Autor: Martyna Kośka

Ekspert rynków Europy Środkowej i Wschodniej; doktoryzuje się z ochrony konsumentów na rynku usług finansowych.

Gazowy kontrakt lepszy dla Chin niż Rosji

Minął miesiąc od podpisania przez Chiny i Rosję umowy o dostawie rosyjskiego gazu przez kolejne 30 lat. To „historyczna umowa", dzięki której Gazprom nie tylko uzyskał nowy rynek zbytu, a Rosja pokazała, że potrafi nawiązywać szybkie sojusze gospodarcze, w czym nie przeszkadzają nałożone sankcje – tak brzmiały pierwsze komentarze.
Gazowy kontrakt lepszy dla Chin niż Rosji

(CC BY Albert Alien)

Jak zawarcie umowy ocenia prasa zagraniczna? Jakie skutki może mieć umowa dla Rosji, a jakie dla Europy?

Przypomnijmy: 21 maja w Szanghaju Rosja i Chiny zawarły umowę, w której zakontraktowały dostawy 38 mld m3 gazu rocznie przez trzy kolejne dekady. Podpisanie porozumienia nastąpiło w obecności prezydentów obu krajów, Władimira PutinaXi Jinping. Gazpromowi bardzo zależało na zawarciu porozumienia, które negocjowane było od 10 lat, ale wyraźne przyśpieszenie prac nastąpiło dopiero po wydarzeniach na Ukrainie i zaognieniu relacji gospodarczych z Unią Europejską.

Wiele wskazywało na to, że Putin wróci do domu bez umowy – ostatecznych jej porozumień nie udało się wynegocjować pierwszego dnia szczytu i światowe media zdążyły już obwieścić fiasko rozmów. Jakkolwiek umowa o dostawach gazu nie była jedynym przedmiotem spotkania, to bez wątpienia miała ona charakter kluczowy i nie zawarcie jej uniemożliwiłoby mówienie o rosyjskim sukcesie negocjacyjnym. A ten jest dziś bardziej potrzebny niż kiedykolwiek w ostatnich latach – wszak dawno Rosja nie musiała udowadniać praktycznie całemu Zachodowi, że potrafi prowadzić swoją gospodarkę nawet wbrew niemu.

Sukces wizerunkowy, ale gospodarczo niewiele się zmieniło

Beneficjentem umowy są jednak raczej Chiny, dla których wydarzenia na Ukrainie otworzyły nowe, lepsze warunki do negocjacji. Szczegóły umowy gazowej nie są jawne, opinia publiczna nie zna nawet ceny, jaką Chiny zapłacą za jednostkę gazu (czyli za 1000 m3; szef Gazpromu Aleksiej Miller stwierdził, że to „tajemnica handlowa”), ale w obecnej sytuacji Rosja na pewno nie uzyskała tyle, ile by mogła zażądać w innych okolicznościach.

Zawierając umowę, Rosja uzyskała nowego nabywcę gazu, przy czym nie będzie to czołowy odbiorca surowca – czym jest bowiem 38 mld m3 w stosunku do  160 mld m3, które rokrocznie dostarcza do Unii Europejskiej? Zawarcie umowy w tym, a nie innym momencie ma dla Rosji wymiar przede wszystkim polityczny – pozwala jej  na większą nieustępliwość w negocjacjach z UE. Tyle, że  prawa do owej nieustępliwości nie będzie mogła Moskwa korzystać nazbyt często, gdyż największym kupującym pozostaje Unia Europejska i nieprędko inny kraj (organizacja państw) wyprzedzi ją w wartości zakupów. Z punktu widzenia Europy ważna jest nie tylko uprzywilejowana pozycja, jaką ta zachowa w kalkulacjach Gazpromu, lecz także to, że zawarcie umowy z Chinami nie powinno zarażać dostawom dla niej przewidzianym. CNPC (China National Petroleum Corporation) będzie zaopatrywana ze złóż znajdujących się we Wschodniej Syberii, podczas gdy do Europy płynie gaz z Zachodu.

Forbes uważa, że zawierając umowę, Rosja pokazała, że nie ma zaufania do zachodniego kapitału. Zdaniem Deutsche Welle obie strony wygrały dzięki zawarciu umowy i nie można mówić, by któraś z nich skorzystała bardziej. Zhao Huasheng, chiński ekspert ds. Rosji przypomina, że Rosja od dawna próbuje zrównoważyć swoje wpływy na wschodzie i zachodzie i zawarta umowa jest naturalną tego konsekwencją. Zdaniem gazety Chiny mogą niedługo stać się największym odbiorcą gazu i do końca dekady nabywać od Gazpromu 1/3 potrzebnego surowca.

Taki obrót rzeczy zrekompensowałby Rosji straty spowodowane ewentualną blokadą dostaw gazu na Zachód. Dla Chin natomiast wcale nie najważniejsza jest cena, za jaką będzie nabywała gaz (a jak zostało powiedziane, ta jest zapewne bardziej korzystna, niż byłą omawiana na etapie wcześniejszych negocjacji), lecz też zabezpieczenie lądowych dostaw gazu. Gdy w maju tego roku Chiny rozpoczęły odwierty na spornych terenach Morza Południowochińskiego, które Hanoi uważa za swoją część, w Wietnamie wybuchły gwałtowne rozruchy, w wyniku których kilkoro Chińczyków poniosło śmierć, a ponad 100 trafiło do szpitali.

To pokazuje, jak ważne dla Chin jest zabezpieczenie lądowych dostaw gazu. I wreszcie – argument ekologiczny. Keith Crane z RAND Environment, Energy, and Economic Development Program przypomina, że Chiny naprawdę wiele wysiłku wkładają w ostatnich latach w to, by zmniejszyć poziom zanieczyszczeń, a przecież jednym z głównych ich sprawców jest spalanie węgla kamiennego.

Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Szymon Kardaś jest znacznie mniej entuzjastyczny, gdy chodzi o zwycięską pozycję Rosji w całej tej sprawie. Uważa, że w związku z niemożnością przekierowania dostaw gazu systemem rurociągowym z Europy do Azji oraz wspomnianymi już dysproporcjami dostaw do Europy i Chin, polityczna waga kontraktu będzie niewielka. Zwraca też uwagę na możliwe niebezpieczeństwo, polegające na tym, że niska cena dostaw rosyjskiego gazu do Chin może zostać wykorzystana przez odbiorców europejskich do żądania od Gazpromu kolejnych obniżek cen.

„Zawarty kontrakt, jakkolwiek jest kolejnym krokiem w zakresie intensyfikacji współpracy gospodarczej rosyjsko-chińskiej, w praktyce pogłębia jej asymetryczny charakter, przekształcając systematycznie rosyjskiego partnera w energetycznego wasala Chin” – konkluduje analityk.

The Guardian przypomina Europie, że ta powinna zupełnie poważnie myśleć o konsekwencjach, jakie może mieć dla niej umowa. „Nie ma wątpliwości, że poprzez nawiązanie współpracy z Chinami, w dłuższej perspektywie to Rosja zyskuje przewagę w polityce gazowej nad Europą. Może to grozić przekierowaniem gazu przeznaczonego Europie do Chin. Teoretycznie jest to pusta groźba, zważywszy, że zakontraktowane 30 mld m3 dla Chin to wciąż niewielka wielkość w porównaniu do wielkości ustalonych dostaw do Europy”.

Prawdziwe niebezpieczeństwo tworzą jednak nie liczby, a utrata przez Europę najważniejszego argumentu w jakichkolwiek sporach. Gdyby teraz Unia zapowiedziała, że zmniejsza zamówienia na gaz na tak długo, jak Rosja nie przestanie zachowywać się niezgodnie z zasadami, Rosja może powiedzieć – powodzenia, poczekam, aż przemyślicie sprawę i wrócicie. Takie przeciągnie liny nie może trwać zbyt długo, bo Unia póki co, nie ma innych źródeł, z których może pozyskać tak duże ilości gazu.

Oczywiście, alternatywy są, ale skorzystanie z nich miałoby niewiele wspólnego z zasadami ekonomii. „Wyzwaniem dla Europy jest to, że nie ma alternatywy, która w pełni zastąpiłaby rosyjski gaz lub też zastępowałaby go w tej samej cenie. Rozwijanie alternatywnych źródeł wymaga czasu. Można nabywać płynny gaz ziemny (LNG), jest dostępny z kilku źródeł (z Kataru, Nigerii i Stanów Zjednoczonych), jednak koszt jego sprowadzenia będzie wyższy, niż cena samego surowca, a do rachunku trzeba jeszcze dodać koszt budowy infrastruktury, potrzebnej do przyjęcia dostaw” – pisze The Guwrdian.

Wspomniany wcześniej Keith Crane wskazuje natomiast na pozytywne dla zachodnich odbiorców konsekwencje, które mogą być następstwem zawartej umowy. Ukończenie budowy gazociągu do Chin spowoduje, że rynek światowego gazu będzie lepiej zintegrowany, a zgodnie z zasadami ekonomii, głębsza integracja sprzyja efektywności cenowej, więc połączenie rynku wschodniego i zachodniego powinno, przynajmniej teoretycznie, być zwiastunem pozytywnych zmian dla wszystkich zainteresowanych stron.

Kierunek: Ameryka?

Odważny scenariusz rozwiązania problemu widzi Vadim Volovoy z litewskiego  think tanku Public Agency the Centre for Geopolitical Studies. Jest zdania, że skoro w trakcie pobytu w Europie prezydent Barack Obama zapewnił, że Stany Zjednoczone dostarczą Europie każdą ilość gazu, o jaką ta wystąpi, to dla Unii lepiej będzie skorzystać z usług partnera droższego, lecz bardziej wiarygodnego, niż Rosja. Przywołuje badania amerykańskiej firmy Sanford C. Bernstein & Co, która wyliczyła, że Europa musiałaby zmniejszyć zapotrzebowanie na gaz o 15 mld m3 rocznie i zainwestować 215 mld dolarów przez kolejne 5 lat, by móc powstrzymać się od zakupu rosyjskiego gazu.

Tyle co najmniej musiałaby wyłożyć Europa, by przestawić się na zakupy z Ameryki. Czy to nie nazbyt dużo? Volovoy przekonuje, że choć liczba wydaje się ogromna, to jednak długotrwałe korzyści biorą górę nad wydatkami, które trzeba poczynić. „Po pierwsze, choć amerykański gaz nie będzie tańszy, to lepiej współpracować z bardziej wiarygodnym dostawcą. Po drugie, czy suma 215 mld dolarów rocznie jest zbyt wygórowana, jeśli wziąć pod uwagę długoterminowe zyski z inwestycji? Rosja twierdzi, że sankcje ekonomiczne Zachodu mogą przynieść pozytywny rezultat, gdyż kraj odejmie działania, które przez lata były odkładane, a przykład rozpocznie produkcję tych towarów, które dotychczas były importowane”. Volovoy wspomina też o czynniku psychologicznym, którego nie rozwija, ale zapewne chodzi o to, że Europa kupiłaby sobie spokój, gdyż Rosja nie mogłaby wywierać na niej już nigdy gazowej presji.

Litewski analityk jest raczej osamotniony w postulatach dotyczących konieczności rozwijania amerykańskiego systemu dostaw gazu. Co do jednego nie można mu natomiast odmówić racji: Europa powinna wykorzystać aktualną sytuację do rozwijania alternatywnych źródeł gazu, przy czym nie chodzi o kraj pochodzenia, lecz źródeł energii. Kryzys zawsze sprzyja podejmowaniu odważnych decyzji, do których brakuje śmiałości w czasach prosperity.

Jeszcze przed zawarciem majowej umowy Financial Times wzywał Europę do, jak to nazwał, wyrwania się z nałogu, jakim jest rosyjski gaz. Dziennik obawia się wprawdzie, że porzucenie nałogu będzie niczym praca Herkulesa, skoro jednak nie ma być to „syzyfowa praca”, to ryzyko jest warte podjęcia. Jakkolwiek teoretycznie możliwości zastąpienia rosyjskiego gazu czymś innym jest wiele (rozbudowa terminali LNG, możliwość wydobycia gazu łupkowego między innymi w Wielkiej Brytanii), to w praktyce dopiero po 2018 r. będzie można mówić o realnych nowych możliwościach dla kupującego.

Co do tego czasu? „Niektórzy decydenci mają nadzieję, że pewnego dnia odnawialne źródła energii zastąpią gaz. Kryzys na Ukrainie doprowadził do częściowej rehabilitacji węgla: wprawdzie silnie zanieczyszcza on środowisko, ale wielcy eksporterzy, tacy jak USA, pozostają z Europą w dobrych stosunkach”.

Skoro już wiadomo, że gaz łupkowy prawdopodobnie nigdy nie będzie miał dla Europy takiego znaczenia, jak ma dla Ameryki (a powodów jest kilka, poczynając od tego, że wciąż nie wiadomo, jak wielkie są jego złoża na naszym kontynencie), Europa, chcąc zmniejszyć zależność od dostaw z Rosji, musi skorzystać z całego wachlarzu zadań. Według autorów Financial Times, służyć temu mogą szersze wykorzystanie energii dieslowskiej, ograniczanie aktywności tych obszarów przemysłu, które zużywają najwięcej gazu (to faktycznie zmniejszy zapotrzebowanie na gaz, ale wywoła inne niepożądane konsekwencje, więc trudno poważnie rozpatrywać taką propozycję), ograniczenie konsumpcji gazu dla ogrzania domów.

(CC BY Albert Alien)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Po agresji Rosji Na Ukrainę, która spowodowała szokowy wzrost cen surowców energetycznych, ożyły obawy o trwałość postpandemicznego ożywienia gospodarczego. Konflikt zbrojny pokazał jednocześnie skalę uzależnienia krajów członkowskich UE od dostaw węglowodorów i węgla z Rosji.
Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem

Kategoria: Analizy
Mimo wzrostu wzajemnych obrotów handlowych, podpisywania umów na nowe projekty energetyczne i prób ograniczenia roli dolara w handlu zagranicznym Chiny jeszcze długo nie zajmą miejsca zachodnich państw w gospodarce Rosji.
Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem