Autor: Michał Kozak

Dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie.

Kto zarobi na odbudowie Donbasu

Ukraińskie władze zastanawiają się, jak odbudować zrujnowany przez rosyjskich najemników Donbas. Jeśli w procedury nie wkroczy Zachód, decyzje zapewne nie będą zależeć od efektywności ekonomicznej, tylko od tego, w którym wariancie uda się przetransferować więcej do kieszeni oligarchów związanych z rządzącą ekipą.
Kto zarobi na odbudowie Donbasu

Zniszczenia w Donbasie (CC By UN Ukraine)

Ukraiński rząd przygotował wstępne wyliczenia dotyczące strat spowodowanych wojną w najbardziej uprzemysłowionym regionie kraju – Donbasie. Szacunkowe kwoty wahają się od kilkuset milionów do nawet 8 mld dol.

Długa lista strat

Zniknęły całe dziedziny przemysłu – produkcja w sektorze chemicznym stanęła całkowicie, zawiesiło działalność 80–90 proc. małych i średnich firm, o połowę spadło wydobycie węgla kamienego, a także produkcja w sektorach metalurgicznym i maszynowym. W sumie co drugi mieszkaniec regionu jest dziś bez pracy – wynika z raportu. Wznowienie produkcji w niektórych sektorach może zająć nawet 1,5 roku.

Według rządu wstępny etap odbudowy zniszczonych regionów obwodów ługańskiego i donieckiego miałby kosztować około 1 mld dol. W sumie w regionie zniszczonych lub uszkodzonych jest 11 tys. obiektów infrastruktury, 4,5 tys. domów mieszkalnych, 217 obiektów oświaty, 45 służby zdrowia, 51 kultury i sportu, 81 budynków administracyjnych, 14 obiektów handlowych i 132 zakłady przemysłowe. Konieczne jest dokonanie 5 tys. napraw sieci energetycznych, wodociągowych i ciepłowniczych oraz 1,5 tys. infrastruktury transportu i łączności. W ocenie urzędników w pierwszej kolejności trzeba odbudować prawie 1 tys. domów, 3 tys. obiektów infrastruktury energetycznej, wodnej i ciepłownicej, 55 obiektów oświaty i dziewięć służby zdrowia, a do tego całą uszkodzoną infrastrukturę transportową i obiekty administracyjne. W sumie miałoby to kosztować 190 mln dol. Po zakończeniu tej fazy miała by przyjść pora na odbudowę przemysłu.

Według wyliczeń szefa Komitetu Ekonomistów Ukrainy Andrieja Nowaka przed rosyjską agresją na Donbas przypadało 15 proc. PKB i 25 proc. ukraińskiego eksportu. W wyniku wojny w różnych działach gospodarki spadek produkcji sięga dziś 40–65 proc.

Liczby nie oddają jednak specyficznej sytuacji w regionie. Straty zysków z rozlokowanego w regionie przemysłu budżet państwa raczej nie odczuje. Państwowe firmy ciągle wymagały dotacji, zaś te należące do oligarchów od razu transferowały zyski do rajów podatkowych.

–Z finansowego punktu widzenia, jakby to nie było paradoksalne, Donbas zawsze wymagał dotacji. Produkował, były miejsca pracy, ale z finansowych efektów tej pracy korzystały tylko jednostki, czyli właściciele zakładów. Co więcej, przez ostatnich 15 lat byli oni w tej czy innej formie u władzy i dotowali swoje zakłady z budżetu państwa – ocenia Nowak.

Kopalnie do skasowania

Może się okazać, że poczynione rosyjską agresję zniszczenia pomogą Ukrainie rozwiązać problem z nierentownym górnictwem węgla kamiennego. 95 proc. czynnych kopalni znajduje się na terenach okupowanych, a wiele kopalń zostało wyłączonych z produkcji i w konsekwencji zalanych. To szansa na „wyciągnięcie górników na powierzchnię” i ostateczne zamknięcie deficytowych szybów – zauważaja eksperci.

Górnicy mogliby znaleźć pracę w budownictwie. Odbudowa otwiera też szansę na modernizację – zniszczona infrastruktura to w większości zdekapitalizowane pozostałości po ZSRR, które już dawno wymagały wymiany.

W poszukiwaniu pieniędzy

We wrześniu pod naciskiem prezydenta Petra Poroszenki ukraiński parlament przyjął pakiet dwóch ustaw mających według oficjalnych zapowiedzi zakończyć konflikt. Pierwsza automatycznie zwalnia od odpowiedzialności karnej „uczestników wydarzeń”, a wśród nich oskarżanych o finansowanie bojówkarzy i organizację ruchu separatystycznego szefa parlamentarnej frakcji Partii Regionów z czasów Janukowycza Aleksandra Jefremowa (który kontroluje gospodarkę obwodu ługańskiego) i przejmującego kolejne sfery ukraińskiej gospodarki Rinata Achmetowa – donieckiego oligarchy z przeszłością sięgającą „bandyckich lat 90.”. Jak się zauważa nad Dnieprem, takie rozwiązanie daje rządzącej ekipie pole do targów o ustalenie nowych stref wpływów w ukraińskiej gospodarce.

Druga ustawa – o odbudowie Donbasu – nakłada na państwo obowiązek pokrycia wszystkich wydatków na odbudowę opanowanego przez bojowników (a faktycznie przez Rosję) regionu, odkręcając kurek z pieniędzmi, które zupełnie bez kontroli będzie można wyprowadzać z budżetu pod pretekstem odbudowy.

Składając w parlamencie projekty ustaw, Poroszenko przedstawił swoją wizję zdobywania pieniędzy. Na odbudowę Donbasu miałoby pójść 1 mld dol. z budżetu państwa oraz specjalnego funduszu, „napełnieniu, którego będą poświęcone rozmowy z Unią Europejską”.

Według premiera Arsenija Jaceniuka pieniądze na odbudowę powinny pochodzić od wielkiego biznesu, międzynarodowych darczyńców, z budżetu państwa oraz z wpływów podatkowych z regionów objętych programem.

Rozważa się ustanowienie wakacji podatkowych dla działających nad Dnieprem firm. Teoretycznie zaoszczędone w ten sposób przez firmy środki miałby zostać reinwestowane w ich modernizację. W praktyce zapewne pozwoli to oligarchom na nieskrępowane korzystanie z tego, co ocalało, bez budowania misternych schematów, dzięki którym miliardy dolarów rocznie były przed wojną wyprowadzane z Donbasu do rajów podatkowych.

Zachód ma dość korupcji

Gdy ukraińskie władze apelują o międzynarodową pomoc, poirytowany skalą ukraińskiej korupcji Zachód tym razem, jak się zdaje, postanowił patrzeć ekipie rządzącej na ręce.

Na początku października światło dzienne ujrzały wyniki prac specjalnej misji ONZ i UE, która na miejscu oceniała potrzeby związane z odbudową Donbasu ze zniszczeń wojennych. Według ekspertów pomoc finansowa powinna być wydzielana etapami, a to oznacza ciągłą kontrolę nad wykorzystaniem środków, co powinno utrudnić rozkradanie funduszy.

W pierwszym etapie odbudowa miałaby objąć sektor podstawowywch usług socjalnych i infrastruktury, tak by stworzyć warunki powrotu ewakuowanej ze strefy walk ludności. Dopiero po zakończeniu tej fazy ukraiński rząd miałby ocenić potrzeby regionu w oparciu o szeroką ogólnokrajową strategię rozwoju i w powiązaniu z reformami systemowymi.

Koordynować działania i strumienie finansowe miałaby specjalna rada złożona z przedstawicieli rządu, stałego koordynatora ONZ, dyrektora ukraińsiej filii Banku Światowego i szefa przedstawicielstwa UE w Kijowie. Równolegle miałaby działać komisja techniczna zajmująca się konkretnymi zadaniami. Składałaby się z przedstawicieli agencji do spraw odbudowy Donbasu, ONZ, UE i Banku Światowego.

Znając praktykę działania kolejnych ekip rządzących na Ukrainie, można jednak wątpić, czy nawet tak obudowana instytucjami kontrolnymi pomoc Zachodu nie trafi do kieszeni członków władz, choć taka konstrukcja systemu pomocowego przynajmniej utrudniłaby rozkradanie pieniędzy.

Obawy wynikają także z tego, że ukraińskie władze sięgają po „sprawdzonych fachowców”, którzy dobrze wiedzą, jak dobrać się do budżetowych pieniędzy. Premier Arsenij Jaceniuk mianował na początku października wiceministrem rozwoju gospodarczego i handlu Ołeksandra Suchomlyna. Jak podał specjalizujacy się w śledzeniu zjawisk korupcyjnych kijowski portal Naszi Hroszi, Suchomlyn – który w ekipie Wiktora Januowycza był od marca 2010 r. do kwietnia 2011 r. wiceministrem gospodarki – miał brać udział w ustawianiu przetargów na zakup żywności dla ukraińskiej armii. Budżet państwa stracił na nich około 30 mln dol. Wiceminister ostatecznie został zwolniony ze stanowiska, zachowując jednak funkcję w rządowej strukturze organizującej zakupy nośników energii dla przedsięborstw państwowych. Tam z kolei miał umożliwić monopolizację rynku skroplonego gazu przez powiązanego z synem Wiktora Janukowycza Aleksandrem oligarchę Siergieja Kurczenkę. To właśnie na ministerstwo, w którym znalazł przystań Suchomlyn, przypadnie duża część odpowiedzialności za realizację odbudowy Donbasu i związane z nią przepływy finansowe.

Kolejka oligarchów po „pieniądze na Donbas” już się ustawia. Według szacunków przedstawionych przez szefostwo agroholdingu HarvEast (kontrolowanego przez Rinata Achmetowa) straty w sektorze rolnym Donbasu mogły sięgnąć nawet 5 mld hrywien, czyli około 400 mln dol.

– Do konfliktu w obwodzie donieckim wartość wytwarzanej tam produkcji rolnej sięgała 15 mld hrywien rocznie. To 1/8 tego, co wytwarza całe ukraińskie rolnictwo – oznajmił niedawno dyrektor generalny HarvEastu Simon Czerniawskyj.

Żeby móc rozpocząć zasiewy, firmy rolne z Donbasu będą jego zdaniem potrzebować wsparcia finansowego ze strony państwa – nisko oprocentowanych kredytów i wakacji podatkowych.

Kierowanie powołaną we wrześniu Państwową Agencją do spraw Odbudowy Donbasu powierzono Andriejowi Nikołajence, do niedawna politykowi z obozu Janukowycza. Wzorem dla agencji ma być analogiczna struktura, która zajmowała się inwestycjami związanymi z przygotowaniami Ukrainy do Euro 2012. Jeśli wziąć pod uwagę, że według szacunków oligarchowie z obozu władzy rozkradli przynajmniej 40 proc. przeznaczonych na ten cel budżetowych pieniędzy, nie jest to najlepsza rekomendacja. Tym bardziej, że jak w przypadku mistrzostw szacunki brane są praktycznie z sufitu.

– Zachodnim dyplomatom przekazano informację o potrzebach rzędu nieco mniej niż 1 mld dol., ale jestem pewien że ta liczba będzie o wiele wyższa – zapowiedział niedawno Nikołajenko w wywiadzie dla wydawanej przez Achmetowa gazety „Siegodnia”.

 

Zniszczenia w Donbasie (CC By UN Ukraine)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Czy Elon Musk zarobi na Twitterze?

Kategoria: Analizy
Mieć, czy nie mieć – zdaje się pytać najbogatszy człowiek na świecie. Jeszcze niedawno ogłaszał, że chce kupić Twittera. Dziś próbuje wykpić się z interesu. Jest w końcu biznesmenem, a Twitter to wprawdzie firma wpływowa, ale trudno tę wpływowość przekuć w sukces finansowy.
Czy Elon Musk zarobi na Twitterze?