Kapitulacja Światowej Organizacji Handlu

Skończyły się czasy wielostronnych rozmów handlowych, pozostały preferencyjne umowy handlowe. Zawarte w nich wzorce, ustanowione przez państwa silniejsze gospodarczo, będą zyskiwać na znaczeniu. Jest niepokojące, że niektórzy ekonomiści postrzegają kapitulację WTO, jako  sposób na jej „ocalenie”. WTO, jak wioska w czasie wojny wietnamskiej, musi być doszczętnie zniszczona, by mogła zostać ocalona.
Kapitulacja Światowej Organizacji Handlu

Doha, Katar (CC BY-NC etnobofin)

Pomimo wysiłków takich państw, jak Wielka Brytania i Niemcy oraz starań prawie wszystkich wybitnych ekspertów ds. handlu Runda z Doha, czyli ostatnia faza wielostronnych negocjacji na temat światowego handlu po dziesięciu latach rozmów zakończyła się w listopadzie ubiegłego roku fiaskiem. I podczas gdy politycy ze Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej odpowiedzialni za sprawy handlowe, przyczyn niepowodzenia wcześniejszej rundy negocjacji, która odbyła się w 2003 roku w Cancún, upatrywali w nadmiernych żądaniach wysuwanych przez zrzeszone w grupie G-22 kraje rozwijające się, to tym razem w zasadzie panuje zgoda co do tego, że to USA i ich nieuzasadnione (i twarde) żądania położyły kres rozmowom. Więc, co teraz?

Nieosiągnięcie porozumienia w sprawie liberalizacji handlu, jakim powinna zakończyć się runda negocjacji w Doha oznacza, że świat utracił zyski z handlu, które mógłby osiągnąć, jeśli rozmowy te zakończyłyby się sukcesem i podpisaniem traktatu. Na tym jednak cała sprawa się nie kończy: fiasko Doha wstrzymuje praktycznie w nadchodzących latach kwestię liberalizacji wielostronnego handlu.

Multilateralne negocjacje na temat handlu są oczywiście tylko jednym z filarów, na których opiera swoją działalność Światowa Organizacja Handlu (WTO). Jednak podcięcie tego filara ma niekorzystny wpływ na dwa pozostałe: kompetencje tworzenia zasad przez WTO oraz mechanizm rozwiązywania sporów. W tych obszarach koszty niepowodzenia negocjacji mogą okazać się wysokie.

Dotychczas preferencyjne umowy handlowe (PTA), zawierane pomiędzy mniejszymi grupami państw koegzystowały z wielostronnymi, nie torpedując w żaden sposób rozmów na temat liberalizacji handlu. W efekcie zasady obowiązujące w handlu, takie jak np. cła antydumpingowe i cła wyrównawcze, mające stanowić przeciwwagę dla nielegalnych subwencji, były domeną zarówno Światowej Organizacji Handlu jak i regulowane za pomocą preferencyjnych umów handlowych. Kiedy dochodziło do konfliktu, nadrzędne znaczenie miały zasady WTO, ponieważ umożliwiały one egzekwowanie praw, które obowiązywały wszystkich członków WTO, podczas gdy PTA określają prawa obowiązujące jedynie nielicznych sygnatariuszy tych umów.

Tak więc, kiedy  w preferencyjnych umowach handlowych silnym, „sprawującym hegemonię” państwom takim jak Stany Zjednoczone udawało się narzucać słabszym partnerom swoje własne zasady i tym sposobem je rozpowszechniać, to jednak duże gospodarki wschodzące takie jak Indie, Brazylia, Chiny czy RPA obstawały za odrzuceniem podobnych żądań, kiedy zaczynano je wysuwać podczas wielostronnych rozmów na temat handlu jak np. w Doha.

Teraz jednak, kiedy  skończyły się już czasy wielostronnych rozmów na temat handlu oraz era, w której obowiązywały zasady obejmujące cały system, a pozostały jedynie preferencyjne umowy handlowe, zawarte w nich wzorce – ustanowione przez państwa, które w tych nierównych traktatach handlowych pełniły rolę hegemona wobec krajów gospodarczo słabszych – będą stale zyskiwać na znaczeniu. Faktycznie, takie wzorce zaczynają obecnie wykraczać poza kwestie czysto handlowe i zaczynają funkcjonować również w takich obszarach jak standardy pracy, ochrona środowiska, polityka wywłaszczeniowa oraz prawo do narzucania kontroli bilansu płatniczego w czasie kryzysów finansowych.

Stany Zjednoczone zainicjowały już błyskawiczną kampanię PR, polegającą m.in. na żonglowaniu eufemizmami. I tak reprezentująca  w sprawach handlu stronę amerykańską Wendy Cutler określiła ostatnią preferencyjną umowę handlową – o partnerstwie trans-pacyficznym (Trans-Pacific Partnership) jako „umowę spełniającą wysokie standardy”. Inni amerykańscy politycy posunęli się nawet do nazwania PTA „umowami handlowymi XXI wieku”. A kto mógłby być przeciwko czemuś, co spełnia standardy XXI wieku?

Niepokojący przy tym wydaje się styl, w jakim niektórzy ekonomiści w Genewie i Waszyngtonie specjalizujący się w sprawach handlu skapitulowali wobec takiej propagandy i postrzegają kapitulację WTO, jako  sposób na jej „ocalenie” i zreorganizowanie. Światowa Organizacja Handlu, podobnie jak wioska w czasie wojny wietnamskiej, aby mogła zostać ocalona, musi być najpierw doszczętnie zniszczona.

Niestety ten podstępny atak na drugi z filarów WTO odbije się również na trzeciej podporze organizacji, czyli mechanizmie rozwiązywania sporów (DSM). Mechanizm ten stanowi dumę WTO: jest to jedyny bezstronny i wiążący mechanizm rozstrzygania sporów i egzekwowania postanowień wspólnej umowy, określony przez WTO i zaakceptowany przez jej członków. Zapewnia on wszystkim państwom członkowskim bez względu na ich wielkość  forum, na którym mogą się wypowiadać.

Kiedy jednak mechanizmy załatwiania sporów będą bazowały na wzorcach zaczerpniętych z preferencyjnych umów handlowych, to ich rozstrzygnięcia będą odzwierciedlały asymetrię w pozycji poszczególnych państw, z korzyścią dla tego, które jest handlowo silniejsze. Ponadto, kraje nie objęte umowami będą praktycznie wyłączone z tych mechanizmów, mimo iż kształt tych rozstrzygnięć może mieć znaczący wpływ na ich interesy.

Biorąc pod uwagę fakt, iż Stany Zjednoczone zrezygnowały z jakichkolwiek pretensji do przewodzenia w światowym handlu, to główne gospodarki wschodzące oraz mające podobny punkt widzenia państwa wysokorozwinięte powinny teraz ustanowić własny wzorzec, który dotyczyłby zarówno celów jak i tych elementów, które w handlu przeszkadzają, a które konkretne grupy interesów w państwa hegemonicznych, takich jak USA, usiłują narzucać za pomocą PTA. Tak właśnie postąpiły Indie w stosunku do Unii Europejskiej, która aktualnie usuwa tego rodzaju zapisy z zaproponowanej przez siebie preferencyjnej umowy handlowej.

Inne gospodarki wschodzące, jak np. Brazylia, RPA i Chiny, a spośród krajów wysokorozwiniętych Japonia i Australia powinny również popierać takie „wolne od śmieciowych zapisów” preferencyjne umowy handlowe. To może okazać się właściwą odpowiedzią na nadmierny wzrost znaczenia tych umów preferencyjnych, których głównym celem jest służenie partykularnym interesom państw hegemonów – być może nawet taka odpowiedź okaże się wystarczająca do tego, aby powrócić w handlu do podejścia multilateralnego.

Autor jest profesorem Prawa i Ekonomii na Uniwersytecie Columbia, członkiem Rady Stosunków Międzynarodowych, współprzewodniczącym Grupy Ekspertów Wysokiego Szczebla powołanej przez rządy Wielkiej Brytanii, Niemiec, Indonezji i Turcji.

Copyright: Project Syndicate, 2012
www.project-syndicate.org

Doha, Katar (CC BY-NC etnobofin)

Tagi