Autor: Iain Begg

wykładowca London School of Economics

Indeks PMI wysoki, ale punkt krytyczny przed nami

Europejska gospodarka wciąż jeszcze może pójść na dno, choć wskaźnik PMI w sektorze produkcyjnym jest najwyższy od ponad roku. Bo prawdziwy test kondycji gospodarki w strefie euro nastąpi dopiero po odstawieniu kroplówki.

Mamy w Unii największy w ciągu dwóch ostatnich lat wzrost indeksu PMI – do 52,4 proc. Wskaźnik ten od IV kwartału 2008 r. utrzymywał się na poziomie 50 proc. To chyba dość namacalny znak, że gospodarka się odradza?

Przede wszystkim zwrócę uwagę na fakt, że to cząstkowa informacja – o zamówieniach, które otrzymali producenci, a nie o produkcji jako takiej.  Traktowałbym ją zatem jako prognozę, a nie raport o tym, co się zdarzyło. Prognoza jest dobra. Gospodarka się powoli odradza, zwłaszcza we Francji i Niemczech. Trudno jednak na jej podstawie powiedzieć, że mamy do czynienia z trendem już nieodwracalnym. Wskaźnik nie dotyczy np. gospodarki brytyjskiej, która od 3 kwartałów znajduje się  złej kondycji; co wpływa w pewnym sensie na osłabienie strefy euro.  Wciąż utrzymuje się deficyt w handlu miedzy np. Hiszpanią, Włochami a Wielką Brytanią. Włochy z tym problemem sobie jeszcze radzą, szukając rynków w krajach arabskich, ale Hiszpania już nie.

Ale można powiedzieć bardzo ostrożnie, że sytuacja gospodarcza zaczyna zmieniać się na lepsze. Bardzo ostrożnie – bo choć warunki dla produkcji poprawiły się w ostatnich miesiącach, przedsiębiorstwa nie zwiększają zatrudnienia.  W ubiegłym tygodniu raport nt. bezrobocia w Unii wskazywał, że powiększyło się bardziej niż w grudniu 2009 r. Taka sytuacja trwa już od 20 miesięcy. Jej rezultatem jest przekonanie przedsiębiorców, że najlepsza recepta na kryzys to cięcie i oszczędzanie. Indeks PMI wskazuje, że to się zaczyna powoli zmieniać. Mogę zaryzykować z prognozą, że przybędzie od 1 do 3 procent miejsc pracy więcej w następnym kwartale w porównaniu z poprzednim.

To chyba sygnał, że czas wycofywać pakiety stymulacyjne, bo zaczną psuć rynek?

Nie. Wycofanie się teraz z pakietów, gdy gospodarka zaczyna się rozpędzać, byłoby posunięciem katastrofalnym. Musimy pamiętać, że PMI indeks mówi jedynie o sytuacji w przemyśle produkcyjnym, który nie stanowi  nawet 20 proc. gospodarki w Unii. Pakiety stymulacyjne wprowadzono, by zwiększyć popyt. A popyt na samochody spadł w ostatnich dwóch kwartałach 2009 r. prawie 1,5 raza w porównaniu z dwoma poprzednimi. Podobnie było z materiałami potrzebnymi, by gospodarka się odbiła się od dna: półprzewodnikami, stalą czy rzadkimi metalami. Popyt na półprzewodniki w strefie euro poszedł w dół w 2009 r. o 12 proc. w porównaniu z 2008 r.

I dlatego Francja, która wpompowała najwięcej pieniędzy w pobudzenie popytu, dziś ma najlepsze wyniki, a Hiszpania, która skupiła się w swoim programie stymulacyjnym na pomocy socjalnej, jest w najgorszej sytuacji. Poza Grecją, oczywiście.

Jeszcze za szybko na wyciąganie daleko idących wniosków, ale podkreśliłbym jeszcze, że coraz bardziej wyraźna staje się przepaść między gospodarkami radzącymi sobie lepiej w warunkach kryzysu, jak Niemcy, Francja, Włochy, Austria czy Holandia, a tymi, które dołują: Hiszpanią, Irlandią, Grecją.  A zatem odradzanie się gospodarki przebiega dwutorowo. Hiszpania i Grecja wydają się wpadać w drugą recesję, podczas gdy wzrost w pozostałej części strefy euro przyspiesza.

Jeśli zestawimy informacje o wzroście PMI w Europie z wzrostem PMI w Południowej Afryce oraz wzrostem PKB w USA, to możemy odetchnąć: najgorsze w tej recesji jest już za nami?

Powiedziałbym raczej, że globalna gospodarka odbiła się i coraz bardziej wznosi do góry. Myślę, że stwierdzenie, że najgorsze etapy mamy za sobą, jest przedwczesne. Musielibyśmy wykluczyć wariant, że gospodarka znów pójdzie na dno. A tego, niestety, nie da się jeszcze powiedzieć z trzech powodów: braku stałego wzrostu PKB przynajmniej przez 4 kwartały pod rząd, wysokiego zadłużenia i bezrobocia. To są trzy problemy, które potencjalnie mogą doprowadzić do kolejnego załamania. Ale podkreślam słowo „potencjalnie”.

Jest jeszcze drugi aspekt. Stany Zjednoczone podobnie jak niektóre kraje Europy, Hiszpania czy Francja, posłużyły się artylerią największego kalibru, by zatrzymać kryzys: pakietami stymulacyjnymi i radykalnym obniżeniem stóp procentowych. I te kraje po pewnym czasie będą musiały wycofać się z pakietów stymulacyjnych. Taki kraj jak Polska po doświadczeniach z lat 90. zdaje sobie doskonale sprawę, na czym to polega. Że w okresie redukcji pakietów wzrost gospodarczy spowalnia. Dlatego wycofywanie się z programów stymulacyjnych będzie momentem krytycznym dla strefy euro.

Rozmawiał: Krzysztof Nędzyński


Tagi