Komu pomaga obecność w strefie euro

Zrobimy w Polsce to, co musimy zrobić w naszej drodze do strefy euro – powiedział 27 maja w wywiadzie dla Euronews premier Donald Tusk. - Nastrój to nastrój, ale są też konkretne kryteria – odparował, pytany przez dziennikarza o słabnący entuzjazm Polaków wobec wspólnej waluty. Nie bez znaczenia są doświadczenia gospodarek, które już znalazły się w strefie euro. Warto się im przyjrzeć.
Komu pomaga obecność w strefie euro

Decyzję o wejściu do strefy euro podejmiemy w Polsce, gdy spełnimy kryteria z Maastricht- mówi premier Donald Tusk.(CC BY-SA Πρωθυπουργός της Ελλάδας)

– Decyzję o wejściu do strefy euro podejmiemy w Polsce, gdy spełnimy kryteria z Maastricht – kontynuował premier Tusk w rozmowie z Euronews. – Niektórzy twierdzą, że nasza dobra sytuacja finansowa i ekonomiczna wynika z tego, że odcięliśmy się od euro, ale wierzę, że wejdziemy do strefy euro w odpowiedzialny sposób. Nawet jeśli jest we mnie mniej entuzjazmu niż wcześniej, wystarczy go, by wejść do strefy euro.

Przed trzema laty Tusk zaskoczył wszystkich oświadczeniem, że Polska przyjmie wspólną, europejską walutę już w roku 2011. Jeszcze większym entuzjastą był Jacek Rostowski, który przed dziesięciu laty wspólnie z Andrzejem Bratkowskim, obecnym członkiem Rady Polityki Pieniężnej nawoływał do jednostronnego przyjęcia w Polsce euro przed wejściem do Unii Europejskiej.

Kryzys schłodził entuzjazm

Globalny kryzys finansowy, a zwłaszcza jego skutki dla strefy euro schłodziły entuzjazm. Ujawniły się wszystkie wady wspólnej waluty. Jeszcze jesienią 2008 przeważała opinia, że strefa euro jest bezpiecznym schronem, który pozwoli bezpiecznie przetrwać kryzys. Gratulowano Słowacji, która wskoczyła do schronu w ostatnim momencie – przyjęła wspólną walutę 1 stycznia 2009 roku.

Wciąż entuzjazm dla wspólnej waluty utrzymuje się w małych krajach bałtyckich. Estonia dołączyła do strefy euro 1 stycznia 2011. Litwa i Łotwa chcą wejść do eurolandu 1 stycznia 2014 r.

Inaczej jest w Bułgarii, gdzie początkowy entuzjazm dla euro opadł po wybuchu kryzysu w sąsiedniej Grecji. Premier Bojko Borysow oficjalnie zapewnia jednak, że jego kraj postara się je wprowadzić za trzy lata. Z kolei Rumunia szykuje się do akcesji w 2015 r.

Zdecydowanie euro-sceptyczne są władze Węgier. W kwietniu węgierski parlament przyjął nową konstytucję, w której znalazł się zapis mówiący o tym, że krajową walutą jest forint. „Kraj nie jest jeszcze gotowy na euro. Przed 2020 rokiem to niewyobrażalne”, stwierdził premier Viktor Orbán. Niewykluczone, że Węgry obok Polski będą ostatnim krajem naszego regionu, który utrzyma własną walutę.

Deprecjacja zaszkodziła i pomogła

Pierwsze objawy kryzysu w krajach Europy Środkowej, mających elastyczne waluty zdawały się potwierdzać opinie o bezpiecznym schronie strefy euro. Już w sierpniu 2008 roku zaczęła się deprecjacja walut środkowoeuropejskich. Do końca roku złoty stracił 13 proc., forint 12 proc. czeska korona 10 proc., a ukraińska hrywna aż 35 proc. Spadek trwał jeszcze w pierwszych miesiącach 2009 roku i dotyczył zwłaszcza forinta i złotego.

Deprecjacja stwarzała problemy gospodarstwom domowym i firmom, mającym kredyty w walutach obcych. Miliardowe straty ponieśli posiadacze opcji walutowych, które miały zabezpieczyć przed wzrostem wartości krajowych walut. Spadek kursu powodował też szybki wzrost długu publicznego. Wszystko to mogło prowadzić do destabilizacji gospodarki, fali bankructw i głębokiej recesji. Znacznie bezpieczniejsza wydawała się sytuacja krajów, posiadających wspólną walutę.

Deprecjacja złotego budziła ogromne obawy, ale jej ostateczne skutki okazały się dla gospodarki polskiej, a zapewne także dla gospodarek innych krajów, mających elastyczny kurs, pozytywne. Była główną przyczyną poprawy bilansu handlowego (czyli wzrostu eksportu netto). W Polsce eksport w roku 2009 liczony w euro spadł o blisko 20 proc., ale liczony w złotych nieznacznie wzrósł. Import liczony w euro skurczył się o 27 proc., a liczony w złotych o 10 proc. W konsekwencji wzrost eksportu netto był (obok rozluźnienia fiskalnego) głównym powodem wzrostu w Polsce popytu i PKB. W innych krajach naszego regionu kraje, mające elastyczne waluty wpadły w recesję (najcięższą Ukraina), ale wszędzie deprecjacja waluty hamowała jej zasięg.

Gdyby spadek wartości walut był głębszy, być może efekty byłyby dramatyczne, zwłaszcza dla przedsiębiorców uwikłanych w opcje walutowe i kredytobiorców, zadłużonych w silnych walutach. Kryzysu wynikającego ze spadku wartości walut udało się jednak uniknąć, między innymi dzięki cięciom stóp procentowych za granicą (w strefie euro, a przede wszystkim w Szwajcarii), co sprawiło, że kredyt walutowy stał się tańszy. Będąc poza strefą euro mogliśmy „jechać na gapę” – korzystać z terapii, stosowanej w krajach strefy euro.

Pułapka currency board

W największym stopniu kryzys dotknął kraje Europy Środkowowschodniej, nie będące w strefie euro, które wcześniej przyjęły sztywne kursy walutowe. Litwa, Estonia i Bułgaria miały od dawna reżym currency board, Łotwa przyjęła także kurs sztywny i w roku 2005 łat weszła do mechanizmu ERM 2. Stabilizacja walut przyciągnęła do tych krajów znaczny kapitał (głównie inwestycje finansowe), co było głównym czynnikiem ich szybkiego wzrostu przed kryzysem.

Mechanizm ten okazał się jednak pułapką, gdy rynki finansowe zaczęły obawiać się nadmiernego ryzyka. Kraje o sztywnym kursie, także te, które były w ERM 2 i/lub miały reżym currency board, nie zostały potraktowane przez rynki finansowe lepiej niż kraje o elastycznym kursie. Stanęły przed dylematem: dewaluować walutę, czy za wszelką cenę utrzymywać stały kurs. Wybrały drugie wyjście, chcąc w ten sposób uniknąć fali bankructw.

W latach 2004-2007 do trzech krajów bałtyckich: Estonii, Litwy i Łotwy napłynęły zagraniczne kapitały wartości około 50 mld euro. Mowa o wartościach netto, to znaczy nadwyżce pieniędzy wpływających nad wypływającymi. A łączne PKB tych krajów to około 40 mld euro. Kapitał napływał do banków, które przez kilka lat miały nadpłynność i udzielały niskooprocentowanych kredytów. Dzięki temu gospodarka szybko się rozwijała, w szybkim tempie rosły płace i konsumpcja.

W efekcie zadłużenie zagraniczne Łotwy osiągnęło poziom 135,6 proc. PKB, Estonii 120,1 proc., a Litwy 73,1 proc. Stosująca podobną strategię rozwoju Bułgaria miała w 2009 roku dług zagraniczny 102 proc. PKB. Chodzi rzecz jasna o dług całej gospodarki, gdyż kraje te miały i mają stosunkowo niski poziom długu publicznego. Próby utrzymania sztywnego kursu (zresztą skuteczne) zostały okupione ogromnym spadkiem PKB. Gospodarka Łotwy skurczyła się w roku 2009 o 18 proc., Litwy o 14,7 proc., Estonii o 13,9 proc., Bułgarii „tylko” o 5,5 proc.

Kraje, które wcześniej przyjęły euro: Słowenia i Słowacja w okresie recesji roku 2009 zanotowały spadek PKB, przy czym w Słowenii był on znacznie głębszy niż średnia w Unii Europejskiej. Kraje, mające elastyczne waluty – Polska, Czechy, Węgry, Rumunia i Chorwacja (prawdopodobnie dołączy do Unii jeszcze w tym roku) zanotowały w roku 2009 spadki (z wyjątkiem Polski) od 7,1 proc. w Rumunii do 4,1 proc. w Czechach.

Reżym walutowy miał umiarkowane znaczenie dla kondycji gospodarek w okresie kryzysu. Większe znaczenie miał poziom zadłużenia zagranicznego oraz załamanie się strategii przyspieszenia wzrostu dzięki napływowi kapitału. Zastanawiające jest przy tym, że Bułgaria, mająca – podobnie jak kraje bałtyckie reżym currency board i równie mocno zadłużona, przeszła przez kryzys ze znacznie mniejszymi stratami niż kraje bałtyckie.

Estonia poniosła koszty wcześniej

1 stycznia 2011 roku do strefy euro przystąpiła Estonia, która szybciej niż jej sąsiedzi uporała się ze skutkami kryzysu. Mimo kryzysu w kilku krajach strefy euro zdecydowała się dołączyć do niej, jako 17 członek eurolandu. – Jesteśmy zwyczajnie za mali, by móc prowadzić własną politykę pieniężną. Wejście do euro uatrakcyjni nasz handel i inwestowanie w naszym kraju poprzez zmniejszenie niepewności – wyjaśniał w wywiadzie dla Agencji Reutersa Jürgen Ligi, estoński minister finansów. W roku ubiegłym Estonia zanotowała wyraźny wzrost – 3,1 proc., a prognozy na rok bieżący mówią o blisko 5-procentowym wzroście.

Kryzys – inaczej niż na Łotwie i Litwie – nie doprowadził w Estonii do pogorszenia wskaźników równowagi fiskalnej. Dług publiczny wzrósł nieznacznie i jest najniższy w Unii Europejskiej – 6,6 proc. PKB.  Estonia spełniła wszystkie kryteria z Maastricht i w lipcu 2010 roku EBC i Ecofin zatwierdziły decyzję o przyjęciu jej do strefy euro. Największe wątpliwości dotyczyły inflacji. W ciągu 12 miesięcy do marca 2010 (ten moment był brany pod uwagę podczas podejmowania decyzji) inflacja w Estonii była ujemna i wynosiła -0,7 proc. Warto zwrócić uwagę, że kryterium inflacyjne staje się coraz trudniejsze do spełnienia na skutek deflacji, panującej w kilku krajach UE, przezywających recesję. Obecnie poprzeczka zawieszona jest na poziomie +1 proc.

Pewnym problemem dla Estonii było kryterium długookresowej stopy procentowej. Rentowność 10-letnich obligacji nie powinna być wyższa niż 2 pkt. proc. ponad średnią rentowność  w trzech krajach o najniższych stopach. Ale dla Estonii nie istnieje benchmark, gdyż kraj ten na skutek niskiego zadłużenia nie emituje 10-letnich obligacji.

Estonia jest prymusem w Unii Europejskiej i w strefie euro. Wprawdzie inflacja rośnie (podobnie jak w całej Unii Europejskiej) i dziś wykracza poza kryteria z Maastricht, ale jej poziom – 2,8 proc. – nie jest niepokojący. Politycy estońscy doszli do wniosku, że zapłacili wystarczająco wysoką cenę utrzymując przez 6 lat koronę w systemie ERM 2 i w tej sytuacji dalsze zwlekanie z przyjęciem wspólnej waluty nie ma sensu.

Głęboka recesja roku 2009 spowodowała obniżenie kosztów pracy. Już w 2008 roku zaczął poprawiać się wynik na rachunku bieżącym, który rok wcześniej zamknął się deficytem 17 proc. PKB. W 2008 roku deficyt wynosił „tylko” 8,7 proc. PKB (1400 mld euro), a od I kwartału 2009 Estonia notuje nadwyżkę. Podobna sytuacja miała miejsce w roku 2010 – nadwyżka na rachunku bieżącym wyniosła około 1 mld euro. Radykalna zmiana sytuacji bilansu płatniczego spowodowała obniżenie krótkookresowego zadłużenia zagranicznego gospodarki estońskiej.

Perspektywy stabilnego rozwoju są dobre, głównie dzięki stabilnym finansom publicznym i rosnącej konkurencyjności gospodarki. Obecność w strefie euro nie zwiększa ryzyka inwestycyjnego – mimo kryzysu w innych krajach – choć trudno też wskazać szczególne korzyści z przyjęcia wspólnej waluty. Poza oczywistą – dalsze pozostawanie w ERM 2 wiązałoby się z większymi kosztami – na przykład koniecznością schładzania gospodarki, dla osiągnięcia ambitnego celu inflacyjnego.

Słowacja wyszła obronną ręką

Sytuacja gospodarcza dwu krajów, które wcześniej przyjęły euro – Słowacji i Słowenii jest nieco inna. Słowacja osiągnęła w ubiegłym roku najwyższe tempo wzrostu w naszej części Europy. Recesję w roku 2009 przeszła mniej boleśnie niż większość krajów w Europie Środkowowschodniej.

W I kwartale 2011 r. słowacka gospodarka rozwijała się w tempie 3,5 proc. (średniorocznym), choć problemem jest rosnąca inflacja, która w kwietniu osiągnęła poziom 3,6 proc.

Nieznaczne spowolnienie wzrostu PKB jest wynikiem zacieśnienia fiskalnego, które przełożyło się na niższe wydatki gospodarstw domowych. W tym roku deficyt fiskalny Słowacji ma spaść z ubiegłorocznego poziomu 7,8 proc. PKB do 4,9 proc. i to pomimo wyższych wydatków na służbę zdrowia i restrukturyzację kolei państwowych. Minister finansów Ivan Miklos wyraził niedawno nadzieję, że wpływy do budżetu będą większe od zaplanowanych i to pomimo kłopotów ze sprzedażą praw do emisji CO2

Gospodarka słowacka jest mocno uzależniona od eksportu, zwłaszcza do Niemiec. Ponieważ Niemcy rozwijają się w rekordowym tempie, powinno to pomóc także Słowacji (i innym krajom Europy Środkowowschodniej). Dynamika gospodarki słowackiej sprawia, że rynki finansowe oceniają ją stosunkowo przyjaźnie.

Słowacja odczuła korzyści z obecności w strefie euro podczas kryzysu. Długoterminowa rentowność obligacji była niższa niż w sąsiednich Czechach (w 2009 roku 5,1 proc. wobec 5,5 proc. w Czechach) i miała tendencję spadającą. Również słowackie CDS są na nieco niższym poziomie niż czeskie. Pamiętać przy tym trzeba, że czeska gospodarka ma mimo wszystko mocniejsze fundamenty niż słowacka. A zatem lepsza ocena przez rynki Słowacji to zasługa strefy euro.

Słowenia przed referendum

Wskaźniki stabilności finansowej Słowenii, która jako pierwszy kraj środkowoeuropejski weszła do strefy euro (1 stycznia 2007 r.), są podobne do  Słowacji. Zadłużenie państwa w ostatnich trzech latach wyraźnie wzrosło, ale wciąż pozostaje na niskim – jak na standardy Unii Europejskiej – poziomie. Państwowe obligacje mają rating Aa2, nieco wyższy niż słowackie (A1).

Dlatego wypowiedź Marko Kranjeca, gubernatora Banku Słowenii, który 27 maja ostrzegł, że jego kraj jest tylko o krok od „krytycznej sytuacji” i może być kolejnym krajem strefy euro, który wpadnie w poważne tarapaty finansowe była zaskakująca. Wprawdzie według projekcji Ministerstwa Finansów tegoroczny deficyt finansów publicznych osiągnie poziom 5,5 proc., zamiast planowanego wcześniej 4,8 proc., ale to wciąż wynik podobny do słowackiego.

Zapewne wypowiedź Kranjeca ma związek z referendum, jakie odbędzie się 5 czerwca w sprawie reformy emerytalnej. Jeśli Słoweńcy odrzucą w referendum możliwość naprawy finansów systemu emerytalnego, socjaldemokratycznemu rządowi Boruta Pahora nie uda się w następnym roku obniżyć deficytu do poziomu wymaganego w strefie euro. Słowenia ma więc poważne problemy polityczne, ale nie musi to oznaczać kryzysu finansowego.

gadomski pkb

Decyzję o wejściu do strefy euro podejmiemy w Polsce, gdy spełnimy kryteria z Maastricht- mówi premier Donald Tusk.(CC BY-SA Πρωθυπουργός της Ελλάδας)
gadomski pkb
gadomski pkb

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu