Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Groźba, które uratuje Europę

Żaden z problemów dotyczących dwóch kluczowych elementów integracji europejskiej - euro oraz swobody podróżowania wewnątrz Obszaru Schengen - nie został w 2015 r. rozwiązany. Wydarzyło się jednak coś, co stwarza nadzieję, iż przywódcy Europy wyjdą poza „radzenie sobie jakoś” i w 2016 roku wprowadzą śmielsze rozwiązania; otóż wiarygodność zyskała groźba ekspulsji.
Groźba, które uratuje Europę

Daniel Gros

Poważne wady unii monetarnej w Europie obnażył już globalny kryzys gospodarczy, który zaczął się w 2008 roku. Trzeba było jednak niemal śmiertelnego doświadczenia kryzysu euro z lat 2010-2012, żeby zmusić jej przywódców do działania – czyli do utworzenia dużego funduszu w celu pomocy krajom przeżywającym kłopoty i do ustanowienia unii bankowej. Od powstania tej unii – która obejmuje sprawowanie nadzoru przez Europejski Bank Centralny i początki funduszu na rzecz restrukturyzacji upadających banków, lecz nie zawiera wciąż jeszcze wspólnego systemu ubezpieczenia depozytów – minęły już ponad trzy lata. Nadal daleko jej jednak do doskonałości.

Pomimo tych wad unia bankowa pomogła utrzymać spokój na rynkach finansowych w pierwszej połowie 2015 roku gdy nowy rząd Grecji pod przewodem premiera Alexisa Tsiprasa zakwestionował zasadniczą cechę podejścia Europy do kryzysów finansowych w poszczególnych krajach. Cechą jest to, że otrzymujący wsparcie muszą zacisnąć pasa. Greccy wyborcy w lipcowym referendum poparli rozwiązanie, za którym agitował Tsipras. Grecy odrzucili zdecydowanie warunki – w tym ostre oszczędności – jakich spełnienia domagali się wierzyciele w zamian za nowe wsparcie ratunkowe.

W parę tygodni później wszystko się zmieniło. Tsipras zaakceptował program ratunkowy, który pod pewnymi względami był nawet ostrzejszy, niż ten odrzucony przez wyborców. Posunięcie to poparła przeważająca większość wyborców i członków parlamentu.

Powód tego zwrotu o 180 stopni jest oczywisty: Wolfgang Schäuble, niemiecki minister finansów, zasugerował po referendum, że Grecji powinno się zaproponować „wakacje” od euro. Było to lekko zawoalowane ostrzeżenie, iż rozważa się wykluczenie Grecji ze strefy euro. I groźba ta najwidoczniej zadziałała.

Potencjalne implikacje tej groźby są dyskusyjne. Wedle niektórych interpretacji oznacza ona, iż strefa euro stała się de facto systemem o stałym kursie, a jego opuszczenie mogłoby właściwie być korzystne zarówno dla kraju przeżywającego kłopoty, jak i dla jego bardziej konkurencyjnych partnerów. Gdyby tak rzeczywiście było, to dni strefy euro byłyby policzone.

Może właściwsze byłoby jednak rozpatrywanie przypadku Grecji jako dowodu odporności strefy euro, która wciąż ma silny urok. Przecież Grecja nawet pomimo spadku PKB – większego niż w Stanach Zjednoczonych podczas Wielkiego Kryzysu lat 30. XX wieku – wolała pozostać w strefie euro zamiast wracać do drachmy. A przecież dałoby jej to pewne dodatkowe narzędzia odzyskania konkurencyjności i oznaczałoby znaczne przycięcie należności wierzycieli.

Jeśli poprawna jest druga z tych interpretacji, oznacza to, że unia monetarna w Europie – choć nadal pełna wad – staje się bardziej spójna. Skoro członkostwa w strefie euro nie można uważać za pewnik, skoro kraje, które nie przestrzegają wspólnych reguł można po prostu wyrzucić, to państwa będą się bardziej starać o pozostanie w niej.

Podobną ewolucję widać w odniesieniu do problemów z strefą Schengen. Jest on – podobnie jak strefa euro – strukturą niekompletną, gdyż zniesiono w nim granice wewnętrzne bez stworzenia wspólnego mechanizmu strzeżenia granicy zewnętrznej.

Do niedawna brak ten nie stanowił palącego problemu, bo dyktatorskie reżimy na Bliskim Wschodzie i w Afryce kontrolowały presję migracyjną, jaka występowała wskutek wojen i upadku gospodarki. W ostatnim czasie, w efekcie ogromnego wzrostu imigracji do Europy – spowodowanego przede wszystkim nasileniem wojny domowej w Syrii – te wady Schengen wysunęły się jednak na pierwszy plan. Od lata zeszłego roku kraje na tzw szlaku bałkańskim – najpierw Grecja, a potem Węgry i Słowenia – uginały się pod naciskiem setek tysięcy uchodźców, próbujących dostać się w bezpieczne miejsce.

Początkowa reakcja Europy była niespójna, poszczególni członkowie UE przyjmowali całkowicie odmienne podejście do tej nawałnicy. Kontrole graniczne przywracano jednak na coraz to liczniejszych granicach wewnętrznych – ostatnio na duńskiej granicy z Niemcami. Zdaniem wielu wygląda na to, że Schengen jest w rozsypce.

Ponowne ustanowienie kontroli na niektórych granicach jest jednak tylko środkiem przejściowym. Jej celem, podobnie jak w przypadku kontroli przepływu kapitałów w Grecji (a do niedawna – na Cyprze), jest zahamowanie kryzysu do czasu wprowadzenia lepszych mechanizmów. Poza tym nadal kontrole graniczne stanowią wyjątek, a nie regułę.

Kraje Schengen wiedzą, że powrót do pełnej kontroli na wszystkich granicach wewnętrznych byłby nadzwyczaj kosztowny, zmuszałby do przesunięcia znacznych środków, przeznaczanych dziś na cele pierwszoplanowe – na walkę z przestępczością i terroryzmem. Właśnie dlatego przywódcy nadal zdecydowani są zachować otwartość granic wewnętrznych przy jednoczesnym wzmocnieniu granicy zewnętrznej – nawet gdyby to miało oznaczać (jak wyraźnie powiedziano Grecji) unieważnienie członkostwa w Schengen kraju, uznanego za niezdolny do wypełnienia przypadających nań obowiązków.

To, że zarówno strefa euro, jak i Obszar Schengen, przetrwały wiele ciężkich prób, jakim musiały stawić czoła, wynika z jednego powodu: że swoim członkom zapewniają one praktyczne, namacalne korzyści. Ekonomiści nazywają to „preferencjami ujawnionymi”. Wypływająca z integracji europejskiej wartość dodana wykracza obecnie poza samo członkostwo w UE i obejmuje uczestnictwo w takich podgrupach jak strefa euro czy strefa Schengen, które mają bardziej bezpośredni – i namacalny – wpływ na życie codzienne oraz na wybory polityczne o charakterze kluczowym.

W świecie rzeczywistym deklaracje szczytnych zasad znaczą o wiele mniej niż konkretne działania. A konkretne działania ubiegłoroczne – dokładnie zaś ostrzeżenie, że kraje, które nie przestrzegają reguł, zostaną wyrzucone – sugerują, że rok 2016 przyniesie większy, choć tylko częściowy postęp w kierunku silniejszej strefy euro i rzeczywistej unii politycznej.

Daniel Gros jest dyrektorem Center for European Policy Studies.

© Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org

Daniel Gros

Tagi