Kryzys finansowy: gdzie jesteśmy i co nas czeka?

Na to pytanie starali się odpowiedzieć Erik Berglof, główny ekonomista Banku Odbudowy i Rozwoju, Mark Allen, stały przedstawiciel Międzynarodowego Funduszu Walutowego na Europę Centralną i Wschodnią, Jan Winiecki, członek Rady Polityki Pieniężnej, i Dariusz Filar, były członek RPP. Mimo sporej rozbieżności w diagnozach, dyskutanci zgodni byli co do jednego – dynamiczny rozwój nie wróci szybko. Witajcie w trudnych czasach – podsumował swoje wystąpienie prof. Dariusz Filar.

Po blisko trzech latach od wybuchu kryzysu, morzu wylanego atramentu i hektarach zadrukowanego papieru nawet osoba nie mająca za wiele wspólnego z ekonomią wie sporo na temat przyczyn załamania. Jerzy Pruski, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, w otwierającym konferencję wystąpieniu wymienił te najczęściej podawane – niskie stopy procentowe, nadmierna ekspansja kredytowa, bańka na rynku nieruchomości, słaby nadzór finansowy, niewystarczające regulacje i podatna na pokusy ludzka natura.

Nie sposób opisać obecnego kryzysu bez przyłożenia doń adekwatnej miary. Punktem odniesienia dla sytuacji w gospodarce światowej począwszy od 2007 r., coraz powszechniej nazywanej w literaturze anglojęzycznej Wielką Recesją, najczęściej jest Wielki Kryzys lat 30. Erik Berglof pokazał podobieństwa i różnice między tymi okresami. W obu przypadkach tempo spadku produkcji było podobne, lecz teraz odbicie nastąpiło znacznie szybciej niż w latach 30. W czasie Wielkiej Recesji załamanie handlu międzynarodowego jak również przecena na rynkach kapitałowych była początkowo nawet bardziej dotkliwa niż 80 lat temu. Na szczęście również pod tym względem odbicie przyszło szybciej.

Te obserwacje skłaniają Erika Berglofa do wniosku, że Wielka Depresja koniec końców nie była taka straszna. – To był poważny kryzys, ale został powstrzymany przez bardzo aktywną politykę gospodarczą, która z jednej strony rozwiązała pewne problemy, ale też zostawiła głębokie rany i obecnie musimy poradzić sobie z wtórnymi skutkami kryzysu – bezrobociem, kruchym systemem bankowym, osłabionym dodatkowo reformą regulacyjną i deficytami budżetowymi.

– Ożywienie w gospodarce światowej jest szybsze niż się spodziewaliśmy – zgodził się Mark Allen, który z Warszawy obserwuje z ramienia MFW postępy krajów naszego regionu. Istnieje według niego jednak wiele potencjalnych hamulców rozwoju, wśród których wymienił wzrost stopy oszczędności w Stanach Zjednoczonych, bezrobocie i związany z nimi spadek popytu, utrzymującą się nierównowagę w gospodarce światowej oraz wysoki odsetek zagrożonych kredytów w systemie bankowym. Kredyty pozostają niedostępne dla wielu firm, na niektórych rynkach wschodzących dostrzec można oznaki przegrzania, a spadające ceny surowców przemysłowych mogą sygnalizować, że ożywienie wygasa. Największy problem to jest jednak kryzys fiskalny. Mark Allen przedstawił analizę przyczyn wzrostu deficytów budżetowych w ciągu ostatnich lat. Najważniejszą z nich jest spadek wpływów budżetowych. Ta okoliczność odpowiada prawie za połowę wzrostu deficytów notowanych w rozwiniętych krajach. Za blisko jedną szóstą tego zjawiska odpowiada wzrost oprocentowania obligacji skarbowych państw. Niestety, zadłużenie państw rozwiniętych rośnie, i to się raczej nie zmieni.

Prof. Filar podzielił się swoim bardzo oryginalnym spojrzeniem na przebieg kryzysu. – Kiedy myślę o kryzysie finansowym, przed oczyma mam obraz mojego wnuka bawiącego się zabawką Transformers. Taki właśnie jest obecny kryzys – z jednej postaci bardzo szybko przechodzi w drugą. W rzeczywistości mamy dwa kryzysy – finansowy i w sferze realnej, które rozwijają się jednocześnie.

W 2007 r. w USA i Europie było oczekiwane zwykłe spowolnienie gospodarcze wynikające z cyklu koniunkturalnego – wyjaśniał Filar. W tym samym czasie wybuchł kryzys na rynku subprime. Kryzys na rynku kredytów hipotecznych przekształcił się w kryzys obligacji zabezpieczonych długiem – CDO. Ten kryzys przekształcił się w kryzys na rynku pieniężnym lub, inaczej mówiąc, kryzys na rynku międzybankowym. W tej sytuacji banki centralne zaczęły pompować płynność do systemu finansowego. Ograniczenie akcji kredytowej dla sektora przedsiębiorstw przyczyniło się do dalszego spowolnienia realnej gospodarki. Całkiem normalne spowolnienie zostało zaostrzone przez sytuację na rynkach finansowych.

Kryzys na rynku pieniężnym przekształcił się w kryzys instytucji finansowych. Aktywa, które były w ich posiadaniu, uległy znacznej przecenie. Spadły współczynniki wypłacalności. Na skutek tego doszło do bankructw i wykupów instytucji finansowych przez państwo.

Spadek akcji kredytowej przełożył się na załamanie w handlu międzynarodowym. Także konsumenci dostosowali swoje wydatki do mniejszych dochodów, co przełożyło się na mniejszy popyt wewnętrzny. Spadającemu szybko wzrostowi gospodarczemu próbowały zaradzić programy stymulacyjne rządów. Wtedy pojawił się paradoks roku 2010. Polityka stymulacji fiskalnej zaniepokoiła inwestorów, którzy zaczęli wątpić w zdolności krajów do obsługi swojego zadłużenia. W ten sposób kryzys finansowy z 2007 przeistoczył się w kryzys zadłużenia państw, który znowu zagroził życiu instytucji finansowych. Na ratunek po raz kolejny pospieszyły banki centralne, wychodząc poza ramy swojej normalnej działalności. Po realnej stronie gospodarki najgorsze wydaje się być już za nami, choć wycofanie z ekspansywnej polityki pieniężnej może sprawić, że ożywienie będzie wolniejsze.

Z jednej strony mamy więc przekształcający się ciągle kryzys finansowy, z drugiej mniej więcej normalną recesję w realnej gospodarce – podsumował Filar. Zauważył przy tym, że strona finansowa zdaje się znacznie groźniejsza niż realny cykl koniunkturalny. W tej sytuacji jedyne rozwiązanie polega na naprawieniu problemu u źródła. Należy powrócić do rozważnej polityki kredytowej, sprawdzać zdolność pożyczających do spłaty zadłużenia. Z drugiej strony finanse publiczne muszą być oparte na roztropnych regułach.

Z głosem polemicznym wystąpił prof. Jan Winiecki, prezentując stanowisko odmienne od dominującego obecnie wśród ekonomistów, zgodnie z którym kryzys jest dowodem słabości kapitalizmu, wad wolnego rynku i konkurencji. Zdaniem Winieckiego polityka monetarna, regulacje dotyczące rynku mieszkaniowego i regulacje rynków finansowych w Stanach Zjednoczonych stanowią „nieświętą trójcę” – najlepiej uzasadnione empirycznie wyjaśnienie przyczyn i przebiegu kryzysu.

Jeśli bank centralny reaguje tylko wtedy, kiedy na rynkach są spadki, a nie wtedy kiedy są wzrosty, zwiększa się pokusa nadużycia. Ten sposób prowadzenia polityki pieniężnej, określanej kiedyś jako „Greenspan put” (Greenspana zabezpieczenie na okoliczność strat) stworzyły spekulacyjną mentalność na rynkach finansowych.

Po drugie, rządowa polityka wspierania własności domów przyczyniła się do bańki nieruchomościowej. Między innymi na jej skutek w 2006 roku, przed wybuchem kryzysu, kredyty hipoteczne z wkładem własnym na poziomie 25 proc. stanowiły już tylko jedną trzecią wszystkich, co pokazuje jak bardzo obniżyły się standardy polityki kredytowej. Prof. Winiecki wskazuje, że ta polityka jest kontynuowana – kilka dni temu Kongres przyjął ustawę, która wymaga zaledwie 5 proc. wkładu własnego przy kredycie hipotecznym.

Po trzecie, regulacje podlegają prawu nieprzewidzianych konsekwencji. Dotyczy to także regulacji finansowych. Tak było na przykład z wydawałoby się małą zmianą w latach 60., która pozwoliła na powstanie ogromnego rynku eurodolarowego. W ostatnich latach nieprzewidziane konsekwencje regulacji okazały się negatywne. Na przykład Bazylea I ustanawiała wymóg kapitałowy w wysokości 8 proc. Ale w przypadku kredytów hipotecznych, które były uważane za bezpieczniejsze, wymóg obniżono do 4 proc. To mogło mieć sens tak długo, jak kredyty hipoteczne mają, jak w przeszłości, spłacalność na poziomie 98 proc. Jak się okazało, była ona dużo niższa i cena papierów wartościowych na nich opartych załamała się.

Na dodatek seria decyzji doprowadziła do powstania quasi-monopolu agencji ratingowych. A jak Adam Smith zauważył ponad 200 lat temu – monopolista jest leniwy i skąpy i ma wąskie horyzonty. Agencje ratingowe zawiodły pokładane w nich oczekiwania.

Prof. Winiecki obawia się, że ekonomiści dalej niewiele rozumieją, co i dlaczego się stało w kryzysie, a mimo to proponują mnóstwo nowych rozwiązań. W tym przypadku lekarstwo, większa interwencja państwa i ściślejsze regulacje zapobiegawcze, może być gorsze od choroby, zgodnie z prawem nieprzewidzianych konsekwencji.

Zdaniem Winieckiego, powinniśmy zamiast częściowych i wewnętrznie sprzecznych regulacji, wprowadzić zasady, które by współgrały z motywacjami podmiotów gospodarczych. Chodzi o to, aby banki i ich akcjonariusze ponosili ciężar strat, które generują. Ponadto należy rozdzielić bankowość inwestycyjną od bankowości depozytowo-kredytowej, która jest objęta systemem gwarancji. W ten sposób rządy nie będą zmuszane do wykupu wielkich banków inwestycyjno-depozytowych.

Zdaniem Winieckiego na wprowadzenie tych zmian nie ma za wiele czasu. Członek RPP zauważył, iż pierwszy eksperyment z keynesowskim interwencjonizmem trwał od wczesnych lat 50. do późnych lat 70., zanim stał się nieznośny. Tym razem czasu jest mniej – 3 do 5 lat.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej

Kategoria: Analizy
Po upadku systemu z Bretton Woods zwiększyła się skala dyskrecjonalności polityki pieniężnej. Rosnąca popularność kryptowalut wymusiła na bankach centralnych zainteresowanie pieniądzem cyfrowym, który ponownie może zmienić zasady rządzące polityką pieniężną.
System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej