlatego w prognozie podajemy też kwoty zdyskontowane do cen w 2014 roku i jako procent PKB. Wtedy okazuje się, że w przyszłym roku deficyt wyniesie około 41 mld złotych i 2,13 proc. PKB, a w 2060 roku owe 217 mld złotych będzie odpowiadać niespełna 73 mld złotych w cenach z 2014 roku i 1,4 proc. przyszłego PKB.

Przyjęli Państwo, że do 2060 roku nie będziemy mieli recesji. PKB ma rosnąć o ponad 3 proc. do 2025 roku i o ponad 2 proc. do 2040 roku, a inflacja jak po sznurku o 2,5 proc. rocznie. Tymczasem przykład Japonii pokazuje, że starzenie się społeczeństwa niemal gwarantuje recesję i deflację.

Te założenia makroekonomiczne pochodzą z Ministerstwa Finansów, są przygotowane w trzech wariantach i rzeczywiście w każdym zakładany jest wzrost PKB i co dla nas równie ważne – stały wzrost realnych wynagrodzeń. To istotne, bo wtedy nasze wpływy rosną szybciej niż wydatki.

Pani osobiście też uważa, że Polska od 1992 do 2060 roku ani razu nie doświadczy recesji?

Powiem tak: w środowisku aktuariuszy żywa jest dyskusja czy skoro bierzemy odpowiedzialność za wyniki prognozy to powinniśmy też mieć możliwość rewidowania założeń makroekonomicznych, które wpływają na jej wynik. Jedni uważają, że tak. Inni podkreślają, że w sytuacji, gdy to co planujemy jest tylko jednym z elementów polityki państwa nie możemy przyjmować założeń odmiennych niż inne instytucje państwa, bo wyniki będą nieporównywalne i uniemożliwią skuteczne planowanie wydatków. To spory dylemat.

Co matematycznie najbardziej wpłynęło na wynik prognozy – słabnąca demografia, rosnące PKB, rosnące płace?

Największe znaczenie ma prosty parametr – stosunek osób płacących składki do pobierających świadczenia. Najbardziej wpływa na to demografia, ale nie bez znaczenia jest też aktywność zawodowa w różnych grupach wiekowych. Nie trzeba zaawansowanych modeli probabilistycznych, żeby zauważyć, że gdy coraz mniej osób będzie pracowało na coraz więcej i coraz dłużej żyjących, to deficyt się pogłębi.

Wydolność FUS ma być najmniejsza w latach 2023-2025. Co będzie się wtedy działo?

Na emeryturę będzie przechodził wyż powojenny z jeszcze stosunkowo wysokimi emeryturami, będącymi pozostałością po systemie zdefiniowanego świadczenia. Potem sytuacja FUS się poprawi, bo na emeryturę trafią osoby z niżu lat 60. z relatywnie niższymi emeryturami, w których kapitał początkowy z systemu zdefiniowanego świadczenia będzie odgrywał coraz mniejszą rolę, a coraz większą indywidualnie wpłacone składki. Sytuacja zacznie się ponownie pogarszać około 2040 roku, kiedy na emeryturę przejedzie wyż lat 80., natomiast proces podnoszenia wieku emerytalnego zakończy się. Jak widać wydolność systemu jest ściśle powiązana z piramidą demograficzną.

Załóżmy, że około tego 2023 roku Polska wpada w recesję. Jak źle byłoby z deficytem w takim scenariuszu?

Nie chcę spekulować bez konkretnych liczb, ale powiem ogólnie, że te wyliczenia są bardzo wrażliwe zarówno na pogorszenie koniunktury, jak i jej silną poprawę po recesji. Duże znaczenie mają tu gwarancje zarówno dotyczące indeksacji składek, jak i indeksacji świadczeń, które w przypadku recesji mogłyby się zmaterializować. Tyle, że znaczenie mają tu wysokość płac, liczba osób płacących składki oraz inflacja, a nie bezpośrednio dynamika PKB, chociaż to oczywiście wielkości powiązane z PKB.

Gdyby PKB spadał, a wraz z nim płace, to waloryzacja powinna teoretycznie być ujemna?

Jeśli za wszelką cenę dążymy do poprawy zbilansowania systemu to tak, ale to nie jest sprawa tylko matematyki. Mam wrażenie, że od systemu państwowego oczekuje się jednak pewnych gwarancji. Szczególnie, że odeszliśmy od systemu zdefiniowanego świadczenia do systemu zdefiniowanej składki, w którym z natury rzeczy na ubezpieczonego przenoszone jest większe ryzyko.

W praktyce oznacza to, że o ile dziś emerytura odpowiada około 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia to w 2060 roku będzie to poniżej 30 proc. Emeryci będą skazani na ubóstwo?

Często bywa tak, że systemy, które nie gwarantują adekwatnych świadczeń mogą się znaleźć pod presją społeczną. Wtedy wydolność schodzi na dalszy plan i dokonuje się szybkich zmian. Ostatnio na przykład rząd zaproponował podniesienie emerytury najniższej zwanej również emeryturą minimalną do 1000 zł.

W 2060 roku będzie nas stać na takie zmiany?

W myśl obecnych przepisów państwo dopłaca do emerytury minimalnej osób z odpowiednio długim stażem składkowym. Przy aktualnie obowiązujących przepisach okazałoby się, że w 2060 roku dotyczy to tyko 120 tysięcy osób i kosztuje 320 mln złotych licząc w cenach z 2015 roku zdyskontowanych inflacją. Gdyby zachować wymagania co do stażu, a tylko waloryzować emerytury minimalne pełnym wzrostem wynagrodzeń wówczas już 2,5 mln osób kwalifikowałoby się do dopłaty, która w cenach z 2015 roku odpowiadałaby 25 mld zł. Ciężko przewidywać czy państwo w 2060 roku taką kwotę udźwignęłoby czy nie.

A jak się pani spodziewa?

Spodziewam się, że emerytury najniższe będą podnoszone, ale w takich warunkach demograficznych o wydolności systemu nie da się zapomnieć. Trzeba będzie zatem znaleźć jakiś złoty środek. Ogólnie kompromis pomiędzy wydolnością finansową systemu, a adekwatnością świadczeń jest rzeczą trudną, ale też dlatego należy na te zagadnienia patrzeć razem, a nie osobno.

Anna Kwiecińska – dr nauk matematycznych, aktuariusz zakładu w ZUS, członek Polskiego Stowarzyszenia Aktuariuszy. Wraz z pracownikami departamentu statystyki i prognoz aktuarialnych ZUS przygotowuje długoletnie prognozy wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), z którego ZUS wypłaca emerytury, renty i zasiłki. Prognozę 50 letnią tworzy się co trzy lata, pięcioletnią co roku.

Anna Kwiecińska (Fot. ZUS)

Tagi


Artykuły powiązane

Technologia w sukurs ludzkiej pracy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ uchodźców z Ukrainy do Polski na skutek inwazji rosyjskiej nie zmieni trendu przechodzenia gospodarki analogowej na cyfrową – mówi dr hab. Jakub Górka z Wydziału Zarządzania UW, doradca prezesa ZUS ds. FinTech i e-płatności, ekspert PSMEG w Komisji Europejskiej.
Technologia w sukurs ludzkiej pracy