Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Kryzys założył weselszą maskę

Zaczął się karnawał w Wenecji. Nastroje są nieco lepsze niż przed rokiem, twierdzą hotelarze. Są i inne dowody. W zeszłym roku w modzie były katastroficzne wizje rozpadu strefy euro, dziś nastroje są weselsze - Europa podobno najgorsze ma za sobą. Można zakładać weselsze maski. Ale warto pamiętać, że to maski, a za nimi wciąż kryje się kryzys.
Kryzys założył weselszą maskę

(CC By NC SA Vasnic64)

Kilka zjawisk i trendów może skłaniać do zastanowienia, czy przypadkiem kryzys gospodarczy w krajach rozwiniętych nie ustępuje. Pół żartem, można dostrzec, że mniej aktywni są tradycyjni czarnowidze, jak np. Nouriel Roubini. Jeszcze pół roku temu obwieszczał, że 2013 będzie rokiem katastrof, dziś ogranicza się do umiarkowanych ostrzeżeń.

Bardziej serio, widać kilka fundamentalnie pozytywnych zjawisk, które pozwalają sądzić, że dołek koniunktury jest za nami. Odczuwają to rynki. Indeksy giełdowe pną się w górę, indeksy strachu (np. amerykański VIX) są na bardzo niskich poziomach, a rentowności obligacji krajów zagrożonych bankructwem spadają.

Czy ten rok może być rzeczywiście przełomowy w trwającym od pięciu lat gospodarczym marazmie? Gdyby spojrzeć na prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla krajów rozwiniętych, to można odetchnąć – najgorsze faktycznie minęło. Była wielka recesja, było drugie dno, teraz czas na odrabianie strat z ostatnich lat. Nadmierna doza optymizmu byłaby jednak absolutnie nieuzasadniona.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Spójrzmy najpierw na zjawiska, które możemy traktować jako solidne fundamenty obserwowanego na świecie ożywienia gospodarczego. Jest ich kilka.

Po pierwsze, w Stanach Zjednoczonych od kilku miesięcy widać oznaki wyraźnego ożywienia na newralgicznym dla gospodarki rynku nieruchomości, który znalazł się w epicentrum ostatniego kryzysu finansowego. Rosną zarówno ceny jak i sprzedaż domów, co przekłada się automatycznie na wyższy wzrost wydatków konsumpcyjnych.

Towarzyszy temu umiarkowanie wysoki wzrost liczby miejsc pracy (średnio ok. 150 tys. miesięcznie w ubiegłym roku), co również powinno sprzyjać konsumpcji. Istnieje więc szansa, że wkrótce więcej inwestować zaczną przedsiębiorstwa, co powinno przełożyć się łącznie na najwyższy wzrost PKB od zakończenia kryzysu finansowego w 2009 r.

Po drugie, ustąpił kryzys zaufania w strefie euro. Zgodnie z tym, co twierdziła większość ekonomistów i wbrew opiniom panującym w Niemczech, zaufanie było niezależnie od postępu reform w krajach peryferyjnych, ale od determinacji banku centralnego do zapewniania zagrożonym krajom płynności. Ta determinacja wreszcie pojawiła się w połowie 2013 r., dzięki czemu widać oznaki poprawy w realnej gospodarce strefy euro. Czas pokaże, czy poprawa w realnej gospodarce jest na tyle trwała by zaufanie do stabilności strefy euro utrzymało się przez dłuższy czas.

Po trzecie, Chiny uniknęły twardego lądowania. Ostatni kwartał 2012 r. przyniósł pierwsze od dwóch lat przyspieszenie dynamiki PKB. Nie wiadomo, na ile jest to zjawisko trwałe, natomiast istotne jest, że kraj uniknął głębokiego dołka, który niektórzy mu wieścili. Jeszcze pół roku temu media pełne były czarnych prognoz dla tamtejszej gospodarki, widząc zagrożenia w zadłużeniu samorządów i firm państwowych, spadających cenach nieruchomości, niepewności związanej ze zmianą władzy itd. Na razie ryzyka się nie zmaterializowały.

Jednak wspomniane zjawiska nie są na tyle silne, żeby wywołać fundamentalne przewartościowanie oceny tego, co dzieje się na świecie. Obserwujemy okres obniżania poziomu zadłużenia przez rządy i gospodarstwa domowe, co musi obniżać długookresowy poziom wzrostu PKB.

Badania Kennetha Rogoffa i Carmen Reinhart, którzy są absolutnymi guru w dziedzinie studiów nad skutkami kryzysów finansowych, wskazują, że średnie tempo rozwoju w dziesięcioleciu po silnym kryzysie finansowym jest średnio o 1 pkt. proc. niższe niż przed kryzysem. Co więcej, ryzyko wpadania w recesję jest większe niż w okresie przedkryzysowym. Taki dłuższy okres obniżonego wzrostu nazywa się często nową normą (ang. new normal, od statystycznego rozkładu normalnego, którym opisuje się wahania PKB).

Na wykresie powyżej widać, że jeżeli trend wzrostu w krajach rozwiniętych rzeczywiście obniżył się o 1 pkt proc. – z 2,7 do 1,7 proc. – to prognozy MFW mogą okazać się zbyt optymistyczne. Wzrost PKB rzeczywiście powinien przyspieszyć, ale zakładany powrót do starego w takiej sytuacji raczej nie nastąpi. Świat rozwinięty czeka w takim scenariuszu jeszcze kilka lat słabego wzrostu.

Czy są powody by sądzić, że „nowa norma“ to złudzenie i można wydostać się z tej pułapki stosując luźną politykę fiskalną i pieniężną? Część ekonomistów twierdzi, że tak. Najlepszym odzwierciedleniem są prognozy i działania Rezerwy Federalnej USA. Projekcje FED wskazują, że długookresowe tempo rozwoju amerykańskiej gospodarki powinno kształtować się w okolicach 2,6 proc., czyli na poziomie przedkryzysowym. Stąd bardzo silne luzowanie polityki pieniężnej, kierowane przekonaniem, że polityka ta może przywrócić gospodarce przedkryzysową dynamikę rozwoju.

Inne banki centralne również podejmują takie wysiłki. Jednocześnie jednak, na niekorzyść hipotezie o możliwości powrotu do przedkryzysowego tempa wzrostu oddziałuje fakt, że kryzysem dotkniętych jest wiele krajów na raz. Trudno więc osiągnąć wysokie tempo rozwoju poprzez dewaluację waluty i wzrost eksportu.

Zatem porównując obecną sytuację do doświadczeń historycznych, nie widać przekonujących powodów, by sądzić, że ścieżka wyjścia z tego kryzysu będzie inna niż z poprzednich.

A nawet jeżeli uznamy, że tym razem może być lepiej, to trudno nie dostrzec innej cechy kryzysowego krajobrazu: podwyższonej liczby różnych kategorii ryzyka wiszącego nad globalną gospodarką. I nawet jeżeli te ryzyka nie materializują się, to wpływają na nastroje społeczne, na dość powszechne poczucie, że gdzieś na horyzoncie są bardzo czarne chmury. Wymienić można chociażby trzy grupy.

Po pierwsze, narastają napięcia polityczne, które paraliżem decyzyjnym lub złymi decyzjami. Widać je w Europie, po bardzo powolnym postępie w zakresie jakichkolwiek reform na poziomie krajowym i unijnym, w Stanach Zjednoczonych, po największej od trzech dekad polaryzacji politycznej Kongresu oraz w Azji, po narastających konfliktach między Chinami i ich niektórymi sąsiadami.

Po drugie, wysoki jest poziom niepewności związany z długookresowymi efektami ekspansji bilansów banków centralnych. Wprawdzie ekspansja ta uchroniła świat przed depresją, jednak w dłuższym okresie istnieje ryzyko zaburzeń na rynkach finansowych związanych z redukowaniem bilansów przez władze pieniężne.

Po trzecie wreszcie, bardzo niepewny jest los Chin. Kraj ten znajduje się w okresie bezprecedensowo długiego wzrostu gospodarczego i wiadome jest, że musi w pewnym momencie „odzipnąć“. To „odzipnięcie“ może się odbić szerokim negatywnym echem na świecie.

Kraje rozwinięte stają na nogi, ten rok i kolejne lata mogą upłynąć pod znakiem wyższego wzrostu gospodarczego. Ale prawdopodobieństwo, że zaczną maszerować przedkryzysowym tempem nie jest bardzo wysokie.

OF

(CC By NC SA Vasnic64)
(infografika Darek Gąszczyk)
morawski Prognoza-gospodarcza-dla-krajów-rozwniętych

Otwarta licencja


Tagi