Autor: Stephen S. Roach

Jest członkiem zwyczajnym wydziału w Yale University; publicysta Project Syndicate.

Koniec centralnego planowania w Chinach

Czy nie jest to pora, żeby Chiny odeszły od koncepcji planowanego wskaźnika wzrostu? Pytanie to zadałem chińskiemu ministrowi finansów, Lou Jiwei, podczas 15. Chińskiego Forum Rozwoju (China Development Forum, CDF), które co roku skupia czołowych przedstawicieli chińskich władz oraz międzynarodowe delegacje uczonych, przywódców organizacji międzynarodowych i szefów firm.
Koniec centralnego planowania w Chinach

Uczestnicząc w CDF od 2000 roku, kiedy to zainicjował je były premier Zhu Rongji, mogę zaświadczyć, iż pełni ono rolę jednej z najważniejszych w Chinach platform dyskusji. Wymianę poglądów podczas Forum premier Zhu traktował jak prawdziwy sprawdzian intelektualny dla chińskich reformatorów.

W tym właśnie duchu zadałem pytanie ministrowi Lou, którego znam od końca lat 90. XX wieku. W tym okresie był on zastępcą ministra finansów, założycielem i przewodniczącym funduszu majątku narodowego Chin, szefem China Investment Corporation, a teraz jest ministrem finansów. Zawsze uważałem go za człowieka bezpośredniego, cechującego się ciekawością intelektualną oraz myśleniem analitycznym w najwyższym gatunku, a także za wybiegającego spojrzeniem w przyszłość zwolennika reform, opartych na rynku. Ulepiony jest z tej samej gliny, co Zhu, jego mentor.

Moje pytanie osadzone było w kontekście nowego rzutu chińskich reform, ogłoszonego na listopadowym Trzecim Plenum 18. Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin. Podczas tego plenum podkreślono „decydującą rolę” sił rynkowych w kształtowaniu następnej fazy rozwoju gospodarczego Chin.

Swoje pytanie poprzedziłem uwypukleniem naturalnej sprzeczności – między założonym celem a prognozą – występującej w ustalaniu głównych zamierzeń gospodarczych. Dowodziłem, że założony cel uosabia przestarzały kaftan bezpieczeństwa centralnego planowania, prognoza jest natomiast znacznie bardziej spójna z wynikami opartymi na działaniu rynku. Wyznaczanie celu uwiecznia wizerunek Chin jako machiny wzrostu, kierowanej przez wszechmocne państwo – czyli rząd, którego nic nie powstrzyma od dążeń do osiągnięcia określonego z góry wskaźnika liczbowego.

Choć może się to wydawać dzieleniem włosa na czworo, dalsze ustalanie zamierzeń gospodarczych w formie obowiązującego celu oznacza wysłanie sygnału w postaci określonej i wyraźnej wskazówki – co wydaje się sprzeczne ze zorientowanymi na rynek intencjami rządu. Czy rezygnacja z tej koncepcji nie stanowiłaby o wiele silniejszego przesłania? Czyż nie pora, żeby Chiny pozwoliły już na zniknięcie tych ostatnich resztek centralnie planowanej przeszłości?

Minister Lou odpowiedział: „To dobre pytanie”.

Chiny – kontynuował – faktycznie odchodzą od twardego niegdyś nacisku na ustalanie wzrostu jako celu. Obecnie rząd podkreśla znaczenie trzech celów makroekonomicznych – tworzenia miejsc pracy, stabilności cen oraz wzrostu PKB. Przy czym, jak wynika z dorocznego „raportu roboczego”, który premier niedawno przedłożył Ogólnochińskiemu Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych, obecnie cele te są wymieniane w takim właśnie porządku, a wzrost PKB znajduje się na końcu tej listy.

Daje to Chinom i twórcom ich polityki znaczne pole manewru jeśli chodzi o obecne spowolnienie wzrostu. W odróżnieniu bowiem od większości zachodnich obserwatorów – wręcz opętanych obsesją na punkcie odchyleń (nawet najmniejszych) od zaplanowanego oficjalnie wskaźnika wzrostu – najwyżsi chińscy funkcjonariusze prezentują dziś szerokie horyzonty. Mniej troszczą się o wzrost PKB jako taki, bardziej natomiast – o udział czynnika pracy w przyroście produkcji.

Jest to szczególnie istotne w sytuacji, gdy wskutek transformacji gospodarka chińska przekroczyła ważny próg – mam na myśli jej przestawienie na wzrost napędzany przez usługi. Mają dziś one największy już udział w gospodarce, a na jednostkę produkcji potrzebują o 30 proc. więcej pracy niż przemysł i budownictwo łącznie. A skoro Chiny stają się gospodarką coraz bardziej zależną od usług i coraz bardziej pracochłonną, to kierujący nią mogą sobie pozwolić na spokojniejsze podejście do spowolnienia wzrostu PKB.

Zeszły rok był tego doskonałym przykładem. Na początku 2013 roku rząd ogłosił, że celem jest utworzenie 10 milionów nowych miejsc pracy w miastach. W rzeczywistości w gospodarce przybyło ich 13,1 mln – mimo, że PKB wzrósł „tylko” o 7,7 proc. Innymi słowy, cel w zakresie zatrudnienia Chiny mogą osiągać już przy wzroście PKB o 7,5 proc. Tamtejsi architekci nie mają zatem powodów, żeby panikować i sięgać po ciężką artylerię środków antycyklicznych. W zasadzie zresztą takie właśnie główne przesłanie przekazali uczestnikom tegorocznego CDF wyżsi przedstawiciele władz: spowolnienie – tak; istotna reakcja polityki gospodarczej – nie.

Zdecydowany co do tego jest również Zhou Xiaochuan, szef Ludowego Banku Chin (banku centralnego – przyp. tłum.). Podkreślał, że PBOC nie kieruje się jakimś jednym celem. Politykę pieniężną bank kształtuje natomiast zgodnie z tym, co jego szef nazwał „funkcją wielokryterialną”, uwzględniającą takie cele jak stabilność cen, zatrudnienie, wzrost PKB oraz stan bilansu płatniczego. Ostatni z tych elementów dodano jako potwierdzenie władzy PBOC nad polityką walutową.

Sztuka, jak podkreślał Zhou, polega na przypisaniu odpowiednich wag każdemu z czterech celów, objętych „wielokryterialną funkcją” polityki pieniężnej. Przyznał, że problem wag poważnie się teraz skomplikował z uwagi na nową potrzebę – zwracania większej uwagi do stabilności finansowej.

Wszystko to sprawia, że obraz Chin rysuje się dziś całkiem inaczej niż podczas pierwszych 30 lat cudu wzrostu gospodarczego w tym kraju. Deng Xiaoping zaczął reformy na początku lat 80. XX wieku. Z biegiem czasu używanym w planowaniu centralnym wskaźnikom liczbowym poświęcano coraz mniej uwagi. Państwowa Komisja Planowania stała się Komisją ds. Ogólnokrajowego Rozwoju i Reform (National Development and Reform Commission, NDRC) – choć nadal mieści się w tym samym budynku przy ulicy Yuetan w Pekinie. Z czasem również kierującym gospodarką udało się ograniczyć zakres sektorowego planowania w sowieckim stylu. Ciągle jednak istniał plan i zagregowany cel wzrostu – a także wszechmocna NDRC, której istnienie zależy od środków nacisku w postaci kontroli.

Teraz to wszystko się skończyło. Nowy „komitet wiodący” w sprawie reform marginalizuje rolę NDRC, a najwyżsi rangą twórcy polityki gospodarczej -odpowiedzialny za budżet Lou Jiwei i kierujący polityką pieniężną Zhou Xiaochuan – bliscy są podjęcia ostatniego kroku w tej długiej podróży ku gospodarce opartej na działaniu rynku. Ponieważ obaj podzielają interpretację elastycznych celów wzrostu, plasują się w zasadzie w tym samym obozie, co politycy z większości krajów rozwiniętych. Plan oznacza dziś praktykę nastawienia na cel. Tak więc obecnie fluktuacje w chińskiej gospodarce i wywołane nimi reakcje władz należy rozważać w tym właśnie kontekście.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

 


Tagi