Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Francja w gospodarczych opałach

Rok temu, tuż po objęciu urzędu, François Hollande ogłosił decyzję o obcięciu o 30 proc. własnych uposażeń oraz członków rządu. Po obniżce prezydent zarabia brutto ponad 13 tys. euro miesięcznie, tyle samo, co tysiące całkiem poślednich „luminarzy” UE. W puszącej się Francji trudno o wymowniejszy symbol potwierdzający, że kraj jest w opałach.
Francja w gospodarczych opałach

Francois Hollande (CC By NC ND Francois Hollande)

Wbrew niektórym medialnym nagłówkom, nie są to jakieś niezwykle ciężkie tarapaty, zwłaszcza jeśli oceniać je ze środkowoeuropejskiej perspektywy, ale nad Sekwaną są powodem do dużych zmartwień. W ciągu ostatnich 12 miesięcy Francuzi zaliczyli już trzy kwartały ze spadkiem PKB w relacji do poprzedniego okresu: w drugim oraz czwartym kwartale 2012 r. i w pierwszym kwartale 2013 r. W każdym z tym okresów spadek był jednakowy – wynosił 0,2 proc.

W dłuższej perspektywie historycznej też dobrze nie było. Między rokiem 1990 a 2011 PKB przypadający na głowę mieszkańca wzrósł we Francji o 23,1 proc. Gorzej, w zestawieniu sporządzonym przez OECD, a obrazującym długookresowy wzrost gospodarczy w wartościach porównywalnych parytetu siły nabywczej (PPP) z 2005 r., wypadają jedynie Włochy (wzrost w tym samym okresie o 14 proc.), Japonia (16 proc.) i Szwajcaria (16,4 proc.). Tempo wzrostu innych najbogatszych państw Zachodu jest nawet dwukrotnie szybsze od francuskiego. W Wielkiej Brytanii i Szwecji wskaźnik za ten sam okres przekroczył 40 proc., a w USA wyniósł 33 proc.

Z jednoczynnikowego porównania nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków, lecz rzuca się w oczy, że lepiej radzą sobie od Francji zarówno państwa hołdujące podejściu bardziej rynkowemu, jak również te z etatystyczno-socjalistycznym zacięciem gospodarczym. To może świadczyć, że źródła problemów są bardzo głęboko.

>>Prof. Andrzej K. Koźmiński: Ekipa rządząca jest zbyt uzależniona od lewackich pomysłów

Na marginesie, warto zauważyć, że Polska jest w tym zestawieniu na samej górze. U nas PKB per capita wzrósł przez ponad 20 lat więcej niż dwukrotnie (o ok. 120 proc), co wśród członków OECD stawia Polskę na trzecim miejscu po Korei Płd. (o 152 proc.) i Estonii. Polska nadrabia dzielnie, ale w wielkościach bezwzględnych dystans do Francji jest nadal ogromny. PKB per capita w cenach stałych z 2005 r. wyniósł we Francji w 2011 r. 30 tys. dol., a w Polsce 18 tys. dol.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

François Schröder czy Jacques Hollande?

Francuzi nie mają jednak najmniejszego zamiaru przyrównywać się do Polski. Ich punktem odniesienia są w Europie Niemcy, a na świecie USA. Tymczasem, muszą ustępować pola także rywalom z drugiego rzutu. Nawet jeśli dane dotyczące Holandii są mylące ze względu na kupieckie talenty Holendrów i wielki udział reeksportu, to jednak nie przynosi chwały Francuzom to, że eksport z Holandii jest obecnie większy niż ich, chociaż Niderlandy są czterokrotnie mniej ludne.

Późną jesienią 2012 r. „The Economist” pytał, czy nowego francuskiego prezydenta będzie niebawem można nazwać w łagodnym żarcie „François Schröder”, czy też bardziej pasowałby „Jacques Hollande”. Redaktor tygodnika sugerował, że Francji potrzeba wyraźnej poprawy konkurencyjności i śmiałości w tej robocie, na miarę byłego kanclerza Niemiec. Poprzez rozsądne oszczędności i głębokie wyłomy w rozpasanej opiekuńczości Schröder stworzył podwaliny pod dzisiejsze, niezłe fundamenty gospodarcze Niemiec, ale stracił władzę i on, i SPD. „Jacques Hollande” symbolizowałby natomiast z jednej strony lewicowe pustosłowie, a z drugiej gnuśność, z jaką traktował wyzwania prezydent Chirac (1995-2007).

W pierwszym roku urzędowania przykład Niemiec na nowego prezydenta Francji i jego otoczenie nie podziałał. Wartością nadrzędną dla rządzących pozostał wynik najbliższych wyborów, a długookresowe powodzenie kraju znalazło się co najwyżej na drugim planie. Jednak populistyczne posunięcia, w rodzaju próby podniesienia najwyższego progu podatku dochodowego do 75 proc., czyli do poziomu konfiskaty, nie zapewniły francuskiemu przywódcy znośnych notowań w sondażach.

W końcu kwietnia 2013 r. prezydent Hollande zmienił zatem ton zasadniczo. Przedtem biznes francuski był grzmocony gdzie popadło, teraz nagle zaczęło się przyciskanie przemysłowców do prezydenckiej piersi. Trzystu przedsiębiorców, zgromadzonych na zaproszenie gospodarza w Pałacu Elizejskim, usłyszało, że czynią kraj bogatym i stwarzają miejsca pracy tak potrzebne ludowi Galii. Z konkretów dowiedzieli się m.in., że zmniejszony ma zostać, podniesiony w gniewie przed pół rokiem, podatek od zysków kapitałowych (impôt sur les plus values).

>>zobacz video: Błędy Hollanda ciężko będzie naprawić

Klinem podatkowym nie tylko w biznes

W Polsce stosowna danina nosi nazwę „podatek od dochodów kapitałowych”, ma stałą wysokość 19 proc. niezależnie od wysokości dochodu i nazywana jest potocznie „podatkiem Belki”. We Francji stawka też jest jedna, ale wynosiła jeszcze przed podwyżką aż 34,5 proc. (15,5 proc. w obciążeniach na rzecz systemu ubezpieczeń społecznych i 19 proc. „czystego” podatku). W sąsiednich Niemczech odpowiednik nazywa się Abgeltungsteur i sięga 25 proc. Efektywna stawka w Niemczech przekracza jednak 28 proc., bowiem do stawki podstawowej dolicza się dodatek solidarnościowy na potrzeby wschodnich landów oraz co nieco na kościoły.

We wrześniu 2012 r. wprowadzono we Francji bardzo duże podwyżki tego podatku. W najmniej korzystnych wariantach może on teraz uszczuplać dochody ze sprzedaży np. akcji i udziałów aż o 62 proc. Do tego dochodzi wysoki podatek dochodowy od przedsiębiorstw, CIT. W OECD wyższe stawki nominalne CIT są jedynie w USA i Japonii (najwyższe).

Summa summarum, podatki są we Francji dotkliwe i to nie tylko dla biznesu. Tzw. klin podatkowy obrazujący pozapłacowe koszty pracy (w tym z tytułu podatków i obowiązkowych składek płaconych przez pracodawców i pracobiorców) należy do najwyższych w OECD. Lepiej mają się pod tym względem jedynie francuskie rodziny z dochodami powyżej średniej i z co najmniej dwójką dzieci, bo wówczas klin podatkowy spada i lokuje Francję gdzieś w środku grupy OECD.

Po gromkich protestach przedsiębiorców François Hollande obiecał, na wspomnianym spotkaniu z przedsiębiorcami, liczne odstępstwa od reguły podatkowej i ulgi od wymiaru podatku od dochodów kapitałowych. „Nagradzane” podatkowo ma być długie posiadanie akcji i udziałów w relatywnie młodych przedsiębiorstwach, a także przekazywanie ich sukcesorom w rodzinie. Niższe stawki miałyby ponadto zastosowanie przy sprzedaży firmy, jeśli jej motywem jest przejście właściciela na emeryturę. W takich dogodnych okolicznościach wymiar capital gains tax mógłby zejść we Francji nawet do 23,8 proc., a więc w okolice średniej europejskiej.

Gdy wielkim źle, cierpi gospodarka

Jeśli plany te zostaną zwieńczone powodzeniem i wejdą w życie, to pojawi się szansa poprawy miejsca Francji w globalnym rankingu konkurencyjności, sporządzanym pod egidą Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Pod względem zakresu i dolegliwości podatków Francja została sklasyfikowana w bieżącej edycji tego zestawienia na kompromitującym 128 miejscu (na 144 uwzględnione państwa). Podobnie żenującą pozycję (126) przypisano Francji pod względem ciężaru, jakim kładzie się na biznes nadmiar regulacji.

Jeszcze gorzej jest z relacjami między pracownikami, a pracodawcami (137 miejsce) oraz w kwestii praktyki zatrudniania i zwalniania z pracy (141). Ranking ten opracowywany jest z punktu widzenia kół gospodarczych i biznesu, a zatem ostatnie miejsca dla Francji, to z drugiej strony świetne wiadomości dla przeciętnych Francuzów, korzystających garściami ze szczodrobliwości państwa. W dłuższej perspektywie taka postawa obywateli rokuje jednak jak nagorzej dla nich samych i dla ich państwa.

Trzeba przyznać, że Francja per se, czyli sama w sobie, interesuje nas mniej, niż możliwość pobierania nauk na jej przykładzie. Profesor ekonomii John van Reenen z London School of Economics opublikował pół roku temu wraz z prof. Luisem Garicano (też LSE) i Claire Lelarge, z francuskiego Narodowego Instytutu Statystyki i Studiów Ekonomicznych (Insee) oraz z podobnego instytutu CREST, pracę pt.Firm Size Distortions and the Productivity Distribution: Evidence from France. Jej celem było zbadanie i zmierzenie wpływu nadmiernych regulacji stosunków pracy na wydajność firm i całej gospodarki. Wziąwszy pod uwagę wyniki rankingu World Economic Forum, autorzy opracowania raczej nieprzypadkowo wzięli na warsztat właśnie Francję.

Badacze wykorzystali wielką różnicę na gorsze w biurokratycznej mitrędze i realnych kosztach ponoszonych przez firmy francuskie, gdy zatrudnienie w nich przekracza pułap 49 osób. Wyniki analizy potwierdziły wnioski intuicyjne. Obciążenie regulacyjne, w połączeniu ze sztywnością wynagrodzeń, prowadzą do istotnie wyższego bezrobocia i tzw. zbędnej straty społecznej w wyniku złego rozmieszczenia zasobów (ang. deadweight loss).

Restrykcyjne przepisy płacowe sprawiają, że zwłaszcza duże firmy zatrudniają niechętnie i są ostrożne w ustalaniu wysokości płac. W sytuacji przeregulowania działalności gospodarczej, jak ma to miejsce np. we Francji, wielcy pracodawcy tracą z powodu konieczności opłacenia wyższych kosztów wynikających z mnogości przepisów, a pracownicy cierpią z powodu sztucznie pomniejszonych wynagrodzeń. Zyskują małe i średnie firmy. Dzieje się tak, ponieważ korzystają z dobrodziejstw niższych płac, jako skutku podejścia wielkiego biznesu, a jednocześnie nie muszą ponosić kosztów związanych z dodatkowymi obowiązkami, bo te dotyczą tylko firm zatrudniających powyżej 50 i więcej osób.

W rezultacie, przepisy z zakresu prawa pracy obciążające większe firmy, w połączeniu z restrykcjami usztywniającymi wysokości płac, prowadzą we Francji do obniżenia produkcji i sztucznego zmniejszenia rozmiarów przedsiębiorstw. Zbyt dużo osób pracuje w małych firmach, a zbyt mało w dużych i traci na tym cała gospodarka. Straty wywołane uciążliwościami nakładanymi przez niezliczone przepisy są małe (poniżej 1 proc. PKB) gdy płace są elastyczne, lecz rosną do bardzo poważnych rozmiarów (ponad 5 proc. PKB), gdy biurokracji towarzyszą sztywne płace.

Na marginesie warto zauważyć, że wspomniana praca to niezły przyczynek do dyskusji o dalekosiężnych skutkach podwyżek płac minimalnych. Na wymuszonych podwyżkach, bez uzasadnienia w profitach z kwitnącej gospodarki, traci ogół pracobiorców.

Koza prezydenta

Naśladować Francji w gospodarce i w podejściu do rynku oraz do wolności gospodarczej nie należy, ponieważ prowadzi to do opłakanych skutków makroekonomicznych. Pod względem wielkości deficytu budżetowego w relacji do PKB Francja znalazła się na 114 miejscu w rankingu konkurencyjności WEF. Jeszcze bardziej wstydliwe, 130 miejsce, zajęła w zestawieniu ujmującym relację całkowitego zadłużenia rządowego do PKB.

Podejście prezydenta Hollande do biznesu jako żywo przypomina klasyczny dowcip o kozie, wprowadzonej za radą rabina do zatłoczonej izby i o niesamowitej poprawie warunków mieszkaniowych, jaką przyniosło lokatorom pozbycie się z domu bydlęcia. Poza kozą w formie obietnic dotyczących impôt sur les plus values, przywódca Francji zapowiedział też lekcje ekonomii dla uczniów w wieku od 11 lat, a także zdjęcie stygmatów z przedsiębiorców, którzy doświadczyli upadłości swoich firm.

Na początku maja Paryż zapowiedział ponadto, że w najbliższej dekadzie o 20 mld euro zwiększy wydatki na poprawę dróg i energetycznej sieci przesyłowej. Tu trzeba jednak podkreślić, że drogi we Francji już dziś należą do najlepszych na świecie, a podana kwota stanowi jakieś 0,1 proc. PKB i jest mniej niż symboliczna.

Premier Jean-Marc Ayrault mówi ostatnio o prywatyzacji w formie sprzedaży udziałów państwa w licznych francuskich firmach. Mogłoby to przynieść dużo pieniędzy, ale zapewne mało korzyści. Trudno bowiem uwierzyć, żeby w atmosferze nawoływań przez rządzących socjalistów do zarzucenia w Europie polityki oszczędnego gospodarowania środkami budżetowymi (austerity), lewicowe władze nie zmarnowały lwiej części tak łatwo pozyskanych miliardów (sama tylko sprzedaż 3,12 proc. akcji firmy Safran, z branży lotniczej, przyniosła ostatnio niemal 450 mln euro).

W świetle braku wizji i szamotania się od ściany do ściany perspektywy Francji są raczej mgliste, a szkoda, bo to piękny kraj z wielkimi osiągnięciami, które mogłyby być jeszcze większe. Można tej ocenie zarzucać czarnowidztwo, ale trudno o bardziej optymistyczne spojrzenie, gdy Bernard Poignant – prominentny polityk rządzącej Partii Socjalistycznej, na co dzień burmistrz Quimper w Bretanii, a także doradca prezydenta Hollande, mówi w rozmowie z „The Wall Street Journal”, że „redukcja deficytu, elastyczność zatrudnienia i pracy oraz konkurencyjność to nie są elementy oprogramowania (software) socjalistów”.

OF

Francois Hollande (CC By NC ND Francois Hollande)
(infografika Darek Gąszczyk)
Wzrost-PKB-per-capita-w-państwach-OECD

Otwarta licencja


Tagi